W katolickich rodzinach niedziela nieodmiennie łączy się z uczestnictwem w Mszy św. Eucharystia jest tym, co wyróżnia kolejny dzień spośród innych, porządkuje czas i przestrzeń. W moim domu niedziela zawsze była i jest dniem innym niż pozostałe dni tygodnia. Zawdzięczam to babci. Chociaż nie ma jej z nami już od kilkunastu lat, zapisane w sercu obrazy wciąż są wyraźne opowiada Joanna Kamińska. Czterdziestokilkuletnia żona i matka stara się prowadzić dom tak, by w nim na pierwszym miejscu zawsze był Pan Bóg. Moja babcia często powtarzała, że jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na swoim. I to nie były puste słowa podkreśla. Ze wspomnień pani Joanna przywołuje babcię, witającą każdy nowy dzień modlitwą i pieśnią. Chociaż trudy życia na wsi poorały jej twarz zmarszczkami, nie odebrały jasnych i dobrych oczu. Do ostatnich dni w powykręcanych dłoniach przesuwały się wytarte drewniane paciorki różańca.
Najważniejszy dzień
Reklama
Najważniejszym dniem w naszym domu była niedziela. O niej myślało się już w sobotę, kiedy trzeba było posprzątać dom. Na koniec cotygodniowych porządków, w które zaangażowani byli wszyscy domownicy, na stół trafiały świeże kwiaty. Przed południem koniecznie trzeba było zrobić zakupy, bo wiejskie sklepy zamykano wcześnie. Ale nie pamiętam, by komuś to przeszkadzało. Zadaniem mojego taty, jako jedynego mężczyzny w domu, było przygotowanie drewna na rozpałkę i przyniesienie węgla. Przed wieczorem trzeba było jeszcze nanieść wody ze studni, a także przygotować ubrania do kościoła. Nie było takiej możliwości, by w niedzielę rozkładać prasowanie. Świąteczne ubrania czekały rozwieszone na oparciach krzeseł opowiada pani Joanna. W niedzielny poranek babcia wstawała pierwsza, by pójść na pierwszą Mszę św. W kościele zajmowała stałe miejsce. Po powrocie zabierała się za przygotowanie obiadu. W tym czasie pozostali domownicy szli do kościoła na kolejną Mszę św. Gdy wracaliśmy do domu, przez ostatni odcinek ścieżki prowadził nas babciny śpiew religijnych pieśni i zapach rosołu wspomina. Później, po obiedzie, do którego wszyscy zasiadali przy stole, był czas dla rodziny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rodzinne spotkania
Niedziele z dzieciństwa nieodmiennie kojarzą mi się z wizytami. Po południu albo odwiedzali nas bracia taty z rodzinami, albo ja z młodszą siostrą szłyśmy w gości. Bardzo często odwiedzałyśmy naszą drugą babcię, która mieszkała na drugim końcu wsi, albo najmłodszą siostrę mamy. Jeśli nie zdążyłyśmy na autobus, czekał nas pięciokilometrowy spacer. Wówczas z naręczem polnych kwiatów wchodziłyśmy w zaczarowany świat rodzinnych opowieści przywoływane wspomnienia rozjaśniają twarz kobiety. Historii zapamiętanych z dzieciństwa jest wiele: o Władku, który we wsi wybudował most i kościół; o Józku, który poległ gdzieś w okolicach Samary; o Tadku, który zginął w płomieniach Powstania Warszawskiego; o Staszku, który cudem przeżył Oświęcim; o wojennych sierotach, które w babcinym domu znalazły schronienie. Tak jak kiedyś słuchałam z wypiekami na twarzy tych opowieści, tak teraz wysłuchuje ich mój kilkunastoletni syn. Staram się przekazać mu wszystko, czego doświadczyłam i czego dowiedziałam się od moich bliskich mówi.
Dobry czas
Reklama
Chociaż nie ma już rodzinnego domu Joanny, wypełnionego ciepłą obecnością babci i zapachem suszonych jabłek drewniana chatka nie oparła się upływającemu czasowi w obecnym mieszkaniu kobiety dostrzec można wyraźne ślady łączności z tym, co kiedyś ją ukształtowało. W pokoju na ścianie najważniejsze miejsce zajmuje obraz Matki Bożej Częstochowskiej, a zawieszony nad drzwiami drewniany krzyż strzeże domu i rodziny. Myślę, że z zapamiętanego z dzieciństwa świętowania niedzieli wiele u nas zostało. Zawsze jest Msza św. i wspólny obiad mówi Joanna. Jej mąż Paweł, w młodości ministrant i lektor, wśród codziennych trosk i pogoni za szczęściem nie stracił z oczu tego, co najważniejsze Boga. Przeżywać życie z człowiekiem, który myśli i czuje podobnie to wielka łaska. Jestem pewna, że nasze małżeństwo otoczone jest wstawiennictwem moich bliskich, którzy są już w niebie podkreśla kobieta. I jak przed laty czeka na kolejne rodzinne niedziele.
To taki dobry czas dla Boga i dla rodziny mówi. Jak kiedyś z babcią, tak teraz z mężem i synem w sobotę sprząta mieszkanie. Na stole koniecznie muszą znaleźć się świeże kwiaty. Później zakupy. Do kosza często trafia kurczak, by zapach lubionego przez wszystkich domowników rosołu wypełnił mieszkanie. Nie robimy zakupów w niedzielę. Zresztą, żadne z nas nie przepada za spędzaniem czasu w marketach i galeriach. Zasada jest prosta: wchodzę do sklepu po to, co jest mi potrzebne, kupuję i wychodzę. Nie musimy sobie tego tłumaczyć, po prostu tak jest mówi Joanna. O sile przykładu i tradycji przekonałam się pewnego razu, gdy w niedzielę chciałam wejść do osiedlowego sklepu po jakiś drobiazg. Wówczas mój syn zupełnie niespodziewanie zaoponował: ale my nie robimy zakupów w niedzielę wspomina.
Eucharystia i rodzina
Niedziela to czas na Eucharystię, rodzinę i odpoczynek. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedyś opuścili Mszę św. Od kiedy syn jest ministrantem, nie zawsze chodzimy razem, ale nigdy o niej nie zapominamy. To taki szczególny czas wyciszenia i naładowania duchowych akumulatorów. Dla mnie ważnym momentem Eucharystii jest przekazanie znaku pokoju. Wyciągnięta dłoń męża nabiera wówczas zupełnie nowego znaczenia. Codzienne problemy, których przecież nie brakuje, przestają nas dzielić. To chwila, w której co tydzień upewniamy się, że wspólnie budujemy naszą rodzinę podkreśla. Później jest czas na spożywany bez pośpiechu obiad i na odpoczynek. Niedziela jest po prostu nasza. Rowery, kino, książka, gry komputerowe lub planszowe, muzyka, wycieczka za miasto, spotkania i opowieści rodzinne, telefony do krewnych mieszkających w innych stronach Polski i świata… Pomysłów i możliwości wspólnego spędzania czasu jest wiele, a każda taka chwila jest bezcenna. Chciałabym, aby w przyszłości nasz syn podobnie przeżywał niedziele mówi z nadzieją Joanna.