O. MICHAŁ LEGAN OSPPE: – Ojcze, jak doszło do tego, że spośród tak wielu dzieł jasnogórskich odczytał Ojciec potrzebę powstania jeszcze jednego, ściśle modlitewnego dzieła?
Reklama
O. STANISŁAW JAROSZ OSPPE: – Na wstępie konieczne jest sprostowanie: nie ja zainicjowałem to dzieło. Gdy pracowałem w kościele Świętego Ducha w Warszawie w latach 90. ubiegłego wieku, we wspólnocie neokatechumenalnej poznałem Agnieszkę Wulczyńską. To jest jej pomysł, jej idea i jej natchnienie. Ja tylko towarzyszyłem powstawaniu tego dzieła. Oto co ona sama napisała w pierwszej wersji modlitwy „Z Maryją ratuj człowieka”, wydanej w 2004 r. z imprimatur bp. Jana Wątroby: „28 kwietnia 2004 r. Kolejny dzień ogłoszonej przez Ks. Prymasa Ogólnopolskiej Nowenny Modlitw przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Uczestniczyłam w Eucharystii. Kapłan, kończąc homilię, mówił o tych, którzy zabłąkali się, którym inne wartości przesłoniły Boga, którzy zapomnieli, że po śmierci jest życie wieczne. I byłyby to dobre słowa, gdyby nie zakończył: «Po śmierci zobaczą, co odrzucili; zobaczą, że życie wieczne faktycznie istnieje. I to będzie rozpacz. To będzie piekło. Wtedy przypomną sobie, że był Kościół, że byli kapłani». W moim sercu wzbudził się protest: to na tym ma poprzestać uczeń Jezusa Chrystusa? Cieszyć się nadzieją zbawienia, nadzieją na życie wieczne i spokojnie patrzeć, że inni giną – nawet jeśli tylko sami są sobie winni?
Trzeba sobie jednak szczerze odpowiedzieć na pytanie: Czy tylko oni są temu winni? Bo może to my, którzy mienimy się uczniami Jezusa, w znacznej mierze ponosimy odpowiedzialność za ich zabłąkanie? Bo nasze świadectwo jest niewiarygodne!
Po Eucharystii było nabożeństwo różańcowe. Właśnie podczas tego nabożeństwa przyszedł mi pomysł indywidualnej modlitwy za jednego nieznanego człowieka – wybranego przez Boga. Ostatecznie przybrał kształt Wspólnoty Modlitwy «Z Maryją ratuj człowieka».
«To, że się jest chrześcijaninem, wcale nie oznacza, że jest się ubezpieczonym na indywidualną premię: nie jest to prywatne zapewnienie sobie biletu wstępu do nieba, aby potem spoglądać z góry i mówić: Mam to, czego inni nie mają, osiągnąłem swoje zbawienie, którego nie osiągnęli inni. Fakt, że jestem chrześcijaninem, nie oznacza, że chrześcijaństwo otrzymałem w darze tylko dla siebie, że dzięki temu każdy może mnie odróżnić od tych, którzy odchodzą z pustymi rękami. Nie, chrześcijaninem jest się w pewnym sensie wcale nie dla siebie, jeno dla wspólnoty, dla innych, dla wszystkich» (kard. Joseph Ratzinger, «Służyć prawdzie»).
– Jezus powiedział do swoich uczniów: «W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, tobym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce» (J 14, 2).
«Mamy miejsce w niebie, które na nas czeka; choćbyśmy bardzo późno tam przyszli lub zasiedzieli się w czyśćcu, nikt go nie zajmie, bo ono jest dla nas; gdybyśmy nigdy tam nie doszli, pozostanie niezajęte» (kard. Stefan Wyszyński, «Kromka chleba»). Takie miejsce istnieje dla każdego człowieka, chociaż wielu wcale o tym nie wie. Uwierz! – Twoja modlitwa sprawi, że jakieś miejsce nie pozostanie puste!”.
– Są ludzie, którzy przeżywają cierpienie, ponieważ ich dzieci odeszły od Boga...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Odpowiem znów słowami Agnieszki Wulczyńskiej: „Może twoje serce wypełnia lęk o zbawienie tych, których kochasz, może są to twoje dzieci, twój mąż (żona)? I jest możliwe, że dopuściłeś się względem nich mnóstwa zaniedbań, błędów w wychowaniu dzieci. Nie byłeś dla nich świadkiem żywej wiary, która wyraża się w czynach, a nie w słowach. Czy było to działanie świadome? Zapewne nie. Po prostu nie potrafiłeś inaczej. Ale jeśli w sakramencie pojednania (spowiedzi) wyznałeś Bogu swoją winę, Bóg ci przebaczył – więc i ty już nie oskarżaj się. W przeciwnym razie twoja modlitwa nie będzie aktem miłości, ale strachu. I wypełnią się słowa św. Pawła: «I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał» (1 Kor 13, 3).
Czy masz jednak zapomnieć o swojej winie względem nich? – Nie. Dlaczego? – Abyś ich nie oskarżał i błagał Boga, aby pomagał ci nie popełniać już tych samych grzechów (zaniedbań). Nie lękaj się! Modląc się za tego, którego powierzy ci Bóg, wyprosisz u Niego, aby również im – twoim bliskim – otworzył drogę do nieba”.
– Na czym polega Dzieło Modlitwy „Z Maryją ratuj człowieka”?
Reklama
– Na codziennej modlitwie za jednego człowieka, wybranego przez Boga, o którym Bóg wie, że grozi mu piekło, wieczne potępienie.
– Jeśli mogę pozwolić sobie na małą prowokację – czy ta forma modlitwy jest tylko dla najpobożniejszych i pewnych własnego zbawienia?
– Dla każdego, kogo obchodzi zbawienie grzeszników, czyli dla wszystkich, również dla osób z troską myślących o zbawieniu swoich najbliższych. Modlitwa ta nie ma limitów czasowych, modlisz się tak długo, jak uważasz. Bóg wybierze osoby, za które się modlisz. Modlimy się za jednego człowieka, wierząc, że Bóg może zbawić wielu – przez to, że tego pragniesz i o to się modlisz. Do modlitwy możesz dołączyć dar umartwienia, wyrzeczenia, możesz w tej intencji ofiarować swoje trudy, cierpienie w jedności z krzyżem naszego Pana.
„Niedobrze będzie – napisała Agnieszka Wulczyńska – jeśli troskę o nawrócenie tego nieznanego ci człowieka ograniczysz do odmówienia tej krótkiej modlitwy. Pamiętaj, że tego człowieka dał ci sam Bóg, aby twoja modlitwa przyczyniła się do jego zbawienia. Noś go w swoim sercu jak kogoś bardzo bliskiego, jak matka nosi w sercu swoje dziecko. Pamięć o nim musi być obecna w każdej twojej modlitwie. Gdy kiedyś spotkasz się z nim w niebie, będzie twoją radością. Na ziemi można być człowiekiem bardzo samotnym. W niebie – nie. Tam musisz mieć dzieci – twoje – te, które zrodzisz do życia wiecznego”.
Reklama
– Istotą Kościoła jest ogłaszanie zbawienia w Jezusie Chrystusie. Jakie miejsce w tej misji ma Maryja?
– Ma pierwsze miejsce, przecież jest Matką Kościoła. To matka najbardziej pragnie, aby żadne z jej dzieci nie zmarnowało życia, nie poszło drogą zatracenia.
– Można więc powiedzieć, że członkowie Wspólnoty są współpracownikami Maryi?
– Tak, są pomocnikami Maryi, Matki Kościoła, jak pragnął kard. Stefan Wyszyński.
– Na pewno był Ojciec świadkiem wielu wydarzeń, które potwierdzają palącą potrzebę modlitwy o zbawienie naszych braci i sióstr. Mógłby Ojciec podać jakieś przykłady owoców tego modlitewnego dzieła?
– Każde dzieło Boże charakteryzują trzy znaki: znak sprzeciwu, trud i jakieś cierpienie oraz obfite błogosławieństwo Boże. Takie jest doświadczenie każdego, kto podejmuje się tej modlitwy. Jest ona potwierdzona przez te znaki. Jest modlitwą w imię Jezusa (J 14, 14) – Jego imię znaczy: Jahwe Zbawia – jest zgodna z wolą Ojca (Mt 6, 10; Mt 18, 14), jest dziełem Ducha Świętego w nas (Rz 8, 26). Największym widzialnym znakiem skuteczności tej modlitwy, oprócz ratowania dusz, jest zmiana życia osób podejmujących tę modlitwę.
– A co z modlitwą o własne zbawienie?
Reklama
– Kościół jest wspólnotą ludu Bożego, jest Ciałem Jezusa Chrystusa, jesteśmy przez chrzest zanurzeni w Jego życie, w Jego misję, w Jego mękę i śmierć za zbawienie świata. Jeżeli modlę się o zbawienie członków Jego Ciała, to działam dla własnego zbawienia, ponieważ należę do tego samego organizmu, którego głową jest Chrystus. Modląc się tą modlitwą, mam świadomość, że tym człowiekiem mogę być ja sam.
– Ojcze Stanisławie, a co z Ojca zbawieniem? Jest nadzieja?
– Nadzieja rodzi się z wiary. Wiara – jeżeli jest przeżywana – staje się doświadczeniem, a doświadczenie daje pewność. Ponadto gwarancją jest Chrystus Jezus, ja mogę nie przyjąć daru zbawienia, jeśli wybiorę inne wartości, a tego nie chcę – chcę nieba dla siebie i dla innych.