Autonomia Palestyńska puka do ONZ

Ks. Marek Łuczak

Autonomia Palestyńska nie jest państwem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Naród palestyński zamieszkujący Izrael cieszy się jednak względną niezależnością na terytoriach, które w znacznej mierze odgradzane są przez Żydów za pomocą muru. W niedługim czasie Autonomia Palestyńska prawdopodobnie stanie się oficjalnym członkiem ONZ. Z tej okazji na naszych łamach drukujemy reportaż z Bliskiego Wschodu

Ziemia Święta to prawdziwy tygiel. Żyją obok siebie wyznawcy trzech wielkich religii, które wewnętrznie też nie są jednolite. Wydaje się, że przed Bramą Damasceńską ocierają się o siebie, jednak nawet tego nie zauważają. – Wprawdzie tolerujemy się na co dzień, ale rzadko dochodzi do kontaktów towarzyskich między nami – mówi Ibrahim, pracujący w jednej z restauracji. – A mieszane małżeństwo w ogóle jest nie do pomyślenia – dodaje.
O tożsamości miejscowej ludności może mówić wiele oznak. Laik nie rozróżni języka, a nie każdy żyd czy muzułmanin ubierają się tradycyjnie. Dzielnicę, w której się akurat znajduje, najłatwiej odgadnąć po zachowaniach sklepikarzy w dni świąteczne. Bazary muzułmanów pozamykane są w piątki, sklepy żydowskie w sobotę, a chrześcijańskie w niedzielę. Taka postawa charakteryzuje oczywiście tych najpobożniejszych, a odstępstwa od niej spotkać można po każdej ze stron.

Kierunek – Ziemia Święta

Lotnisko Ben Guriona wygląda dziś zupełnie inaczej. Zaledwie przed trzema laty, z powodu zawirowań izraelsko-palestyńskich nie przypominało nawet portu lotniczego, świecąc pustkami. Mimo że sierpień z powodu upałów nie należy w Ziemi Świętej do najpopularniejszych miesięcy, samoloty nawet w środku nocy lądują jeden za drugim, a taksówki sprzed głównego holu nie nadążają z zabieraniem pasażerów.
Widok Jerozolimy coraz bardziej robi wrażenie. Z roku na rok miasto staje się piękniejsze, infrastruktura coraz bardziej odpowiada europejskim standardom. Tylko z poziomem życia jest różnie, najgorzej zaś w przypadku arabskich mieszkańców, którzy nie pozbyli się starych, zdezelowanych samochodów, a nowej floty przybyło może tylko w transporcie autobusowym. Za to ostatnie płacą miejscowi i turyści, bo ceny biletów, niestety, znacznie zdrożały. Droga do Betlejem niedawno została oddana do użytku, imponują wykute w skałach tunele. – Izraelskie władze mają duże doświadczenie w przebudowie kraju – mówi jeden z pasażerów busa. – Szkoda, że nie zawsze wykorzystują je do dobrych celów – dodaje, pokazując cieszący się wątpliwą sławą wielki, betonowy mur okalający miasto Betlejem.

Życie za betonową smyczą

Skutki polityki separowania Autonomii Palestyńskiej widoczne są po arabskiej stronie gołym okiem. Tuż obok wejścia dziesiątki taksówek. Turyści mogą odnieść wrażenie, że to jedyne zajęcie okolicznych mieszkańców. Do tego dochodzi oczywiście wszechobecny handel. O ile jednak w Jerozolimie można spotkać osoby, które wieczorem podsumowują dzień, licząc w kafejkach i szerutach zarobione pieniądze, o tyle w Betlejem sytuacja wydaje się beznadziejna. – Moja sytuacja jest znośna – mówi 27-letni Gregor, chrześcijański właściciel restauracji umiejscowionej naprzeciw Bazyliki. – Ludzie przyjeżdżają na pielgrzymkę, chodzą po miejscach świętych, więc siłą rzeczy wstępują na posiłek czy żeby się napić. Gorzej mają handlarze z okolicznych sklepików. Nawet jeśli jest wiele grup, tylko nieliczni idą na zakupy w głąb miasta. Do tego dochodzi przekonanie, że pamiątki kupuje się w Jerozolimie, a przecież całe rodziny pracują tu przy wyrobach z drzewa oliwnego, żeby utrzymać swoich najbliższych.
O wyraźnym kryzysie mówi też sytuacja w niemal każdej kafejce czy restauracji. Wszędzie ma się wrażenie, że liczba obsługi znacznie przewyższa liczbę gości, a już na pewno jest w stosunku do niej nieproporcjonalnie zbyt duża.
Dla Betlejem największym zagrożeniem jest więc bezrobocie. Nawet w dni robocze centrum miasta wypełnione jest mnóstwem młodzieży, która podpiera ściany okolicznych domów. – Mnie udało się dostać na studia – mówi 22-letni Assan. – Ale perspektywy nie są najlepsze, skoro ludzie z dyplomami i tak nie mogą znaleźć zatrudnienia. – Ja jestem tego dobrym przykładem – potwierdza Gregor. – Jestem inżynierem-elektronikiem. Studiowałem w Kanadzie, praktykę zdobyłem w Emiratach, a państwo Izrael nie potrzebuje moich kwalifikacji. Dobrze, że mam pracę w restauracji rodziców.

Z nami albo przeciwko nam

Wśród arabskiej ludności Izraela nie lepszą sytuację mają chrześcijanie. Ci ostatni, choć na co dzień muszą się liczyć z represyjną polityką państwa, obrywają jeszcze cięgi od swoich. – Muzułmanie mają żal do arabskich chrześcijan za ich życiowe wybory – tłumaczy o. Antoni Kazimierz Dudek OFM, autor wielu publikacji o Ziemi Świętej. – Uważają to nawet za zdradę. Od niedawna jestem w Kustodii, ale wiele już zdążyłem usłyszeć o presji wywieranej na chrześcijan. Czasem przybiera ona nawet radykalniejsze formy, które można zawrzeć w dramatycznym pytaniu: albo jesteście z nami albo przeciwko nam?
Jak mówią znawcy tutejszej sytuacji, praktyczne znaczenie świadectwa chrześcijańskiej wiary może mieć czasem opłakane skutki. – Czasem dochodzi nawet do eliminowania wyznawców Chrystusa z życia publicznego, a czasem nawet do zwolnień z pracy – tłumaczy o. Antoni. – Jeśli zabraknie chrześcijan w Izraelu, to miejsca święte przestaną być sanktuariami, przestaną tętnić życiem religijnym, a staną się rodzajem muzeum. To byłoby bardzo smutne – dodaje. Franciszkański, wieloletni przewodnik po Ziemi Świętej jest jednak optymistą. Jak przekonuje, Biblia w żadnym miejscu nie mówi, że w jakimś miejscu na ziemi do końca świata Kościół będzie obecny. Biblia tylko mówi, że Jezus będzie z nami do końca. I tak jak kiedyś chrześcijanie byli obecni w Afryce Północnej, a dziś kościoły świecą tam pustkami, tak podobna sytuacja może się kiedyś przytrafić tutaj, choć – jak zaznacza – byłoby to wyjątkowo smutne.

Pionki na szachownicy polityki

Niestety, chrześcijanom obrywa się też od państwa izraelskiego. Stosunek władz do chrześcijańskich obywateli, a także do pielgrzymów czy obecnych w Ziemi Świętej członków Kościoła inny był jeszcze przed kilku czy kilkunastu laty. Wtedy potrzebne było jednak poparcie Watykanu związane z dyplomatyczną ofensywą zmierzającą do uprawomocnienia państwa na mapie świata. – Nie chciałbym się zajmować polityką, ale trudno dziś zachować spokój w myśleniu o przyszłości – mówi o. Antoni Kazimierz Dudek OFM. – Nie mam cienia wątpliwości, że na szachownicy interesów politycznych jesteśmy tylko pionkami.
Sytuację w Ziemi Świętej monitoruje Franciszkańska Fundacja na rzecz Ziemi Świętej. – Obecnie sytuacja nieco się ustabilizowała – mówi studiujący w Jerozolimie ks. Paweł Rytel-Andrianik – ale w ciągu ostatnich lat mieliśmy tu do czynienia z lawinową emigracją chrześcijan. Ci ludzie masowo opuścili swe domy, bo – nie widząc perspektyw, zmuszeni byli do wyjazdu za chlebem.
Ks. Paweł zauważa też, że w ich miejsce nie pojawiają się nowi. – Chrześcijaństwo uznawane jest przez muzułmanów za religię związaną z Amerykanami, a więc im przeciwną. Nawróceń na chrześcijaństwo jest bardzo mało, trudna jest też działalność misyjna – mówi.
Klimat ostatnich lat sprzyjał masowym wyjazdom chrześcijan z Izraela. Szacuje się, że 50 proc. palestyńskich wyznawców Chrystusa mieszka dziś w Europie i Stanach Zjednoczonych. Na szczęście tendencja ta zatrzymała się, a nawet, według niektórych źródeł, ludzie ci zaczęli wracać do kraju. Jak można im pomóc? Na pewno jednym ze sposobów jest pielgrzymowanie do Ziemi Świętej. Tam możemy nie tylko być w miejscach związanych z Jezusem, ale też konkretnie pomóc naszym współwyznawcom. Każdy dolar pozostawiony wśród chrześcijan jest polisą ubezpieczeniową dla miejsc, które tak bardzo kochamy.

"Niedziela" 40/2011

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl