Są też oczywiście inne. Jakie jeszcze dokumenty, oprócz akt w sprawie „Bolka”, znaleziono w szafie generała Kiszczaka, w jakim celu tam trafiły, a także kto i gdzie może jeszcze przetrzymywać dokumenty wyniesione na początku transformacji z szaf i biurek tajnych służb? Są też pytania o słabą operatywność prokuratury oraz IPN.
Najłatwiej odpowiedzieć na pytanie: po co tam trafiły? Albo po to, żeby stanowiły polisę ubezpieczeniową generała, albo po to, żeby móc nimi szantażować osoby, które zrobiły karierę w III RP. Reszta pytań na razie pozostanie bez odpowiedzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pojawienie się Marii Kiszczak w IPN, ujawnienie faktu posiadania tajnych dokumentów mogło wynikać z naiwności starszej kobiety, ale nie musiało. Generałowa mogła mieć w pamięci, co się stało jesienią 1992 r. z premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem i jego żoną.
Jedna z bardziej prawdopodobnych wersji wydarzeń mówiła o morderstwie z powodu dokumentów przechowywanych w ich domu. Teczki zgromadzone przez generała – nie tylko „Bolka” – mogły stać się niebezpieczne. Teraz, po przeszukaniu i zabraniu przez prokuratorów, już nie są. Wszyscy widzieli, słyszeli, także od samej Marii Kiszczak, że w domu Kiszczaków nie ma już czego szukać, że wszystko, co zgromadził generał, znajduje się w archiwum IPN.
Co pamięta oficer
Reklama
Dwa dni po ujawnieniu dokumentów w domu Kiszczaka pojawiła się informacja o świadku, dawnym wysokim oficerze MSW, współpracowniku generała, który miał pomagać mu ukrywać jego prywatne archiwa. Kilkanaście lat temu miał skontaktować się z nim Kiszczak, prosząc o pomoc w przewiezieniu wielu kartonów dokumentów. Oficer ponoć dokładnie pamięta, gdzie materiały zostały ukryte, i nie wyklucza, że są tam nadal. Jeśli da się tę informację sprawdzić i dotrzeć do tych dokumentów, wybuchnie jeszcze większa sensacja niż ta dotycząca dokumentów „Bolka”.
Sprawa archiwum Kiszczaka mogła rozpocząć proces odkrywania akt SB. Może wywołać lawinę ujawniania tajnych dokumentów znajdujących się w prywatnych zbiorach. Niektórzy politycy już wzywają do ogłoszenia abolicji w tej sprawie, a do IPN zgłaszają się obecnie ludzie z informacjami, gdzie mogą się znajdować ukryte archiwa dawnej bezpieki.
Ale cała historia może też mieć odwrotny skutek. – W różnych środowiskach krążą informacje, że w wielu prywatnych rękach znajdują się dokumenty SB, których nie przekazano Instytutowi. Po takim jawnym procesie, jaki odbywa się teraz w sprawie Wałęsy, różni ludzie mogą te akta głęboko schować – ocenia historyk prof. Wojciech Roszkowski.
Efekty nacisku
Dla historyka i polityka Pawła Kowala w tej sprawie nie jest najważniejszy Lech Wałęsa, którego agenturalność mają potwierdzić dokumenty znalezione u Kiszczaka. – Najważniejsze jest pytanie, czy Lech Wałęsa jako prezydent był poddawany szantażowi i w jakich sprawach. Czy ulegał, czy nie. Czy inni ludzie, na których potencjalnie były podobne dokumenty, byli poddawani szantażowi – mówi.
Reklama
Inny polityk prawicy dowodzi, że efektem nacisku mogło być wygaszenie przez Wałęsę polityki „przyspieszenia”, z którym to hasłem wygrał wybory prezydenckie w 1990 r. – Szybko oczyścił swoją kancelarię z polityków prawicy i oparł się na wielu dawnych współpracownikach bezpieki. Zwraca uwagę, że generał Kiszczak przyznawał przed śmiercią, że grał teczkami i puszczał niektóre fakty w niepamięć. W jednym z wywiadów wyznał, że wiele zniszczył, że ktokolwiek po 1989 r. zwrócił się do niego w sprawie niszczenia akt, był taki dobry, że zawsze szedł mu na rękę.
Historia na nowo
Po przejęciu archiwów z domu generała Kiszczaka na IPN posypały się gromy. Instytut i jego prezesa oskarża się o opieszałość, zaniechania i brak działań w sprawie ukrywania przez komunistycznych dygnitarzy akt SB. Prezes IPN Łukasz Kamiński – już wzywany do dymisji – pytany przez dziennikarzy, dlaczego nie udało się wcześniej wejść do domu Kiszczaka – tłumaczył, że... nie ma wpływu na działania prokuratorów.
Teraz jednak, gdy w ręce kierowanego przez niego IPN dostały się – i są badane – dokumenty z szafy Kiszczaka, prezes Kamiński ma swoje pięć minut. Wszyscy wyczekują na ujawnienie przez niego czegokolwiek o znalezisku. A on dawkuje. Mówi np., że odnalezione dokumenty na pewno zmienią niektóre interpretacje najnowszej historii Polski. I najpewniej się nie myli. Na kolejne sensacje musimy być gotowi każdego dnia.