Nie tylko nam dodawał sił

Z prof. Zdzisławem Janem Rynem - lekarzem psychiatrą, specjalistą medycyny górskiej, byłym ambasadorem RP w Chile i Boliwii - rozmawia Anna Cichobłazińska

Anna Cichobłazińska: - Panie Profesorze, umówiliśmy się na rozmowę o związkach Jana Pawła II z górami i postrzeganiu osoby Ojca Świętego w Ameryce Łacińskiej, ale rozmawiamy w miejscu, gdzie tak mocno zaznacza się obecność prof. Antoniego Kępińskiego, więc nie sposób nie wspomnieć o przyjaźni tych dwu wielkich postaci Krakowa.

Prof. Zdzisław Jan Ryn: - W trzy lata po śmierci mojego mistrza - prof. Antoniego Kępińskiego (1918-72) ówczesny metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła stał się gospodarzem poufnego sympozjum w pałacu biskupim, poświęconego refleksji nad życiem i dziełem Kępińskiego. Na prośbę Księdza Kardynała zorganizował je młody wówczas ks. dr Józef Tischner. W czasie sympozjum kard. Wojtyła dał świadectwo przyjaźni, jaka łączyła go z prof. Kępińskim. Wspominał, jak się poznali na krakowskim dworcu kolejowym w 1936 r., gdy jako licealiści podróżowali wspólnie do Poznania na zjazd prezesów Sodalicji Mariańskiej: Kępiński jako prezes Sodalicji w Liceum Nowodworskiego w Krakowie, a Wojtyła - w Liceum Wadowity w Wadowicach. Był czerwiec, w pociągu panował tłok i zaduch. Przegadali na korytarzu całą noc, jedząc czereśnie. Kard. Wojtyła podkreślił, że już wtedy był przekonany, iż Kępiński znacznie jaśniej widzi swoją przyszłość niż on sam. Ta przyjaźń, choć dyskretna, przetrwała do śmierci Kępińskiego w czerwcu 1972 r.
Kard. Karol Wojtyła bywał w naszej klinice. Jako pierwszy odwiedzał kapłanów i zakonnice korzystające z naszej pomocy. Te wizyty stały się okazją do spotkań i dyskusji. Gdy czytałem później wypowiedzi Papieża o cierpieniu i chorobie, to przypominałem sobie, że te same słowa padały w czasie naszych spotkań. Po latach, w czasie nadawania szpitalowi klinicznemu imienia Jana Pawła II, miałem zaszczyt wręczać Ojcu Świętemu w imieniu lekarzy polskich wybór myśli i aforyzmów Kępińskiego. Papież wspomniał wówczas, że znał prof. Kępińskiego, szanował go i bardzo cenił. Rzeczywiście, gdy Kępiński zmarł, poinformowaliśmy o tym przebywającego poza granicami kraju kard. Wojtyłę. Prosił, by zaczekać na niego z pogrzebem. Po powrocie do kraju odprawił Mszę św. i poprowadził kondukt pogrzebowy na cmentarz Salwatorski w Krakowie. W papierach Kępińskiego zachowała się karteczka, na której Profesor spisał "testament". Zawierał tylko dwa punkty. Pierwszy skierowany był do nas, jego współpracowników, byśmy wypili kapkę śliwowicy łąckiej - to był jego ulubiony trunek. W drugim punkcie prosił, by na jego pogrzebie nie było przemówień. Kard. Wojtyła wygłosił krótkie słowo podziękowania i pożegnania.

- Obecnie media na wiele tygodni, a nawet lat mają przygotowane materiały o wielkich ludziach na wypadek ich śmierci.

- To prawda. Sam towarzyszyłem ekipie telewizji chilijskiej, która cztery lata przed śmiercią Jana Pawła II przyleciała na dwa tygodnie do Krakowa, by nakręcić film o korzeniach duchowych Papieża. Wziąłem urlop i przeszliśmy wszystkie ścieżki, którymi wędrował ks. Karol Wojtyła, później Jan Paweł II, a następnie dotarliśmy do Watykanu i ofiarowaliśmy Ojcu Świętemu kopię filmu, który nakręciła telewizja z dalekiego chilijskiego kraju. Dopiero w czasie pożegnalnej kolacji twórcy filmu ujawnili mi, że będzie on emitowany dopiero po śmierci Jana Pawła II. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy dowiedziałem się, w jakim przedsięwzięciu uczestniczyłem. Już wówczas władze chilijskie zadecydowały, że po śmierci Jana Pawła II rząd ogłosi trzydniową żałobę, a Kanał 13 TV przez trzy doby będzie nadawał tylko filmy o Janie Pawle II. Gdy cztery lata później wylądowałem w Santiago de Chile, zaproszony na kongres naukowy poświęcony medycynie górskiej, dotarła tam właśnie wiadomość, że Jan Paweł II umarł. Poproszono mnie, bym zapowiedział w telewizji film o Ojcu Świętym, w powstaniu którego miałem swój udział. Nikt nie chciał wówczas uwierzyć, że przyjechałem na kongres naukowy. Powszechnie sądzono, że przybyłem jako wysłannik Jana Pawła II, by promować ten film i przywoływać w radiu i telewizji postać Ojca Świętego. Kongres medyczny po śmierci Papieża z dnia na dzień zmienił swój charakter. Dedykowany został Papieżowi.

- Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej w sposób szczególny traktowali Jana Pawła II...

- Kto wie, czy postać Jana Pawła II nie jest tam bardziej zakorzeniona niż u nas. My patrzyliśmy na Ojca Świętego trochę egocentrycznie. Mówiliśmy: "nasz Papież", "polski Papież". Oni też mówili o Janie Pawle II: "nasz Papież", ale nadawali tym słowom inne znaczenie.
Jan Paweł II odwiedzał Amerykę Łacińską wiele razy. Na pierwszą pielgrzymkę wyruszył przecież do Meksyku. A potem wielokrotnie odwiedzał Meksyk, Brazylię i tyle innych krajów tego regionu. Prawie wszystkie. To przecież tereny, na których żyje najwięcej katolików. Papież miał świadomość, że przy dekadencji Europy wektor katolicyzmu przesunie się do krajów latynoamerykańskich. Mówił do mieszkańców Ameryki Łacińskiej ich językiem - doskonale znał hiszpański. Miał dar trafiania do ich wrażliwości, ich religijności, a nawet synkretyzmu, który do tej pory istnieje zwłaszcza w kręgach biednych ludzi. Myślę tutaj o wierzeniach prekolumbijskich, gdzie na pierwotną wiarę w istnienie istoty wyższej nałożyła się religia katolicka, przyniesiona przez konkwistadorów i towarzyszących im misjonarzy. Latynosi kochali Jana Pawła II i on potrafił to docenić. Sądzę, że w podróżach apostolskich poza protokolarną częścią pielgrzymki - spotkaniami z prezydentami, przedstawicielami rządów, osobistościami - głównie przemawiał do ludu latynoamerykańskiego. W dodatku zauważał grupy, których inni nie dostrzegali. To przecież rejon o ogromnej przepaści między bogactwem a biedą. Nikt nie okazywał tyle serca Indianom, Metysom, zepchniętym na margines społeczeństwa grupom etnicznym, a przecież prawowitym mieszkańcom tego terenu. Jako jedyny papież przekazał pozdrowienie mieszkańcom Wyspy Wielkanocnej - w czasie spotkania z młodzieżą w Valparaiso. Jako jedyny papież pozdrowił też badaczy Antarktydy - w czasie wizyty w Puerto Montt (Chile). Wyniósł na ołtarze pierwszych świętych Ameryki Łacińskiej: św. Indianina Juana Diego (beatyfikacja - 1990 r., kanonizacja - 2002 r. w Guadalupe, Meksyk) oraz św. Teresę od Jezusa z Los Andes, karmelitankę bosą (beatyfikacja - 1987 r. w Santiago de Chile, kanonizacja - 1993 r.). Dla krajów i narodów, które wynoszą na ołtarze swoich pierwszych świętych, to tworzenie fundamentów kulturowych. W świadomości mieszkańców Chile i Meksyku to fakt nie do przecenienia. Dla Latynosów wyniesienie na ołtarze pierwszego Indianina czy ofiar prześladowań było przeżyciem w nieznanej dla nas skali. Dlatego, gdy Jan Paweł II umarł, odczuli to na swój sposób. Wszędzie - w dużych miastach i w małych pueblach odprawiane były Msze św. żałobne. Mieszkańcy Argentyny, gdzie udałem się po opuszczeniu Chile, przeżywali to tak, jakby zmarł członek ich rodziny. My przeżywaliśmy śmierć Papieża trochę w sposób patriotyczny, trochę przez pryzmat słowiańskiej dumy, jakiegoś zapatrzenia w samych siebie. Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej przeżywali to w sposób niezwykły. Przyglądałem się temu z zachwytem i z niedowierzaniem. Zrozumiałem, jakie wymiary osobowości Jana Pawła II zaznaczyły się w świecie. Ciągle niewiele o nich wiemy. My widzimy Ojca Świętego trochę przez familijny sposób przeżywania spotkań z nim, a mniej przez to, czego nauczał. Może dopiero teraz przychodzi czas na głębszą refleksję nad tym, co do nas mówił.

- Życie rdzennych mieszkańców Ameryki Łacińskiej jest przepełnione duchowością bardziej niż życie ludzi Zachodu, może stąd te reakcje... Ale przecież byliśmy świadkami także ostrych gestów skierowanych przez Papieża do mieszkańców tego regionu...

- Ma Pani zapewne na myśli słynne pogrożenie palcem... Był to gest nie tyle potępiający, co przywołujący do porządku. Ojciec Święty wykonał tam wiele takich gestów, nie tylko skierowanych do założyciela i wyznawców teologii wyzwolenia. W czasie pielgrzymki do Chile (1987) ugrupowania lewackie usiłowały zakłócić milionowe spotkanie z Papieżem na stadionie w Santiago de Chile, na tym samym, na którym w czasie dyktatury Augusto Pinocheta więziono głównie lewaków - komunistów, którzy w porozumieniu z Fidelem Castro chcieli podporządkować ten kraj Moskwie. Oglądałem to spotkanie kilka lat później na filmie. Kamera pokazała zbliżenie postaci Papieża, jego zdenerwowanie, gdy bojówkarze zaczęli uderzać w bębny i wznosić okrzyki, przerywając homilię. Jan Paweł II zamilkł na chwilę, po czym - wskazując na Chrystusa, którego symboliczny portret umieszczono na stadionie - krzyknął: "Spójrzcie na Niego!" i "Miłość jest silniejsza!". Te słowa ("El amor es mas fuerte") do dzisiaj widnieją na murach, mimo upływu tylu lat. Tymi kilkoma słowami Papież sparaliżował bojówkarzy. Zamilkli, jakby im zakleił usta, a przecież była to grupa przygotowana, by zakłócić to największe spotkanie Papieża z Chilijczykami.
Później kilkakrotnie brałem udział w kongresach organizowanych w Rzymie przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Chorych i Służby Zdrowia. Po rannej Mszy św. w kaplicy prywatnej Ojca Świętego odbywały się spotkania w bibliotece. Dwukrotnie w czasie tych spotkań Ojciec Święty pytał mnie, na ile jego pielgrzymka do Chile przyspieszyła proces demokratyzacji i skróciła okres dyktatury wojskowej w tym kraju. Interesował się, czy po pielgrzymkach zmieniała się sytuacja w skali globalnej. Nam, Polakom, w trudnym komunistycznym okresie otworzył oczy i dodał odwagi. Im dodał otuchy. Chilijczycy powiedzieli: basta i wybrali pierwszego cywilnego prezydenta, za którego kadencji przyszło mi pełnić misję dyplomatyczną w tym kraju.

- Wydaje się, że mieszkańcy tego najbardziej górzystego kraju w świecie kochają Jana Pawła II także za jego umiłowanie gór...

- Z tego właśnie powodu przypadł mi zaszczyt przekazania Ojcu Świętemu - w imieniu tysięcy miłośników andynizmu - zaproszenia do udziału w Światowym Dniu Gór, organizowanym wówczas w Ameryce Południowej. Jan Paweł II przyjmując zaproszenie, skomentował je tradycyjnym powiedzeniem: "Jak tylko Bóg pozwoli".
Wspomniałem już, że w chwili śmierci Ojca Świętego przebywałem w Chile. Na dwa dni przed odlotem do Argentyny odwiedzili mnie prezydenci Chilijskiej Federacji Andynizmu i Chilijskiego Komitetu Olimpijskiego. Wręczyli mi pismo, w którym instytucje te postanowiły przeznaczyć odpowiednie sale w Muzeum Wojskowej Szkoły Górskiej w Andach w Rio Blanco oraz w Muzeum Chilijskiego Komitetu Olimpijskiego w Santiago "Pierwszemu Narciarzowi Świata" - Janowi Pawłowi II jako człowiekowi gór.
Ubiegłoroczna konferencja w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, poświęcona związkom Jana Pawła II z górami, służyła m.in. temu, by zgromadzić jak najwięcej materiałów dotyczących tej tematyki. Przedstawiono na niej ok. 20 referatów, w których poddano analizie wypowiedzi Jana Pawła II o górach. Tworzą one swoistą teologię gór. Cenne były wspomnienia jego przyjaciół i studentów z duszpasterstwa wędrujących z nim po górach, zbiory odznak górskich i dokumentacja szlaków, po których wędrował. Na zakończenie konferencji miał miejsce panel, w którym wzięło udział kilkunastu uczestników wycieczek z ks. Karolem Wojtyłą - od pierwszej w Bieszczady, później na narty, a także wypraw kajakowych. Panel prowadził prof. Gabriel Turowski. Słuchanie tych wypowiedzi to była uczta duchowa. Uczestnicy ujawnili wiele nieznanych szczegółów. Zorganizowaliśmy wystawę fotograficzną, na którą ludzie dostarczyli wiele nieznanych jeszcze zdjęć z wypraw z Karolem Wojtyłą. To bezcenne źródło informacji. Wygłaszając wykład inauguracyjny na kongresie medycyny górskiej w Hiszpanii w listopadzie 2006 r. pt. "Jan Paweł II i góry", ilustrowałem go dwustu fotografiami z tych wypraw.

- Dziś, gdy kard. Stanisław Dziwisz napisał w swojej książce o tym, jak Papież "urywał się" z Watykanu w Alpy, jeszcze bardziej widać, jak ogromne znaczenie miała przyroda w życiu Jana Pawła II. Postrzegał ją nie tylko w wymiarze turystycznym, wypoczynkowym, ale wręcz mistycznym...

- To prawda. Dla niego natura była tłem do relacji człowieka ze Stwórcą. Człowiek był cząstką tej natury, a cywilizacja wyrwała go z jej kontekstu. Jan Paweł II ukazywał immanentny związek człowieka z pięknem ziemi jako dziełem Stwórcy. Wykorzystywał górskie wyprawy, by pokazać ludziom, co naprawdę w życiu człowieka jest ważne - tę pionową hierarchię wartości i mistyczną naturę człowieka. Przez kontakt z młodymi ludźmi w otoczeniu przepięknych darów Boga pokazywał, wyprzedzając o dziesięciolecia swój czas, jak prowadzić duszpasterstwo młodych. W ten sposób ukształtował pokolenia Polaków.

"Niedziela" 9/2007

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl