Przejęcie mediów siłą, skok na prokuraturę, zamknięcie posłów, zwinięcie CPK, zrzeczenie się reparacji, kompromitacja przy okazji wizyty kanclerza Scholza, wejście do KRS, gospodarcze spadki, niespełnione obietnice, kuriozalna umowa z Ukrainą, porażka przy głosowaniu nad ustawą proaborcyjną, a teraz widowiskowa kompromitacja, czyli zatrzymanie pod dętymi zarzutami Marcina Romanowskiego, którego szybko musieli wypuścić, gdy okazało się, że prokuratorzy zrobili to, wiedząc (przynajmniej tak przekonuje minister sprawiedliwości Adam Bodnar), że polityk ma, jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy immunitet. Kompromitację ogłosili od wczoraj nie tylko przeciwnicy działań koalicji 13 grudnia, ale nawet część jej kibiców, z Romanem Giertychem na czele.
Reklama
Można by pomyśleć, że za dużo się dzieje, że to pośpiech sprzyja błędom, o łamaniu prawa nie wspominając, ale wbrew pozorom te działania (obym się mylił) gwarantują tej władzy trwanie i wbrew pozorom mają swój diaboliczny sens. Na przykład w sprawie Romanowskiego dla prokuratorów prowadzących czynności wygodniejsza byłaby wersja o niewiedzy w kwestii zatrzymania posła z immunitetem. Dla władzy jednak, a konkretnie ministra Adama Bodnara, który przyznał się, że wpływał na tę sprawę oraz jego zastępcy Arkadiusza Myrchy, któremu Bodnar zlecił dwie opinie – przygotowane poza Prokuraturą Krajową – wygodniejsze jest uwiązanie wszystkich uczestników operacji. Im więcej umoczonych razem z nimi, tym większa szanse, że nawzajem się będą ratować. Co prawda przy niekorzystnych wiatrach politycznych, taki tłok sprzyja również wzajemnemu umaczaniu, ale oni teraz nie myślą, pędzą sami do końca nie wiedząc dokąd. Nie wiedzą dlaczego biegną, ale wiedzą, że stoi nad nimi Donald Tusk i ponagla, a że się go boją – to nawet się nie zastanawiają zbytnio.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jaki cel przyświeca temu z biczem?
Chaos i terror. Nie chodzi nawet o taki terror powszechny, znany z wielkich reżimów totalitarnych, gdzie wszyscy obywatele żyją w strachu, ale jednak obserwujemy realizację planu poważnego zastraszenia prawicy. Głównie chodzi o tę ze szczytów, czyli polityków i ludzi instytucji państwa polskiego z lat 2016 – 2023, a więc osobami z automatu „skazanymi” na ostracyzm, ale też o zwykłych wyborców, którzy w tej wojennej atmosferze będą gnębieni przez innych obywateli. Divide et impera, łacińskie „dziel i rządź” to nie jest hasło z książek, tylko wciąż stosowana dewiza polityczna. Schemat jest prosty: PiS to złodzieje, popierasz PiS, to albo jesteś złodziejem albo popierasz złodziejstwo, a więc jesteś moim wrogiem. Takie nastawienie obywateli popierających uśmiechniętą koalicję na tych, którzy popierają Prawo i Sprawiedliwość, czy szerzej prawicę, to sianie grozy i podziału, który teraz może nie jest groźny, ale jak już zacznie, to ciężko go będzie wycofać. Towarzyszy temu metoda salami, raz zgnębimy byłych ministrów, raz urzędniczkę, raz księdza, teraz posła, a za chwilę może kierownika w jakiejś pomniejszej firmie państwowej.
Reklama
Do dziś zresztą niewyjaśnione zostały dokładnie okoliczności nagłej śmierci jednego z dyrektorów Orlenu w trakcie zebrania. 50-latka zawieziono do szpitala, jednak nie udało się go uratować. Według informacji medialnych przyczyną śmierci był zawał serca, a portal wpolityce.pl rzucił mroczne światło na całą sprawę, zwracając uwagę na niezwykle napiętą atmosferę panującą w ostatnich tygodniach w Orlenie. „Zdaniem naszych rozmówców zmarły dyrektor bardzo przeżywał taką możliwość [zwolnienia] – poświęcił firmie kawał życia, nie zrobił niczego złego, zajmował się pracami technicznymi, a jednak miał poczucie iż znajduje się na jakimś 'celowniku'” – pisało wpolityce.pl
Nie chodzi o straszenie, a o ostrzeżenie
Gdy zmieniła się władza w Polsce, niemieckie media pisały o „eksperymencie”, jaki będzie przeprowadzony nad Wisłą. Ma on polegać na tym, że „przywracana będzie demokracja” metodami niedemokratycznymi. Czyli wprowadzony zostanie (pozademokratycznie, bo nikt o to obywateli nie pytał) system, gdzie polityka jest dla wszystkich, ale pod warunkiem, że są oni uznani przez wąską, niesprecyzowaną grupę ideologiczno-polityczno-biznesową. W tym kierunku idą środowiska liberalne i lewicowe w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Co ciekawe w styczniu br. na nasz kraj szczególną uwagę zwrócił senator amerykańskiego Ohio, od dwóch dni kandydat na wiceprezydenta USA, J.D. Vance. Najpierw w mocnych słowach skrytykował zamach na wolność słowa, po tym jak rząd Donalda Tuska położył rękę na mediach publicznych dokonując ich bezprawnego przejęcia, później odniósł się szerzej do sytuacji w Polsce. Jak napisał na X, szczególnie interesuje się naszym krajem, ponieważ dzieją się u nas mechanizmu uniwersalne dla globalistycznych metod działania „Rząd ten [Prawa i Sprawiedliwości] został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną. (Brzmi znajomo?) W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem.” – napisał Vance.
Tak właśnie należy patrzeć na to, co się u nas dzieje i będzie działo. Jesteśmy cały czas testowani, niczym króliczki doświadczalne i obóz konserwatywny musi się obudzić ze stanu uśpienia, w którym się wydaje znajdować. Trzeba bić na alarm, mądrze, merytorycznie, tak by docierać do każdego obywatela, a przynajmniej tych, którzy w poprzednich wyborach zaufali prawicy, a więc jest duża szansa, że będą w stanie zrozumieć powagę sytuacji. Musimy być razem, stworzyć nową Solidarność, bo palce łatwo wyłamać, jeden po drugim, ale już z pięścią i pod ramię będzie gorzej.