Beatyfikacyjne inspiracje

Abp Józef Michalik

W klimaty prasowych informacji o różnych przejawach rzekomego kryzysu w Kościele wpisała się ta szczególna uroczystość podczas wrześniowej pielgrzymki Benedykta XVI do Wielkiej Brytanii, jaką była beatyfikacja kard. Johna Henry’ego Newmana.

Nowoczesna świętość

Jestem bardzo zadowolony i duchowo pokrzepiony tą beatyfikacją z kilku względów. Kard. Newman jest człowiekiem autentycznej, uczciwej linii poszukiwań na drodze wierności rozumowi oraz Ewangelii i Tradycji Kościoła. Moją pierwszą pracę naukową zacząłem koncentrować właśnie wokół Newmana i jego koncepcji Tradycji, która doprowadziła go do Kościoła katolickiego. Jest to człowiek bardzo ciekawy, intelektualista o wybitnych zdolnościach, odważny w poszukiwaniu różnych dróg dotarcia do Boga i do człowieka. Całe życie próbował być wierny swojej drodze powołania. Chciał świętości Kościoła anglikańskiego. Próbował założyć grupę skupiającą ludzi, z którymi mógłby realizować te ideały świętości. Sięgnął po wzorce z tradycji, także Tradycji Kościoła katolickiego, nie bał się sięgnąć np. po duszpasterską i ewangelizacyjną metodę św. Filipa Nereusza, który był apostołem Rzymu.
Newman był 44 lata w Kościele anglikańskim i 44 lata w Kościele katolickim. Kiedy zdecydował się na przejście na katolicyzm – a w tamtych czasach nie było to łatwe – naraził się wszystkim. Początkowo Kościół rzymski nieufnie patrzył na tego konwertytę, ale go doceniono – został kardynałem. Niezwykłe jest nie tylko jego teologiczne zaangażowanie i poszukiwania, ale także dążenie do zaangażowania świeckich. To jest właśnie nowoczesność tego błogosławionego – wybiegał myślą naprzód, widział, gdzie są niebezpieczeństwa dla Kościoła anglikańskiego. Warto zauważyć, że sam wybrał celibat, co w jego Kościele było rzadkością. Próbował gromadzić ludzi, którzy chcieliby dawać z siebie więcej i więcej Kościołowi.

Papieskie wskazówki

Ojciec Święty Benedykt XVI wykorzystał ten dar Boga dla Kościoła w sposób bardzo bogaty i inspirujący duszpastersko. Jego przemówienie podczas modlitewnego przygotowania w przeddzień ogłoszenia Newmana błogosławionym i potem sama homilia beatyfikacyjna mogą stać się ważnym drogowskazem na drodze autorefleksji Kościoła XXI wieku. Oto pierwsza wskazówka: „Newman przypomina nam, że jako mężczyźni i kobiety, uczynieni na obraz i podobieństwo Boga, zostaliśmy stworzeni, aby poznać prawdę, odnaleźć w tej prawdzie naszą ostateczną wolność i spełnienie naszych najgłębszych ludzkich dążeń. Jednym słowem, mamy za zadanie poznać Chrystusa, który sam jest «Drogą, Prawdą i Życiem» (J 14, 6)” (z przemówienia Benedykta XVI w czasie czuwania modlitewnego w londyńskim Hyde Parku, 18 września 2010 r.).
Pan Jezus mówił, że jest drogą, prawdą i życiem. Główny ideał dla każdego z nas jako chrześcijan to być jak Chrystus. To jest bardzo wymagające. Być jak Chrystus – to umrzeć, pozwolić się przybić do krzyża i myśleć, odczuwać, tak jak On odczuwał.
Św. Augustyn w cyklu kazań o pasterzach zwraca uwagę na istotny element pasterskiego posługiwania. Jest nim troska o owce słabe, a tymi są nie tylko ci, których nazywamy dziś niewierzącymi, ale także ci, którzy – jak pisze święty biskup – „pragną żyć dobrze, którzy postanawiają żyć dobrze, ale nie tak bardzo umieją znosić zło, jak czynić dobro. Tymczasem siła chrześcijanina to nie tylko czynienie dobra, ale także znoszenie zła”.
Nowy błogosławiony wskazuje drogę odkrywania swojej tożsamości na drodze ascezy. Asceza to jakby kolejny krok i wskazanie dla Kościoła naszych czasów. Praktyka, która przez wieki zrodziła wielu świętych, dziś jest głęboko zaniechana. Bramę ascezy stanowi modlitwa, nie ta „odbyta”, wyrecytowana tylko, ale ta refleksyjna, głęboka, o której mówił Newman, a o czym w homilii przypomniał Ojciec Święty: „Zwyczaj modlitwy, praktyka zwracania się do Boga i świata niewidzialnego o każdej porze, w każdym miejscu i we wszystkich okolicznościach – modlitwa, mówię, ma to, co można by nazwać efektem naturalnym w uduchowieniu i wznoszeniu duszy. Człowiek nie jest już tym, kim był przedtem; stopniowo (…) wchłaniał nowy zestaw idei i stawał się nasycony świeżymi zasadami” (Benedykt XVI, z homilii beatyfikacyjnej, 19 września 2010 r.). Ks. Luigi Giussani, założyciel „Comunione e Liberazione”, całą swoją koncepcję zaangażowania młodzieży, koncepcję wychowania, opierał na stwierdzeniu, że wiara musi być spotkaniem z Chrystusem, nawiązaniem z Nim kontaktu. Benedykt XVI mówi dokładnie to samo. Gdzie mogę spotkać Chrystusa? Jest wiele takich miejsc – drugi człowiek, Pismo Święte, sakramenty, lecz przede wszystkim takim czasem i miejscem spotkania jest modlitwa. I tu też: naśladować Jezusa – stać się jak On, który całe noce spędzał na modlitwie, który na modlitwie walczył z szatanem, na modlitwie przeszedł drogę, którą także my przemierzamy. Uczył nas modlitwy „Ojcze nasz”, ukierunkowując nasze odniesienie do Boga jako Ojca. Wielką modlitwą Chrystusa jest Msza św., ale żeby dobrze ją przeżywać, trzeba wejść w modlitwę Chrystusa – razem z Nim i w Nim uwielbiać, prosić, ujawniać zatroskanie i zbawczą radość Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.

Obudzić śpiącego olbrzyma

Szerokim echem w świecie katolickim i nie tylko odbiły się słowa Papieża o obecności ludzi świeckich w świecie, które były przytoczeniem myśli Błogosławionego z jego książki „The Present Position of Catholics in England” – o obecnej sytuacji katolików w Anglii. Tekst bardzo ważny i dlatego wart jest przypomnienia: „Chcę świeckich, nie aroganckich, nie nierozważnych w mowie, nie dyskutujących, ale ludzi znających swą religię, wchodzących w nią, wiedzących dokładnie, gdzie się znajdują, wiedzących, czego się trzymać, a czego nie, znających swe credo tak dobrze, że mogą zdawać z niego rachunek, znających tak dobrze historię, że mogą jej bronić” (Benedykt XVI, z homilii beatyfikacyjnej, 19 września 2010 r.).
Fascynujący cytat. W dzisiejszych czasach zagmatwania, wymieszania hierarchii wartości, w czasach wielkich kompleksów intelektualnych, politycznych, duchowych, trzeba do tego wracać, żeby każdy był na swoim miejscu, żeby ksiądz był księdzem, zakonnik zakonnikiem, a świecki świeckim. W chrześcijaństwie nie jest ważne – kobieta czy mężczyzna, wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Świętość jest otwarta dla wszystkich, a świętość to życie łaską, życie Bogiem, postępowanie wzorem Chrystusa – tutaj, gdzie jesteśmy, w takim czasie, w jakim żyjemy, z takimi darami, jakie mamy, powinniśmy dać z siebie wszystko, stać się świętymi. Chrystus nas potrzebuje słabych i grzesznych, ale świadomych tego, jakimi być powinniśmy, starających się, przełamujących się, realizujących Jego dzieła w ludzki sposób. Świecki musi rozumieć swoją misję: jako robotnik, jako przybijający pieczątki na poczcie czy zamiatający ulicę, pracujący w ministerstwie czy w szkole – ma być święty, ma być zjednoczony z Bogiem, ma być otwarty na miłość bliźniego, życzliwy dla drugiego człowieka, zainteresowany poznaniem nauki Chrystusowej, poznaniem Ewangelii i przekazywaniem jej dalej.

Co to za chrześcijanin?

Słuchając słów Papieża, które są echem refleksji samego bł. Johna H. Newmana, rodzi się proste pytanie: Co powinien wiedzieć świecki, żeby mógł bronić Kościoła? W sprawach wiary powinien wiedzieć jak najwięcej. Główny zestaw prawd wiary to jest Credo – rozumienie treści „Wierzę w Boga Ojca”, rozumienie modlitwy „Ojcze nasz” i podstawowych prawd z Katechizmu Kościoła Katolickiego. Chrześcijanin musi znać naukę Kościoła, żeby nią żyć i jej bronić. Jeżeli w parafii, która ma 1600 dusz, czyli około 400 rodzin, jest tylko 25 „Niedziel”, to w jaki sposób to świadczy o zainteresowaniu wiernych życiem Kościoła? Ile tam jest kręgów biblijnych? Co to za chrześcijanin, który nie przeczytał czterech Ewangelii? One są proste, napisane łatwym językiem. Zaniedbaliśmy przez brak systematycznej katechezy w szkołach w okresie komunizmu część formacji, którą teraz trzeba nadrabiać. Dzisiaj mamy większe możliwości, poziom intelektualny jest wyższy. Dawniej skazani byliśmy na Biblię ubogich – wymalowaną na obrazach w świątyniach. I nasze babcie, często analfabetki, więcej niekiedy wiedziały z tych obrazów o historii zbawienia, niż my rozumiemy dziś z naszej wiary, bo one przyjęły te prawdy do swojego życia. Jeśli nie będziemy chrześcijanami wiarą i życiem, jeśli nie będziemy opowiadali się za prawem naturalnym, jeśli będziemy akceptowali aborcję, in vitro, eutanazję, jeśli nie będziemy wiedzieli, co jest przekreśleniem praw Bożych i grzechem, to nie będziemy przydatni światu. Musimy ten świat bronić przed jego uwikłaniem w grzech, przed jego zakłamaniem. Dopełniając tych stwierdzeń, przytoczmy słowa samego bł. Johna H. Newmana, traktujące o misji, czyli posłaniu człowieka wierzącego wobec świata: „Mam swoją misję, jestem ogniwem w łańcuchu, spoiwem łączącym osoby. On nie stworzył mnie na próżno. Będę czynił dobro, będę wykonywał Jego pracę; będę aniołem pokoju, głosicielem prawdy w moim własnym miejscu… jeśli trzymam się Jego przykazań i służę Mu w mym powołaniu” (John H. Newman, „Meditations and Devotions”).
Te trudne słowa rozpisują się na proste zachowania ludzi, którzy prawdy teologiczne realizują w swoim życiu. Czynią to w prostocie swojej wiary, w świadomości swojej misji. Powtórzmy: „…Będę czynił dobro, będę aniołem pokoju, głosicielem prawdy”. Nie zawsze muszą być przepisy, nakazy, o wiele więcej zależy od sumienia, czyli naszej samoświadomości bycia chrześcijaninem i rozumienia, co to znaczy.

„W komunii z Bogiem”

Wreszcie ostatnie przesłanie Papieża. Klimaty poprzedzające jego wizytę na Wyspach Brytyjskich ewoluowały wokół przerabianych na różne sposoby tzw. nadużyć w Kościele, krytyki kapłanów. Ojciec Święty nie polemizuje, ale wykorzystując nauczanie kard. Newmana, przypomina: „Bracia, gdyby to aniołowie byli Waszymi kapłanami, nie mogliby Wam współczuć, nie byliby dla Was wyrozumiali, jak my jesteśmy, nie mogliby stanowić dla Was przykładu ani być Waszymi przewodnikami, nie mogliby Was przeprowadzić od starego do nowego życia, jak to czynią ci, którzy są spośród Was” (Benedykt XVI, homilia beatyfikacyjna, 19 września 2010 r.). Prawie takie same słowa powiedział na temat kapłaństwa św. Jan Maria Vianney. Oni tym żyli, przeżywali Chrystusowe kapłaństwo w sobie. Chrześcijaństwo jest religią, w której Bóg szuka człowieka, szuka na sposób ludzki, nie na sposób anielski. Boży Syn stał się człowiekiem i mówi do nas ludzkim językiem, wybiera kapłanów spośród ludzi słabych i grzesznych. Św. Paweł powie, że widzi inny zakon w członkach swoich, sprzeciwiający się zakonowi umysłu, serca, zakonowi wiary. Bierze jednak w niewolę swoje ciało, swój umysł i idzie naprzód. Taki człowiek rozumie drugiego. Piotr zaparł się Pana Jezusa, wiedział, co to strach – i każdy z nas, patrząc na niego, nabiera otuchy, bo mimo że i nam zdarzają się lęk i obawa, i chęć kariery, możemy nabrać odwagi, by być chrześcijaninem, by być kapłanem według serca Jezusowego. Kapłan nie gorszy się, widząc grzesznika przy kratkach konfesjonału, bo sam się spowiada. Niejednokrotnie wie, że jest bardziej przed Bogiem odpowiedzialny i bardziej grzeszny. W Kościele jest miejsce nie tylko dla świętych, ale i dla grzeszników, i o tym nam mówi ludzkie kapłaństwo, co nie znaczy, że mamy się zachęcać do słabości. To Pan wybiera swoich kapłanów, Kościół prowadzi jedynie drogą powołania. W dzisiejszych czasach kapłan będzie coraz bardziej potrzebny ludziom, żeby ich rozumiał, prowadził drogą Bożą i nie potępiał, ale wędrował wraz z nimi.
Zbliża się nowy rok duszpasterski, który będziemy przeżywać pod hasłem: „W komunii z Bogiem”. Warto, aby w ten czas włączyć refleksje zrodzone po beatyfikacji kard. Johna H. Newmana.

"Niedziela" 41/2010

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl