Socjalista w mundurku od Kenzo

Z Marią Nowińską rozmawiają Michał Majewski i Paweł Reszka

Ciągle udaje kogoś innego. Był szlachcicem, hetmanem lubelskim. Jego poglądy są śmieszne, to teatr alternatywny, zabawa do końca – mówi Maria Nowińska, była żona Janusza Palikota

MICHAŁ MAJEWSKI, PAWEŁ RESZKA: – Słyszała Pani przemówienie Janusza Palikota 1 maja?

MARIA NOWIŃSKA: – Rodzina siedziała na tarasie dworku w Jabłonnie przy herbacie. Pojawiły się żarty, że zaraz tu wpadnie na czele oddziału bolszewików i zacznie nas rozkułaczać. Wiecie, czasami oglądam to, co robi, i myślę, że trzeba by mu złożyć gratulacje.

– Że tak wszystkich wodzi za nos?

– Tak, gdyby nie to, że to jest przerażające.

– Co?

– Udawanie ciągle kogoś innego. Tyle że nie ja na to powinnam zwracać uwagę, ale ludzie, którzy śledzą i oceniają życie polityczne.

– Pani zna prawdziwego Palikota jak mało kto.

– To prawda, tyle że moja ocena jest obarczona osobistym...

–...rozgoryczeniem?

– Tak, zawsze ktoś może powiedzieć, że o Palikocie mówi rozgoryczona kobieta.

– Nie jest Pani rozgoryczona?

– Jestem, ale nie z powodu osobistych stosunków z panem Palikotem, mam inne powody do goryczy.

– Uważa Pani, że były mąż wyprowadził za granicę, m.in. na Cypr i Curaçao, wasz wspólny majątek?

– Tak, i że jest ponad prawem. To dowód na to, że polski system sprawiedliwości jest w rozsypce.

– Palikot jest człowiekiem niewinnym, nigdy go za nic nie skazano...

– Od polityka wymaga się więcej. Skoro zaprzecza okolicznościom wyprowadzenia majątku, niech wytłumaczy, co stało się z sumą 180 mln uzyskanych ze sprzedaży Polmosu Lublin i odpowie na pytanie, kto jest jego cypryjskim sponsorem. W oświadczeniu majątkowym widnieją jedynie wielomilionowe długi. CBA przygotowało raport, który pokazuje niejasności w jego finansach. Prokuratura nie postawiła zarzutów. Uzasadniła, że błędy w oświadczeniach majątkowych wynikają z jego filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych. Nareszcie wiadomo, dlaczego opłaca się studiować filozofię.

– Skoro prokuratura odpuszcza, po co Palikot miałby się tłumaczyć?

– Prokuratura kalkuluje i dostosowuje się do tego, co w danej sytuacji należy zrobić, żeby było dobrze. Tylko z nazwy jest niezależna. Natomiast od człowieka, który ma ambicję decydować o losach państwa, oczekuję, że ujawni prawdę o swoich interesach. Tymczasem on cieszy się, że ukrył dowody w rajach podatkowych.

– Czy Pani uważa, że Janusz Palikot ma jakieś poglądy, czy jego poglądem jest skuteczność?

– Uważa, że wykształcenie filozoficzne upoważnia go do posługiwania się ideami, ludźmi i przez to dąży do realizacji celów.

– Co jest celem: władza, przywództwo, pieniądze?

– Obłaskawianie swoich lęków.

– Jakich?

– Przed nicością, szarością, przeciętnością. To, jak się zachowuje w polityce, jest psychoterapią, którą przechodzi publicznie.

– Psychoterapia miała już kilka etapów. Pozował na szlachcica, był wydawcą konserwatywnego tygodnika, który zakazywał pedałowania. Potem był liberałem, teraz prawie komunistą.

– Przemiany związane są z osobami, które pojawiały się wokół niego. Z osobami, które na chwilę stawały się jego przewodnikami duchowymi i programowały mu poglądy, pchały do jakichś działań.

– A potem?

– Poglądy umierały, gdy kończyła się fascynacja mentorem. Kończyła się przyjaźń, zaczynała nowa. To nie są jego poglądy, to poglądy innych ludzi.

– Dlaczego był konserwatystą?

– Stara Anglia, limuzyna mknie wśród wiekowych drzew. Fascynacja środowiskiem Polskiej Rady Biznesu i dużego biznesu w ogóle. To wynikało z popytu na takie poglądy w tym towarzystwie. Przelotna fascynacja, bo realizacja ideałów konserwatywnych wymaga stałości i siły.

– Co Pani ma na myśli?

– Choćby zakup zespołu pałacowo-parkowego w Jabłonnie. Nie wystarczy, że człowiek to kupi, zrobi kilka przedstawień na wolnym powietrzu czy przegląd teatrów alternatywnych. Wymaga to wielu lat ciężkiej, codziennej pracy. A to jest nudne.

– Pałac wymaga troskliwego ogrodnika, a nie kaowca?

– Wymaga żmudnej, solidnej pracy. Takie projekty udają się w którymś pokoleniu. Tutaj zabrakło determinacji. Projekt się nie powiódł, bo był zbyt wymagający.

– Nie udało się...

– To prawda, ale jemu jest trudno powiedzieć: „Nie udało się”. Lepiej znaleźć inną ideę, „ciekawszą, bardziej nowoczesną”. Odbieram go jako człowieka bez właściwości, którego najpierw ktoś musi zaszczepić. To jest karykaturalne. Osoby, których poglądy przejmuje, są w drugim szeregu, nie widać ich.

– Czytaliśmy książkę – wywiad rzekę z Palikotem „Płoną koty w Biłgoraju”, wydaną w 2007 r. Sztorcuje tam, w obecności dziennikarzy, panią Danielę podającą do stołu, że źle pokroiła gruszkę, a kierowcy każe prowadzić jaguara tak, żeby ołówek stał na sztorc do końca podróży. Trochę szokujące maniery jak na socjalistę. Był panem na włościach?

– Wtedy nie był panem na włościach, był już hetmanem lubelskim. Panem średniowiecznego domu wikariusza w centrum Lublina.

– Dlaczego nie chce być już hetmanem?

– Range rover nie robi już na nikim wrażenia. Marka spospoliciała, samolot też. Na początku był fajny, ale okazało się, że nie miał odpowiednio dużych gabarytów, by robić wrażenie. Nie mógł doskoczyć do najwyższej ligi. Zawsze ten samolot był mniejszy i głupio wyglądał, gdy parkował obok dżetów dużego biznesu. Tak, miał z tym problem.

– l co?

– Teraz jest socjalistą, komunistą.

– Czyli?

– Zabawa do końca, hajowa jazda, zupełny teatr alternatywny.

– Jaka zabawa?

– Z ludzi, że można się naigrywać, rozdawać prztyczki w nos.

– Przecież ma program prawie jak z Hawany.

– Ten program to bajka. Pisał go pewnie z jakimś kumplem przy winie i mieli dobrą zabawę. Nie byłam zdziwiona. Myślałam raczej o innych, politykach i dziennikarzach.

– Co Pani myślała?

– Skoro Palikot chce ścigać firmy niepłacące w Polsce podatków, to oczekiwałabym pytania: jak on uregulował podatki od sum, które ulokował na Cyprze? Ale pytanie nie padło, bo widać wszyscy mają krótką pamięć. W sprawie podatków powinien zacząć od siebie.

– A jaki naprawdę był Palikot dla zwykłych ludzi? Ogrodnika? Kierowcy?

– Ceni ludzi bezwzględnych, którzy odnoszą sukcesy. To wzbudza jego szacunek. Nie ma podziału na prostych i nieprostych. On dzieli świat na ludzi skutecznych, potrzebnych oraz całą resztę – nieudaczników.

– W „Płoną koty w Biłgoraju” jest przeciwko podwyżkom zasiłków dla samotnych matek, bo jeśli się podniesie zasiłki, to one przestaną pracować, ich rodziny staną się patologiczne, a one stoczą się na margines. Palikot nie ma słuchu społecznego?

– Słuch społeczny? Jestem lekarzem, więc siłą rzeczy w domu często mówiło się o problemach służby zdrowia. Na rozwiązanie sprawy protestujących pielęgniarek miał zawsze taki sam pomysł. Zawieźć pielęgniarki na dół do kopalni, do górników. Potem zatopić ich wszystkich i zabetonować szyby.

– Jednym słowem, nie pochyla się nad biedą?

– Wykorzystuje pozycję siły. Powiem tak, przez trzy lata po wyprowadzeniu się pana Palikota z Jabłonny wypłacałam zaległe pieniądze pracownikom i rozwiązywałam sytuacje konfliktowe z przeszłości. Nie mogłam tego nie robić, bo ja tam żyję, między ludźmi. Patrzę im codziennie w oczy. Na początku odsyłałam ich do Palikota, ale oni wracali i mówili, że już nigdy do niego nie pójdą. Zresztą chyba utrzymał ten styl, bo wiele osób, które pomagały mu w ostatniej kampanii, również protestowało, domagając się należnych pieniędzy.

– Jeśli ktoś nie płaci, to zawsze można go podać do sądu.

– Ludzie nie wierzą, że z Palikotem można wygrać w sądzie. A on czuje się bezkarny. Uważa, że jeśli przyjdzie do niego hydraulik, żeby wymienić rurę, to nie powinien domagać się zapłaty.

– Tylko co?

– Tylko cieszyć się, że miał zaszczyt wymienić rurę Palikotowi. Myślę, że mój były mąż ma z powodu bezkarności frajdę. Ma zresztą powody, by czuć się bezkarnie.

– Przykłady?

– Sąd skierował wniosek o pomoc prawną na Curaçao, bo istniało podejrzenie, że pan Palikot ukrył tam pieniądze. Po dwóch latach okazało się, że wniosek zaginął.

– I co się stało?

– Sąd zaproponował wysłanie powtórnego wniosku do... Caracas. Inny przykład. Biegli mają oszacować wartość dużej spółki. Okazuje się, że nigdy nie wyceniali żadnej firmy. Nie wiem, czy przeciętny Kowalski mógłby liczyć na taki obrót spraw jak pan Palikot.

– Jak działał w biznesie?

– Biznes nie wybacza tym, którzy nie płacą faktur. On uciekał przed wierzycielami. Potem osiągnął pułap milionera i wschodzącej gwiazdy polityki. Wtedy wiele osób zapomniało o należnych pieniądzach. Z różnych względów: boją się, że zniszczy ich skarbówka, nie chcą mieć ustosunkowanego przeciwnika.

– Czy to prawda, że wymagał od służby, żeby zwracała się do Waszych synów per paniczu?

– Nie chciałabym wracać do tych absurdów. Różne rzeczy działy się w czasie, gdy Janusz Palikot miał jeszcze wizerunek szlachecki.

– Ale z szablą po domu nie chodził?

– Za to fotografował się w gronostajach do jednego z wywiadów. Sesja była chyba w pałacu Zamoyskich w Kozłówce.

– Czy Palikot badał, w którą stronę iść, jaki pogląd wybrać, który temat poruszyć, żeby to wywołało korzystny dla niego efekt?

– Na początku tak. Kilka razy. Potem blefował, że bada. Taniej wychodziło.

– Dziś dobrze mu idzie w polityce. Jeśli zostanie premierem, to będziemy mieli socjalizm czy znów zmieni poglądy? Zapowiadał, że uruchomi państwowy przemysł meblarski, który dostarczy ludziom miejsca pracy.

– Nie wiem, czy zmieni poglądy, bo jego poglądy są śmieszne. Nie traktuję ich serio.

– A co jest serio?

– Gdyby Palikot dbał o miejsca pracy, to do tej pory byłby właścicielem Polmosu. W tamtym czasie zwracałam mu uwagę na wartość, jaką niesie z sobą budowanie firmy rodzinnej. To zostało wyśmiane. Wkrótce pracownicy zostali zwolnieni, a firma sprzedana. I on ma wprowadzać nowy ład gospodarczy? Niepoważne.

– Potrafił pociągnąć za sobą ludzi, jest ważną figurą.

– Jest niesamowitym uwodzicielem, on się podoba. Jest wzruszający w swojej cukierkowatości. Co nie zmienia tego, że jego program jest głupi. Dla niego to jest zabawa filozofa, który w realnym świecie kończy swój niedokończony doktorat.

– „Polityka pełnego zatrudnienia”, „państwo ma budować fabryki”, „bogatsi mają płacić więcej” – hasła ma chwytliwe.

– Porusza sprawy, na które wyborcy są czuli. Myśli: „Powiem im to i to i będę ich miał”. A kiedyś Palikot miał drożdżownię. Chciałam, żeby została. Ale on chciał ją sprzedać za wszelką cenę, mówiąc, że lepiej to spalić niż trzymać.

– Dlaczego?

– Bo to był trudny biznesowo projekt. Wymagał zaciśnięcia zębów, pasa i pracy. To nie dla niego. On jest genialny w destrukcji i tak naprawdę jeszcze niczego nie zbudował. Sprzedał więc drożdżownię i się bawił. On jest osobą destrukcji i zabawy.

– Może Pani jest niesprawiedliwa? Palikot sprzedał drożdżownię i kupił sobie za to polityczną pozycję, własną partię, rozpoznawalność.

– Po nim nie zostaje nic trwałego. A pozycja polityczna i rozpoznawalność została wyhodowana w dużej mierze przez dziennikarzy, którzy potrzebowali nowego pomysłu na to, jak zabawić widza.

– Dlaczego Palikot podoba się dziennikarzom?

– Bo podobają się krótkie, błazeńskie wystąpienia. Nie wymagają pracy intelektualnej. To krótkie uciechy, folklorystyczne zabawy. Ktoś kogoś brzydko nazwał, ktoś pomacha jakimś gadżetem. Biorąc pod uwagę zamówienie mediów, ekscytację takimi występami, to pan Palikot może się mierzyć chyba tylko z mamą Madzi.

– Czasem te błazeńskie występy służą ważnej sprawie. Machał plastikowym penisem, by zwrócić uwagę na gwałt, do którego miało dojść na komendzie policji.

– Sprawy są od tego, żeby je załatwiać, a nie żeby ich używać. Palikot obiecywał przed kamerami, że pomoże piekarzowi z Legnicy, który rozdawał biednym chleb. Poużywał w mediach piekarza, a potem machnął ręką. Podobnie było z tym gwałtem. Jest niestały. Używa ludzi, o ile oni służą do krótkotrwałego budowania jego pseudowielkości. W jego zachowaniu jest dużo rozedrgania, emocji. Niedawno zaczął stawiać Aleksandra Kwaśniewskiego przed Trybunałem Stanu, a przed chwilą widział w nim partnera i sojusznika. To są krótkie romanse, które kończą się poparzeniem, zużyciem i wyrzuceniem. Nie ma umiejętności konsolidowania, działania grupowego.

– Palikot jest sprawny. Potrafił dotrzeć z komunikatem do wyborców. Jego partia dostała 10 proc. głosów. To więcej niż SLD czy PSL. Potrafił coś sam ulepić.

– To nie jest prawda o Palikocie, tylko prawda o dziennikarzach, wyborcach. Mięsny jeż też się podoba i jest przebojem.

– Wydaje się, że Palikot ma zdumiewającą umiejętność przystosowywania się do otoczenia. Spotyka się z Komorowskim, to podkręca wąsa, którego nie ma, i ze swadą mówi o polowaniach. Kiedy spotka się z kolegami biznesmenami, wypije koniak, zapali cygaro. Gdy trafi do towarzystwa liberalnej młodzieży, zapali trawkę. Zelig z filmu Allena?

– Palikot mawiał, że miarą wartości człowieka jest umiejętność przystosowania się do konkretnych okoliczności. Udaje mu się ta gra, bo słuchacze są mało wymagający. Dziennikarze i komentatorzy pewne rzeczy powinni wyłapać, zweryfikować, ocenić.

– Palikot wygląda na rozrzutnego człowieka. Lubi dobre garnitury i męską biżuterię?

– No tak. To mu zostało z wielkopańskich czasów. Teraz jako socjalista pewnie będzie musiał założyć mundurek, ale jak go znam, to będzie mundurek od Kenzo.

* * *

Maria Nowińska jest lekarzem. Prowadzi w Lublinie gabinet dermatologii ogólnej i estetycznej. Przez kilkanaście lat, do 2005 r., była żoną Janusza Palikota. Ma z nim dwóch dorosłych synów.

Przedruk z tygodnika „Wprost” nr 21, 21-27 maja 2012

"Niedziela" 23/2012

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl