Dramat, który rozegrał się w nocy z 7 na 8 marca 1984 r., poprzedzony był miesiącami zmagań. Po jednej stronie stało 600 strajkujących uczniów: córek i synów z chłopskich rodzin, po drugiej stał aparat przemocy totalitarnego państwa. Młodzi mieli po 16-18 lat. W godzinie próby zachowali się bohatersko. Podjęli walkę w obronie krzyża, wiary i wolności. Nie wiedzieli, że są uczestnikami tej samej wojny, na której froncie za kilka miesięcy zginie ks. Jerzy Popiełuszko. Dlaczego ich zwycięstwo nie znalazło należnego miejsca w pamięci zbiorowej Polaków? Przecież o strajku dzieci z Wrześni, choć było ich zaledwie 21, wie każdy Polak. Czy potrafimy być dumni z młodych obrońców krzyża z Miętnego?
Zlikwidować zdobycz „Solidarności”
Reklama
Dwa lata po wprowadzeniu stanu wojennego do Polski przyjechał gen. Władimir Kriuczkow szef sowieckiego KGB. Razem z gen. Czesławem Kiszczakiem wybrali się na objazd po kraju, lustrując, na ile skutecznie udało się zniszczyć ruch „Solidarności”. Struktury związkowe rozbite, najaktywniejsi działacze w więzieniach, wielu wypchnięto na emigrację. Podziemie jeszcze aktywne, ale stale nękane represjami i coraz bardziej kontrolowane przez agenturę. Jedynym miejscem realnego oporu, naprawdę groźnym dla systemu, pozostaje Kościół. Kriuczkow zauważa, że stan wojenny nie zdołał odebrać Polakom zdobyczy „Solidarności” znaku krzyża w miejscach pracy, w szpitalach i szkołach. Sowiecki generał zdaje sobie sprawę, że frontalna rozprawa z Kościołem jest niemożliwa, ale krzyże w miejscach publicznych, kontrolowanych przez władze to przejaw słabości. Rozkazuje natychmiast je usunąć. Żeby nie wywoływać masowych strajków, komuniści decydują, by (chwilowo?) zostawić krzyże w miejscach pracy i szpitalach, ale ze szkół muszą zniknąć. Zaczyna się (prowadzony często ukradkiem) proces usuwania krzyży. Przebiega różnie. W wielu szkołach dochodzi do protestów. Rodzice zaczynają zbierać podpisy. Uczniowie strajkują, próbują odwrócić decyzję władz. Niestety, bezskutecznie. Dramatyczny przebieg miał okupacyjny strajk uczniów w szkole we Włoszczowie, lecz jeszcze większy zasięg i wyjątkowy charakter miał protest w Miętnem k. Garwolina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
My chcemy Boga w książce, w szkole
Reklama
Zespół Szkół Rolniczych w Miętnem, zbudowany w 1977 r. przy osobistym zaangażowaniu komunistycznego generała i premiera PRL Piotra Jaroszewicza, miał kształcić i przygotowywać przyszłe kadry PGR. Tu intensywniej niż gdziekolwiek indziej prowadzono komunistyczną indoktrynację „pierekowkę dusz”. Spora grupa uczniów, wyrwana z rodzinnych środowisk, mieszkała w internacie przylegającym do szkolnego kompleksu w starym dworskim parku. 5 grudnia 1983 r. rano uczniowie zauważyli, że ze ścian szkolnych pracowni zniknęły krzyże. Wystosowali petycję do dyrektora z żądaniem wyjaśnienia sprawy i przywrócenia krzyży. 19 grudnia władze szkoły zarządziły apel, podczas którego dyrektor ogłosił, że w szkole nie ma miejsca na „ideologiczne emblematy”. Sześciuset uczniów zgromadzonych w holu odmówiło powrotu do klas, a gdy dyrektor przez mikrofon groźbami zmuszał ich do powrotu na zajęcia, uczniowie, stojąc w miejscu, tupaniem w parkiet zagłuszyli jego wrzaski. Gdy próbował ich dyscyplinować, wykrzykując po nazwisku konkretne osoby, uczniowie jak na komendę odwrócili się plecami i zaczęli śpiewać „My chcemy Boga”. Po kilku godzinach okupacji szkolnego holu dopiero obietnica negocjacji z przedstawicielami klas sprawiła, że uczniowie rozeszli się. Na rozmowy z dyrektorem zjawiło się nie, jak on przewidywał, po jednej osobie z każdej klasy, ale ponad pół setki uczniów, informujących, że są też z nimi przedstawiciele internatu.
Bohater zbiorowy
Reklama
Takiej gromady nie można łatwo zastraszyć, przekupić czy zmanipulować. W kolejnych dniach uczniowie wykazali się wielokrotnie nadzwyczaj dojrzałą postawą, redagując pisma protestacyjne, postulaty i żądania kierowane do władz. Powoływali się w nich na konstytucję, wolność wyznania, prawa ucznia, prawa człowieka. W miejsce zdjętych krzyży przynieśli nowe, a gdy i te zniknęły, zażądali ich zwrotu w obawie przed profanacją. Uznali, że symbolu wiary nie można narażać na niegodne traktowanie. Fenomenem protestu był też wspólnotowy charakter wszystkich działań. Choć można, oczywiście, wskazać tych bardziej aktywnych, w tym na pewno Jarka Maczkowskiego, który zanim pojawił się w szkole, widział z bliska strajk w Stoczni Gdańskiej w 1980 r., to jak podkreślają sami uczestnicy w Miętnem objawił się w czystej postaci tzw. bohater zbiorowy. Żądania uczniów poparło sześcioro nauczycieli, a specjalny list do dyrekcji z prośbą o powrót krzyży napisali księża z kościoła parafialnego w Garwolinie. Od następnego dnia szkolny protest rozpracowywała Służba Bezpieczeństwa. W Boże Narodzenie ksiądz dziekan polecił odczytać we wszystkich kościołach komunikat o profanacji szkolnych krzyży. Sprawa zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, stając się przedmiotem dyskusji na wojewódzkich naradach partyjnych. Była też przedmiotem spotkania w ministerstwie oświaty. W obronie uczniów zdecydowanie wystąpił ordynariusz siedlecki bp Jan Mazur, który 31 grudnia 1983 r. spotkał się z wojewodą. Uczniowie nawiązali również kontakt z ks. Jerzym Popiełuszką, wysyłając do Warszawy swoich przedstawicieli na Msze św. za Ojczyznę. Do dziś w archiwach szkolnych znajduje się swoista relikwia odręczny list ks. Jerzego, w którym solidaryzuje się on z „młodzieżą, która dała Polsce wzór, jak trzeba walczyć w obronie znaku Krzyża Chrystusowego”. Wobec nauczycieli, którzy opowiedzieli się po stronie uczniów, posypały się groźby i represje ze strony SB i władz oświatowych.
Strajk
Reklama
Po zakończeniu ferii, 9 stycznia 1984 r. uczniowie zażądali przywrócenia krzyży, a gdy dyrektor odmówił, nie poszli na lekcje. Zajęli szkolną aulę, gdzie, czekając na przedstawicieli władz wojewódzkich i kuratorium, śpiewali pieśni religijne. Podobnie wyglądał kolejny dzień. Delegacja z Siedlec z wicewojewodą i dyrektorem wydziału ds. wyznań przyjechała, ale spotkała się tylko z radą pedagogiczną, odmawiając rozmów z uczniami. W końcu 11 stycznia, późno w nocy, zawarto porozumienie. Krzyże zostaną zwrócone uczniom, a ci przekażą je do kościoła, natomiast jeden pozostanie w szkolnej bibliotece lub przed wejściem głównym. Następnego dnia uczniowie kontynuowali protest do momentu, aż dyrekcja zwróciła krzyże przedstawicielom uczniów i dwóm nauczycielom. Ok. 500 uczniów przemaszerowało pieszo prawie 5 km do kościoła w Garwolinie. Ponieważ władze nie wywiązały się z obietnicy przywrócenia w szkole nawet jednego krzyża, w kościołach diecezji siedleckiej wierni zaczęli zbierać podpisy. Szkolne krzyże, zdeponowane w kościele w Garwolinie, trafiły do innych parafii, gdzie zorganizowano adoracje i czuwania. Bp Jan Mazur w tym czasie wysyłał pisma protestacyjne do Rady Państwa, do Wojciecha Jaruzelskiego, a w końcu wobec braku odpowiedzi podjął post o chlebie i wodzie. Podczas wywiadówki 19 lutego rodzice zawiesili krzyże, które po dwóch dniach dyrekcja znów zdjęła, ale tym razem zostały podrzucone w nocy, w kartonie, na schody mieszkania organisty. Następnego dnia księża Stanisław Bieńko, Michał Śliwowski i Sławomir Żarski przynieśli krzyże do szkoły i wręczyli uczniom, a ci zawiesili je w klasach. Dyrekcja ponownie zdjęła krzyże. Ten scenariusz powtórzył się jeszcze raz 1 marca.
Skoro krzyże znów zdjęto, biskup przekazał uczniom małe drewniane krzyżyki, które od tej pory uczniowie nosili na piersiach. O walce uczniów o krzyże stale informowały Radio Wolna Europa i prasa podziemna. Zmagania uczniów śledziła opinia publiczna w Polsce i na Zachodzie. Każdego dnia meldunki lądowały bezpośrednio na biurkach Kiszczaka i Jaruzelskiego. W kościołach prowadzono modlitwy i akcje protestacyjne. W obronie uczniów z Miętnego zabierali głos przedstawiciele podziemnej Solidarności. Uczniowie wspominali, że podczas strajku frekwencja wynosiła 100 proc.
Tam, gdzie stało ZOMO
Reklama
Punktem zwrotnym był dzień 6 marca i przemarsz do Garwolina ponad 350 uczniów, do których dołączyli uczniowie innych szkół technikum i liceum. Następnego dnia uczniowie proklamują strajk okupacyjny. Zostają w szkole, odmawiają Różaniec i Apel Jasnogórski, śpiewają piosenki oazowe, śpią na matach wyciągniętych z sali gimnastycznej. Do Garwolina i w rejon szkoły kierowane są oddziały ZOMO. Wieczorem, ok. godz. 21, do szkoły wkracza prokurator i WSW, grożąc uczniom, którzy ukończyli 18 lat, wcieleniem do wojska. Uczniowie uciekają ze szkoły, formując zwartą kolumnę, szosą Warszawa Lublin (obecnie krajowa 17). Idą w kierunku Garwolina. Po drodze, na sygnale, migając błękitnymi światłami, wyprzedza ich kolumna ZOMO i przed miastem, na wysokości stacji benzynowej, blokuje drogę. Naprzeciwko nastoletnich uczniów, w większości dziewcząt, wyrasta ściana drabów w rynsztunku bojowym, w hełmach, maskach, z tarczami. Z daleka słychać łomot uderzenia w tarcze wielkimi pałkami. Dzieci zziębnięte, zmęczone i głodne, osłabione strajkiem uciekają po zamarzniętych grudach w pola, przewracają się. Kilka dziewczyn mdleje. W kościele w Garwolinie zaczynają bić dzwony. Na wezwanie zjawiają się wierni i wyruszają sporą grupą w kierunku Miętnego, ale i oni napotykają milicyjną blokadę. Dzieci przedostają się do internatu. Rano władze podstawiają po uczniów autokary, ale ci uciekają i grupami, różnymi drogami, przedzierają się do kościoła. Część zostaje otoczona przez oddział milicji na cmentarzu. Rzucając kamieniami w dzwon kaplicy cmentarnej, udaje im się zwrócić uwagę, że znaleźli się w potrzasku. Księża wysyłają po nich taksówki i prywatne samochody i przywożą do kościoła.
Niezwykłe było to nabożeństwo. Kamera korespondenta zagranicznej telewizji utrwaliła stojące przed kościołem milicyjne budy, a w kościele młodych ludzi z krzyżami na piersiach, z gitarami. Śpiew, modlitwa, łzy i poruszająca homilia księdza proboszcza...
Niezłomni
Następnego dnia 9 marca uczniowie wraz ze swym duszpasterzem ks. Sławomirem Żarskim udali się w pielgrzymce na Jasną Górę. Do dziś znakiem ich obecności jest wotum krzyż z Miętnego, widoczny na ścianie po prawej stronie bocznego ołtarza w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej. Tymczasem władze uznały, że jedynym wyjściem jest rozwiązanie szkoły i ogłoszenie nowego naboru. Warunkiem przyjęcia było podpisanie przez uczniów i rodziców zgody, że w szkole krzyży nie będzie. Zdecydowana większość (w tym maturzyści) nie podpisała zgody. Skazali się tym samym na poniewierkę, zmianę szkół, przerwę w edukacji. Za uczniami wysłano wilcze listy i tylko odwadze dyrektorów innych szkół zawdzięczają oni ukończenie nauki. Natomiast władze, chcąc uratować szkołę, a także z powodu ostrej reakcji Episkopatu, odstępują od wymogu składania przez uczniów oświadczeń i 6 kwietnia podpisują porozumienie przywracające krzyż w szkolnej czytelni. Dzieci walkę wygrały.
Reklama
Z grona obrońców krzyża zrodziły się trzy powołania zakonne, a syn jednej z nauczycielek wstąpił do seminarium. Zadziwiające jest to, że w konfrontacji z totalitarną władzą córki i synowie z chłopskich rodzin zachowali się godniej niż niejeden profesor, znany dziennikarz, pisarz, reportażysta czy elektryk mający prezydenckie aspiracje.
Pamięć i zobowiązanie
Życie dopisało do tej historii dwie pointy. Kiedy kilka lat temu badałem sprawę strajku w Miętnem, spotkałem się z jedną z tych nauczycielek, które poparły uczniów. Bodaj jako jedyna została po latach przywrócona do szkoły i pracuje do dziś. Siedzimy w tym samym pokoju nauczycielskim, gdzie łamano sumienia uczniów, gdzie groźbą, szantażem wymuszano podpisywanie oświadczeń. Jesteśmy sami, a nauczycielka opowiada mi tę historię prawie szeptem, zerkając chyłkiem na drzwi. Dlaczego? Ponieważ dyrektorem jest ten sam człowiek, którego przysłano po rozwiązaniu szkoły, by tworzyć placówkę na nowo bez krzyża!
Reklama
Wikary ks. Sławomir Żarski, który wtedy wspierał uczniów i bronił ich przed ZOMO, po latach trafił do ordynariatu polowego, uzyskał stopień pułkownika i został najbliższym współpracownikiem biskupa polowego Tadeusza Płoskiego. Po tragicznej śmierci biskupa pod Smoleńskiem to właśnie on, jako naturalny sukcesor nieżyjącego ordynariusza polowego, celebrował uroczystą Mszę św. w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2010 r. Uczestniczyli w niej prezydent Bronisław Komorowski i przedstawiciele rządu RP. Płomienne patriotyczne kazanie, nawiązujące do powinności polityków, ale też wspominające ofiary katastrofy smoleńskiej, tak bardzo nie spodobało się prezydentowi, że zaraz po Mszy św. publicznie skrytykował kapłana. Według dobrze poinformowanych źródeł, zablokowało to szanse ks. Żarskiego na objęcie posługi ordynariusza polowego. Historia potrafi zaskakiwać, bo oto przeciwnik krzyża z Krakowskiego Przedmieścia mści się na obrońcy krzyża z Miętnego.
Okrągła, 30. rocznica to dobra okazja, by upomnieć się o pamięć o bohaterach z Miętnego. Niech ich postawa będzie powodem do dumy i źródłem inspiracji. Bo obrona krzyża, wolności i wartości ojczystych znów jest powinnością. Życie dostarcza nam aż nadto ponurych przykładów, wobec których jesteśmy zobowiązani stanąć jak uczniowie z Miętnego. Na szczęście objawia nam też ciągle nowych ich następców obrońców wiary i godności Polski, z których możemy być dumni takich jak złoty medalista Kamil Stoch czy kompozytor i pianista Włodzimierz Pawlik, wspaniały katolik i patriota, tegoroczny zdobywca Grammy Awards najbardziej prestiżowej nagrody muzycznej.
* * *
Jan Pospieszalski współautor programu „Bliżej” w TVP Info i jego prowadzący, szef Działu Kultury w „Gazecie Polskiej Codziennie”, muzyk, publicysta