Ilekroć w Piśmie Świętym napotykamy cudowne wydarzenia, tyle razy krytyczny rozum ludzki zabiega o ich racjonalne wytłumaczenie. Może to i dobrze, ponieważ dzięki temu unikamy śmieszności i kłopotliwych „wpadek”. Tymczasem codzienne życie przynosi mnóstwo takich niezwykłych sytuacji, jak chociażby medycznie niewyjaśnialnych uzdrowień, wobec których także ateiści stają bezradni. A samo zjawisko wiary, przekraczające zwykłe możliwości poznawcze? Czy jest irracjonalne tylko dlatego, że dotyczy świata, którego nie imają się żadne wzory matematyczne czy fizyczne, którego nie da się zmierzyć i zważyć?!
Eliasz doświadczył na sobie wielkiej mocy Boga, gdy sam podjął walkę z prorokami Baala i zwyciężył. Tym razem miał samotnie stanąć wobec Pana. Doznał w tym momencie oświecenia, ponieważ zrozumiał, że Wszechmocny przychodzi w „szmerze łagodnego powiewu”. Nie śmiał spojrzeć na Tego, którego Oblicza nikt nie widział, a jednocześnie ujrzał oczami duszy, kim jest Ten, który go prowadzi i umacnia. W tę konwencję objawiania się Boga wszedł Jezus. Unikał On jak ognia szokowania cudownościami, czasami jednak czynił coś, co pomagało Dwunastu rozpoznać istotę Jego misji i Jego prawdziwą tożsamość. Opisane dzisiaj chodzenie po wodzie i uciszenie wichru Chrystus jednoznacznie zestawia z wątpliwościami, jakie ciągle jeszcze targały umysłami Apostołów. Zalękniony Piotr słyszy więc wyrzut skierowany faktycznie do wszystkich: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?”. Przeświadczenie o Synostwie Bożym Nauczyciela, tak łatwo wypowiedziane, zostanie niedługo skonfrontowane w obliczu najtrudniejszego doświadczenia męki i śmierci Odkupiciela. Św. Paweł z wielkim bólem i niemalże we łzach zaświadcza, że wobec niewiary swoich pobratymców on sam gotów byłby na odrzucenie, byleby tylko poszli za Chrystusem ci, dla których On przyszedł na ziemię, między którymi mieszkał i których językiem przemawiał. Jego ból przepojony jest wszakże nadzieją, że kiedyś dokona się wszystko, co Odwieczny w swojej miłości przewidział.
Cud wiary tak bardzo jest potrzebny współczesnym ludziom! Iluż ochrzczonych tę łaskę straciło przez swoją niefrasobliwość, przez chodzenie za różnymi bożkami, przez lekceważenie praktyk religijnych. Na zewnątrz udają szczęśliwych, „wyluzowanych”, ale nie umieją odpowiedzieć sobie i innym na najprostsze pytania o sens tego wszystkiego, co robią. „Chodzenie po wodzie” to stan człowieka, który Chrystusowi zaufał i wie, że przy Nim i w zjednoczeniu z Nim traci swą moc wszelki lęk, ustępuje każda wroga moc, a niemożliwe staje się bardzo zwyczajne i proste...
Pomóż w rozwoju naszego portalu