Cierpienie w realizacji misji Piotrowej

Kard. Zenon Grocholewski

Może wydawać się to paradoksem, niemniej jednak gdy Papież, dotknięty chorobą, przebywa poza Watykanem, w szpitalu, wtedy w pewnym sensie jest on jeszcze bardziej obecny wśród swoich najbliższych współpracowników. Jest bardziej obecny w ich myślach, w ich modlitwie, w ich duchowej łączności z nim, w poczuciu odpowiedzialności za zadanie zlecone każdemu z nich. Jest żywo obecny zwłaszcza poprzez przykład cierpienia włączonego w dzieło ewangelizacji, w dzieło realizacji misji Piotrowej.
W tej perspektywie chciałbym zwrócić uwagę, że gdy chodzi o skuteczność działania, logika wiary jest inna od myślenia czysto ludzkiego, według którego ta skuteczność zależy od sprawności fizycznej, inteligencji i osobistego wysiłku. W dziedzinie ducha, tzn. gdy chodzi o twórczość duchowo-religijną, jest inaczej.
W swoim cierpieniu, gdy ograniczona jest jego sprawność fizyczna, a mimo to niestrudzenie daje świadectwo Chrystusowi i umacnia braci w wierze, Papież jest bardzo wymownym wyrazem tej logiki wiary. Tym samym jest on silnym wyzwaniem dla kapłanów i dla wszystkich wierzących, uświadamiając im prawdę, że realizacja kapłaństwa, i w ogóle owocność jakiejkolwiek misji zleconej przez Chrystusa, nie tyle zależy od sprawności fizycznej i od możliwości wykonywania zewnętrzych czynów, co przede wszyskim od dawania świadectwa Chrystusowi, od własnej świętości, od dawania siebie. Cierpiący Papież ukazuje, że apostołować można nie tylko słowem, lecz jeszcze bardziej własną postawą, modlitwą, cierpieniem, które łączymy z cierpieniem Chrystusa za zbawienie ludzi; że nawet w największej niemocy fizycznej możemy być niezwykle owocni, twórczy duchowo, możemy budować Kościół. Chrystus przecież najwięcej zdziałał, gdy - mówiąc po ludzku - już nic nie mógł uczynić, gdy przybijano go do krzyża. Wtedy właśnie dokonywał dzieła odkupienia.
Jestem w pełni przekonany, że Ojciec Święty swoim cierpieniem złączonym z cierpieniem Chrystusa daje obecnie bardzo silny wkład w budowanie Królestwa Bożego na ziemi i twórczo realizuje zadanie umacniania braci w wierze, zlecone mu przez Chrystusa. Jestem pełen podziwu dla jego postawy dawania siebie całkowicie i do końca: "Totus Tuus"! (pierwszą swoją krótką wypowiedź po ostatniej operacji, z konieczności pisemną, zakończył słowami: "Pozostaję zawsze "Totus Tuus"").
Często, pisząc do kapłanów, którzy przechodzą na emeryturę, zwracam im uwagę, że owszem jest emerytura z funkcji np. proboszcza czy katechety, natomiast nie ma emerytury z kapłaństwa. Kapłanem jest się zawsze. Będąc nawet bardzo schorowanym, można nie mniej skutecznie, a może jeszcze w większym stopniu, realizować swoje kapłaństwo, gdyż faktyczne urzeczywistnianie kapłaństwa, bardziej chyba niż czymkolwiek innym, mierzy się wielkością ofiary składanej Chrystusowi, a do tego nigdy i nikomu okazji nie braknie. Odnosi się to także do wszystkich wierzących. Pełniąc przez kilka lat funkcję kapelana w pewnym rzymskim domu dla ludzi w podeszłym wieku, starałem się włączyć ich w apostolstwo Kościoła przez modlitwę i cierpienie. Tłumaczyłem, że nie jest prawdą, iż oni już nic nie mogą czynić, iż ze względu na wiek lub chorobę są już nieproduktywni. Mówiłem, że byłoby niedobrze, gdyby ich różnorakie cierpienia miały pozostać bezowocne i jedynie prowadzić do coraz większego przygnębienia, że przeżywane z miłością i złączone z cierpieniem Chrystusa za zbawienie świata mogą stać się wielkim środkiem apostolstwa i własnego uświęcenia. Niejednokrotnie podziwiałem wspaniałomyślność tych osób w ofiarowywaniu swoich cierpień w intencji owocności jakiejś podróży Ojca Świętego lub w innej konkretnej intencji apostolskiej. Takie podejście do cierpienia było jednocześnie dla nich ogromnym umocnieniem duchowym i budziło poczucie użyteczności oraz pogodę ducha.
Zresztą, bez przepajania miłością naszych działań, przeżyć czy cierpień wszystko staje się mało owocne w perspektywie apostolstwa i zbawienia. Św. Paweł wyraził to w sposób bardzo jasny: "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał" (por. 1 Kor, 13,1-3).
W epilogu swej ostatniej książki Pamięć i tożsamość (Kraków 2005) Ojciec Święty m.in. w sposób bardzo wnikliwy wyjaśnia dynamizm przekształcania cierpienia przez miłość. W tym wyjaśnieniu znajdujemy także bardzo wyraźne odniesienie do rzeczywistości współczesnego świata i własnego cierpienia: "Chrystus, cierpiący za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości. To prawda, cierpienie wchodzi w historię człowieka wraz z grzechem pierworodnym. To grzech jest tym "ościeniem" (por. 1 Kor 15, 55-56), co zadaje ból, co rani na śmierć ludzkie istnienie. Ale męka Chrystusa na krzyżu nadała cierpieniu sens zupełnie nowy, wewnętrznie je przekształciła. Wprowadziła w ludzkie dzieje, które są dziejami grzechu, cierpienie bez winy, podjęte wyłącznie z miłości. To jest cierpienie, które otwiera drzwi nadziei na wyzwolenie, na ostateczne wyrwanie "ościenia", który rozdziera ludzkość. Jest to cierpienie, które pali i pochłania zło ogniem miłości i wyprowadza nawet z grzechu wielorakie owoce dobra.
Każde ludzkie cierpienie, każdy ból, każda słabość kryje w sobie obietnicę wyzwolenia, obietnicę radości: "teraz raduję się w cierpieniach za was" - pisze św. Paweł (Kol 1, 24). Odnosi się to do każdego cierpienia wywołanego przez zło. Odnosi się także do ogromnego zła społecznego i politycznego, jakie wstrząsa współczesnym światem i rozdziera go: zła wojen, zniewolenia jednostek i narodów, zła niesprawiedliwości społecznej, deptania godności ludzkiej, dyskryminacji rasowej i religijnej, zła przemocy, terroryzmu, tortur i zbrojeń - całe to cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, ów hojny i bezinteresowny dar z własnego "ja" na rzecz tych, których dotyka cierpienie" (s. 171-172).
Papież uczynił twórczą swą drogę krzyżową w perspektywie spełniania swej specyficznej misji zleconej mu przez Chystusa i daje nam przykład takiego właśnie podejścia do cierpienia.

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl