„Glossa” do artykułu o sytuacji Kościoła w Polsce

Kard. Stanisław Nagy SCJ

Sięgam do artykułu w „Niedzieli” z dnia 30 października 2011, nr 44, s. 12-13, w którym podjęto nieśmiałą próbę zarysowania sytuacji Kościoła w Polsce po ostatnich wyborach.

Przy całej wieloznaczności ostatnich wyborów, dla Kościoła w Polsce stanowią one jakiś punkt graniczny i pryzmat, przez który widać ten Kościół inaczej aniżeli jeszcze kilkanaście miesięcy temu.
Obraz ten jednak jest niekompletny, a w niektórych momentach niecałkowicie adekwatny. O ile jednak ewentualne korekty tego drugiego wymiaru nie są sprawą autora, to ten pierwszy wymiar wymaga uzupełnienia właśnie z jego strony. Wymiar ten bowiem stanowią tzw. białe plamy poprzedniej wypowiedzi, które są po prostu niedopowiedzeniami w poprzednim artykule. Niewątpliwie białą plamą na tym obrazie Kościoła w Polsce po wyborach jest –

Sprawa mediów

Jest rzeczą bezsporną, że media antykatolickie przyprawiły Kościół o przykrą niespodziankę. To głównie dzięki nim powstał nowy nurt wrogo nastawiony do Kościoła, jakim jest ugrupowanie, któremu przewodzi Janusz Palikot. Choć na powstanie tego dziwacznego tworu miały wpływ jeszcze inne czynniki – które też trzeba by było rozeznać, ale i odpowiednio w działaniu spenetrować – to niechętne Kościołowi media miały w tym wkład wyjątkowy, bowiem te media w Polsce to prawdziwa potęga – przede wszystkim ilościowa. To: Polskie Radio w jego przeróżnych odmianach, Telewizja Polska państwowa, telewizje prywatne (TVN i Polsat), morze wydawnictw, potok prasy codziennej i periodycznej.
A jak przy tej niesprzyjającej katolicyzmowi nawale medialnej wygląda stan mediów katolickich? Czy porównanie słonia z mrówką jest tu przesadą? A przecież ten Naród w zasadniczej masie uważa się za katolicki! Czy tak radykalnie zredukowany zasób mediów katolickich jest w stanie przeciwstawić się nawale mediów wrogich Kościołowi?
Odpowiedzi są dwie: pomnożyć zasób mediów katolickich albo zadbać o lepsze wykorzystanie tych, które już istnieją. Tak w pierwszym, jak i w drugim przypadku potrzeba ludzi i pieniędzy. Wydaje się, że problem pieniędzy na miarę aktualnych potrzeb byłby do rozwiązania. Gorzej jest z ludźmi. Paradoks polega na tym, że teoretycznie Kościół dysponuje sporą liczbą dobrze wykształconych kapłanów, a nawet świeckich teologów, którzy jednak nie piszą, albo piszą, ale tak, że nie jest to żadną przeciwwagą dla lawinowej, wyrafinowanej walki z Kościołem. Bo aby katolicki przekaz wiary mógł być skuteczny, musi być przede wszystkim merytorycznie dobrze znany, ale także dobrze i czytelnie napisany.
Dobre pisarstwo ma jeden doniosły wymóg: stanowi go czytelnictwo. W przypadku polskiego katolicyzmu jest to zwykłe nieczytelnictwo. Niestety, to smutny fakt, że polscy katolicy nie czytają literatury religijnej ani prasy katolickiej, która – choć liczebnie uboga – jednak jest. Tego czytelnictwa, obycia z katolicką prasą trzeba nauczyć. Kto ma tego nauczyć? Ambona i katecheza. Do katechezy trzeba będzie jeszcze wrócić osobno, ale obecnie komentarza wymaga polska ambona. Jest ona potężnym instrumentem medialnym Kościoła – pod warunkiem jej należytego wykorzystania. Tymczasem współczesne kaznodziejstwo polskie cierpi na trzy co najmniej dolegliwości: tematyczną, stylistyczną i kompozycyjną. Ta pierwsza jest najwyraźniejsza, bo konkretna, i polega na odteologicznieniu naszych kazań poprzez brak kazań katechizmowych (Bóg, Chrystus, Kościół, łaska, sakramenty) oraz kanonów chrześcijańskiej moralności (Dekalog). Brak również natarczywego nalegania z ambon na korzystanie z katolickich mediów, rzetelnej katolickiej prasy i z prawdziwego zdarzenia katolickiej telewizji.
Dziś widać już w sposób niepodlegający dyskusji, że zarówno Radio Maryja, jak i Telewizja Trwam stanowią bezsporne dobro Kościoła w Polsce i tylko ich zaciekli wrogowie sądzą inaczej. Dlatego cały Kościół, z jego najwybitniejszymi autorytetami, winien stanąć w zwartym szeregu przed stojącymi przed nim zagrożeniami w związku z laicką reorganizacją Radia. Nie oznacza to bynajmniej atrofii rozgłośni diecezjalnych, tyle że trzeba koniecznie zadbać o ich odpowiedni poziom techniczny i merytoryczny, a więc o efektywną jakość.
Istnieje jednak konieczność ścisłego koordynowania tymi skromnymi środkami medialnymi ze strony wysokiego autorytetu – przedstawiciela Episkopatu Polski. Nie można tego skąpego stanu posiadania puścić na żywioł w momencie tak palących potrzeb, jakie w tym wymiarze istnieją dzisiaj w Polsce.
Pozostałoby jeszcze zaapelować o tematykę apologetyczno-apologijną, stanowiącą solidny kontrargument na prymitywne ataki na same fundamentalne założenia chrześcijaństwa. Przykład obecnego Papieża w tym względzie, ale i bł. Jana Pawła II, m.in. w jego książce „Przekroczyć próg nadziei” – stanowią wzorzec i wyzwanie dla Kościoła na dzisiaj.

Duszpasterstwo młodych

Powszechnie znana jest troska Kościoła o dusze młodego pokolenia. W swoim sławnym Liście do młodych papież Jan Paweł II dostrzegł i uwypuklił walor młodości dla całego życia i doniosłość obranego w niej życiowego kierunku. Od tego, jak spożytkuje się młodość, zależeć będzie z reguły ostateczny kształt całego życia. Jan Paweł II nawiązywał tu do Kościoła polskiego II Rzeczypospolitej, zanim ugodził weń walec wrogości i nienawiści okupacji hitlerowskiej, a potem komunistycznej.
Kościół tamtego czasu był Kościołem aktywnych organizacji młodzieżowych, od Katolickich Związków Młodzieży Męskiej i Żeńskiej oraz Sodalicji Mariańskich, po autentyczne harcerstwo czy Towarzystwo „Sokół” oraz prężne duszpasterstwo akademickie. Śmiertelny cios organizacjom młodzieży męskiej i żeńskiej zadał reżym komunistyczny przez dekret z lutego 1953 r.
Po tych cennych stowarzyszeniach, skutecznie pomagających w prawidłowym kształtowaniu się obywatelskim i religijnym, zostały w efekcie huraganu przemocy i eksterminacji już tylko gruzy i niejasne wspomnienia, nie mówiąc o żałosnych próbach zdobycia młodych przez organizacje zetempowskie czy zmanipulowane harcerstwo.
Od pewnego czasu obowiązuje hasło restauracji tamtych dobrych porządków, ale skutki – jak dotąd – nie są imponujące. Młodzież tonie w odmętach prymitywnych zabaw dyskotekowych czy zalewającej ją zgubnej fali pijaństwa i narkomanii. Ale trzeba dokonać pewnego rozróżnienia. Byłoby jednak błędem generalne potępianie i deprecjonowanie współczesnego młodego polskiego pokolenia. Krzywdą i uproszczeniem byłoby składanie na polską młodzież wyborczej patologii, jaką jest „palikotyzm”. Mimo wszystko to nie polska młodzież została skaptowana brutalnym programem aborcji, wykoślawień seksualnych i narkotycznych złudzeń. To raczej pogrobowcy niedawnych komitetów centralnych, pierwszych sekretarzy różnego szczebla i funkcjonariuszy wiadomego resortu dali znać, że istnieją i nie zmienili credo swojego destrukcyjnego programu.
Ogólnie pozytywny osąd polskiej młodzieży wymaga jednak pewnego rozróżnienia. Trzeba ją podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowi młodzież szkół powszechnych i średnich. Palącymi problemami tej grupy jest katecheza i sprawa uczęszczania do kościoła. Zadaniem i celem katechezy na szczeblu szkoły powszechnej jest doprowadzenie młodzieży do stanu dojrzałości chrześcijańskiej, której sakramentalną metą jest sakrament bierzmowania. I tu zdarzają się sytuacje kryzysowe. Młodzież niekiedy nie przywiązuje wagi do postulowanego programem przygotowania, a nawet uchyla się od przyjęcia tego sakramentu. I pierwszy, i drugi przypadek wymaga cierpliwego rozpatrzenia, kontaktu z rodzicami i wglądu w środowisko dziecka.
Niekiedy trzeba też postawić pytanie, czy katechizujący stoi na wysokości zadania. W szczególny sposób jest to aktualne w odniesieniu do katechezy w klasach licealnych. Tu nie wystarcza już zwyczajne wykształcenie seminaryjne, a tym samym młodzieńczy zapał neoprezbiterów.
W tym miejscu jednak docieramy już do drugiej grupy młodzieżowej, jaką stanowi młodzież akademicka. Jej odpowiednikiem jest duszpasterstwo akademickie. Ale czy ono jest na miarę ks. Wojtyły, ks. Pietraszki, ks. Zienkiewicza, ks. Fedorowicza? To byli ojcowie polskiej inteligencji katolickiej. Czy tacy, niektórzy kandydaci na ołtarze, istnieją i działają obecnie w ludnych ośrodkach? I jakże tu nie wymienić dwu sztandarowych postaci apostolatu młodych ostatniej już komunistycznej doby, jakimi byli ks. Blachnicki z działalnością oazową czy ks. Wojtyła z jego duszpasterstwem turystycznym...
Tak pierwsze (ruch oazowy), jak i drugie (duszpasterstwo turystyczne) wydało cenne owoce w postaci środowisk, które wyraźnie zaznaczyły się w życiu Kościoła w Polsce. Czy jednak nie straciły one na pierwotnej dynamice?
Godne odnotowania, jako niewątpliwe aktywa polskiej młodzieży, są: ruch młodych znad Lednicy o. Jana Góry, Światowe Dni Młodzieży, a wreszcie masowy udział młodych w pielgrzymowaniu na Jasną Górę. Tym niemniej wobec ogromnych skupisk młodzieży akademickiej w takich metropoliach uniwersyteckich, jak Warszawa, Kraków, Poznań, Gdańsk, Szczecin, Toruń czy Białystok, można mieć wątpliwości, czy ten odcinek życia Kościoła w Polsce jest prawidłowo zagospodarowany.
Jest jeszcze inna grupa, która w perspektywie polskiej inteligencji katolickiej powinna być wzięta pod uwagę. Stanowią ją – liczni już dzisiaj – absolwenci teologii dla świeckich. Choć nie brakowało z początku obaw i wątpliwości, czy świeckim umożliwiać studium teologii, to dziś widać opatrznościowość tego odważnego przedsięwzięcia. Pierwsza grupa absolwentów zasiliła Kościół polski w otwartej szeroko bramie szkolnej katechizacji. Druga natomiast, która zdecydowała się na pełne studium teologii w jej naukowej postaci, powiększyła grono specjalistów teologicznych. W rezultacie pojawiły się doktoraty świeckich i osób zakonnych – nie księży – a za nimi habilitacje z poważnymi osiągnięciami naukowymi. Przykład s. prof. Józefy Zdybickiej, długoletniej dziekan Wydziału Filozoficznego KUL, jest szczególnie wymowny.
W sumie dzisiaj spora grupa uczonych filozofów i teologów polskich stanowi cenny kapitał, o którym trzeba pamiętać i który trzeba sensownie wykorzystać. Nie należy żywić wobec nich niesprawiedliwych uprzedzeń, kompleksów, a raczej dbać o to, by darzyć ich klimatem ortodoksji i harmonii z nauczaniem Kościoła.
Czy w tym zarysowanym obrazie sytuacji Kościoła w Polsce są jeszcze jakieś białe plamy i niedomówienia? Może, a nawet na pewno są. Ale wszystko wskazuje, że czas diagnozy powoli mija, a nadchodzi czas odpowiedniej terapii. Ale to już domena instancji innych niż zblakły autorytet starego teologa, i to jeszcze z coraz to gorzej widzącymi oczyma...

"Niedziela" 49/2011

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl