Propozycja nie tylko na Wielki Post, ale może i na resztę życia. W czasach konsumpcji i kupowania tego, czego oczy zapragną, a portfel wytrzyma, dość nietypowa, bo namawiająca do pozbywania się z życia wielu rzeczy, przedmiotów, ciuchów, mebli, itd... Ale także – co niezmiernie ważne – toksycznych znajomości, przyzwyczajeń, słabości, czy nawet nałogów. Bo umawiamy się, że pracujemy w Wielkim Poście także, a może przede wszystkim, nad naszą duchowością, relacją z Panem Bogiem, często bardziej rozbałaganioną, niż życie zewnętrzne.
Coraz modniejszy ostatnio minimalizm ma chrześcijańską twarz i praktykowany był już od czasów ojców pustyni i eremitów. Zwał się ascezą. Minimalizm jest jego wersją lżejszą, dającej się wprowadzić w normalne życie przeciętnemu Kowalskiemu. Ci, którzy podjęli się zadania oczyszczania swego życia ze wszystkiego, co niepotrzebne, przekonują, że samoograniczanie się jest lekiem na wiele współczesnych bolączek dnia codziennego. Jak np. ustawiczny brak czasu, pustki w portfelu, kłopoty w relacjach z bliskimi, ale nade wszystko – na pustkę duchową i szukanie sensu życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wielki Post wydaje się dobrym czasem, by minimalizm praktykować. Może zamiast popularnego odmawiania sobie słodyczy pójść o krok dalej?
Czym jest minimalizm?
Reklama
Świadomą rezygnacją z nadmiaru rzeczy, ograniczanie się, narzucanie sobie dyscypliny w pewnych zachowaniach. Najprościej sprawę ujmując – jest to upraszczanie życia, które powinno nas uszczęśliwić. Samoograniczanie się ma sprawić byśmy przestali chodzić jak w kieracie, byśmy więcej czasu poświęcali własnemu rozwojowi, w tym duchowemu, rodzinie, przyjaciołom, własnym pasjom. Tylko to nie zrobi się samo. Jak wszystko co cenne w życiu wymaga od nas wytrwałości i samozaparcia.
Dla jasności kilka przykładów. Ania i Wojtek z Sandomierza, małżeństwo z 15-letnim stażem, przeczytało w ubiegłym roku książkę, Anny Mularczyk-Meyer: „Minimalizm po polsku”, w której można znaleźć m.in. rozmowy z dominikanimem o. Krzysztofem Pałysem i katolickim małżeństwem z podobnym doświadczeniem życiowym jak Anka i Wojtek. Przegadali jej treść solidnie i postanowili spróbować. Autorka proponowała bowiem skupienie się na świadomej relacji z Panem Bogiem, umiar, prostotę, zadowolenie z aktualnego stanu posiadania, wstrzemięźliwy stosunek do pieniędzy. Słowem postawę, nad którą powinien pracować każdy chrześcijanin.
Reklama
Anka i Wojtek, choć nie był to akurat Wielki Post, w ciągu 5 wolnych dni, przekopali swój dom pozbywając się rzeczy, których nie nosili (ubrania), nie używali (gadżety), nie lubili (meble oraz rozmaite drobiazgi z wyposażenia). Uzbierali w ten sposób całą górę rzeczy, którą przewieźli do punku pomocy doraźnej Caritas na ul. Opatowskiej w Sandomierzu, by posłużyły biedniejszym od nich. Natomiast w koszu wylądowała cała przetworzona żywność, która zalegała na kuchennych półkach, z czipsami i zupkami w proszku na czele. Wyrzucili, bo doszli do wniosku, że nie fair byłoby oddawanie tej trucizny innym. Postanowili jeść mniej i prościej – wykorzystując stare polskie przepisy, czyli dużo kaszy i zero fast foodów. Do pracy zagonili także swoje nastoletnie dzieci, które początkowo z oporem poddały się temu „szaleństwu” rodziców.
Wyrzeczenie wielopokoleniowe
Wojtek mówi, że ograniczenia można wprowadzać indywidualnie, albo namówić na nie całą rodzinę. Wtedy jest trudniej i łatwiej jednocześnie. Trudniej, bo trzeba najpierw przekonać domowników, a potem jakoś ogarnąć żywioł, który z tego wynika. Wyłamanie się choćby jednej osoby stawia pod znakiem zapytania sens przedsięwzięcia i co mocno je utrudnia.
– Jest to rodzaj wojny postu z karnawałem. Dlatego nie polecam jakiejś domowej rewolucji. Uważam, że najlepiej zacząć od siebie i np. od współmałżonka. Co proponuję na początek? Nawet nie zdajemy sobie sprawy ile czasu kradnie nam telewizja i Internet. Pamiętam, że obiecaliśmy sobie z żoną, że przez tydzień nie zaglądamy w komputer. Płacimy tylko rachunki przez Internet i nic więcej. Pierwsze dni były okropne. Czułem się jak narkoman po odstawieniu prochów. Przy okazji przyszła refleksja o skali wewnętrznego uzależnienia.
Reklama
– To opróżnienie mieszkania z nagromadzonych po szafach stert rzeczy ma działanie niemal uzdrawiające. Oddaliśmy te rzeczy biednym i od razu poczuliśmy się lepiej. Zastrzegam, że były to mało używane, dobre gatunkowo rzeczy. Potem postanowiliśmy ograniczyć oglądanie telewizji. Jeden program informacyjny dziennie i jeden wybrany wcześniej film. Z wyjątkiem tych godzin, telewizor jest wyłączony. Dzieci bardzo protestowały, bo u nas dotąd siadywało się wieczorami na kanapie i wlepiało oczy w telewizor. Teraz meblem numer jeden stał się stół. Jemy przy nim, rozmawiamy, dyskutujemy, niedawno nawet śpiewaliśmy kolędy– chyba pierwszy raz poza Wigilią. Pojawiła się w naszym domu nowa jakość – spokój. – Wojtek jest wyraźnie zadowolony z osiągnięć swojej rodziny. Żona Anna dodaje: – Podczas ubiegłorocznego Wielkiego Postu postanowiliśmy dać następny krok. Obliczyliśmy, że chodzenie naszej 4-osobowej rodziny do supermarketu wcale nie jest ekonomicznie opłacalne. Kupujemy nie tyle za dużo, ile niepotrzebnie. Głównie dla dzieci. Namówiliśmy je, że do Wielkiej Nocy nie jemy czipsów czy innego wysokoprzetworzonego świństwa, nie pijemy coli i innych kolorowych napojów. Tak na próbę, czy wytrzymamy... Udało się i zysk tym większy, że dzieci incydentalnie proszą teraz o takie rzeczy. Myślę, że mają odtruty organizm. Polecamy teraz takie czipsowo– chrupkowe wyrzeczenie znajomym i wielu podchwytuje pomysł.
Polski nawyk
Maria, emerytowana nauczycielka, jest zdania, że ten polski nawyk do gromadzenia rzeczy, to relikt przeszłości. Z czasów komuny, a nawet wcześniej – z okresu zaborów. Polak musiał być zaradny, żeby przetrwać. To nasza cecha narodowa, na którą obecnie nałożył się jeszcze rozbuchany konsumpcjonizm. – Nawet jak nas nie stać, to kupujemy. Najczęściej na kredyt. Aż mamy tak dużo pożyczek, że się dusimy. Po co ludziom w małych blokowych mieszkaniach telewizory na pół ściany?! – dziwi się Maria. – A jednocześnie wielu ludzi nie odnajduje radości w swoim życiu. Krótka radość z nowego przedmiotu czy ciucha, a potem wyrzuty sumienia, że się traci pienieniądze. Jednocześnie większości nie stać na zmiamy. Boją się jakiejś rewolucji, podczas gdy prawdziwa przemiana zaczyna się od małych kroczków, od takiego dreptania... Weźmy to popularne odmawianie sobie słodyczy w Wielkim Poście. Dla niektórych umartwienie, które kończy się wraz z dzwonami na Rezurekcję. A potem napychamy się ciachami do pełna, tak? Trochę bez sensu. Zaprzepaszczamy całą 40-dniową pracę nad sobą. Pociągnijmy to dalej...– namawia Maria.
Reklama
Dla wielu z nas prawdziwym wyrzeczeniem będzie zamrożenie swoich wydatków ponad te niezbędne. Rachunki plus wydatki na jedzenie i te niezbędne na odzież. A jeśli umówimy się, że w Wielkim Poście nie kupimy sobie nic z ciuchów, ani z butów... A panowie – ani jednego gadżetu? Takie oglądanie każdej złotówki przyda się wielu z nas. Przecież wokoło żyją ludzie, którzy liczą się z każdym groszem. – Powiem tak, zamroziłam wydawanie pieniędzy ponad niezbędne minimum i pod koniec miesiąca nie wierzyłam własnym oczom. – mówi Anka. – Gdy bywało ciężko wzywałam na pomoc Anioła Stróża.
Wielki Post, nowe otwarcie
Czas Wielkiego Postu doskonale nadaje się do nałożenia sobie cugli. Minimalizm po katolicku, to przede wszystkim praca nad charakterem. A pracować nad sobą trzeba zawsze, bez względu na wiek. Nieporozumieniem jest myślenie, że jeśli mam 30., 40. albo 50. lat, to już się nie zmienimy. Jestem jaki jestem i cześć. Tymczasem w każdym czasie istnieje szansa na uporządkowanie swojego otoczenia i relacji. Tylko jedna uwaga – trzeba zacząć od sobie i modlić się o wytrwanie.
Po pierwsze ludzie. Nie użerać się z osobami, które niewiele dla nas znaczą. Za to skupić się na tych, których kochamy, na których nam zależy – rodzina i przyjaciele. Przemyśleć Chrystusowe „Miłuj bliźniego”, pamiętając, że nie oznacza to przyzwolenia na niszczenie naszego życia przez ludzi toksycznych, którzy sprowadzają nas na złą drogę, dręczą psychicznie, bezwzględnych egoistów nastawionych tylko na branie.
Po drugie otoczenie. Uporządkuj przestrzeń wokół siebie. Dosłownie. Posprzątaj. Oddaj niepotrzebne ubrania, meble, sprzęty ludziom, którzy ich potrzebują. Miej w tym szeroki gest. Mniej znaczy więcej. W tej przestrzeni, która powstanie wokoło pozwól wejść Panu Bogu. Nie zapychaj jej własnymi chciejstwami, pozwól działać Dobru i Miłości. Módl się o to, proś, domagaj się...
Reklama
Po trzecie działaj. Codziennie rano napisz na kartce trzy rzeczy, które trzeba załatwić od razu i trzy mniej pilne, które w ciągu całego dnia. A obok – rzeczy, których dziś robić na pewno nie będziesz, np. nie napiję się alkoholu, nie pójdę do centrum handlowego, nie będę siedzieć w Internecie – czyli na Facebooku i Twiterze, i co kwadrans sprawdzać poczty, nie będę na kawie z przyjaciółką obmawiała innych.
Jeśli zajmujesz się jakąś sprawą, to skoncentruj się na niej maksymalnie – nie myśl jednocześnie, co ugotować na obiad i kiedy odstawić auto do mechanika. Nie rozpraszaj się.
Po czwarte – czas. Ciągle nam go brakuje. Warto przyjrzeć się na spokojnie proporcjom tego czasu. Jedno, co można określić w miarę precyzyjnie, to czas spędzony w pracy. A reszta dnia? Ile tracisz na głupawe pogaduchy, na łażenie po sklepach, ile wylegujesz się przed tv lub komputerem? Tylko nieliczni z nas mają tak zapełniony dzień, że trudno wcisnąć tam choćby chwilę wolną. Reszta, i to jest smutna prawda, sporo tego czasu marnuje. Prostym zabiegiem jest zapisanie wieczorem planu dnia. Co się robiło i w jakim czasie. Tylko szczerze. A potem należy tylko odwrócić proporcje... Prac ciężka, ale efekty widoczne będą szybko.
I najważniejsze – zatankuj paliwo dla duszy. Bez tego nie da się żyć jak człowiek. Znajdź czas na modlitwę. To warunek konieczny. Czasem warto zdać sobie sprawe ile dziennie poświęcamy na pielęgnowanie ciała, a ile na duszę, na wewnętrzny dialog z Bogiem. Bez wymiaru duchowego wszystko, co wyżej opisane stanie się co najwyżej działaniem na poziomie mechanicznym. Wypalisz się prędzej niż sądzisz. Z takiego bezdusznego organizowania sobie życia bierze się potem poczucie pustki i niespełnienia.
Zachęcamy do twórczego podejścia do tegorocznego Wiekiego Postu. Pamiętajmy jednak, że wojna postu z karnawałem trwa w nas przez cały rok. Nieustannie przecież większość boryka się z własną niedoskonałością i błędami.