Artysta ponadpokoleniowy

Mateusz Wyrwich

Dał ponad 16 tys. koncertów podczas trwającej 60 lat kariery. Na wszystkich kontynentach.
Jego piosenki ukazały się na 25 mln płyt. Krążek z utworem „Tango milonga” wydano w wyjątkowym, jak na lata 30. XX wieku, nakładzie – 130 tys. egzemplarzy. Przeboje „Ta ostatnia niedziela” czy „Jesienne róże” nucone są do dziś przez najmłodsze pokolenie

Ojciec nie wróżył mu kariery. Rozkładając dłoń, mawiał: „Tu mnie prędzej wyrośnie Lasek Buloński, niż ty zarobisz na tym swoim śpiewaniu choćby parę groszy”. Zarobił – miliony owych groszy. I choć, zgodnie z wolą ojca, w 1922 r. podjął pracę na kolei, marzenia o śpiewaniu nie porzucił.

Mieczysław Fogg, a właściwie Mieczysław Fogiel, urodził się w 1901 r. na warszawskiej Starówce. Mimo że zwykł mawiać, iż „bardziej kocha Warszawę niż Polskę”, to jednak kiedy zaszła potrzeba, poszedł na ochotnika do wojska w 1919 r. i brał udział w wojnie z bolszewikami.

Śpiewanie zaczął 3 lata później, jako chórzysta m.in. w katedrze warszawskiej i kościele pw. św. Anny. Wkrótce, zauważony przez bardzo już wówczas znanego piosenkarza Ludwika Sempolińskiego, rozpoczął naukę śpiewu – na prywatnych lekcjach oraz w Konserwatorium Muzycznym. Jednocześnie, aby się utrzymać, pracował na kolei, imał się też innych zajęć, m.in., jak wspominał, klakiera operowego. Pierwsze występy solowe rozpoczął od pieśni klasycznych, operowych. Ale tak naprawdę bardziej pociągała go lżejsza forma sceniczna – piosenka. W 1926 r. przyjął nazwisko sceniczne Fogg. 2 lata później rozpoczął występy z niezwykle wówczas popularnym Chórem Dana. I od tego czasu rozpoczęły się jego artystyczne sukcesy. Najpierw wraz z całym chórem koncertował w kraju, Europie i Ameryce, a od 1937 r. – już jako solista. Od razu też osiągnął wielki sukces, zdobywając rok później 1. miejsce w plebiscycie Polskiego Radia na najpopularniejszego piosenkarza. W 1939 r. został też pierwszym polskim artystą, który wystąpił w telewizji – w próbnej emisji w Warszawie i w tym samym roku w studiu telewizji londyńskiej. Jak mówi Dariusz Michalski, autor niedawno wydanej biografii Mieczysława Fogga, minęło zaledwie kilka lat od czasu, kiedy to za namową swojej pierwszej żony – Ireny zainteresował się nagrywaniem płyt, a już na początku trzeciej dekady XX wieku umieszczał na płytach do 150 swoich piosenek rocznie.

Godność w czasie pogardy

Napaść Niemiec i Rosji Sowieckiej na Polskę tylko pozornie przerwała rozwój artystyczny Mieczysława Fogga. Wkrótce bowiem rozpoczął występy dla... rannych żołnierzy powracających z frontu. W czasie okupacji śpiewał w kawiarniach dla Polaków. Wszedł w struktury AK, został przydzielony do II Batalionu Szturmowego „Odwet”. Współorganizował tajne komplety. Podczas Powstania Warszawskiego dał ponad 100 koncertów. Był trzykrotnie ranny. Za zasługi dla powstania został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, za pomoc ukrywającym się w jego mieszkaniu Żydom – medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Po Powstaniu Warszawskim piosenkarz opuścił ukochaną stolicę i zamieszkał w swoim letnim domku, w osadzie Leśna Polana nieopodal podwarszawskiego Tarczyna. Wkrótce w pobliskim Złotokłosie otworzył swoją pierwszą kawiarnię „Café Fogg”, którą w następnym roku przeniósł do Warszawy, na ul. Marszałkowską. W stolicy uruchomił też pierwszą wytwórnię płytową Fogg Record, którą po kilku latach komuniści upaństwowili.

Mieczysław Fogg bardzo bolał z powodu panującego w Polsce ustroju. Nie zamierzał jednak emigrować. Ani „wewnętrznie”, ani „na zewnątrz”, choć miał możliwość zrobienia kariery na Zachodzie. Korzystał z przywilejów przysługujących wówczas artystom niekontestującym ustroju. Ale, jak wspominają współpracownicy, potrafił zachować się godnie w tym czasie pogardy. Wspomagał również artystów, których kariera zakończyła się wraz z II RP. Nagrywał i koncertował nieprzerwanie do 86. roku życia, a zmarł w wieku 89 lat. Przedtem jednak spełniło się jego wielkie marzenie – doczekał wolnej Polski.

Publiczność – najważniejsza

Dziś, mimo upływu ćwierć wieku od śmierci Mieczysława Fogga, który znalazł się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych artystów minionego stulecia, jego utwory śpiewają kolejne pokolenia piosenkarzy. Jak wspominają współpracownicy – był artystą doskonałym w każdym calu. Profesjonalistą zawsze przygotowanym do prób, a w szczególności do koncertów. – Pan Mieczysław równie poważnie traktował publiczność Sali Kongresowej i każdego gminnego ośrodka kultury – mówi aktor Karol Stępkowski, występujący na koncertach z Mieczysławem Foggiem w latach 70. – Miał wysokie wymagania zarówno wobec siebie, jak i wobec swoich współpracowników. Prywatnie był niezwykle ciepłym człowiekiem, interesującym się innymi. Zawsze pamiętał o imieninach czy innych uroczystościach. Politycznie zachowywał się tak, jakbyśmy żyli w dwudziestoleciu międzywojennym. Miał ogromny dystans do rzeczywistości. Uważał ustrój komunistyczny za wielkie świństwo wyrządzone Polakom. Często to mówił w prywatnych rozmowach. Choć, jak wiemy, nie protestował przeciwko temu świństwu.

Pamięć o Mieczysławie Foggu kultywują nie tylko dziennikarze czy piosenkarze. Od 12 lat Wojciech Dąbrowski, przy współudziale Michała Fogga – prawnuka artysty, organizuje Ogólnopolski Festiwal Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga. Jak mówi Michał Fogg, kiedy pradziadek umarł, on miał 15 lat. Jego zainteresowania muzyczne były zgoła inne niż pradziadka. Dziś jest jednym z największych kolekcjonerów plakatów z koncertów Mieczysława Fogga i spuścizny po nim. Jeździ z wystawą o artyście i marzy o stałym jego muzeum. – Pradziadek był ciepłym, miłym człowiekiem, kochającym i kochanym pradziadkiem, choć mówiliśmy do niego „dziadku” – wspomina. – Kiedy nas odwiedzał, rozmowy odbywały się na tematy czysto rodzinne i bieżące. Jeśli nie wyjeżdżał, bywał u nas co tydzień, czasem częściej. Opowiadał wiele o swoich podróżach. Czasem podczas rozmów rodzinnych słyszałem, jak pradziadek Mieczysław rozmawiał z dziadkiem Andrzejem o przedwojennej Warszawie. Oczywiście, muzyka była u nas czymś naturalnym jak oddychanie. Ale nie przypominam sobie, byśmy prowadzili z pradziadkiem jakieś rozmowy na ten temat. On oddzielał pracę od życia prywatnego. To, jak wielką był postacią, uświadomiłem sobie dopiero, gdy miałem 20 kilka lat.

Uśmiechnięty we wspomnieniach

– Mnie najbardziej utkwił w pamięci koncert pradziadka w Sali Kongresowej – opowiada Marta Lewandowska, prawnuczka Mieczysława Fogga. – Byłam za kulisami. Nie wiem, ile miałam wtedy lat, 8? Może 10? Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, bo pradziadek wyszedł ze mną na scenę. Oczarował mnie też prezent, który od niego dostałam – wspaniała lalka Barbie. Miałam ją przez lata jako jedyna w okolicy! Oczywiście, pradziadek był dla mnie przede wszystkim zawsze uśmiechniętym dziadkiem. Nie widziałam w nim wielkiego artysty. Dziś mieszkam w letnim domu pradziadków na Leśnej Polanie. Mieszkańcy wspominają dziadka z życzliwością. Pamiętają np., jak przychodził do sklepu, piekarni. Żyją jeszcze świadkowie, którzy „widzą” Mieczysława Fogga rozmawiającego z kimś, zawsze uśmiechniętego. W pięknym tarczyńskim Domu Kultury jest sala widowiskowa imienia pradziadka. To miłe i ważne – podkreśla prawnuczka piosenkarza.

„Niedziela” 44/2015

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl