Reklama

Niedziela w Warszawie

Pan Bóg istnieje!

Niedziela warszawska 16/2014, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

wywiad

Jezus Chrystus

rozmowa

Marcin Żegliński

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WOJCIECH DUDKIEWICZ: – Ma Pan pewność, że Pan Bóg istnieje?

REDBAD KLIJNSTRA: – Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Mam pewność, choć przyznam, że nie zawsze tak było. Długo należałem do tzw. poszukujących prawdy o Panu Bogu, wierze itp. Ważny jest dla mnie system wartości, kto wie, czy nie najważniejszy w wierze. Zanim nabrałem pewności, że Pan Bóg jest, nie miałem pewności co do systemu wartości, jaka daje nam Kościół. Kiedyś wiedziałem, albo przeczuwałem, że Dekalog jest fundamentem naszej kultury. Dekalog, to najlepszy wskaźnik zasad, według których powinniśmy funkcjonować. To zalecenia, których warto się trzymać. Otrzymaliśmy je od Pana Boga.

– Mówił Pan, że był poszukujący. Przeżył Pan potem nawrócenie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Nie musiałem się nawracać, choć był czas, gdy oddaliłem się od Kościoła. Bardzo intensywny czas szkoły teatralnej i zaraz po szkole.

– Wiarę przejął Pan pod wpływem wiary rodziców?

– Tak, mój ojciec był i jest ortodoksyjnym katolikiem. To on wpoił mi zasady, których wciąż się trzymam. Kilka razy razem przeżyliśmy 40 dni prawdziwego, a nie udawanego postu. To chyba stało się dla mnie podstawą, czym może być wiara. Dowiedziałem się, że święta Wielkiej Nocy nie są prawdziwe bez przygotowania się, bez postu. Podobnie, jak Boże Narodzenie takie nie będzie bez odpowiedniego przeżycia Adwentu.
Mój ojciec należał do pierwszego pokolenia katolików w naszej rodzinie. Uznaje Mszę św. trydencką. Jest bardzo ortodoksyjny. Nawrócił się jako młody człowiek. Pochodził z protestanckiej rodziny, to była ekstremalna forma protestantyzmu, gdzie był zakaz grania w cokolwiek, zabroniony był też np. taniec. Dla księdza, który był tam na misji, i od którego ojciec wiele się nauczył, za jedną z form działalności misyjnej uważał organizowanie potańcówek! To młodym ludziom bardzo się podobało. Ksiądz musiał tłumaczył czym jest taniec, bo oni nie wiedzieli! To była prawdziwa misja. Pokazywał im, jak się tańczy i powoli ludzi ruszało. Ojciec mieszkał na północy Holandii, we Fryzji, gdzie w części wiosek panował ortodoksyjny protestantyzm, a część wręcz komunizm. Niełatwo było być katolikiem.

Reklama

– Jak Pan, Pańska rodzina znalazła się w Polsce?

– Mój tata przyjechał do Polski w końcu lat 60. Była wymiana między uniwersytetami, a do Polski nikt nie chciał jechać. Tata przyjechał do kraju bliskiego jego wierze. Wykładał holenderski i niderlandzki na Uniwersytecie Warszawskim. Tu poznał lepiej wiarę, poznał język polski i moją mamę. Dzięki niemu uczestniczyłem w ważnych wydarzeniach w polskim Kościele. Zabierał mnie np. na pogrzeb kard. Wyszyńskiego, na pielgrzymki papieża Jana Pawła II. Jako chłopak uczestniczyłem we Mszy św. na ówczesnym pl. Zwycięstwa. Na własne uszy, na żywo słyszałem jak Jan Paweł II mówił: „Niech zstąpi Duch Twój…”. W stanie wojennym dołączyłem do rodziców, którzy wcześniej wyjechali do Holandii. Do Polski wróciłem w 1989 r. już sam, na studia w szkole teatralnej.

– Został Pan ochrzczony, jak to się w Polsce dzieje, we wczesnym dzieciństwie?

– Właśnie nie! Ochrzczony zostałem późno, jako ośmiolatek. Ojciec uważał, że powinienem zostać ochrzczony już jako świadomy człowiek. Kilka lat później miałem zresztą I Komunię św., a potem bierzmowanie. Działo to się w warszawskim kościele św. Anny. Mój ojciec był zaprzyjaźniony z ks. Józefem Majem, który był tam duszpasterzem akademickim.
Razem z ojcem przeżywaliśmy 40-dniowy, prawdziwy post. To chyba było dla mnie podstawa do zrozumienia, czym mogą być święta.

– Nadal Pan przestrzega tych czterdziestu dni postu?

– Tak, staram się. Od ojca, podczas wspólnych, 40 dniowych postów, przejąłem to, co nazywamy silną wolą. Dawał mi przykład, tego, czym jest silna wola, wynikająca z… wolnej woli. Byłem w stanie się tego trzymać, bo widziałem, że on się tego trzyma, daje mi dobry przykład. W ten sposób nabrałem też pewności siebie, męskiej pewności siebie. Że wiem, że potrafię ograniczać się i w takim ograniczeniu żyć. W takim poście najtrudniejszy jest pierwszy tydzień. Potem, z czasem, doświadcza się hartu ducha. Głód daje ciekawe doznania. Gdy się rzadziej je i nie do syta, ma się… więcej czasu, lepiej się myśli. Ten świadomy głód powoduje różne doznania, wglądy w siebie, podróż do wnętrza siebie.
Gdy jemy jakąś potrawę, robimy to niejako na pamięć. Nasze kubki smakowe tylko sprawdzają, że to co jemy, zgadza się z tym, co widzieliśmy, co kładziemy do ust. Po 40 dniach ta pamięć zanika i można na nowo odkryć smak masła, chleba, tego co jemy na co dzień. Jeżeli przez 40 dni odmówimy sobie potraw, które są na świątecznym stole, uczta świąteczna będzie niesamowita. Doznania są zwielokrotnione.

– Spędzał Pan pewnie wielokrotnie Święta i w Polsce i w Holandii. Jak wypada porównanie?

– Polska jest fenomenem, jeśli chodzi o święta Bożego Narodzenia, czy Wielkiej Nocy. Polska jest krajem, gdzie jest aż tyle kolęd. Ostatnio dowiedziałem się że jest ich 600. Znamy ich niewielką część. Są też „Gorzkie Żale”, pieśni wielkopostne, na pewno jest to fenomen. Niezwykła jest celebrowanie świąt. Nie znam innego kraju w Europie, gdzie byłoby to tak głębokie. A Holandia pod tym względem jest zupełnie inna. Holandia jest krajem protestanckim i ta wstrzemięźliwość jest daleko idąca, post jest na okrągło, przez cały rok. Południe Holandii jest może katolickie, ale i tam świąteczną celebrę trudno porównać do polskiej. Jest skomercjalizowana, symbolika jest bardziej pogańska, zajączki, kurczaki niewiele mają wspólnego ze Zmartwychwstaniem Pańskim. I Wielkanoc i Boże Narodzenie są tam okazją do hedonizmu, zwiększenia obrotów itp. Jest niewielkie zrozumienie dla tego, że np. każde ze świąt poprzedza okres postu, skupienie się na rzeczach duchowych, modlitwie. A przecież to daje nam w pełni odczuć tą radość Zmartwychwstania. Chociażby przez kontrast.

– A po czterdziestu dniach postu są święta, Wielkanoc i hulaj dusza, piekła nie ma?!

– Aż tak to nie. Kiedyś gromadziło się jedzenia więcej, była gospodarka niedoborów, gromadziło się więcej pożywienia na wszelki wypadek. Dziś stoły świąteczne już nie są aż tak duże, nie uginają się pod ciężarem jadła aż tak, jak kiedyś. Bardziej zwracamy uwagę na jakość jadła, żeby warzywo, czy wędlina była z pewnego źródła, itp. Ale na pewno Wielkanoc to bogaty czas w takim sensie, że mamy dużo czasu dla naszych bliskich. Bo na co dzień więcej czasu przebywamy ze znajomymi niż z rodziną. Większość ludzi traktuje dom rodzinny jako sypialnię, hotel. Święta są dobrą okazją, żeby wyrównać proporcje, ponaprawiać braki, szczególnie w relacjach z dziećmi, choć akurat tego nie znam z autopsji. Ale pewnie poznam.

– Co to znaczy?

– Jestem jeszcze przed małżeństwem i przed dziećmi, ale nie ukrywam, że jestem w radosnym oczekiwaniu, że niedługo moja sytuacja się zmieni. Nie wiem, dlaczego tak się stało, wcześniej byłem trochę jak świecki mnich, przez długi czas ważny dla mnie był mój własny rozwój, zmaganie się z kwestiami egzystencjalnymi, uważałem przez długi czas, że nie jestem gotowy, godny, żeby wychowywać dzieci. Ale to się zmieniło.

– Kierował Pan warszawskim Festiwalem „Gorzkie Żale”. To dla Pana nowe doświadczenie. Udane?

– Festiwal to kontynuacja pomysłu Dziedzińca Dialogu, który w innych językach i krajach nazywa się Dziedzińcem Pogan. To jest bardzo ważna inicjatywa, która znajduje teraz odzwierciedlenie w tym, co mówi papież Franciszek, że do świeckich należy wychodzenie do ludzi, rozmawianie z nimi, zachęcanie do wzajemnego poznawania się i rozumienia. Tworzenie takich miejsc, platform, dziedzińców, gdzie można rozmawiać, debatować, dyskutować. To pierwszy krok do tego, żeby mówić o możliwości nawrócenia. Widać, że dzięki mediom społecznościowym ludzie bardziej samodzielnie, oddolnie się organizują. A papież Franciszek dał sygnał, żeby świeccy katolicy bardziej brali na siebie głoszenie Słowa i dawali świadectwo. I jest pewnie to też komunikat dla duchowieństwa, żeby oddawać pole wiernym, żeby im zaufać. Gdy się czuje takie zaufanie, a w czasie festiwalu czuliśmy je ze strony kardynała Kazimierza Nycza, to można góry przenosić.

Rozmowa nieautoryzowana

2014-04-16 15:58

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Uznanie Panowania Jezusa Chrystusa

W uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, 26 listopada, nastąpi odnowienie ubiegłorocznego Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana w polskich kościołach i kaplicach. 17 listopada rozpocznie się nowenna przygotowująca do tego dnia. Mówi o tym rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik

CZYTAJ DALEJ

Kim był św. Florian?

4 maja Kościół wspominał św. Floriana, patrona strażaków, obrońcy przed ogniem pożarów. Kim był św. Florian, któremu tak często na znak czci wystawiane są przydrożne kapliczki i dedykowane kościoły? Był męczennikiem, chrześcijaninem i rzymskim oficerem. Podczas krwawego prześladowania chrześcijan za panowania w cesarstwie rzymskim Dioklecjana pojmano Floriana i osadzono w obozie Lorch k. Wiednia. Poddawany był ciężkim torturom, które miały go zmusić do wyrzeknięcia się wiary w Chrystusa. Mimo okrutnej męki Florian pozostał wierny Bogu. Uwiązano mu więc kamień u szyi i utopiono w rzece Enns. Działo się to 4 maja 304 r. Legenda mówi, że ciało odnalazła Waleria i ze czcią pochowała. Z czasem nad jego grobem wybudowano klasztor i kościół Benedyktynów. Dziś św. Florian jest patronem archidiecezji wiedeńskiej.
Do Polski relikwie Świętego sprowadził w XII w. Kazimierz Sprawiedliwy. W krakowskiej dzielnicy Kleparz wybudowano ku jego czci okazały kościół. Podczas ogromnego pożaru, jaki w XVI w. zniszczył całą dzielnicę, ocalała jedynie ta świątynia - od tego czasu postać św. Floriana wiąże się z obroną przed pożarem i z tymi, którzy chronią ludzi i ich dobytek przed ogniem, czyli strażakami.
W licznych przydrożnych kapliczkach św. Florian przedstawiany jest jak rzymski legionista z naczyniem z wodą lub gaszący pożar.

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję