Katolicki głos w twoim domu

Z o. Tadeuszem Rydzykiem CSsR - dyrektorem Radia Maryja - rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś

Ks. inf. Ireneusz Skubiś: - Przed 15 laty zaczynał Ojciec Dyrektor pracę w skromnych warunkach. Dzisiaj Radio Maryja i inne dzieła mają ogromny wymiar, znaczą bardzo wiele dla Kościoła w Polsce. Radio jest znakiem sprzeciwu. Media stworzone przez Ojca głoszą treści ważne już dzisiaj dla życia milionów ludzi. Czy Ojciec Dyrektor czasem nie zadrży w duchu przed wielką odpowiedzialnością, jaka na nim ciąży?

O. Tadeusz Rydzyk CSsR: - Drżę cały czas, ale się nie lękam. Jest w tym bowiem modlitwa, jest poznawanie rzeczywistości, jest radzenie się i pomoc Matki Najświętszej oraz ludzi mądrych, ludzi Kościoła.

- Na szczęście nie jest Ojciec sam, są Ojcowie Redemptoryści.

- Nie tylko ojcowie, jesteśmy przecież w Kościele, jesteśmy w Polsce. Mówimy tym samym językiem. Jest obok nas wielu biskupów, księży - wielka rzesza ludzi, i to bardzo kompetentnych. Nie jestem sam. Sami nic byśmy nie zrobili. Staramy się wyczuwać i słuchać innych, pytać.

- I to chyba jest siłą Radia Maryja...

- Przede wszystkim słuchać Kościoła, tego, co mówi.

- Skąd się bierze ta siła?

- Widzę dwa wektory. Pierwszy - to łaska Boża, drugi - ludzie, naród.

- Kto słucha Radia Maryja? Jak scharakteryzować jego słuchaczy?

- To, co się podaje w przeróżnych mediach, zwłaszcza liberalnych, nie oddaje rzeczywistości - również w odniesieniu do liczby naszych radiosłuchaczy. Jest to wyciąganie danych z kapelusza albo wróżenie z fusów. Przede wszystkim słuchają nas ci, którzy chcą słuchać. Są wśród nich osoby starsze, a także w średnim wieku, jest młodzież, są dzieci. Wynika to z wypowiedzi, które dostajemy na piśmie. Cieszę się, że słuchają nas także Rodacy na całym świecie. Otrzymujemy bardzo sympatyczne znaki, np. od 8 lat Radia Maryja słucha Włoch, który wraz ze swoją 20-letnią siostrą nauczył się języka polskiego z miłości do Papieża Jana Pawła II. Napisał również do mnie holenderski kapłan, po polsku, że chciał rzucić kapłaństwo, ale pewna polska rodzina w Holandii podała mu rękę i zaprosiła go do Polski. Zobaczył Częstochowę. Kupił książki do nauki języka polskiego i nauczył się go. To mnie bardzo ucieszyło, że człowiek, który był załamany, pisze do mnie na końcu swego listu: "Niech Ojciec się nie załamuje. To, co robicie, ma sens, róbcie to dalej".

- Słuchają nas różni ludzie, słuchają miliony; ludzie wierzący i niewierzący, ludzie niezwiązani z żadną ideologią. I niedawni komuniści też słuchają - znam nawet nazwiska.

- Czy Ojciec czuje się ojcem tej rodziny?

- Nie. Czuję natomiast, że jestem w rodzinie. Radio Maryja łączy, dzieje się to, o czym czytamy w Dziejach Apostolskich: "jeden duch i jedno serce ożywiały wierzących" (por. Dz 4, 32). Jesteśmy jak uczniowie z Maryją, jesteśmy w Kościele i jesteśmy Kościołem. Środki społecznego przekazu ułatwiają wzajemne komunikowanie się po to, by dojść do "communio". Dzięki naszemu Radiu wielu ludzi doświadcza komunii, nie czuje się wyizolowanymi. Gdy spotykam słuchaczy Radia Maryja - gdziekolwiek, czy to w Polsce, czy w świecie, w wioskach czy miastach, czy są to inteligenci, czy rolnicy, robotnicy czy studenci, młodzież czy dzieci - oni czują się wielką rodziną. Nawet podobnie się uśmiechają. Mamy wspólny język, gdziekolwiek jesteśmy. Radio ułatwia nam "communio", prowadzi do komunii z Chrystusem i ze wspólnotą wierzących. Jedność wśród wszystkich posługujących w Radiu Maryja i w innych dziełach to następny cud. Mamy różne doświadczenia, usposobienia, ale gdy chodzi o sprawę, to panuje jednomyślność. Radio Maryja to jeden wielki cud. Ja się czuję, jakbym obserwował cud. Mówię sobie: - Boże, znów mnie zaskakujesz! Na ile znam wszystkie uwarunkowania, Radio nie powinno zaistnieć. Nie było ludzi, pieniędzy, pozwoleń, niczego. I ciągle są braki. A ono istnieje i rozwija się. Nieraz przychodzą obawy o przyszłość, ale mówię sobie: - Ufaj, ono się nazywa Maryja, a nie Tadeusz.

- Ale są i wrogowie, skąd się biorą?

- Myślę, że nie zgadzają się z tym, co słyszą. Jednocześnie czują jakieś zagrożenie dla dotychczasowego monopolu kształtowania opinii publicznej w pożądanym przez nich kierunku. Wyłamaliśmy się z orkiestr grających unisono, gdzie wszyscy mówią tak samo. Media były zastrzeżone dla pewnego systemu wartości po to, żeby sterować ludźmi, by łatwiej sprawować władzę. Tak było w systemie komunistycznym i tak samo jest w liberalnym. Media tak urabiają opinię, myślenie ludzi, jak chcą ich dysponenci, po to, żeby mieć pieniądze. Z kolei ci, którzy mają pieniądze, mogą mieć media i sprawować władzę. To taki zamknięty trójkąt. A niespodziewanie pojawiła się radiostacja, która odważnie przeczy głoszonym opiniom - stąd stanowi dla nich zagrożenie.

- Radio Maryja broni pewnych wartości, ukazuje chrześcijańską wizję przeznaczeń człowieka, a tamci żerują na ludzkich słabościach. Nic więc dziwnego, że atakują.

- My cały czas kierujemy się nauką Kościoła. Pan Jezus powiedział: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody" (por. Mt 28, 19). Mamy Katechizm Kościoła Katolickiego, mamy nauczanie papieskie, nauczanie biskupów - dotyczące nie tylko problematyki teologiczno-religijnej, ale i społecznej. Niektórzy chcieliby, byśmy się tylko modlili, a nie rozmawiali ze sobą na żywotne dla naszej wspólnoty tematy. A to ma być "ora, labora et stude". Te trzy elementy są potrzebne; przykazanie miłości jest przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Musimy się zająć i sprawami Bożymi, i ludzkimi, i prowadzić ludzi do Pana Boga. Kościół nam mówi: Nie bądź ślepcem, miej oczy szeroko otwarte, badaj, studiuj rzeczywistość przez własne, a nie czyjeś okulary. I to denerwuje tych, którzy chcieliby wszystkim narzucić swoje spojrzenie.

- Ojcowie przez radio i inne środki komunikowania społecznego niewątpliwie chcą budować określoną identyczność narodową i kościelną. Jakie są główne linie tej zamierzonej budowy?

- Kościół w Polsce znajduje się w konkretnej sytuacji kulturowej i geopolitycznej. Od dawna ma swoją identyczność narodową i kościelną. Wystarczy tylko wsłuchiwać się w teraźniejszość i w przeszłość. Uważam - i wielu także podobnie sądzi - że nie należy jej odrzucać, gruntownie modyfikować. Trzeba raczej starać się, by niczego z niej nie zmarnować, co najwyżej dodawać swój wkład do tego wielkiego skarbca.

- Kim dla Ojca Dyrektora był Jan Paweł II, a kim jest Benedykt XVI?

- Jan Paweł II był przede wszystkim Piotrem naszych czasów, a poza tym największym z rodu Polaków. Osobiście mogę też powiedzieć, że zawsze kochałem Jana Pawła II. Byłem szczęśliwy, gdy mogłem go widzieć. Spotykałem go jeszcze jako kard. Karola Wojtyłę. Byłem pod urokiem jego osobowości, spojrzenia, jego słowa. Także i później - jako papieża. Gdyby nie Ojciec Święty, nie byłoby Radia Maryja. Z Janem Pawłem II spotkałem się wiele razy. Nie zawsze dochodziło do rozmowy osobistej, ale takie też były. Najdłuższa trwała 2 godziny. Wiele razy pytał: - Co z Radiem Maryja? I mówił jedno lub parę zdań, dodawał sił. Wiem, że nie tylko był za Radiem Maryja, ale zachęcał nas, by iść dalej. Pamiętam, jak mnie zapytał parę razy: - A kiedy telewizja? Ja o tym nie mówiłem, bo wtedy było tyle napaści na mnie.

- Co Ojciec powiedziałby zazdrośnikom o rzesze ludzi, których serca Radio Maryja ukierunkowuje na Boga i na Kościół?

- Niech każdy służy ludziom, jak potrafi. W Polsce jest prawie 40 mln rodaków, Polonii rozsianej po świecie jest może 20 mln. Przed nami wielkie zadanie: umacniać wszystkich, by trwali w wierze i miłości Ojczyzny. Jeden trafi do dzieci, drugi - do młodzieży, ktoś inny trafi do dorosłych, do starszych, do inteligencji czy do tych, którzy lubią muzykę lub sport. Na polu ewangelizacyjnym potrzeba wielu różnych form, żeby dotrzeć do wszystkich ludzi. Potrzeba lokalnych rozgłośni radiowych, obecności w telewizji kablowej, w Internecie. Jest miejsce na katolickie tygodniki i dzienniki. Wszyscy powinniśmy się mobilizować i wspierać, a zwłaszcza w Kościele. Każdego, kto czyni jakiekolwiek dobro, winniśmy wspierać i cieszyć się jego sukcesami. Podziwiam wspaniałych ewangelizatorów, którzy na różne sposoby trafiają do ludzi. Cieszmy się i wspierajmy jeden drugiego. Moim marzeniem jest, by cała Polska była solidarna w dobru, by była Maryjna i Boża.

- Czy to trwanie przez 15 lat na pierwszej linii frontu nie rodzi zmęczenia powodowanego stwarzanymi trudnościami, napięciami i czy Ojciec potrafi posłuchać Pana Jezusa, który mówi: "Odpocznijcie nieco..." (por. Mk 6, 31)?

- Marzę o dłuższym odpoczynku fizycznym, o dobrej gimnastyce, cieszę się, gdy mogę poćwiczyć w pokoju na "rowerku" 10-15 min. Raz po raz uciekam "na miejsca osobne", aby pomodlić się, pomedytować. A jak nie mam gdzie, to zamykam się w swoim pokoju. Nade mną jest kaplica. Mówię: - Panie Jezu, jesteś tu, nade mną, w Najświętszym Sakramencie... Czasem uciekam chociażby na parę dni, żeby mnie nikt nie widział i nie słyszał. Radzę to każdemu. Według konstytucji naszego Zgromadzenia Redemptorystów, powinniśmy mieć co miesiąc jeden dzień skupienia, oprócz tego 8 dni w roku. Staram się to zachowywać, staram się być wtedy zupełnie sam. Jak się nie da, to modlę się, jadąc samochodem, w milczeniu; wyłączam się ze wszystkiego. Albo jak lecę samolotem. Ileż wtedy czasu - np. 10 godzin lotu lub dłużej - jestem sam, mogę czytać, modlić się. A kiedy kładę się spać, mówię często: - Maryjo, weź w swoje ręce wszystko, weź mnie. Tobie wszystko oddaję. I daj mi sen spokojny - bo jak się nie wyśpię, to nerwy mogą nie wytrzymać.
Poza tym staram się być razem z innymi ojcami redemptorystami, omawiać wszystkie sprawy. A także być razem z siostrami zakonnymi i z naszymi współpracownikami świeckimi. Mamy dni skupienia, rozmowy. Wykorzystujemy imieniny naszych współpracowników świeckich czy duchownych, by podczas Mszy św. modlić się razem, a potem wypić kawę, przy której rozmawiamy na wszystkie tematy, które nas dotyczą.
Mamy także dni skupienia dla wszystkich naszych współpracowników świeckich, które bardzo sobie cenię. Zapraszamy ich raz w miesiącu. Podczas tych spotkań są trzy ważne momenty: z Maryją, z Kościołem, z Chrystusem. Z Maryją - przede wszystkim odmawiamy Różaniec przed Najświętszym Sakramentem w intencjach Kościoła, Ojczyzny, modląc się o błogosławieństwo dla dzieł i ludzi, do których nas Pan posyła. Z Kościołem - co miesiąc podejmujemy się studiowania jakiegoś fragmentu dokumentu papieskiego. Po przeczytaniu go w domu rozdzielamy się na grupy i każdy mówi, co go specjalnie w nim "uderzyło". To trwa ok. 1,5 godz. Nawet nie przypuszczałem, że ludzie mogą mieć takie piękne refleksje, które nas wszystkich ubogacają. Z Chrystusem - Msza św. trwa przynajmniej godzinę, czasem dłużej. A później, kto może, idzie na obiad, następnie zostajemy, by podyskutować. Całość trwa ok. 6-7 godzin.

- Te informacje są bardzo cenne dla obrazu pracy Ojca. Rzadko o tym słyszymy. A co najbardziej Ojca cieszy?

- Wszystko mnie cieszy, gdy widzę gdziekolwiek dziejące się dobro - gdy spotykam ludzi myślących o dobru, prawdzie, pięknie, którzy biorą odpowiedzialność za Kościół, za Ojczyznę.

- Obok Radia udało się Ojcu kolejne dzieło - Telewizja Trwam. Skąd ta nazwa? Co Ojciec chce osiągnąć przez telewizję?

- Telewizja oddziałuje inaczej niż radio. Jest o wiele mocniejsza. Na pewno nie zastąpi radia, tak jak nie zastąpi Internetu czy słowa pisanego: książek, gazet, dzienników, tygodników, miesięczników. Koncentracja dźwięku, obrazu i słowa zwiększa oddziaływanie. Zaczęliśmy programy telewizyjne oparte na chrześcijańskim światopoglądzie, bo w Polsce ich brakowało. Rynek był i jest zdominowany przez media laickie.
Zaczynaliśmy, nie mając nic. Gdybyśmy nie zaczęli w tamtym momencie, to stracilibyśmy pozwolenie. Powiedziałem: - Zaczynamy! Będziemy robić błędy, ale zaczynamy. Jeżeli teraz nie zaistniejemy, to pozwolenie wygasa. Odnośnie do katolickich mediów - istnieje tragiczne nieporozumienie. Tak silny Kościół, mający ponad 30 tys. kapłanów diecezjalnych i zakonnych, podobną liczbę sióstr zakonnych, uniwersytety katolickie, seminaria - i nie ma własnych mediów!? Tymczasem grupka ludzi mająca media i pieniądze manipuluje całym narodem...
Ile dokonali w biednej przedwojennej Polsce św. Maksymilian Kolbe albo ks. Ignacy Kłopotowski! A my, przy możliwościach dostarczanych nam przez rozwój techniki, wtedy, gdy mieliśmy Papieża Polaka, w czasie przemian ustrojowych w Polsce: odchodzenia od komunizmu, totalitaryzmu - czy przypadkiem nie popełniliśmy grzechu zaniedbania?
Bardzo się cieszę, że jest "Niedziela" - to klarowne katolickie i polskie pismo. Nie idzie na lewo ani na prawo; idzie normalnie, bez kokietowania nurtów liberalnych. Ale to niewiele. Wiem, że silne grupy kapitałowe chciałyby pod pozorem pomocy kościelnym mediom zneutralizować oddziaływanie Kościoła. Musimy ustrzec przed tymi zabiegami radia katolickie. To samo dotyczy telewizji. Bardzo boję się ludzi, którzy wprawdzie dają pieniądze, ale nie za darmo.
Wyszedłem z założenia: tak jak Kościół utrzymuje się dzięki ludziom wierzącym, tak samo winny utrzymać się niezależne media. Tyle wolności, ile własności. Tyle ojczyzny, ile ziemi. Ewangelizowanie nie może być uzależnione od kogoś, kto da pieniądze i będzie mediom dyktował warunki, na ile mogą być katolickie.
Dlaczego Telewizja Trwam? Po pierwsze wywodzi się z Radia Maryja. Zaczęliśmy robić komputerowe animacje: Telewizja + Radio Maryja i wyszło TRWAM - czyli: Jestem. Pamiętam. Czuwam. Pan Jezus powiedział: "Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Jestem krzewem winnym, wy latoroślami" (por. J 15, 4-5). Chcemy być w Chrystusie i trwać w Nim. Trwać w tym, w czym trwała Polska od początku, w naszej kulturze chrześcijańskiej. Nie dać się wykorzenić! Ale aby to czynić, trzeba mieć warsztat, narzędzia. Aby nadawać - trzeba mieć takie czy inne aparatury oraz ludzi, świadków Chrystusa, którzy będą się nimi posługiwać. Trzeba na to mieć fundusze. Dziękuję wszystkim, którzy to rozumieją i wspierają nasze dzieła.

- Niektórzy z Czytelników "Niedzieli" zwracają się do nas z wyrzutem, że nie drukujemy programu Telewizji Trwam. Problem jest w tym, że musielibyśmy go otrzymywać wcześniej. Czy byłoby to możliwe?

- Z naszym programem jest często tak, że dopiero na dwa, trzy dni przed jego nadaniem wiemy, co będzie konkretnie. Moglibyśmy dać ramówkę, ale ona nie wystarczy czytelnikom. Chcą znać dokładny temat. W naszej Telewizji nigdy nie będzie to pewne, bo życie przynosi ciągle coś nowego i trzeba dokonywać zmian. Postaramy się coś z tym zrobić. Na razie dziękujemy za życzliwość.

- Kolejnym dziełem jest Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej. Jakie cele postawił Ojciec Dyrektor tej uczelni, jakich gromadzi studentów, kim są wykładowcy?

- Gdy zaczęło się Radio, pomyślałem, że musimy być coraz lepsi. A tu - sami amatorzy. Zaczęliśmy więc roczne studium dziennikarskie - zamknięte, tylko dla nas. Z tego zrodził się pomysł rozszerzenia studium na innych. Bp Adam Lepa, ówczesny przewodniczący Komisji ds. Środków Społecznego Przekazu, poparł nasz projekt, mówiąc, że to bezinteresowny dar dla Kościoła w Polsce. Ogłosiliśmy, że kto chce, niech przyjedzie. Zjawili się ludzie z różnych stron Polski, ok. 190 osób. I każdego roku przyjeżdżają nowi. Studium ukończyło już ok. 150 osób. Czworo z nich w tej chwili ściślej z nami współpracuje.
Szukamy kompetentnych wykładowców, takich, których morale jest odpowiednie. Szukamy ludzi, którzy są świadkami prawdy, o której mówią. Chcemy, aby to byli ludzie prawi, oddani Kościołowi i narodowi, a nie pogrobowcy totalitaryzmu czy miłośnicy liberalizmu i libertynizmu. Wszędzie potrzeba świadków Chrystusa, a nie najemników. Będziemy stopniowo otwierali następne kierunki studiów. Łączy się to jednak z niemałymi kosztami. Mamy obecnie dziennikarstwo, politologię i informatykę. Także podyplomowe studia dyplomatyczne i pozyskiwania funduszy unijnych.

- "Nasz Dziennik" to także dzieło Ojca Dyrektora...

- Nie moje, tylko Pana Boga i wspaniałych ludzi. Ja byłem w jakiś sposób Jego narzędziem. Zaczęło się skromnie. Tym, którzy kończyli nasze studium dziennikarskie, kiedyś powiedziałem: - Zróbcie państwo dziennik. I trzy lata później powstał. Powstał z niczego i trwa już dziewięć lat, dzięki łasce Bożej, dzielnej pani redaktor naczelnej Ewie Sołowiej i wielu wspaniałym Współpracownikom. Tak to się zaczęło. Dziś "Nasz Dziennik" ma duży nakład. Może nie jest zbyt okazały i ma skromną szatę graficzną, ale stara się przekazywać bardzo dużo dobrych treści.

- Życzymy Ojcu Dyrektorowi potrzebnych do działania łask Bożych za wstawiennictwem Maryi Królowej Polski, nieustającej pomocy wszystkich, którzy głoszą Ewangelię Jej Syna i napełniają nasze narodowe stągwie wodą, ufając, że Chrystus przemieni ją w wino.

Trudna historia

Historia Radia Maryja nie była łatwa. Od początku towarzyszyła rozgłośni niespotykana w innych przypadkach niechęć środowiska dziennikarskiego. Prowokacje, potwarze i zwykłe kłamstwa - to narzędzia, którymi posługiwano się, aby zniszczyć wiarygodność tej rozgłośni. O. Tadeusz Rydzyk tak wspomina starania o koncesję: "Poszedłem z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. A muszę powiedzieć, że do ostatniej chwili była walka o to, żeby obrazu nie było. Do tego stopnia, że jeden z ojców zwrócił się do mnie:
- A może daj spokój, nie chodź z tym obrazem... Nie wiem, czy Prymas Wyszyński by poszedł... Powiedziałem mu: - Wiesz, ja nie jestem Prymas Wyszyński, to ja mogę błądzić. I zdecydowałem się. To jest Jej radio - niech zwycięża! Wszedłem na salę pełną dziennikarzy. Ich liczba była zaskakująca. Specjalna komisja ekspertów, po lewej stronie Krajowa Rada i ja - sam, pierwszy raz w takim towarzystwie. (...) Dziennikarzy było co najmniej pięćdziesięciu - może więcej, różne telewizje. Miałem ten obraz wyjąć, jak mnie przedstawią, i wtedy coś powiedzieć, ale postanowiłem inaczej. Powiedziałem: Matko Boża, ratuj, dzisiaj, od zaraz, proszę Cię... I otworzyłem futerał. Nikt nie podszedł do mnie, więc poprosiłem: - Chodźcie, pomóżcie mi! Gdy postawiłem obraz, wszyscy się zdziwili, ale nie dostrzegłem żadnego gestu niechęci. Było zdziwienie, ale nie było niechęci. To było zaskoczenie i, powiedziałbym, wyczekiwanie. Po paru tygodniach przyszedł do mnie jeden z dziennikarzy i powiedział: - Proszę Ojca, przeżyłem wtedy szok. W tym samym miejscu poprzedniego dnia postawiło swój znak radio RMF - takiego smoka. Zobaczyłem ten obraz i pomyślałem: Ona zetrze w proch węża. Byłem tego pewien.

Radio opiniotwórcze

Radio Maryja jest największą rozgłośnią katolicką w Polsce. Do stałych słuchaczy Radia Maryja przyznaje się - według badań CBOS z 2003 r. - 12 proc. Polaków, czyli czteromilionowa rzesza. Słuchających Radia sporadycznie jest jeszcze więcej. Trzeba zauważyć, że polskie badania nie obejmują słuchaczy poza granicami kraju, a Radio dociera przez satelity praktycznie do każdego zakątka, gdzie są skupiska Polaków. Radio Maryja jest także jedną z najbardziej opiniotwórczych radiostacji w kraju, w tym sensie, że jest cytowane przez inne media.

Charakterystyka programu

Osią ramówki Radia Maryja jest modlitwa. Program rozpoczyna się o godz. 6 rano, przeważnie modlitwą "Anioł Pański". Później jest Jutrznia - bo modlitwa brewiarzowa wybija rytm godzin w programie nadawanym z Torunia. W ciągu dnia jest Msza św., "Różaniec", "Godzinki ku czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny", "Koronka do Miłosierdzia Bożego" i "Apel Jasnogórski". Formację można pogłębiać przez katechezy. Istnieje też możliwość skorzystania z porad zdrowotnych, ekologicznych itp. Słuchacze Radia Maryja tworzą Rodzinę Radia Maryja. Można w niej znaleźć oparcie i szukać pomocy w kłopotach. Część programów jest poświęcona właśnie wzajemnemu wsparciu. Jedni oferują coś, odpowiadając na potrzeby tych, którzy proszą. Silną stroną są też programy informacyjne i publicystyczne, z okrętem flagowym tej części, jakim są "Rozmowy niedokończone", w których występują naukowcy, politycy, publicyści i duchowni.

(pr)

"Niedziela" 7/2007

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl