Reklama

Kościół nad Odrą i Bałtykiem

Ocalić od zapomnienia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na podstawie listów, jakie otrzymał w czasie wojny syn majora Zbigniew od mieszkańca Wolicy Śniatyckiej Antoniego Danielewicza, sołtysa Stanisława Tulejki oraz od mieszkańca Cześnik Franciszka Kucharskiego, można ustalić ostatnie chwile życia i okoliczności śmierci na polu chwały mjr. Witolda Boreyszy.

Śmierć oficera

Od wczesnych godzin rannych, 21 września 1939 r. na polach wsi Wolica Śniatycka niedaleko Zamościa toczył się bój oddziałów polskich z wrogiem. Część zabudowań była w rękach niemieckich. Mjr Boreysza był w marszu. Słysząc odgłosy walki, dowództwo oddziału przekazał zastępcy, a sam z dwoma żołnierzami, konno ruszył do przodu, by nawiązać kontakt z walczącym dowódcą i uzgodnić wprowadzenie do akcji swego oddziału. Większość ludności opuściła wieś. Jednym z niewielu, którzy pozostali, był Antoni Danielewicz, naoczny świadek śmierci majora. W pewnym momencie zobaczył, jak zza lasu wyjechało trzech jeźdźców. Wśród nich był mjr Boreysza. Zbliżali się do wsi. Z gospodarstwa będącego w rękach niemieckich padła krótka seria z karabinu maszynowego. Jeden pocisk trafił majora w okolicę serca. Major spadł z konia. Towarzyszący mu żołnierze widząc, że nie daje znaków życia i przekonani, że poległ – zawrócili. Po pewnym czasie major odzyskał przytomność i zaczął czołgać się do pobliskich zabudowań. Wkrótce nadjechał jego oddział. Dwaj żołnierze, ci, którzy byli z nim wcześniej, włożyli majora na wóz gospodarza Wojciecha Czuja, by wraz z innymi rannymi żołnierzami dowieźć go do punktu opatrunkowego w odległej o 4 km wsi Cześniki. Mjr Witold Boreysza w kilka minut po włożeniu na wóz zmarł.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Danielewicz pisze dalej, że śmierć nastąpiła między godz. 8 a 9. „Wojsko pochowało majora w Cześnikach na cmentarzu prawosławnym w pobliżu parku, w oddzielnej mogile przy wspólnym, żołnierskim grobie. (...) Mały chłopiec na szczapach drewna opałowego znalazł przestrzeloną książeczkę PKO majora. Miała ona nr 216.638 – H. Wystawiona została w Warszawie 24 stycznia 1936 r. (...) Kula karabinowa przeszła prawie przez środek książeczki w odległości około 2 cm od górnej jej krawędzi. Po pewnym czasie książeczka trafiła do PCK, a następnie została zwrócona synowi majora – Zbigniewowi”.

Reklama

Poszukiwanie grobu

Wg publikacji Anny Wojdy i Beaty Biszczan „Komarów. Ocalić od zapomnienia” nie było to ostateczne miejsce pochówku majora. Grobu poszukiwała rodzina i przyjaciele, wśród nich mjr Jan Brodzki. Ostatecznie grób odnaleziono dzięki ks. Wacławowi Cieślińskiemu, proboszczowi z Komarowa. Jednak rodzina nie znała miejsca pochówku swojego przodka aż do sierpnia 2007 r., kiedy to po długotrwałych poszukiwaniach wnuczka majora odkryła, że dziadek spoczywa w żołnierskiej kwaterze przy głównej alei na cmentarzu parafialnym w Komarowie, wśród 43 żołnierzy poległych w 1939 r., gdzie pochowano go ostatecznie po ekshumacji w Cześnikach jeszcze w 1939 r. Nieopodal, na wzgórzu, zlokalizowano kwaterę żołnierzy poległych pod Komarowem w słynnej, zwycięskiej bitwie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.

Tradycja ułanów

Mjr Witold Boreysza był jednym z tych żołnierzy, którzy kładli podwaliny pod piękną tradycję bojową Pułku i polskiej kawalerii i należał do tych wspaniałych ułanów, których męstwo docenił Naczelny Wódz, przyznając najwyższe odznaczenia, ale również za ich zasługi dekorując sztandar 15 Pułku Ułanów Poznańskich orderem Virtuti Militari. W świetle znanych dzisiaj faktów odnosi się nieodparte wrażenie, że śmierć na polu chwały uchroniła nie tylko mjr. Witolda Boreyszę od barbarzyńskiej śmierci od strzału w tył głowy w „lasku katyńskim”, o ile nie wcześniej. Sowieckie zbrodnie ludobójstwa, w przeciwieństwie do niemieckich, nie zostały nigdy nawet napiętnowane.

Syn majora, Zbigniew, uczestnik Powstania Warszawskiego i żołnierz Armii Krajowej, zmuszony został wraz z żoną Izabelą szukać schronienia przed wszechwładną bezpieką na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Trafił do Lipian, a później do Szczecina, Doczekał się trzech córek i syna, 9 wnucząt i 12 prawnuków. 20 stycznia br. zakończył życie i spoczął na cmentarzu centralnym w Szczecinie.

Reklama

W 75. rocznicę śmierci mojego dziadka i wszystkich poległych za Ojczyznę, w niedzielę 21 września 2014 r. o godz. 12 w bazylice archikatedralnej św. Jakuba Apostoła zostanie odprawiona Msza św., na którą serdecznie zapraszamy.

* * *

Mjr Witold Boreysza, syn Józefa i Heleny, urodził się 13 stycznia 1897 r. w Kownie. Swoje życie związał z wojskiem. Uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1919-20, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, a także – trzykrotnie – Krzyżem Walecznych. Absolwent 27. klasy Szkoły Podchorążych w Warszawie, 16 lutego 1921 r. mianowany ppor. z przydziałem do 15 Pułku Ułanów w Poznaniu. 1 stycznia 1930 r. awansowany do stopnia rotmistrza i skierowany do Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. 19 marca 1938 r. awansowany do stopnia majora. W kampanii wrześniowej 1939 r. brał udział jako dowódca oddziału złożonego z rozbitków różnych jednostek w składzie 94 pp rez. Szlak bojowy w wojnie z Niemcami zaprowadził go pod Zamojszczyznę w rejon walk z niemieckim i sowieckim najeźdźcą, gdzie poległ w walce.

2014-09-10 15:58

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Numer na plecach

Szczególnego rodzaju świadectwo o Marszałku Piłsudskim wydali przedwojenni dorożkarze z Wilna, którzy przyszli do niego kiedyś, prosić, żeby wstawił się za nimi w związku z upokarzającym zarządzeniem magistratu. Każdy z nich otrzymał numer i miał go nosić na ubraniu, na plecach. Byli oburzeni. Pytali - za co? Józef Piłsudski zrozumiał natychmiast. Była to sprawa godności tych ludzi. Potrafił ich obronić przed uwłaczającym przepisem. Dziś, gdy po ulicach chodzi tak wielu ludzi w ubraniach, na których „numery” są ozdobą, ta historyjka może się wydawać niezrozumiała. Ale wówczas ci prości ludzie i potomek wielkich książąt litewskich Ginetów nie mieli trudności, by rozpoznać afront, nad którym Polak nie może przejść do porządku dziennego. Człowiek to nie numer, ubranie to nie zabawa, dorożkarz to nie błazen, Polak to nie niewolnik.
Józefa Piłsudskiego często (jeszcze dziś!) określa się mianem socjalisty, a tak rzadko przypomina się jego pochodzenie. I nie chodzi tu jedynie o splendor nazwiska. „Widziałem jeszcze w Mosarzu - wspomina ks. Walerian Meysztowicz - zapadający w ruinę, saskie czasy pamiętający, piękny pałac Piłsudskich, piękny kościół ich fundacji. Ukochana matka była z rodu Billewiczów, nieraz zasiadających w Senacie w wysokim krześle starosty żmudzkiego. Ojciec był marszałkiem szlachty wileńskiego, bodaj, powiatu”. Piłsudski to potomek tych, „którzy przez kilka wieków nieśli (…) odpowiedzialność za losy kraju. I to poczucie odpowiedzialności było w nim nie wymyślone, nie nabyte, ale odziedziczone, chciałbym prawie powiedzieć - przyrodzone…”.
Decyzję o chwyceniu za broń w czynnej walce przeciw Rosji ułatwił młodemu Józefowi Piłsudskiemu upadek gospodarczy olbrzymiego majątku jego rodziców w Zułowie, znękanego przez popowstaniowe konfiskaty. Gdyby losy tego majątku potoczyły się inaczej, wrodzone każdemu szlacheckiemu synowi poczucie odpowiedzialności za ziemię ojców stanowiłoby być może istotną przeszkodę w podjęciu tej decyzji. Bowiem „broniono tej ziemi przez całą drugą połowę XIX wieku zaciekle, z wielkimi ofiarami: oszczędnością, życiem prawie w ubóstwie, wyrzekaniem się przez panny należnych im posagów…”.
Ks. Walerian Meysztowicz, syn jednego z „żubrów” litewskich, stawia Józefa Piłsudskiego w jednym szeregu z królem Stefanem Batorym, Janem Kazimierzem (zwycięzcą z Potopu), Janem III Sobieskim. Pod przywództwem Marszałka wszak „Polska obroniła Europę przed zalewem sowieckiego bezbożnictwa”. Zaznacza też rzecz dziś całkowicie przemilczaną i ukrywaną, a dla uważnych analityków oczywistą, że Stalin bał się Piłsudskiego. „Osoba wąsatego szlachcica o twardym wejrzeniu trzymała go jak na łańcuchu. Odważny nie był. Ambasador Grzybowski widział go kiedyś, gdy w przerażeniu przed urojonym zamachem, prawie czołgając się, szukał ratunku. Dopiero, gdy nie stało Marszałka, gdy na szachownicy został tylko bladooki histeryk z kosmykiem na czole - wówczas dopiero Stalin odważył się na wojnę. Wykorzystał niemieckie szaleństwo. Po trupie Polski zajął Europę po Łabę…”. To Stalin był autorem słynnego stwierdzenia, że Polska szlachecka stanowi przeszkodę w zaszczepieniu u nas socjalizmu. Eksperyment socjalistyczny, istotnie, udał się w naszym kraju dopiero po wytępieniu szlachty. Wielu zapamiętało także przywiązanie Marszałka do Matki Bożej z Ostrej Bramy, wielu widziało go klęczącego przed Maryją. Za jego rządów odbyła się uroczysta koronacja tego wizerunku. Był uczestnikiem aktu oddania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa 19 czerwca 1920 r. w Warszawie. Miłość do własnej matki, a przez nią do Niepokalanej i do Boga? Tak właśnie rysuje ks. Meysztowicz duchową drogę Marszałka - „od kantiańskiego sceptycyzmu do katolickiej prawowierności”. Nić wzajemnej sympatii i szacunku, jaka łączyła go z Piusem XI (wcześniej nuncjuszem odrodzonej Rzeczypospolitej), dopełnia obrazu człowieka, który był zbyt inteligentny, by być socjalistą. „Papież Pius XI poważnie odczuł ten zgon: «Eravamo amici» - miał powiedzieć. W prywatnej swojej kaplicy w Castel Gandolfo Pius XI zlecił wymalowanie Janowi Rosenowi dwóch fresków: obrony Częstochowy i bitwy pod Warszawą”. Nad drzwiami - herb Piłsudskich - Kościesza. Ks. Meysztowicz był obecny przy odsłanianiu w Rzymie pomnika Marszałka (przy ulicy jego imienia), i zaznacza, że jest czymś wielce wymownym, iż w całym świecie zachodnim tylko tu, „w stolicy chrześcijaństwa są te pamiątki po ostatnim wodzu, któremu było dane zwycięsko zbrojnie walczyć o wolność Kościoła”.
A jednak w Polsce Józef Piłsudski nadal nie jest przez wszystkich doceniany. Dlaczego? Ks. prał. Robert Mäder słusznie wytknął hipokryzję tym, którzy, deklarując moralną wrażliwość i szczytne idee, cenią sobie nade wszystko święty spokój. „Nie lubimy trąbki alarmowej strażnika - zaznacza - który z wieży ujrzał pożar. Nie lubimy ostrzegaczy. Budzą nas ze snu za wcześnie. Gdyby nie oni, wróg wtargnąłby co prawda do obozu, a ogień szerzył się, za to mielibyśmy nieocenioną korzyść. Można by spać pięć minut dłużej. Więc trzeba zabić tych, co ostrzegają! Psy szczekające. Nie złodziei…”.

CZYTAJ DALEJ

Jezu, uczyń serce moje miłosiernym tak, jak Twoje

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adrianna Sierocińska

Rozważania do Ewangelii J 6, 55.60-69.

Sobota, 20 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję