Święty Maksymilian Kolbe zwykł mawiać, że chorzy w szpitalu w Niepokalanowie pracują najwięcej. I jest coś niezwykłego w tym stwierdzeniu w dzisiejszych czasach. Bo współczesny świat osoby chore wyrzuca na margines. Nieważne, czy są to dzieci z zespołem Downa w łonie matek czy nikomu niepotrzebni staruszkowie. Wszyscy oni są bezwartościowi, nieprzydatni, kosztowni. I wcale nie chodzi tu tylko o pieniądze, bo tych akurat syta Europa ma pod dostatkiem. Dużo bardziej jest to koszt codziennej uwagi, poświęcania czasu i wysiłku spojrzenia poza czubek własnego nosa i własnej prywaty. Bycie przy chorym ma w sobie coś z zaparcia się samego siebie, z wyjścia poza swój codzienny egoizm. Ma coś z postawy Chrystusowej. A to nie jest dziś wskazane. Czasem wydaje mi się nawet, że dla wielu jest już niezrozumiałe…
Stąd tym bardziej smutne stają się strony internetowe z tysiącami ogłoszeń, w których młodzi Niemcy, Anglicy czy Holendrzy poszukują dla swoich starych rodziców empatycznych opiekunów z Polski. Smutniejsze są bogate wyposażone i pięknie położone wśród mazurskich jezior i dolnośląskich gór domy pełne starców z całej Europy, którzy nie zdają sobie sprawy, gdzie się znajdują. Zachód wykluczył ze swojej codzienności śmierć, to samo stara się uczynić z chorobą i cierpieniem. Jest w stanie zapłacić duże pieniądze, aby ich nie widzieć i nie mieć z nimi do czynienia.
Tymczasem to, co niezrozumiałe dla zapatrzonego w siebie Europejczyka, niesie w sobie niezwykłą wartość, którą dostrzegł franciszkanin z Niepokalanowa. Chorzy są potrzebni. Także po to, aby służyć zdrowym. Nie tylko w sferze duchowej, np. ofiarując swoje cierpienie za kogoś bliskiego. Ich obecność w świecie jest czynnikiem humanizującym, uczłowieczającym go. Zdrowi ludzie mają okazję zrobić coś dobrego. Ewangelie o pomocy na rzecz potrzebujących piszą wprost i tak powinniśmy to przesłanie odczytywać. Z pewnością każdy z nas będzie kiedyś właśnie z tego skrupulatnie rozliczony.
Pomóż w rozwoju naszego portalu