Tydzień temu zamieściliśmy wywiad ks. Adama Stachowicza z Joanną Owanek, która pracuje jako misjonarka w Ugandzie. Dziś prezentujemy rozmowę z jej koleżanką – Ewą Maziarz, która także jest świecką misjonarką kombonianką.
KS. ADAM STACHOWICZ: – Ewo, na początku czerwca wróciłaś na misje w Ugandzie. Czym tym razem się zajmujesz? Możesz nam opisać krótko swoją posługę?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
EWA MAZIARZ: – Nadal będę kontynuować służbę na rzecz dzieci z sierocińca św. Judy w Gulu. Na co dzień zajmuję się dziećmi. Pomagam mamkom z najmłodszymi pociechami, karmię je, przebieram, bawię się z nimi. Starsze dzieci uczę pisać, liczyć, odejmować i dodawać. Wolne chwile spędzamy na zabawach, malowaniu farbami i rozwijaniu ich pomysłowości. Dzieci niepełnosprawne potrzebują więcej czasu i innej opieki. Muzykoterapia, karmienie, spacery to nasze zwykłe zajęcia. Razem z innymi misjonarkami staramy się im okazać miłość i otwartość. Właśnie to jest najistotniejsze, a zarazem najwartościowsze w naszej pracy. Uczymy ich okazywania uczuć, emocji. Poprzez przytulanie, otwarte ramiona, małe gesty pokazujemy im, że są ważne, że zależy nam na nich i że mogą czuć się bezpiecznie.
– Proszę, powiedz, co było dla Ciebie największym zaskoczeniem, zarówno tym pozytywnym, jak i negatywnym.
Reklama
– Najbardziej zaskoczyła mnie otwartość i beztroska ludzi Acholi. W czasie przygotowania do wyjazdu poznawałyśmy historię tego plemienia. Niesamowite było dla mnie to, czym dzielili się z nami ludzie, ponieważ te rzeczy wywołują współczucie i smutek. Po okrutnych wojnach, epidemii eboli, tych wszystkich ciężkich doświadczeniach z niedalekiej przeszłości, oni każdego dnia żyją z nadzieją na lepsze jutro, radością z tego, co mają, i otwartością na każdego przybysza. Negatywnie zaskoczyła mnie niesprawiedliwość, jaka tam panuje pomiędzy ludźmi a władzami państwowymi. Korupcja, fałszowanie wyborów, układy rodzinne i polityczne, nepotyzm – to nie pozwala na rozwój kraju tak szybki, jaki byliby w stanie osiągnąć.
– A jak radzisz sobie z rozłąką z najbliższymi, ze znajomymi? Utrzymujesz kontakt z pozostawionymi w Polsce?
– Dzięki temu, że mieszkamy na obrzeżach miasta, mamy możliwość korzystania z Internetu, oczywiście tylko od czasu do czasu, ponieważ nawał pracy, zmęczenie afrykańskim słońcem oraz dystans dają się we znaki. Myślę, że teraz jesteśmy i tak w bardzo komfortowej sytuacji.
– Wprawdzie pytałem już o to Joannę, ale nie mogę nie pytać także Ciebie: jak tam jest z praktykowaniem wiary?
– Proszę księdza, jednym z piękniejszych momentów, który mocno utkwił mi w pamięci, jest szacunek jaki okazują ludzie w czasie spowiedzi. Otóż do pewnego momentu dochodzą do konfesjonału w butach, później – im bliższa jest odległość do niego – zdejmują je i do księdza podchodzą już na boso.
– To rzeczywiście piękne. Dziękuję Ci za rozmowę.