Nie mówiłem ostro, tylko otwarcie

Mateusz Wyrwich

Komuniści byli bezradni wobec coraz większej liczby wznoszonych kościołów. (...) Przez ćwierć wieku prowadzenia diecezji przemyskiej przez abp. Tokarczuka zostało erygowanych na jej terenie ponad 220 nowych parafii. Wzniesiono ponad 400 kościołów i kaplic. – Uważałem, że ludziom trzeba przypominać, że są u siebie. Że to komuniści są najeźdźcami. I że to komuniści przez całe lata stwarzali takie sytuacje, które kazały myśleć Polakom, że nie są na swoim – podkreśla abp Tokarczuk.

Już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku ówczesny bp. Ignacy Tokarczuk mówił otwarcie, że komunizm niebawem upadnie. Takie wypowiedzi wywoływały bezpardonowe ataki komunistów i przekonanie o „wizjonerstwie” biskupa – wśród antykomunistów.
Sam abp Tokarczuk wyjaśnia jednak ze spokojem: – Kiedy byłem w połowie lat siedemdziesiątych z wykładem we Wrocławiu, powiedziałem, że do końca tego stulecia komunizm upadnie. Ktoś mnie wtedy zapytał, czy mam wizje. Odpowiedziałem, że nie. Bo i nie miałem. A tak naprawdę wystarczyły mi rozległe kontakty za granicą sowiecką. Wiedziałem, że ustrój staje się tam coraz mniej wydolny, a ludzie coraz bardziej potrzebują Boga. (...)
Już dobrze na kilka lat przed egzaminem maturalnym (1937 r.) wiedział, że wstąpi do lwowskiego Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego, jednocześnie podejmując studia filozoficzno-teologiczne na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza. Spokój studiów seminaryjnych i uniwersyteckich przerwała wojna. Przyszła okupacja, najpierw sowiecka, a później niemiecka. Ignacy Tokarczuk był alumnem drugiego roku seminarium. Rozpoczęły się rozstrzeliwania i aresztowania. Wywózki na Syberię i w kazachstańskie bezkresy. Tygodniami ukrywał się w obawie przed wcieleniem do Armii Czerwonej. Tymczasem z Uniwersytetu Jana Kazimierza usunięto teologię. Niebawem także zamknięto seminarium duchowne. Jednak jego rektor szybko zorganizował podziemne nauczanie. W tej przygnębiającej atmosferze alumn Ignacy Tokarczuk 21 czerwca 1942 r. w kościele seminaryjnym otrzymał święcenia kapłańskie z rąk sufragana lwowskiego Eugeniusza Baziaka.
Młody ksiądz rozpoczął swoją służbę w dramacie narastającego terroru i głodu. Zarówno niemieccy, jak i sowieccy okupanci podsycali niechęć Ukraińców do Polaków. Podczas kolejnej masakry zginęło dwóch braci stryjecznych księdza. On sam cudem uniknął śmierci.

Komunizm w natarciu

W maju 1945 r., kiedy ówczesne mocarstwa uznały wojnę za zakończoną, ks. Ignacy Tokarczuk posługiwał w lwowskim kościele pw. św. Marii Magdaleny. Już wiedział, że Lwów nie będzie polski. Opuścił miasto pod koniec listopada 1945 r. W połowie grudnia otrzymał nominację na wikariusza parafii pw. Chrystusa Króla w Katowicach. Tam rozpoczął katechizację Ślązaków i Polaków – przesiedleńców ze wschodnich kresów Rzeczypospolitej. (...) Nie ukrywał, że nie podobają mu się zaprowadzane w Polsce totalitarne rządy. Niebawem ostrzeżono go, że jego krytyczne opinie na temat nowej sytuacji politycznej też się nie podobają towarzyszom z PPR. Poradzono, by opuścił diecezję śląską. Ks. Tokarczuk „wyemigrował” na studia na Katolicki Uniwersytet Lubelski. W 1951 r. ks. Ignacy Tokarczuk obronił doktorat z filozofii. Został zatrudniony na KUL-u jako starszy asystent, również jako wykładowca w lubelskim Wyższym Seminarium Duchownym. Kiedy na uniwersytet wprowadzono Związek Młodzieży Polskiej i aresztowano rektora – ks. Antoniego Słomkowskiego, uznał, że suwerenność tej prywatnej katolickiej uczelni została naruszona. Postanowił ją opuścić. W 1952 r. osiadł na Warmii, w pobliżu gospodarstwa rodziców – repatriantów, obejmując stanowisko administratora parafii w Gutkowie. Rozpoczął również pracę dydaktyczną w Wyższym Seminarium Duchownym „Hosianum” w Olsztynie. Niemal jednocześnie nominowano go na duszpasterza akademickiego młodzieży studiującej w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie.
Codzienność dnia zamieniała się w lata. Pory roku wypełniały się chrztami, ślubami, pogrzebami. Z olsztyńskiego seminarium wychodziły kolejne roczniki kapłanów edukowanych przez młodego księdza doktora. Propaganda wieściła „kolejny sukces w budowie socjalistycznej gospodarki”. Tymczasem więzienia i obozy pracy zapełniały się rzeczywistymi i domniemanymi przeciwnikami dyktatury. Władza likwidowała własność prywatną. Na wsiach wprowadzano kołchozy. W Polsce miało być tak, jak w Związku Sowieckim.
Po zbrodni dokonanej przez komunistów w czerwcu 1956 r. na ulicach Poznania ks. Tokarczuk nie miał wątpliwości, że komuniści nie cofną się przed rozlewem krwi, aby utrzymać władzę. I choć po „polskim Październiku” terror znacznie zelżał, wypuszczono niemal wszystkich więźniów politycznych, to zapowiadane przez Władysława Gomułkę reformy nie miały wiele wspólnego z demokracją. Mimo że zwolniono z więzień księży i rektora KUL-u, a ks. Tokarczuk rozpoczął ponownie wykłady na KUL-u, wiadomo było, że walka z Kościołem nie zakończy się.

Cokolwiek będzie, nie będę się bał

Ostatni miesiąc 1965 r. otwiera w długim życiorysie ks. Ignacego Tokarczuka i w dziejach polskiego Kościoła nowy rozdział. 3 grudnia Paweł VI ustanowił go biskupem ordynariuszem diecezji przemyskiej obrządku łacińskiego. Dwa miesiące później, 6 lutego 1966 r., w przemyskiej bazylice katedralnej otrzymał sakrę biskupią.
Niebawem, podczas pierwszego spotkania z miejscowym dygnitarzem PZPR, bp Tokarczuk stwierdził, że polski naród żyje w nienormalnych czasach, a ustrój „zaproponowany” przez komunistów to bezprawie ubrane w szaty prawa. Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła nagonkę na Biskupa. Rozpowiadano wśród katolików, że jest Ukraińcem. W zamyśle prowokatorów miało to wywołać nieufność tych, którzy doznali krzywd od Ukraińców. Ukraińcom z kolei mówiono, że ordynariusz został tu mianowany, by przywracać katolickie świątynie. We wsiach i miasteczkach zawrzało. Ale nowy biskup nie poddał się, rozpoczął systematyczne wizytacje parafii w swej rozległej diecezji. Odprawiał Msze św. w kościółkach i kaplicach. Wchodził do ubogich, jak i do zamożniejszych domów. Nie udawało się antagonizowanie społeczności lokalnej z biskupem. – Kiedy objąłem diecezję przemyską, było już dwadzieścia lat obecności komunizmu w Polsce – powiada Ksiądz Arcybiskup. – Dorastało nowe pokolenie, które zaczynało kontestować swoich rodziców. Wielu młodych brnęło w bezbożny materializm. Niekiedy z lenistwa. Innym razem z obawy o wyrzucenie z pracy czy pozbawienie indeksu. Dlatego jednym z moich zadań było przełamanie bariery strachu. W sobie i w ludziach.
Wkrótce bp Tokarczuk stał się silnym oparciem dla księży. Dla tych, którzy chcieli aktywnie uczestniczyć w budowie Bożego dzieła, był szczodry w swojej pomocy. Dla tych natomiast, którzy wiernych zamierzali trzymać na dystans i wchodzić z władzą w alianse – był mało pobłażliwy. Uważał, co zwykł powtarzać, że „ponad Kurią jest Ewangelia”. Komuniści byli bezradni wobec coraz większej liczby wznoszonych kościołów. (...) Przez ćwierć wieku prowadzenia diecezji przemyskiej przez abp. Tokarczuka zostało erygowanych na jej terenie ponad 220 nowych parafii. Wzniesiono ponad 400 kościołów i kaplic. – Uważałem, że ludziom trzeba przypominać, iż są u siebie. Że to komuniści są najeźdźcami. I że to komuniści przez całe lata stwarzali takie sytuacje, które kazały myśleć Polakom, że nie są na swoim – podkreśla abp Tokarczuk
W latach siedemdziesiątych Służba Bezpieczeństwa podejmowała kolejne ataki na Księdza Biskupa. Wokół parafii osadzała swoich agentów, miała ich również w przemyskim seminarium duchownym i w kurii biskupiej. Ksiądz Biskup zakazywał swoim proboszczom kontaktowania się z funkcjonariuszami bezpieczeństwa, co bardzo utrudniało bezpiece pozyskiwanie nowych współpracowników. W ramach walki z Kościołem SB podpalała kościoły. W odpowiedzi na to Biskup zorganizował w całej diecezji straże wiernych pilnujących w dzień i noc swoich świątyń. Nasiliły się szykany administracyjne. Wobec tych, którzy budowali kaplice czy kościoły, zapadały także wyroki skazujące na areszt lub więzienie. Nakładano dotkliwe kary finansowe. W siedzibie Kurii Biskupiej zainstalowano podsłuchy. Podjęto kolejne próby skłócenia z Biskupem miejscowych wiernych, a nawet niektórych członków Episkopatu. Chcąc wyeliminować Księdza Biskupa z posługi pasterskiej, władze PRL kanałami dyplomatycznymi zaczęły naciskać na Watykan, aby „poskromił” przemyskiego ordynariusza. Próbowano zerwać rozmowy, jakie od początku lat siedemdziesiątych władze PRL prowadziły z Watykanem. Jednak i to nie dało oczekiwanych przez komunistów rezultatów. W lipcu 1978 r. Biskup Przemyski w kazaniu powiedział, że „aktualna sytuacja Kościoła i stosunki w kraju są takie same jak w okresie okupacji”.
Niebawem relacje pomiędzy PRL a Watykanem nabrały zupełnie innego wyrazu. Papieżem został kard. Karol Wojtyła, z którym bp Tokarczuk wielokrotnie omawiał strategię przeciwko komunistom.

Czy wy coś robicie?

Wnet Podkarpacie, mimo bliskości sowieckiej granicy, zaczęło zdobywać coraz większą „autonomię”. Od początku drugiej połowy lat 70. docierali tu już emisariusze Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Powstały pierwsze w Polsce Komitety Obrony Wierzących Ziemi Przemyskiej i najsilniejszy w Polsce ruch chłopski: Komitety Obrony Rolników. Dlatego też powstanie „Solidarności” nie było zaskoczeniem dla Księdza Arcybiskupa. Było oczywistością. Choć, jak dziś przyznaje, nie spodziewał się, że ruch osiągnie tak wielkie rozmiary. Od początku jednak traktował „Solidarność” jako ruch niepodległościowy. I uczył swoich kapłanów podobnego stosunku do NSZZ „Solidarność”.
Stan wojenny Ksiądz Biskup uznał za początek końca totalitarnego państwa komunistów. – Byłem wtedy w Rzeszowie – wspomina. – Jaruzelski wysłał do mnie swoich sztabowców, żeby mi wyjaśnili, co to takiego ten stan wojenny. Powiedziałem w trakcie rozmowy: – Położyliście ogień, ale nie w waszych już rękach będzie go gasić. A ja, jak trzymałem z narodem, tak i dalej będę trzymał. Od pierwszych chwil stanu wojennego na terenie diecezji przemyskiej istniał Komitet Pomocy Więzionym i Internowanym. Zarówno księża, jak i świeccy bardzo szeroko włączyli się w akcję pomocy ludziom związanym z „Solidarnością”.
– Bardzo łatwo nam się było kontaktować z księżmi w całym naszym regionie Podkarpacia – mówią ówcześni działacze podziemia. – Bo bp Tokarczuk miał taki zwyczaj, że kiedy wizytował parafie, to nie pytał tylko o życie stricte parafialne, religijne, ale pytał kapłanów, jak można pomóc tym, którzy zajmują się szeroko pojętą działalnością polityczną. Pomoc działaczom „Solidarności” to był swoisty nakaz moralny – opowiada Zbigniew Sieczkoś, były działacz Solidarności. Sam Ksiądz Arcybiskup również nieraz doświadczył siły współobecności swoich wiernych. Przez całe lata osiemdziesiąte komuniści co i rusz podejmowali kolejne akcje skierowane przeciw niemu. Nie cofali się nawet przed najbardziej ohydnymi prowokacjami. Jedną z nich było oskarżenie go o współpracę z gestapo. Oszczerstwo to rzucił na Księdza Biskupa podczas procesu sądowego morderców ks. Jerzego Popiełuszki jeden ze zbrodniarzy, Grzegorz Piotrowski. – Tak, to był celny strzał – przyznaje Ksiądz Arcybiskup. – Bo po miłości do Boga zaraz w kolejności jest u mnie miłość do Ojczyzny i rodaków. Zabolało mnie. Ale też wielką radość sprawiła mi postawa ludzi. Nie zawiedli mnie. Do dzisiaj uśmiecham się na widok setek tysięcy podpisów pod listem protestacyjnym skierowanym w mojej obronie. Za to dziękowałem ludziom. I dziękuję do dziś.
Wybory w 1989 r. bp Tokarczuk przyjął z wielką radością. Jednak późniejsze „kolegowanie się” Mazowieckiego i jego rządu z komunistami, a także gremialne przebaczenie im ich zbrodni uznaje do dziś za wielki błąd. Jak podkreśla, postępując w ten sposób, rząd budował początki niepodległego państwa, pozbawiając je elementów etyki. – A bez tego nie można budować godnego, silnego państwa. I to jest naszą klęską – podkreśla. – Było to wbrew własnemu interesowi. Przestrzegałem i przestrzegam przed brakiem etyki w polityce. Zarówno za komunistów, jak i później, byłem za to krytykowany. Mówiono mi, że mówię ostro, że jestem radykalny. A ja mówiłem tylko otwarcie. Jednak kiedy patrzę z perspektywy osiemnastu lat, jakie upłynęły od 1989 r., to myślę, że nie jest źle z naszym narodem...

Jest to fragment książki pt. „Kapelani Solidarności, 1980-1989”, tom II, wyd. RYTM. Książka w tych dniach ukaże się na rynku.

"Niedziela" 23/2007

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl