Dla jasności sytuacji - uważam, że koncert pewnej piosenkarki, która na scenie zachowuje się często jak „gwiazda bardzo lekkich obyczajów”, nie powinien był się odbyć ani w tym dniu (1 sierpnia 2012 r., czyli dokładnie w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego), ani w tym miejscu (w Warszawie, na stadionie - cóż za ironia - „Narodowym”). Jeżeli jednak z jakichś powodów - a nie zdziwiłbym się, gdyby to były powody na wskroś szatańskie, zważywszy na całą otoczkę obyczajową wokół dotychczasowej kariery „szansonistki” - do tego koncertu już doszło, poczucie zwykłej przyzwoitości i uczciwości nakazywałoby taką jego organizację, by społeczeństwo nie musiało do niego dopłacać (oczywiście poza ceną biletów, ale to już był indywidualny wybór uczestników imprezy).
Wyszło jak wyszło - miał być zysk, a tymczasem Ministerstwo Sportu i Turystyki wybuliło za koncert z naszych podatków 5 mln zł. Kompromitacja totalna, choć „pani ministra” nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia, bo przecież na taką szczodrość zyskała pozwolenie innego ministra - finansów. Generalnie jednak, co by nie powiedzieć - diabelskie inspiracje nie popłacają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu