Nasza kochana Matka Teresa

Od lat 50. każdy tubylec i przybysz Kalkuty znał i podziwiał ponadludzki trud drobnej istotki obleczonej w najuboższą bawełnianą sari - Matki Teresy i jej Misjonarek Miłości: wyciąganie z rynsztoków i brudnych cuchnących ulic konających samotnie z wycieńczenia, nędzy i chorób tropikalnych ludzi, umieszczanie ich w "umieralniach", zapewniając im podstawową opiekę medyczno-sanitarną, miłość i życzliwość ludzką na ostatnie godziny ziemskiej pielgrzymki.
Każdy mieszkaniec lub przybysz znał albo słyszał o pozakładanych na terytorium Indii samowystarczalnych osiedlach - miasteczkach dla trędowatych - z opieką lekarską, pielęgniarską, bytowo-socjalną, sklepami, pralniami, uprawą warzyw, hodowlą trzody - prowadzonych przez samych trędowatych.
Kiedy przebywałam czasowo w 1980 r. w Kalkucie, zafascynował mnie sierociniec - duma Matki Teresy. Dokonywały się w nim rzeczy niemożliwe do wyobrażenia. Kontynuacja życia narodzonych wyklętych dziewczynek z wyższych kast, których przyjście na świat przynosi ujmę rodzinie, gdyż potrzebny jest syn, który wprowadzi w przyszłości ojca rodziny do boga Brahmy-stworzyciela, w przeciwnym wypadku zemszczą się na nim pozostali bogowie: Sziwa i Wisznu (niszczyciel i podtrzymywacz życia). Dziewczynki te dosłownie wyrzucane są na śmietniki i ulice. Część z nich ginie, a część doznaje ciężkich okaleczeń. W Kalkucie, szczególnie w bogatszych dzielnicach, spotykałam plakaty: Czekam na twoją dziewczynkę, daj mi ją - Matka Teresa.
Teraz moja egzaltacja: duża sala w pałacu, półmrok, rząd kilkudziesięciu kojców z cudownie kwilącymi maluchami, żadne nie płacze, przy każdym kojcu niania, w każdym sterta czystych pieluszek i obok pojemnik na brudne. Matka uratowała im życie. Łzy wzruszenia - przecież to tylko Wszechmocny może kierować jej matczynymi czynami. Na obejściach pałacu kuchnia dziecięca, pralnie, wewnątrz skromny pokoik Matki z dużym krucyfiksem i kaplica wieczystej adoracji, z nieustannie przemieszczającymi się z sierocińca i do sierocińca nianiami.
Poproszona o rozmowę, Matka wyjaśnia, że po otrzymaniu Nagrody Nobla nie ma żadnych problemów lokalowych ani pieniężnych, a jedynym problemem jest nabór ludzi do pracy. Kolejnym jej dziełem jest płatne zatrudnianie w sierocińcu bezrobotnych z ulicy, głównie kobiet - wyznawczyń braminizmu, które niemal natychmiast, zauroczone charyzmą Matki, przechodzą na katolicyzm i wstępują do Zgromadzenia Misjonarek Miłości.
Podczas mojej prezentacji typu: mój kraj, moja religia, profesja, wiek, odczułam rosnący do mnie sentyment - też z kraju komunistycznego, też Teresa. Ośmielona, zwierzyłam się z ponaddwudziestoletnich kłopotów typu in fraudem legis in foro conscientiae, które uprzednio zawierzyłam Ojcu Świętemu, pisząc błagalny list za granicą. Jej natychmiastowa riposta: Let's go to chapel (Chodźmy szybko do kaplicy). Pożegnanie - błogosławieństwo znakiem krzyża, pracuj, ile możesz, i ufaj Panu. Po upewnieniu się, że już widziałam jej wszystkie dziewczynki, w rewanżu za moją swoistą spowiedź z życia i pracy profesjonalnej podarowała mi swoją biografię, napisaną przez Mr Desmonda Doiga: Mother Teresa: her people and her work. Jej modlitwa i błogosławieństwo rozwiązały pro futuro moje kłopoty życiowe uprzednio niepokonywalne.

* * *

Po opublikowaniu przymierza Matki Teresy w Kalkucie ze mną odkryłam w archikatedrze w Gdańsku Oliwie piękną, wyrazistą rzeźbę bł. Matki Teresy, o wysokości 155 cm, autorstwa Antoniego Manulika. Od Autora dowiedziałam się, że za statuę Matki w czerwcu 2003 r. na Międzynarodowym Konkursie Sztuki Sakralnej otrzymał pierwszą nagrodę i złoty medal z rąk kard. Józefa Glempa.
Do bł. Matki Teresy z archikatedry oliwskiej pielgrzymuję bardzo często.

Teresa Likon z Sopotu
Autorka pracowała w Polskich Liniach Oceanicznych jako lekarz okrętowy.

"Niedziela" 36/2005

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl