KRZYSZTOF KUNERT: – W naszej diecezji jest półtora miliona wiernych świeckich. To olbrzym, który śpi czy olbrzym, który się obudził?
BP ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI: – Rzeczywiście, często używa się określenia „olbrzym”. Niestety, równie często w kontekście „olbrzyma śpiącego”. Może więc lepiej byłoby mówić o olbrzymie w tym znaczeniu, że Pan Bóg ma wielkie zamiary i wielkie plany wobec swojego Kościoła. Odpowiadając na pytanie, powiedziałbym, że świeccy w Kościele to olbrzym „budzący się”.
– Jakie jest miejsce świeckich w Kościele?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Podpowiada nam to sama nazwa „świeccy”. Musimy pamiętać, że z punktu widzenia językowego, wywodzi się od słowa „świat”. Cóż to ma znaczyć? Określa tych, którzy żyją w swoich rodzinach, chodzą z rana do pracy, wyruszają rano do szkoły, są zanurzeni w świecie. Nie w takim sensie, aby świat miał ich zdominować i przemieniać, ale w sensie ewangelicznym, aby stawali się zaczynem. Jednym zdaniem, tacy świeccy są po to, aby świat przemieniać.
– Wśród tak rozumianych świeckich są osoby ze wspólnot czy będące blisko parafii. Jakie jest ich miejsce w Kościele?
Reklama
– Często mówiąc „świeccy”, wyobrażamy sobie owe miliony. Myślę jednak, że bardziej przydadzą nam się kategorie biblijne, choćby taka kategoria jak „reszta Izraela”. Co ono znaczy? Oznacza tych, którzy czuli się bardziej powołani, tych którzy czuli się wezwani do większej wierności w modlitwie i działaniu. Przekładając to na współczesny czas, powiemy tak o osobach i wspólnotach aktywnych, modlących się i działających. Pamiętajmy jednak, że „reszta Izraela” była po to, aby modlić się o przebudzenie całego narodu. Podobnie patrzmy na osoby aktywne w naszych parafiach i wspólnotach.
– Ta reszta jest po to, aby realizować wizje duszpasterzy czy raczej by być podmiotem działań w Kościele?
– Istnieją pewne podstawowe dynamizmy w Kościele wskazywane przez Ojca Świętego, takie jak Rok Miłosierdzia, czy wcześniej Rok Świętego Pawła, Rok Maryjny. O czym one świadczą? O tym, że cały Kościół jako wspólnota ludu Bożego jest zaproszona, aby w danym czasie realizować intuicje płynące ze Stolicy Apostolskiej. Mamy też intuicje płynące np. ze strony episkopatu Polski. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że choć są pewne wskazówki i drogowskazy, które płyną od pasterzy Kościoła, nie oznacza to, że Duch Święty przestaje działać w sercach poszczególnych osób i wspólnot. Tutaj najlepszym przykładem stała się dla mnie inicjatywa Wielkiej Pokuty. Z jednej strony jest zgodna z tematem Roku Miłosierdzia i odnowy Chrztu Świętego, a z drugiej, nie popłynęła ze wskazań odgórnych. Stała się przejawem otwarcia serc inicjatorów, ludzi świeckich.
– Codziennie spotykam się księżmi i świeckimi z naszej diecezji. Część duszpasterzy mówi, że wspólnoty nie bardzo chcą się angażować w działania diecezjalne, że ciągną w swoją stronę. Natomiast członkowie wspólnot twierdzą, że nie są po to , aby robić frekwencję na tych spotkaniach, tylko chcą być traktowani podmiotowo. Jak pogodzić ogień z wodą?
Reklama
– Trzeba nam się uwolnić od myślenia konfrontacyjnego, a podjąć myślenie uczniów, którzy wspólnie idą za Panem Jezusem. Jeśli tak pojmujemy ten wspólny marsz pasterzy i ludzi świeckich, to zaczynamy widzieć nie tyle konfrontację, co potrzebę wzajemnej posługi. Duszpasterz ma posługę Słowa i posługę sakramentalną, a świeccy są do tego powołani, aby odczytywać potrzeby w tym świecie. Podam konkretny przykład. Jakiś czas temu papież Franciszek powiedział, że skoro w obecnym świecie tak bardzo żywy jest problem wymuszonych migracji, czy to zarobkowych czy ze stref wojen, chrześcijanie powinni bardziej o tym myśleć. To był ogólny drogowskaz do zrealizowania według odpowiedzi Ducha Świętego. Niewiele tygodni później usłyszałem od świeckich właśnie, że powinniśmy jakoś odpowiedzieć. I zorganizowali przyjazd i opiekę nad kilkoma rodzinami chrześcijan z Syrii, którzy właśnie uciekli ze sfery wojny. Bracia przyjęli braci i przez bardzo długi czas opiekowali się nimi i dalej się opiekują. To pokazuje wzajemne dopełnianie się drogowskazów płynących z góry oraz wypełnienia ich życiem i treścią przez ludzi świeckich. W takim podejściu nie ma wzajemnego wyszarpywania sobie, kto tu ma grać pierwsze skrzypce, kto tutaj ma grać rolę kierownika, tylko raczej jak nasłuchiwać siebie wzajemnie i jak wypełniać wolę Bożą na dzisiaj.
– Na początku października we Wrocławiu ok. 20 tys. osób na proaborcyjnym „czarnym marszu” atakowało głównie Kościół katolicki. Skromną odpowiedzią była inicjatywa duszpasterstwa Solniczka. Wracam do pytania o sen olbrzyma. Kto powinien go obudzić?
– Tak jak tzw. czarne marsze miały miejsce, tak miały miejsce reakcje na nie w postaci różnych działań środowisk chrześcijańskich. Podkreślam słowo „reakcja”, bo chociaż takie odpowiedzi są potrzebne, to jeszcze bardziej potrzebne są działania, które wypływają z podpowiedzi Ducha Świętego. Być podmiotem, który kreuje rzeczywistość, być podmiotem, który pociąga za sobą innych, na tym powinny polegać nasze główne działania. Dlatego inicjatywa Wielkiej Pokuty, o której wspomniałem, wydaje mi się taka adekwatna i dobra, gdyż ona nie była reakcją na czyny nieprzyjaznych Kościołowi osób, ale reakcją na działanie Ducha Świętego.
– Może świeccy powinni bardziej składać ręce niż zakasać rękawy?
Reklama
– Potrzebne jest jedno i drugie. Jeśli już zastanawiać się nad modlitwą i działaniem to raczej mówmy o proporcjach. Są mianowicie tacy w ludzie Bożym, którzy są powołani do tego, by w ich życiu dominowała modlitwa. Łatwo wyobrazić sobie klasztor Sióstr Benedyktynek powołanych do spędzenia całych godzin w kaplicy na modlitwie. Warto przy tym zastanowić się, czy ręce mają być tylko złożone na modlitwie? Być może także powinny być rozłożone, aby przyjmować Boże dary, aby być otwartym na to, co Pan Bóg podpowie. Ludzie świeccy, oczywiście, nie mają ani czasu ani możliwości ani pewnie powołania, aby modlić się w takim wymiarze. Bardziej charakterystyczne będzie dla nich owo zakasywanie rękawów i branie się do roboty. Byle zawsze z tym jednym uchem nadstawionym na to, co Pan Bóg mówi.
– Młodzi są przyszłością Kościoła. 15 tys. młodych ludzi z całego świata w lipcu bieżącego roku robiło wrażenie?
– Zdecydowanie tak. Wrażenie mocne, piękne i wszyscy byliśmy pod głębokim wrażeniem ich obecności i modlitwy.
– Przywołajmy trochę cyfr. Ponad 10 tys. młodych ludzi na pielgrzymce do Trzebnicy, wcześniej koło 2 tys. na diecezjalnym spotkaniu w ramach Niedzieli Palmowej i podobna ilość we wrześniu na Ślęży. To są dobre liczby, jeśli chodzi o naszą diecezję?
– Odwołam się do przykładu proroka Eliasza, który rozglądając się wokół siebie po kraju musiał powiedzieć: „Panie Boże, opuścili twoje ołtarze, Panie Boże porzucili twoje słowo”. Jaka była reakcja proroka? „Dlatego właśnie rozpaliłem się dla chwały Pana Boga Zastępów”. Te kilka tysięcy osób to jest posługa Eliaszowa. To ci, których jest mniej niż pozostałych, ale to są ci, którzy na naszych oczach rozpalają się dla chwały Pana Boga Zastępów. Dlatego idą na pielgrzymkę, są wolontariuszami ŚDM, bo chcą rozpalić się dla chwały Pana Boga. Właśnie sytuacja odstępstwa czy odchodzenia innych staje się okazją do motywacji i potrzebą rozpalenia wewnętrznego ognia.
Reklama
– Jeżeli jednak te kilka tysięcy ludzi w naszej diecezji zestawimy z 40 tys. uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych uczących się we Wrocławiu, to czy te kilka tysięcy nadal brzmi dobrze?
– Brzmi dobrze, o ile przypomnimy sobie że Duch Święty nie występuje przez rubryki i cyferki, tylko działa przez ogień. Wystarczy mała iskra, aby rozpalić wielki ogień. Nie musi być wielka, nie musi być 10-metrowym płomieniem. Podobnie wystarczy jedna osoba, by zachęcić i rozpalić wielu innych.
– To chciałbym zapytać o ten ogień w duszpasterstwach akademickich. We Wrocławiu należy do nich kilka procent studentów , być może ok. 2-3 tys. Może ten ogień nie bardzo chce się palić?
– To prawda, że powinniśmy również w ten sposób patrzeć na rzeczywistość. Z jednej strony cieszyć się pięknymi duszpasterstwami akademickimi, pięknymi wspólnotami życia małżeńskiego, życia rodzinnego, działania w świecie, które są przecież w naszej diecezji. Z drugiej strony ważne jest to spojrzenie, którego też Pan Jezus udzielał swoim uczniom, kiedy mówił: „Spójrzcie na pola, bo już dojrzały do żniw”. I w ten sposób rozpalał serca Apostołów. Ciekawe, że miało to miejsce po bardzo owocnym i skutecznym dialogu z jedną tylko osobą, z Samarytanką. Pan Jezus pokazał, że rozmowa z jedną Samarytanką ma się stać iskrą, która rozpali wielki ogień. Także takie trzeźwe statystyczne spojrzenie może stać się nie tyle motywem do zniechęcenia, ile do rozpalenia serca. Tym różni się socjologia od teologii. Socjologia opisuje rzeczywistość, jaka jest. Teologia chcę się wczuwać w rzeczywistość Bożymi oczami. Jeśli dostrzegamy wielu ludzi niewierzących, wielu niechrześcijan, socjolog powie: „Takie są proporcje, tak już po prostu jest”. Z kolei chrześcijanin powie: „Mam wokół siebie tylu kandydatów na chrześcijan, tylu kandydatów na człowieka wierzącego”. To dwa różne spojrzenia i to drugie jest bliższe Panu Jezusowi, który przecież powiedział „Nie bój się mała trzódko, wysyłam was jak owce między wilki”.