Obalili stalinizm w jedną dobę

Mateusz Wyrwich

„Dziś we wczesnych godzinach rannych sowieckie wojska rozpoczęły atak na naszą stolicę, chcąc obalić legalny i demokratyczny rząd Węgier. Nasze wojska podjęły walkę. Na pomoc! Na pomoc! Na pomoc!” – dramatycznie wzywał na antenie radiowej węgierski premier Imre Nagy. Był 4 listopada 1956 r. Dwa lata później premier został powieszony na rozkaz sowieckiego kolaboranta Jánosa Kádára

Rewolucja węgierska, jak dziś mówi się na Węgrzech o roku 1956, rozpoczęła się 23 października od wiecu wspierającego polskie „październikowe przemiany”. Również wolne wybory. Na zorganizowanym przez studentów Politechniki Budapeszteńskiej wiecu ogłoszono 16 postulatów, wśród których znalazły się m.in.: wycofanie wojsk sowieckich z Węgier, prawo do systemu wielopartyjnego i do wolnych wyborów parlamentarnych, konieczność reform gospodarczych, zniesienie cenzury. Wiec, który przed południem zgromadził kilka tysięcy osób, po południu liczył już blisko 200 tys. manifestantów.
Węgrzy, widząc „demokratyczne przemiany” w Polsce, zamierzali przede wszystkim zrzucić stalinowski terror, przeciwdziałać rozkradaniu przez Sowietów węgierskich dóbr i dezorganizowaniu rodzimej gospodarki przez tzw. socjalistyczną gospodarkę planową.
Gospodarcza zapaść na Węgrzech była przy tym wyjątkowo głęboka. Mimo upływu 11 lat od wojny, chleb był na kartki. A i tak w bardzo wielu sklepach po prostu go nie było. Podobnie jak i mnóstwa podstawowych artykułów żywnościowych. Węgrom zmieniono też flagę narodową, zaś policyjny terror był znacznie większy niż w Polsce. W więzieniach, na przestrzeni lat, zamknięto prawie 500 tys. osób, co stanowiło kilkanaście procent dorosłej ludności. Mordowano ludzi pod byle pretekstem. Ofiarą stalinowskich czystek padło też wielu komunistów, jak choćby minister spraw wewnętrznych László Rajk, zamordowany za rzekome szpiegostwo na rzecz Jugosławii. Brutalnie prześladowano chrześcijan, zamykając kościoły i aresztując kapłanów, w tym prymasa Józsefa Mindszentyego.

Wyczuwało się coś niezwykłego

Ákos Engelmayer, mieszkający od ponad pół wieku w naszym kraju, ambasador Węgier w Polsce w latach 1990-95, był jednym z uczestników węgierskiej rewolucji. Miał wówczas 18 lat i głęboką niechęć do systemu komunistycznego. Pierwsze zwiastuny zrywania się ze stalinowskiego łańcucha dostrzegł już kilka tygodni wcześniej. Podczas rozpoczęcia roku szkolnego w liceum, do którego chodził, po raz pierwszy na apelu zaśpiewano hymn państwowy. Węgierski hymn bowiem można było śpiewać do tej pory tylko w kościołach, po zakończeniu Mszy św.
– Czułem, że dzieje się coś niezwykłego – wspomina ambasador. – 23 października partyjna gazeta „Szabad Nép” opublikowała referat Władysława Gomułki mówiący o bezprawiu w czasach stalinizmu. Ludzie ruszyli na ulice. Tego samego dnia w czasie dużej przerwy zjawili się studenci i zapowiedzieli, że będzie demonstracja solidarnościowa z Polską. Pomaszerowaliśmy całą klasą na wiec pod pomnik Bema. Odczytano wówczas 16 punktów. Krzyczano: „Wojsko z nami”. Pod pomnikiem był obecny także oddział słuchaczy szkoły oficerskiej, w mundurach przypominających sowieckie. Wołaliśmy więc, żeby zdjęli rosyjskie pagony. Nastrój był niezwykle radosny. Później pomaszerowaliśmy pod parlament.
Pierwsze strzały padły, kiedy manifestanci zamierzali wejść do radia i przeczytać postulaty. Strzelali funkcjonariusze ÁVH, odpowiednika polskiego SB, tzw. awosze. Zabito wówczas kilkadziesiąt osób. Od tego momentu rozpoczęły się regularne walki na ulicach. Część milicji przeszła na stronę rewolucjonistów. Powstańcy wynieśli broń z pobliskich jednostek wojskowych, nie napotykając większego oporu. Zabrano też broń z zakładów zbrojeniowych.
Kilkudziesięciotysięczny tłum przewrócił blisko 30-metrowy symbol sowieckiego imperializmu, jakim był pomnik Stalina. Rankiem zdobyto budynek radia. Wkrótce jednak na ulicach Budapesztu pojawiły się sowieckie czołgi, wezwane przez węgierskich komunistów. Następnego dnia na premiera został wybrany Imre Nagy, który próbował złagodzić nastroje i zakończyć walkę. Jednak bez powodzenia.
– Pamiętam, jak w kierunku parlamentu jechały 2 zdobyte od Sowietów czołgi z węgierską flagą. Za nimi szło może 10 tys. ludzi. Stanęliśmy pod parlamentem, który był otoczony sowieckimi czołgami. W parlamencie zaś siedział osaczony przez sowieckie wojsko Imre Nagy. Sowieci, kiedy zauważyli, jak wielki jest tłum, wydali rozkaz użycia broni. Padły strzały z broni maszynowej z położonego naprzeciwko gmachu Ministerstwa Rolnictwa. Strzelali nie ruscy, ale „awosze” – wspomina Ákos Engelmayer. – Byłem tam, kiedy doszło do tej strasznej rzezi. Zabito ponad 200 osób. Od tego wydarzenia zaczęły się regularne walki. Walczyłem jak kilkuset innych młodych ludzi. Bez żadnego wyszkolenia dawaliśmy ruskim radę.
Po kilku dniach rewolucja z Budapesztu rozlała się na cały kraj. Powstawały komitety rewolucyjne i przejmowały władzę, podobnie jak w Budapeszcie. W walkę włączyła się wieś, zaopatrując Budapeszt i inne walczące miasta w żywność. Za swoją hojność wkrótce jednak przyszło węgierskim chłopom słono zapłacić.

„Bombardowali” butelkami z benzyną

Atakowani przez zbrojonych, naprędce szkolonych powstańców, Sowieci rychło zaczęli ponosić ogromne straty, a sowieckie czołgi wycofywały się pod ostrzałem i „bombardowaniem” butelkami z benzyną.
– Okazało się, że młodzież węgierska i robotnicy, walcząc bronią i butelkami z benzyną, w ciągu doby obalili system komunistyczny w stalinowskim wydaniu. Węgrzy chcieli wolności i niepodległości kraju. W 1956 r. nie było ważne, skąd przyszedłeś, ale czy walczysz przeciwko Sowietom. Wielu członków partii było z narodem – mówi János Tischler, historyk i dyrektor Instytutu Kultury Węgierskiej w Polsce. – Ten znienawidzony system obalili ci, którzy rzekomo chcieli tego ustroju. W ciągu doby przestał istnieć. Węgrzy, przeciwstawiając się Rosjanom, obalili mit o niezwyciężonej armii sowieckiej. Pokazali światu, że można odnieść zwycięstwo nad tą wielką armią. Choćby chwilowe. Pokazali także, że armia sowiecka nie jest armią wyzwolicielską, jak uważały partie komunistyczne na Zachodzie, ale agresorem. Niestety, rewolucja została stłumiona, kiedy ludzie cieszyli się wolnością.
Świat nie był zainteresowany pomocą zbrojną walczącym Węgrom. Amerykański prezydent dał nieformalne przyzwolenie na tę zbrodnię na Węgrzech. Świat bowiem bardziej był zainteresowany konfliktem związanym z Kanałem Sueskim niż „łamiącymi porządek świata” Węgrami. Przywódcy zaś partii komunistycznych Francji i Włoch, Maurice Thorez i Palmiro Togliatti, pozostali wierni Sowietom. Obaj potępili powstanie węgierskie, uznając je za kontrrewolucję, a wejście wojsk sowieckich na Węgry 4 listopada 1956 r. za całkowicie uzasadnione. Podobnie jak dokonaną wcześniej zbrodnię na robotnikach Poznania. W komunistycznej prasie obu państw zapewniano, że „kontrrewolucję w Polsce i na Węgrzech zorganizowali faszyści”.
Na rewolucję węgierską zgoła inaczej zareagowała jednak spora część członków obu tych największych zachodnich partii komunistycznych. W ramach protestu przeciwko interwencji na Węgrzech z francuskich komunistycznych związków zawodowych odeszło blisko 100 tys. osób. Podobna liczba opuściła Francuską Partię Komunistyczną. Jeszcze ostrzej na stłumienie rewolucji na Węgrzech zareagowali członkowie Komunistycznej Partii Włoch. Na przełomie 1956 i 1957 r. odeszło z niej ponad 400 tys. członków. W rzeczywistości więc rewolucje na Węgrzech i w Polsce, a także interwencje rodzimych i sowieckich komunistów w obu tych krajach w sposób zasadniczo hamujący wpłynęły na dalszą ekspansję komunizmu na Zachód. Jaskrawo ujawnione barbarzyństwo komunizmu zdecydowanie zmniejszyło jego atrakcyjność wśród zachodnich formacji lewackich. Po raz kolejny okazało się też, że ofiary katolickiej Europy powstrzymały ekspansję sowieckiego imperializmu.
W pomoc węgierskim rewolucjonistom najbardziej zaangażowana była Polska. Przez wiele miesięcy polskie społeczeństwo organizowało dary rzeczowe i pieniężne, krew i opatrunki medyczne. Kilkunastu Polaków walczyło z bronią w ręku przeciwko sowieckim agresorom. W kilkunastu polskich miastach odbyły się manifestacje wspierające dążenia Węgrów, m.in. w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Olsztynie. O bezkonfliktowe rozwiązanie „problemu węgierskiego” apelowali nawet polscy komuniści, zaś Biuro Polityczne KC PZPR potępiło wezwanie szefa węgierskich komunistów Ernő Gerő o „pomoc radzieckich oddziałów”. Na początku potępiło też sowiecki atak. Ostatecznie jednak poparło sowiecką interwencję.

Kolejna agresja

Pod koniec października Chruszczow zaczął wycofywać swoich żołnierzy z Budapesztu. Zapewniał też o zaprzestaniu interwencji. Jednak, jak już dziś wiadomo z dokumentów, 1 listopada, kiedy wydał deklarację „o przyjaźni z narodem węgierskim”, jednocześnie przegrupowywał swoje jednostki. Po to, by 3 dni później ponownie zaatakować Węgrów – siłą 250 tys. sowieckich żołnierzy stacjonujących przy węgierskiej granicy, uzbrojonych w broń pancerną i wspieranych samolotami.
Rewolucja węgierska została stłumiona w połowie listopada. Podczas walk zginęło blisko 3 tys. osób. Ok. 20 tys. zostało rannych. Ponad 200 tys. osób wyemigrowało. Aresztowani zostali, zwabieni pod pretekstem rozmów pokojowych, węgierscy dowódcy wojskowi. Pełną władzę od okupanta otrzymał, uważany do dziś za zdrajcę, János Kádár – pierwszy sekretarz węgierskich komunistów. Rozpoczęły się masowe procesy, w efekcie których powieszono blisko 300 powstańców – w 1958 r. Imre Nagya. Kilkanaście tysięcy osób osadzono w więzieniach i obozach, skąd wielu wyszło dopiero w latach 70. Kilkuset zmarło tam w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach.

„Taśmy z Koblencji”

W 55. rocznicę rewolucji węgierskiej Polskie Radio, przy współudziale Instytutu Pamięci Narodowej, Ambasady Węgier i Instytutu Węgierskiego, zorganizowało konferencję z udziałem wybitnych polskich i węgierskich historyków. Również byłych i obecnych dyrektorów Radia Wolna Europa. Powodem była chęć upamiętnienia węgierskiego powstania przez uruchomienie strony internetowej poświęconej tej problematyce, jak również zaprezentowanie unikatowych taśm radiowych z relacjami z wydarzeń kilku tygodni walk o wolność na tzw. taśmach z Koblencji. Nazwa pochodzi od miejsca ich znalezienia. Te wyjątkowe „papierowe taśmy magnetofonowe”, odnalezione w połowie lat 90. ubiegłego wieku, odratowane i przegrane na pliki cyfrowe, zawierają blisko 7 tys. godzin audycji radiowych nadawanych na falach RWE – reportaży na żywo z tamtych dramatycznych dni węgierskiej rewolucji. Dziś jest to wprost nieocenione źródło informacji dla amatorów i miłośników historii, nie tylko polskiej, a zarazem mocne przypomnienie, do czego zdolny jest totalitaryzm i jego zwolennicy.

"Niedziela" 47/2011

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl