Choć Bronisław Beton-Baton – komunistyczny agent, cham i prostak, a niegdyś bohater radiowego kabaretu „Sześćdziesiątka” powrócił, trudno ocenić, czy to wielki powrót. Książkę „Pamiętnik starego ubeka” wprawdzie długo czyta się jednym tchem, potem jednak akcję zastępują prześmiewcze dialogi i monologi Betona-Batona. Bo zaraz po tym, gdy Beton zmusza pisarza-narratora do nagrywania jego wspomnień, z których ma powstać książka, ten musi słuchać i słuchać, a my – chłonąć coraz bardziej niewiarygodne historie.
Okazuje się, że nie było chyba żadnej większej sensacji XX wieku, w której Beton-Baton nie maczałby palców. I żadnego amerykańskiego filmu przygodowego, który nie powstałby na kanwie jego przygód. Marcin Wolski przyzwyczaił nas, że jego wyobraźnia nie zna granic, ale ta książka jest na to już ekstremalnym, ostatecznym dowodem. W sumie to zrywanie boków, czytelnik może bawić się (śmiać), tak jak musiał bawić się (śmiać) autor. Ciekawe, kto się bawi(ł) bardziej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu