ARTUR STELMASIAK: – Czy Ksiądz miał okazję poznać św. Jana Pawła II?
KS. SŁAWOMIR ABRAMOWSKI: – Pamiętam, jak w 1990 r. razem z katechistami wędrownymi z Drogi Neokatechumenalnej pojechaliśmy do Włoch. Postanowiliśmy pójść na audiencję generalną z Ojcem Świętym. Jak Papież przechodził koło nas, zacząłem krzyczeć, że jesteśmy z Polski i wtedy on się zatrzymał przy naszej grupie słuchając tego, co mówiłem. Dał mi błogosławieństwo przed wstąpieniem do Seminarium Misyjnego Redemptoris Mater. To był dla mnie ważny i czytelny znak. Dobrze pamiętam także ostatnie spotkanie, gdy Papież już był bardzo słaby, ale miał dobry humor i żartował. To było bardzo osobiste spotkanie, które traktuję trochę jako nasze pożegnanie.
– Ksiądz może powiedzieć o sobie, że jest z pokolenia Jana Pawła II.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– I to bardzo... Pamiętam swoje pierwsze Światowe Dni Młodzieży w Santiago de Compostela w 1989 r. W tamtych czasach dla młodego człowieka z Polski wielkim przeżyciem był sam wyjazd do Hiszpanii. Jechaliśmy przez całą Europę naszymi peerelowskimi autokarami, które cały czas się psuły. Ale tamte przeżycia pamiętam doskonale do dziś. Kolejne Światowe Dni Młodzieży były ważnym elementem mojej formacji.
– A jak było w tym roku w Krakowie?
Reklama
– Niestety, ale nie mogłem pojechać. Jeden wikary pojechał tam z polską młodzieżą, drugi z Włochami, a dziadka zostawili na parafii... (śmiech).
– Czy Ksiądz zawsze był taki pobożny?
– Zanim wróciłem do Kościoła, to byłem antyklerykałem. Bardzo źle myślałem o Kościele. Można powiedzieć, że byłem podobny do sporej części dzisiejszej młodzieży.
– To Ksiądz rozumie zbuntowaną młodzież i może być duszpasterzem antyklerykałów?
– Oczywiście, że rozumiem. Sam kiedyś twierdziłem, że Kościół jest skostniałą instytucją, w której większość stołków zajmują toksyczni ludzie. Bardzo źle myślałem także o swoim proboszczu, z którym później zaprzyjaźniłem się.
– Jak Ksiądz odnalazł drogę powrotu do Kościoła?
– Przez ludzi ze wspólnoty neokatechumenalnej, którzy zaprowadzili mnie do Pana Boga.
– Dlaczego Ksiądz po medycynie poszedł do seminarium?
Reklama
– To było bardziej skomplikowane, bo po skończeniu szkoły średniej interesowała mnie tylko ciężka muzyka i wyjazdy na koncerty heavymetalowe. Nie miałem zamiaru iść na studia. Po prostu nie miałem motywacji do nauki, ani jakiś większych życiowych aspiracji. Dopiero jak trafiłem do wspólnoty, to mój brudny i szary świat zaczął nabierać kolorów. Odzyskałem chęć do życia i postanowiłem zmieniać świat na lepsze. Pojawiła się motywacja do nauki i przygotowałem się do egzaminu na medycynę. Później, gdy wstąpiłem do seminarium, chciałem nawet zostawić praktykę lekarską, ale ksiądz rektor powiedział, że potrzeba mojej posługi wśród kleryków. I w ten sposób założyłem poradnię lekarską Redemptoris Mater.
– A kapłaństwo?
– Gdy chwyciłem Pana Boga za nogi, to przede wszystkim chciałem ewangelizować. Odkryłem piękno, którym chciałem podzielić się z innymi. Pamiętam, jak na piątym roku medycyny wyjechałem na misje do Związku Radzieckiego, aby tam głosić zbawcze orędzie.
– Ksiądz nadal ma prawo wykonywania zawodu lekarza?
– Tak, jeszcze mam. Jednak dopiero teraz myślę, żeby wykorzystać swoje pierwsze wykształcenie bardziej na poważnie. Chciałbym swoją wiedzę kapłańską wykorzystać w psychiatrii, bo są takie przestrzenie, gdy te obydwie umiejętności są bardzo przydatne. Chodzi o zjawiska z pogranicza psychiatrii, leczenia uzależnień i opętania. Normalny psychiatra nie jest wstanie rozróżnić prostej schizofrenii od opętania, a ksiądz–lekarz ma pewną łatwość. Chyba nieprzypadkowo jestem księdzem i lekarzem.
– W 2014 r. pracował Ksiądz na misjach w południowym Izraelu, gdy przyszła propozycja tworzenia nowej parafii na Bemowie. Jak Ksiądz zareagował?
Reklama
– Propozycja była kusząca, bo Ksiądz Kardynał chciał, aby ta parafia była otwarta na ludzi w duchu nowej ewangelizacji. Lubię wyzwania, a tu wszystko można budować od podstaw i samodzielnie ustawić duszpasterstwo. Przyznaję, że ta propozycja była dla mnie bardzo nęcąca, ale w Izraelu też czułem się bardzo potrzebny. W tamtym czasie byłem gotów zostawić Izrael, ale tylko po to, aby jechać na misje do Chin, a nie do Polski. Uważałem, że na misjach jestem bardziej potrzebny.
– Kto Księdza przekonał, aby utworzyć misję w Warszawie?
– Św. Jan Paweł II.
– Rozmawiał Ksiądz z Papieżem?
– Podczas modlitwy często z nim rozmawiam, ale nie to miałem na myśli. Gdy tylko usłyszałem, że św. Jan Paweł II będzie patronem parafii, którą mam tworzyć, to już nie mogłem powiedzieć nie, bo jemu się nie odmawia. Papieża utożsamiam z odnową Kościoła i powrotem do apostolskich źródeł. Dzięki temu jako młody i pogubiony człowiek odnalazłem swoje miejsce w Kościele. Później Jan Paweł II pobłogosławił moją drogę do seminarium misyjnego, to także on wymyślił Światowe Dni Młodzieży, na których moje powołanie się uformowało.
– Czyli teraz Ksiądz spłaca dług wobec Jana Pawła II?
– Trochę tak, ale nie wiem czy się wypłacę... (śmiech). Poza tym lubię pracować z pozytywnymi ludźmi, a przecież współpraca ze św. Janem Pawłem II jest bardzo pozytywna i owocna.
– Czy po dwóch latach tej pozytywnej współpracy na Bemowie Ksiądz może powiedzieć, że św. Jan Paweł II pomaga?
– I to bardzo. Jak w 2014 r. dostaliśmy pozwolenie na budowę kaplicy, to był początek grudnia. Budowlańcy łapali się za głowę, że zaraz przyjdą mrozy i beton popęka. Powiedziałem, aby robili swoje, a ja razem z Janem Pawłem II załatwimy kwestię pogody.
Reklama
– I jaka była pogoda?
– Śnieg spadł, gdy pracownicy pojechali do domów na Boże Narodzenie, a gdy wrócili już była pogoda wiosenna. Nie było mrozu przez całą zimę. Z Janem Pawłem II łatwiej idą też wszystkie sprawy formalno-urzędowe.
– A czy św. Jan Paweł II przyciąga ludzi do Kościoła?
– Myślę, że tak, ale prosto nie da się tego policzyć. Jest jednak faktem, że małżeństwa, które przez wiele lat nie mogły doczekać się dziecka, po błogosławieństwie relikwiami św. Jana Pawła II, już są rodzicami. Cuda i łaski zmieniają życie tylko tych, którzy osobiście ich doświadczają, a reszta wspólnoty pozostaje trochę obojętna. Choć Papież jest ważnym patronem dla wszystkich moich parafian, to jednak nie jest tak, że z tego powodu próbują się dostać do kościoła drzwiami i oknami.
– Papież Polak podczas swojego długiego pontyfikatu poświęcił bardzo wiele uwagi ochronie życia poczętego. Teraz odżyła w Polsce dyskusja na ten temat i jest szansa na pełną realizację nauczania św. Jana Pawła II. Co Ksiądz i lekarz na ten temat sądzi?
Reklama
– To nauczanie było obecne od zarania Kościoła, a Jan Paweł II tylko je doprecyzował. Są dane już z II wieku mówiące o tym, że w Rzymie na 100 dzieci rodziło się 80 chłopców i tylko 20 dziewczynek. Narodzone dziewczynki po prostu wyrzucano na śmietnik. Choć teraz zabija się niechciane dzieci głównie poprzez aborcję, to jednak cel i skutki są takie same. Dlatego Kościół od zawsze broni tych, których życie jest zagrożone, a zwłaszcza bezbronnych i najsłabszych. Obecnie w Polsce nie eliminuje się dzieci ze względu na płeć, ale ze względu na podejrzenie niepełnosprawności. Każdy, kto jest za aborcją, powinien pooglądać sobie paraolimpijczyków albo spędzić trochę czasu z dziećmi z zespołem Downa. Widzimy, jak wielką wartością jest ich życie, a przecież takich dzieci na Zachodzie już prawie nie ma, bo one tracą życie przed narodzeniem. Dobre prawo nie powinno oceniać, które życie jest lepsze, a które gorsze.
– Zdaniem Księdza uda się w Polsce całkowicie zakazać aborcji?
– Czasami zastanawiamy się nad tym, czy jak dziś zmienimy prawo na lepsze, to nie przyjdą później tacy, którzy np. dopuszczą aborcję na życzenie. Myślę jednak, że strach nie może nas paraliżować. Jeżeli jest taka możliwość, to trzeba stanąć w obronie najsłabszych. Zawsze bowiem będą ludzie, którzy twierdzą, że życie poczętego dziecka przeszkadza im w realizacji ich osobistych planów. Polska jest przykładem, że zakazy prawne zmieniają ludzką mentalność.
– W tym aspekcie Polska może dać świadectwo światu i pokazać, że u nas nauczanie św. Jana Pawła II traktujemy na poważnie.
– Pamiętam dyskusję o aborcji z lat 90., gdy byłem na studiach medycznych. Większość moich znajomych chodziła do kościoła, ale jednak opowiadali się przeciwko zmianie prawa i zakazowi aborcji. Od tamtego czasu nasze społeczeństwo bardzo się zmieniło i dziś jest wielu niewierzących przeciwników aborcji. Pod tym względem Polska na tle świata jest więc wyjątkowa i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.