Każdy mój trening – to oprócz wysiłku fizycznego, jaki wkładam – jest również czasem mojej nieustannej modlitwy – mówi prof. Jan Chmura, wykładowca akademicki wrocławskiej AWF, specjalista fizjologii wysiłku fizycznego, mieszkaniec Strzegomia.
Profesor jest miłośnikiem masowych biegów maratońskich i w nich uczestniczy. To pasja, którą rozwija z powodzeniem od czterech lat. W kraju, pokonując pięć największych maratonów, tj. we Wrocławiu, Dębnie, Krakowie, Warszawie i Poznaniu, zdobył Koronę Maratonów Polski. Następnie powstał projekt przebiegnięcia maratonu na każdym z kontynentów. Dzięki udziałowi w biegach maratońskich na 7 kontynentach skompletował także Koronę Maratonów Ziemi. Był uczestnikiem biegów w Hanowerze, Nowym Jorku, Rio de Janeiro, Johannesburgu, Jerozolimie, Sydney i na Antarktydzie. Wszystkie pomyślnie ukończył, a w pięciu stawał w swojej kategorii wiekowej na podium. Ponadto w Niemczech ustanowił nowy rekord życiowy, osiągając znakomity wynik 3:22:57. Profesor ma 67 lat. Zdrowie mu dopisuje i jak mówi, dzięki tak regularnemu bieganiu nie choruje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czas podwójnie wykorzystany
– Dla mnie modlitwa jest bardzo ważna, a wytrwałości i staranności w niej nauczyli mnie rodzice. Na modlitwę staram się przeznaczać każdą nadarzającą się do tego chwilę. Podczas treningu odrywam od stałych zajęć zawodowych i domowych, dlatego ten czas poświęcam dodatkowo na modlitwę – wyjaśnia.
Maraton w Jerozolimie
Reklama
– Każdy z siedmiu maratonów, w których uczestniczyłem, na swój sposób był wyjątkowy, bo odbywał się w innych warunkach klimatycznych – zauważa. – Od bardzo wysokich temperatur w Afryce, po straszliwy mróz na Antarktydzie. Biegi odbywały się przy wysokiej wilgotności powietrza, np. 90% w Ameryce Południowej – w Rio de Janeiro oraz na różnych wysokościach, np. 1750 m n.p.m. w Afryce – w Johannesburgu. O każdym maratonie można opowiadać godzinami.
– Na maraton w Jerozolimie trafiłem trochę niespodziewanie, ponieważ planowałem wcześniej zdobyć kontynent azjatycki w Tokio – snuje dalej wspomnienia profesor. – I muszę powiedzieć, że był to niebywale mistyczny maraton. Trasa biegła po ścieżkach, którymi chodził przed dwoma tysiącami lat Jezus Chrystus. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej ekscytującego duchowo? Trasa biegnie tuż obok Wieczernika, Golgoty, Grobu Jezusa, Góry Oliwnej, a więc wszystkich miejsc opisanych w Ewangelii i głęboko wpisanych w pamięć każdego katolika. Dodam jeszcze, że podczas tego biegu w Jerozolimie czułem się tak świetnie, jak w żadnym innym maratonie. Na mecie odniosłem wrażenie, że od razu mógłbym śmiało wyruszyć na trasę kolejnego biegu. To Ziemia Święta sama mnie niosła! No i cieszę się przede wszystkim, że zająłem tam 2. miejsce. Przywiozłem stamtąd piękny puchar i medal. Udział w tym maratonie to dla mnie, jako wierzącego człowieka, wielki zaszczyt.
Mój bieg na Antarktydzie
Reklama
– Antarctica Marathon to po Johannesburgu drugi akt dramatu pod tytułem „Korona Maratonów Ziemi”. Do tej pory mam jeszcze wyjątkowo głębokie wspomnienia, mimo że bieg odbył się w marcu ubiegłego roku – opowiada. – W drodze na „spód Ziemi” najpierw dotarłem samolotem do miasta Ushuaia w Argentynie, gdzie znajduje się najdalej wysunięte na południe lotnisko pasażerskie w Ameryce Południowej, a dalej statkiem do wybrzeża Antarktydy, a następnie pontonem na ląd. Ze Strzegomia w kierunku Bieguna Południowego pokonałem 17,5 tys. km. Byłem najstarszy w dwustuosobowej grupie uczestników z całego świata. Po wypłynięciu na pełny ocean spotkaliśmy się z potężnymi falami, słynnymi „ryczącymi czterdziestkami”. Coś nieprawdopodobnego. Nie spodziewałem się, że w miejscu, w którym łączą się dwa Oceany – Atlantycki i Spokojny – występują tak silne, potężne sztormy. Już sama podróż tym statkiem mroziła krew w żyłach. Im bliżej Antarktydy, tym coraz częściej mijaliśmy potężne i przepiękne góry lodowe. Na tym egzotycznym kontynencie witały nas kolonie pingwinów i fok.
Reklama
Jak w każdym maratonie i tu mieliśmy do przebiegnięcia dystans 42 km i 195 m. Dramat, jaki tam przeżyłem, wynikał z tego, że pogoda zmieniała się tam w nieprawdopodobnym tempie. Na starcie temperatura wynosiła około minus dwa stopnie Celsjusza i padał śnieg. Do dziś, gdy zamknę oczy, widzę te przepiękne ogromne płatki śniegu. W połowie dystansu pogoda zaczęła się diametralnie zmieniać. W końcu doszło do tak potężnej burzy śnieżnej z ogromną silą wiatru, w granicach 100-120 km na godzinę. Mimo że starałem się biec, to faktycznie stałem w miejscu. Kilkakrotnie upadłem na ziemię i boleśnie poobijałem się. Ostatnie 7 km modliłem się gorąco do Pana Boga, by pozwolił mi ukończyć ten maraton. Straszliwie trząsłem się z zimna. Wilgotna odzież sportowa sztywniała na mnie. Płyn izotoniczny w bidonie zamarzał. Półtora kilometra przed metą upadłem po raz ostatni. Chwilami traciłem świadomość. Byłem skrajnie wyczerpany. Złapały mnie bardzo bolesne kurcze mięśniowe. Ostatkiem sił podniosłem powiekę. Zobaczyłem mój różaniec, który w trakcie ostatniego upadku rozerwał się i rozsypał. Ten widok wyzwolił we mnie tyle sił duchowych, że pozbierałem resztki różańca i nadludzkim wysiłkiem wstałem. Zrobiłem pierwszy i następny krok, zacząłem w miarę normalnie iść, a następnie biec. Resztkami sił, które wykrzesałem z siebie, dobiegłem do mety. Na mecie tak trząsłem się z zimna, że nie mogłem utrzymać w skostniałych dłoniach kubka z ciepłą herbatą. To był ekstremalnie trudny maraton. Na statku w drodze powrotnej przeliczyłem paciorki zerwanego różańca i mimo że wydawało mi się, że zebrałem je wszystkie, jeden z nich pozostał na Antarktydzie, w miejscu mojego ostatniego upadku. Ten różaniec, oczywiście, wrócił ze mną do Polski. Jest tą pamiątką, która pozwoliła mi przetrwać największy kryzys w moim życiu i szczęśliwie ukończyć ten maraton.
To wszystko pokazuje, że człowiek w ekstremalnie skrajnych warunkach, przy całkowitym wyczerpaniu, siłą ducha może wydobyć jeszcze takie pokłady energii, których nie jest w stanie wyzwolić w codziennym życiu. Moje doświadczenia wskazują, że dopiero połączenie sił ducha i ciała pozwala na pokonywanie największych barier zmęczenia.
Aspekt naukowy
Refleksje związane z maratonami, które przedstawia prof. Chmura, to jedna strona medalu. Drugą, nie mniej istotną, jest aspekt naukowy jego udziałów w biegach maratońskich. Realizuje bowiem na sobie projekt badawczy dotyczący reakcji fizjologicznych organizmu seniora na wysiłek maratoński w różnych warunkach klimatycznych. Podczas tak ekstremalnego wysiłku monitoruje swoje reakcje kardiologiczne i metaboliczne. – Gromadzone od czterech lat wyniki badań stanowią unikatowy materiał do opracowań naukowych i wykładów ze studentami – podsumowuje naukowiec.