Emigranty

Katarzyna Woynarowska

Ilu jest ich w tej chwili w Polsce? Oficjalnie ok. 175 tys. Najwięcej Ukraińców, szczególnie od czasu rozpoczęcia konfliktu z Rosją. Najczęściej dostrzegamy uchodźców ze wschodu Ukrainy, z obwodu donieckiego i ługańskiego, z regionów najbardziej narażonych na ataki Rosjan i separatystów

Bywa, że trafiają do nas przerażeni, z ostrą traumą, wymagający wsparcia terapeutycznego. Jednak to nie pełen obraz. Na Ukrainie mawia się, że „nowe życie zaczyna się w Polsce” – praca, spokój, bezpieczeństwo. Wojna zadziałała jak katalizator. Ludzie, obawiając się, że konflikt rozleje się na cały kraj, wolą uprzedzić los i wyjechać wcześniej. Anton spod Mariupola porównuje to do sytuacji Żydów w okresie, gdy Hitler doszedł do władzy. Wielu z nich zlekceważyło symptomy i zapłaciło za to życiem.

Zaraz wracamy

Anton, który od ponad roku mieszka w Polsce, opowiada, że dopiero tutaj poczuł, jak naprawdę pachnie wolność, jaki ma smak. – Jak świeże powietrze po wyjściu z zaduchu – wyjaśnia obrazowo. Udało mu się dość szybko sprowadzić żonę i córkę. Bał się o ich los w miasteczku pod Rozsypnem. Z wykształcenia chemik, był już w Polsce robotnikiem fizycznym i rolnym, pracował na budowie, zbierał truskawki i opiekował się drzewami w parku widokowym. Teraz pracuje dorywczo, głównie fizycznie, ale nie narzeka. Nie myśli o stałym pobycie w Polsce. Chce przeczekać. Potem z rodziną wrócą do siebie, na Ukrainę. Nie rozpakowali do końca walizek, nie zerwali więzi. Łapią w Internecie ukraińskie telewizje, słuchają swojskiej muzyki. – Mamy w miasteczku pod Rozsypnem mały biznes i duże mieszkanie; cerkiew i cmentarz z grobami dziadków. Za miasteczkiem jest las i rzeka, a w niej ryby, jakich nie znajdziesz nigdzie. Bo widzisz... tęskni się za ludźmi i za drobiazgami, za zapachami, smakami, tym czymś w powietrzu. Co ja zresztą będę wam, Polakom, tłumaczył. Swoje też przeszliście... – mówi Anton. A inny Ukrainiec, Wasyl, dodaje: – Polska jest pięknym krajem. Dopiero tu zrozumieliśmy, jak wiele pracy nas czeka, nim osiągniemy poziom, jaki wyście osiągnęli. I zaczniemy natychmiast po tym, jak Ruscy wyjmą z Ukrainy swoje pazury.

Nie chcę umierać zbyt młodo

Wasyl ma 23 lata i przyznaje, że głównym powodem wyjazdu z ojczyzny był strach przed wojną, a dokładniej przed wcieleniem do wojska. Wcześniej popierał Majdan, chodził na manifestacje, ale potem okazało się, że „oligarchy” nadal rządzą, więc nie chce walczyć z Rosjanami. To, jego zdaniem, nie jest wojna „ich z nami” – to wojna niejasnych interesów. Wśród młodych ludzi na Ukrainie krążą opowieści o tym, co dzieje się na wschodnim froncie. Że to rzeźnia, niewyobrażalne okrucieństwo. Internet pełen jest zdjęć kalek, ofiar tortur i relacji z pierwszej linii. Opowiada się, że żołnierze idą do walki prawie bez przygotowania, że wokoło panuje bałagan i zupełny chaos informacyjny. – Lepiej więc wcześniej wyjechać i poczekać na rozwój wypadków – przekonuje Wasyl. – Nie dam się zabić – dodaje. – Za młody jestem.

Do ośrodka Urzędu ds. Cudzoziemców w Białej Podlaskiej trafia większość obcokrajowców, którzy chcą uzyskać w Polsce status azylanta. Ich pragnieniem jest najpierw trafić w bezpieczne miejsce. Co stanie się potem, to pytanie, które pojawia się, gdy opuszczą już ośrodek. Takie nastawienie nie jest wynikiem braku roztropności czy instynktu samozachowawczego, ale normalną reakcją ludzi, którzy przez długi czas żyli pod ostrzałem snajperów, byli celem niekończących się nalotów i bombardowań. Znają uczucie, gdy ktoś nagle ginie bez wieści. Wiedzą, co znaczy mieszkać stale w piwnicy, bo już nie opłaca się wracać na górę.

Więcej jest dobra

W Polsce przyjmowani są różnie. Bo w Polsce, jak w każdym kraju, mieszkają ludzie podli i święci. Dobrzy i źli. Życzliwi i podstępni. – Zdecydowanie więcej jest jednak tych dobrych – przyznaje Anton. – Paru nazwałbym nawet świętymi, bo dali mi pracę i dach nad głową, choć nie wiedzieli o mnie nic. Teraz myślę, że dojrzeli rozpacz w moich oczach. Był taki moment, przyznaję, gdy nie miałem dokąd pójść. Wielu naszych zna to uczucie.

– Na Ukrainie nigdzie nie jest bezpiecznie – przyznaje Wasyl. – Przyjaciele mówili mi: uciekaj na zachód! A ja myślę – ile czasu zajmie Rosjanom przyjście na zachód mojego kraju? Kto ich powstrzyma przed zajęciem Kijowa albo Lwowa? Ale granica – tak. Granica ich zatrzyma. Nie będą zadzierać z całą Europą, z NATO. Oni Ukrainę traktują jak jeden ze swoich obwodów. Separatyści mają to wypisane na czołgach. To idą maładcy jak po swoje. W Polsce jest spokojnie, dostatnio, bezpiecznie. Mam pracę i dziewczynę. Polkę. Ona katoliczka, ja unita, to nawet ze ślubem kłopotu nie będzie. Jak mnie tęsknota dopadnie, to pojadę do Przemyśla. Tam, w powietrzu, czuć już Ukrainę.

– Od dziecka lubiłem Polskę. Na przykład zawsze waszym piłkarzom kibicowałem. Aż dziw, że nie płynie we mnie polska krew! – żartuje Anton, ale trochę zazdrości rodakom z polskimi korzeniami. – Będą mieli lżej, bo Polacy – sentymentalny naród: swojaka z otwartymi ramionami przyjmą. Na wschodzie Ukrainy Polacy i Tatarzy mają nawet ciężej niż Ukraińcy. Tam się nie da już żyć – dodaje ciszej.

Na wschodzie Ukrainy w końcu grudnia w ciągu 24 godzin Rosjanie łamali rozejm 66 razy. Pod Mariupol, z którego udało się wywieźć już Polaków, Rosjanie ściągają ciężki sprzęt. Eksperci mówią o nowym rozdaniu w sprawie wojny na Ukrainie. Czy sytuacja ta będzie przyczyną fali uchodźców, która napłynie do Polski?

„Niedziela” 3/2016

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl