Każde dziecko jest historią świętą
Z Christiane i Pol-Marie Boldo rozmawia Lilla Danilecka
Christiane i Pol-Marie Boldo są Belgami i założycielami belgijskiej gałęzi dzieła adopcyjnego pod nazwą Emmanuel-SOS-Adoption. Pobrali się 33 lata temu i marzyli o piątce dzieci. Potem w ich życie wkroczył Pan Bóg i obdarzył ich dziewiętnaściorgiem dzieci, z których dziewięcioro jest niepełnosprawnych lub przewlekle chorych. Uśmiechnięci, cisi, pełni Bożego pokoju w oczach. Pod koniec kwietnia 2005 r. Christiane i Pol-Marie Boldo przyjechali do Polski na zaproszenie Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Warszawie oraz Fundacji Polskiej Raoula Follereau, aby zachęcić polskie rodziny do otwarcia się na adopcję dzieci niepełnosprawnych.
Lilla Danilecka: - Jesteście Państwo rodzicami dziewiętnaściorga dzieci i dziadkami siedmiorga wnucząt. Czy, kiedy się pobieraliście, pragnęliście aż tak licznej rodziny?
Pol-Marie Boldo: - Kiedy byliśmy zaręczeni, marzyliśmy o licznej rodzinie. Pragnęliśmy mieć czworo, pięcioro dzieci. Po ślubie myśleliśmy także o tym, aby wyjechać razem na misje do Afryki, gdzie mógłbym przez pewien czas służyć jako lekarz. Okazało się to niemożliwe, a z biegiem lat nasze życie tak się ułożyło, że faktycznie zostaliśmy rodzicami bardzo licznej gromadki dzieci, o wiele większej niż to sobie wyobrażaliśmy na początku.
Christiane Boldo: - Urodziłam dziewięcioro dzieci, z których żyje ośmioro, ponieważ jedna z naszych córeczek zmarła nagle w wieku trzech miesięcy. To właśnie po jej śmierci podjęliśmy decyzję o pierwszej adopcji. W sumie mamy jedenaścioro dzieci adoptowanych z siedmiu krajów świata, wśród których dziewięcioro jest niepełnosprawnych bądź przewlekle chorych.
- Wasze świadectwo jednych fascynuje, u innych budzi mieszane uczucia. Co możecie powiedzieć ludziom krytykującym bardzo liczne rodziny, uważającym, że jest to często siedlisko społecznych patologii, wynikających także z braku odpowiednich warunków rozwojowych i biedy? Jaka jest recepta na to, aby żyć godnie i radośnie w tak licznym gronie i nie czuć się gorszym od innych, chociaż nie ma się takiego jak inni komfortu materialnego?
Pol-Marie Boldo: - Liczna rodzina nie jest nowym zjawiskiem społecznym. Przez wieki taki właśnie był zwyczajowy model rodziny i nikt nie widział w tym nic nadzwyczajnego. Z tego punktu widzenia nasza rodzina nie jest więc wyjątkowa. Wyróżnia ją coś innego. Żyjąc na co dzień w tak licznym gronie, dostrzegamy, jak wielkim jest to bogactwem i jak wspaniałą szkołą życia zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci. Każdy dzień wymaga od nas wiele wysiłku i pracy. Bez dzielenia się obowiązkami i bez rodzinnej solidarności nie bylibyśmy w stanie sobie ze wszystkim poradzić i w domu rzeczywiście szybko zapanowałby chaos, od którego już tylko krok do patologii.
Christiane Boldo: - Tym, u których nasze świadectwo budzi mieszane uczucia, chciałabym powiedzieć: nie lękajcie się podjąć takiego wyzwania. Żyjemy w kontekście społecznym, w którym ludzie boją się mieć więcej dzieci. Nie da się ukryć, że jest to wybór trudny i wymagający. Wiedzieliśmy od początku, że nawet wychowanie czworga czy pięciorga dzieci, o których marzyliśmy, nie przyjdzie łatwo i będzie nas wiele kosztowało. Przede wszystkim będziemy musieli nauczyć się wiele dawać - swój czas, siły, dawać po prostu samych siebie. Od pierwszej chwili naszego małżeństwa byliśmy świadomi tego wymagania i oboje się na nie zgodziliśmy.
- Mówicie Państwo, że nie należy podkreślać różnic między osobami zdrowymi i sprawnymi a niepełnosprawnymi. Dlaczego? Przecież różnice te widać gołym okiem. Czy nie jest to zbytnie, idealistyczne uproszczenie?
Pol-Marie Boldo: - Nie mówimy, że nie wolno dostrzegać różnic. Życie codzienne z dziećmi niepełnosprawnymi nauczyło nas jednakże te różnice relatywizować. To prawda, że opieka nad dzieckiem niepełnosprawnym wymaga pewnych adaptacji w domu, trzeba nauczyć się właściwych gestów i zachowań. Jednocześnie sami odkryliśmy, że nie tylko nasze dzieci są pod takim czy innym względem niepełnosprawne, lecz także my nosimy w sobie słabości i ułomności, z których wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. Nikt z nas nie jest człowiekiem w stu procentach zdrowym pod względem fizycznym, psychologicznym czy też duchowym. Największą niepełnosprawnością człowieka jest chyba nie potrafić pokochać drugiego i nie być w stanie odpowiedzieć na jego potrzeby.
- Obecnie w Waszym domu mieszka jeszcze dziesięcioro dzieci, ale był czas, kiedy mieliście wokół siebie wszystkie dziewiętnaścioro. Aby prowadzić tak duży dom, potrzebne są nieprzeciętne zdolności organizacyjne i porządek, a także umiejętność dostosowywania się do potrzeb chwili oraz dyspozycyjność. Jak sobie Państwo radzicie?
Christiane Boldo: - Przede wszystkim żyjemy każdym dniem z osobna, starając się skupiać na tym, co on niesie. Jak w każdej zwyczajnej rodzinie, zdarzają się nam sytuacje nieprzewidziane, ale to prawda, że nasze życie jest w pewien sposób uregulowane, że ma swój stały rytm, który musimy trzymać, żeby nie pogubić się w organizacyjnym bałaganie. Nie są to, co prawda, koszary wojskowe, niemniej każdy z nas ma swój rozkład zajęć. Wydaje nam się też bardzo ważne, aby każde z naszych dzieci żyło ze świadomością, że ma w naszej rodzinie do spełnienia jakąś konkretną rolę, w zależności od swoich sił i możliwości. Każde dziecko jest za coś w domu odpowiedzialne, tak aby wszystko, co do niego na co dzień należy, było zrobione bez ociągania się i z pożytkiem dla wszystkich.
- Aby podjąć się takiego życiowego wyzwania, trzeba być albo szalonym człowiekiem, albo mieć szalone zaufanie do Boga. Jak to jest w Państwa przypadku?
Pol-Marie Boldo: - Dosłownie wszystko zmieniło się, kiedy postanowiliśmy dać Bogu pierwsze miejsce w naszej rodzinie. Pobraliśmy się jako ludzie wierzący i praktykujący, aczkolwiek była to taka typowa letnia wiara. Chodziliśmy do kościoła raz w tygodniu, a przez resztę tygodnia żyliśmy zupełnie własnym życiem. Kiedy weszliśmy na drogę pogłębiania wiary - drogę, którą stale kroczymy, bo nigdy człowiek nie jest "wystarczająco" wierzący - zobaczyliśmy, jak ważne jest uczynienie w naszym życiu rodzinnym specjalnego miejsca dla Boga i autentyczne oddanie Mu sterów. Na co dzień przejawia się to tym, że poświęcamy czas na modlitwę osobistą oraz małżeńską. Ważne jest dla nas uczenie się wspólnie z żoną wsłuchiwania się w to, co Pan Bóg ma nam do powiedzenia, czego On od nas oczekuje.
- Czym pragnęliby Państwo podzielić się z młodymi Polakami, którzy obecnie pobierają się lub planują założenie rodziny?
Pol-Marie Boldo: - Wszystkim, którzy wybrali już drogę powołania małżeńskiego i rodzinnego, gratulujemy, że postanowili oddać się na służbę życiu. Nie lękajcie się zaprosić Pana Życia do waszych rodzin, do waszej codzienności. Nie lękajcie się oddać was samych i waszej przyszłości Jego miłości i Jego woli. Pozwólcie prowadzić się Bogu przez słowa Pisma Świętego oraz przez osoby w Kościele, które postawi na waszej drodze.
- Są Państwo wsłuchani w głos Boga, który przemawia do Was z kart Pisma Świętego i z poruszeń serca na modlitwie, a także wrażliwi na nauczanie Kościoła w kwestiach obrony godności życia ludzkiego. Co uważacie Państwo za najcenniejsze w nauczaniu Kościoła dla współczesnych rodzin chrześcijańskich?
Christiane Boldo: - Największą dla nas zachętą i wsparciem w życiu była i pozostaje nadal encyklika Evangelium vitae Jana Pawła II. Naszym powołaniem jest przyjmować życie dziecka takim, jakie ono jest, szanować je, służyć mu i cieszyć się nim. Dla nas ta encyklika to naprawdę cały program życia rodzinnego. Potwierdza ona nasz wybór i utwierdza nas w podjętych zobowiązaniach w służbie życiu.
- Założone przez Państwa w Belgii dzieło Emmanuel-SOS-Adoption pomogło już znaleźć rodzinę adopcyjną blisko pięciuset dzieciom niepełnosprawnym lub przewlekle chorym, wśród których znalazło się także kilkoro dzieci z Polski. Adopcja dziecka niepełnosprawnego jest w Polsce wciąż tematem tabu. Co mogą Państwo powiedzieć na ten temat z własnego doświadczenia?
Pol-Marie Boldo: - Najważniejsza wydaje mi się świadomość, że staramy się dawać dzieciom niepełnosprawnym to, do czego mają one zwyczajnie prawo - rodzinę, w której będą czuły się kochane. Kluczem do zrozumienia, na czym opiera się nasze dzieło Emmanuel-SOS-Adoption, jest właśnie nasze głębokie przekonanie, że każde dziecko ma prawo do rozwijania się w rodzinie, która otoczy je miłością i właściwą do jego stanu troską. Dzieci niepełnosprawne lub chore mają takie samo prawo do rodziny, jak ich zdrowi rówieśnicy, tyle że ich szanse na znalezienie prawdziwego domu są o wiele mniejsze. Dlatego potrzebni są ludzie, którzy zaangażują się z całych sił, aby im w tym pomóc.
Christiane Boldo: - Każde dziecko jest historią świętą. Jesteśmy głęboko przekonani, że każde życie ludzkie jest jedyne w swoim rodzaju, a przez to cenne i święte. Trzeba zatem czynić wszystko, aby życie to mogło być przeżyte godnie, co z taką mocą podkreślał Jan Paweł II.
- W Polsce również jest wielu ludzi o szlachetnych sercach, którzy chętnie przyjęliby do siebie osierocone dziecko niepełnosprawne. Jednak sytuacja w naszym kraju, zapaść finansowa państwa polskiego i antyrodzinne ustawodawstwo sprawiają, że krok taki wydaje się wielu ludziom nierozsądny. Jak sytuacja ta wygląda w Belgii?
Pol-Marie Boldo: - To prawda, że sytuacja w Belgii bardzo różni się od tej w Polsce. U nas dobrze funkcjonuje system zasiłków rodzinnych, a rehabilitacja dzieci i potrzebny im sprzęt są praktycznie w całości refundowane przez państwo; liczne rodziny, niekoniecznie mające dzieci niepełnosprawne, korzystają z wielu przywilejów i udogodnień. Wiem, że w Polsce sytuacja rodzin wielodzietnych wygląda o wiele gorzej, szczególnie w obliczu bezrobocia i nieżyciowych przepisów prawnych. Uważam, że bardzo ważne jest, aby społeczeństwo było świadome swoich praw i tych praw się domagało. A prawo do zdrowej polityki rodzinnej państwa jest jednym z najważniejszych. Nie wolno rezygnować, trzeba o właściwe przepisy walczyć. Z jednej strony odczuwamy radość, że pomagamy znaleźć polskim dzieciom niepełnosprawnym rodziny w Belgii, ale z drugiej - uważamy, że jest w tym coś niestosownego. Od roku jesteśmy członkami tej samej Unii Europejskiej i nie jest sprawiedliwe, że w jednym z jej krajów członkowskich państwo o rodzinę jakoś dba, a w innym nie.
- Mieszkacie Państwo w sąsiedztwie słynnego belgijskiego sanktuarium maryjnego w Banneux, gdzie w latach 30. XX wieku objawiała się Matka Boża. Czy czujecie Państwo Jej obecność i pomoc w życiu Waszej rodziny?
Christiane boldo: - Tak, ponieważ, gdy 24 lata temu dokonaliśmy radykalnego wyboru i postanowiliśmy poświęcić się sprawie adopcji dzieci niepełnosprawnych, mój mąż musiał przerwać swoją praktykę lekarską, aby zająć się kierowaniem powstającego dzieła Emmanuel-SOS-Adoption. Jego zarobki spadły pięciokrotnie. Musieliśmy sprzedać dom i właśnie wtedy diecezja zaproponowała nam nieodpłatne korzystanie z dużego domu znajdującego się w sąsiedztwie sanktuarium w Banneux, ponieważ Emmanuel-SOS-Adoption zostało uznane za dzieło belgijskiego Kościoła katolickiego. Dom, w którym mieszkamy, nie należy więc do nas, lecz jest własnością sanktuarium w Banneux. Widzimy w tym naprawdę szczególny znak opieki Matki Najświętszej, która dosłownie przyjęła nas do siebie i nieustannie otacza swoją macierzyńską opieką. A przecież, kiedy ukazała się w Banneux, nazwała się Matką Ubogich i Matką Narodów. Myślę, że to bardzo do naszej rodziny pasuje.
- Rzeczywiście, Państwa rodzina jest przecież także wielonarodowa.
Pol-Marie Boldo: - Tak. Nasze dzieci pochodzą aż z siedmiu różnych krajów świata, m.in. z Kolumbii, Kamerunu, Haiti, Indii. Czujemy się przez to trochę obywatelami świata, a także braćmi i siostrami wszystkich ludzi bez względu na ich kolor skóry czy pochodzenie.
- Czy macie Państwo swoją życiową dewizę, która stanowi motto Waszego życia i jednocześnie może stać się puentą naszej rozmowy?
Christiane Boldo: - Myślę, że tym, co nas podtrzymuje i co pomaga nam każdego dnia kroczyć dalej drogą naszego powołania, jest pewność, że zbawia nas jedynie miłość Boża.
- Dziękuję za rozmowę.
Szkoła życia i służby w Banneux
Jeśli masz 18-28 lat i pragniesz poświęcić rok życia w służbie dzieciom i młodzieży niepełnosprawnej, jeśli chcesz przeżyć rok w braterskiej wspólnocie i jesteś gotowy złożyć na ten czas przyrzeczenie zachowania czystości, jeśli chcesz pogłębić swoją relację z Bogiem, formację chrześcijańską i życie duchowe, jeśli potrzebujesz czasu, aby rozeznać swoje powołanie, jeśli znasz język francuski i jesteś gotów wyjechać na rok do Belgii (od początku września do końca lipca) - napisz do nas:
La Cité Notre-Dame de la Vie
Myriam et Christian Levaux lub Pol-Marie et Christiane Boldo
Rue du Pere André 8
4141 Blindef-Louveigné
BELGIA
emmanueladoption@tiscalinet.be
"Niedziela" 2/2006