Warto zdemaskować absurdalność podstawowych pojęć i postulatów, którymi posługują się zwolennicy zabijania nienarodzonych dzieci, a które przypomnieli nam uczestnicy niedawnych marszów „czarnych parasolek”.
Edukacja seksualna
Reklama
Jednym z koronnych sloganów feministek i innych ideologów zabijania dzieci w fazie prenatalnej jest domaganie się, by wychowanie do życia w rodzinie zastąpić tzw. wiedzą seksualną czy edukacją seksualną. W rzeczywistości „edukatorzy” seksualni nie promują wiedzy o seksualności, lecz tę wiedzę ukrywają. Dla przykładu – nie wspominają ani słowem o bardzo ważnym fakcie, że jedynym stuprocentowo skutecznym sposobem ochrony przed AIDS czy innymi chorobami wenerycznymi są seksualna wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna wierność w małżeństwie. „Edukatorzy” seksualni ukrywają też wiedzę o cyklu płodności pary ludzkiej. Czynią to po to, by młodzi ludzie myśleli, że nie da się odpowiedzialnie planować rodzicielstwa bez antykoncepcji. Równie skrzętnie „edukatorzy” seksualni ukrywają wiedzę o przebiegu ciąży, o potrzebach dziecka w fazie rozwoju prenatalnego czy o zasadach wychowywania dzieci po porodzie. Usiłują wyrobić w wychowankach przekonanie, że przekazywanie życia potomstwu nie wchodzi w grę, bo dziecko to nieszczęście dla rodziców, przed którym należy się „zabezpieczać”. „Edukatorzy” seksualni twierdzą, że sensem współżycia seksualnego nie jest komunikowanie miłości ani odpowiedzialne przekazywanie życia, lecz jedynie doznawanie chwilowej przyjemności, i że w tej dziedzinie nie obowiązują żadne normy moralne. Dążą zatem do tego, by odbiorcy ich wykładów stali się niepłodnymi i niemoralnymi erotomanami. Taka „edukacja” seksualna powoduje obniżanie się wieku inicjacji seksualnej, coraz większą liczbę niechcianych ciąż i aborcji u nieletnich, a także wzrost liczby nastolatków zakażonych chorobami wenerycznymi. W Anglii czy Szwecji, gdzie już dawno wprowadzono ideologiczne pranie mózgów pod płaszczykiem przekazywania „wiedzy” seksualnej, statystyki problemów seksualnych wśród młodocianych są katastrofalne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zdrowie reprodukcyjne
Mówienie o zdrowiu reprodukcyjnym – zamiast o odpowiedzialnym przekazywaniu życia – ma na celu odarcie macierzyństwa i ojcostwa z powagi i wyjątkowości. Powyższe wyrażenie ma sugerować, że chodzi tu o podobnie banalny i pozbawiony aspektu moralnego proces jak rozmnażanie zwierząt hodowlanych. Posługiwanie się terminem „zdrowie reprodukcyjne” to poniżanie rodziców dziecka i zrównywanie ich ze zwierzętami rozpłodowymi. Kobieta nie reprodukuje, lecz wraz z ojcem dziecka przekazuje życie niepowtarzalnemu człowiekowi, a nie zwierzęciu, o którego losie ma prawo decydować hodowca. Mówienie o zdrowiu reprodukcyjnym jest przewrotne również z tego powodu, że pod tym terminem kryje się agresywne promowanie wszelkich możliwych form antykoncepcji, łącznie ze sterylizacją. Chodzi zatem o takie „zdrowie” reprodukcyjne, które w rzeczywistości nie jest zdrowiem, lecz chorobą, gdyż oznacza niszczenie płodności, a niepłodność jest przecież umieszczona na liście chorób WHO.
Dziecko staje się człowiekiem dopiero po urodzeniu
Reklama
To jedno z najbardziej absurdalnych twierdzeń, które są formułowane w XXI wieku. Tego typu twierdzenie jest rażąco sprzeczne z obecnym stanem wiedzy naukowej. W świetle tej wiedzy jest oczywiste, że nie ma innego momentu w rozwoju człowieka, który mógłby sprawić, iż rozwijający się organizm, który na razie nie byłby organizmem człowieka, nagle by się nim stawał. O tym, że człowiek jest człowiekiem także w fazie prenatalnej, niezbicie świadczą nie tylko medycyna prenatalna, która potrafi leczyć dzieci już na tym etapie rozwoju, lecz także psychologia prenatalna. To najbardziej dynamicznie rozwijająca się gałąź psychologii w XXI wieku. Psychologia prenatalna dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że istnieje ciągłość rozwoju psychospołecznego przed urodzeniem się dziecka i po nim. Gdyby dziecko w okresie prenatalnym nie było jeszcze człowiekiem, to matka, która odczytałaby niepokojące znaki, że coś złego dzieje się z płodem w jej wnętrzu, nie mogłaby iść na badania prenatalne do lekarza, lecz musiałaby iść do weterynarza. Lekarze nie mają przecież prawa badać ani leczyć czegoś, co nie jest człowiekiem. W Stanach Zjednoczonych zalegalizowana jest aborcja przez poród. Tam nie próbuje się już nawet sprawiać wrażenia, że aborcja to coś innego niż zabijanie człowieka.
Poczęte dziecko to zlepek komórek
Za tego typu twierdzenie już uczeń szkoły podstawowej dostałby pałę. W biologii w ogóle nie istnieje i nie może istnieć tego typu pojęcie. Organizmy żywe w żadnej fazie rozwoju nie są bowiem zlepkiem komórek, lecz właśnie organizmem, czyli zorganizowaną całością. Dziecko od poczęcia ma już pełną strukturę chromosomalną, a także zapisane w swoim DNA wszystkie cechy, które będą się pojawiać w kolejnych fazach rozwoju, łącznie z określeniem np. wzrostu, koloru oczu i włosów.
Kobieta ma prawo decydować, czy chce być matką
To oczywiste, że nie wolno nikogo zmuszać do bycia rodzicem – ani kobiet, ani mężczyzn. Równie jednak oczywiste jest to, że korzystanie z tego prawa z samej definicji możliwe jest dopóty, dopóki kobieta jeszcze nie jest matką. Gdy doszło do poczęcia dziecka, czyli gdy kobieta stała się już matką, nie ma już ona możliwości, by decydować, czy chce być matką, czy też nie. Nic nie może bowiem zmienić faktu, że matką już jest. Ma ona natomiast zupełnie inny wybór: czy chce być matką, która chroni swoje dziecko, czy też matką, która własne dziecko skazuje na śmierć. Z chwilą pojawienia się dziecka w jej organizmie staje zatem przed decyzją o tym, czy chce być matką dziecka żywego, czy też matką dziecka zabitego. A to zupełnie inny wybór niż decyzja o tym, czy chce się stać matką.
Mój brzuch – moja sprawa
Reklama
To kolejny absurd, który już w szkole podstawowej oznaczałby dyskwalifikację ucznia za brak elementarnej wiedzy z zakresu biologii. Dziecko nie jest bowiem częścią brzucha swojej matki, lecz oddzielnym organizmem, który przez pierwsze miesiące życia rozwija się w jej wnętrzu. Gdyby nie był to oddzielny organizm, lecz rzeczywiście część brzucha kobiety, to kobieta w ciąży miałaby dwie głowy, dwa serca, cztery płuca, cztery ręce, cztery nogi itd. Dziecko rozwijające się w organizmie kobiety stanowi odrębny organizm. Gdy osiągnie szósty miesiąc życia, może być uratowane przez lekarzy nawet wtedy, gdy na skutek choroby czy innej przyczyny umiera jego matka. Jej brzuch umiera wtedy razem z nią, jednak jej dziecko ma szansę przeżyć.
Aborcja to prawo kobiety
Unia Europejska zakazuje kary śmierci dla morderców, a dopuszcza karę śmierci dla niewinnych dzieci. Zabijanie drugiego człowieka jest morderstwem, a morderstwa żadne praworządne państwo nie może uznać za prawo człowieka. Ponadto twierdzenie, że aborcja to prawo kobiety, ukrywa fakt, że kobieta nie zachodzi w ciążę sama. Z chwilą, gdy współżyje z mężczyzną, daje mu prawo do bycia ojcem jej dziecka. Dopóki ów ojciec nie zostanie przez sąd pozbawiony praw rodzicielskich, ma prawo do obrony swojego dziecka nawet wbrew matce tegoż dziecka. W polskim prawie nikt nie może sprzedać kawałka ziemi bez zgody współwłaściciela danej działki. Jakże można zatem legalizować decydowanie o losie dziecka przez jedno tylko z rodziców, z pominięciem drugiego? Mówienie, że aborcja to prawo kobiety, jest ewidentnym przejawem dyskryminowania ojców, czyli pozbawiania ich praw rodzicielskich bez wyroku sądowego.
Życie dziecka ważniejsze niż życie kobiety
Reklama
To zwolennicy aborcji usiłują wmówić, że przeciwnicy zabijania dzieci niżej stawiają życie matki niż życie dziecka. W rzeczywistości jest to kłamstwo na usługach lobby aborcyjnego. W żadnym państwie nie istnieje takie ustawodawstwo, które zakazywałoby leczyć chorą matkę dlatego, że może to zaszkodzić zdrowiu jej poczętego dziecka. Nikt też takiego prawa nie postuluje w Polsce. Fakt, że podziwiamy matki, które bronią życia dziecka nawet kosztem własnego zdrowia czy życia – to oczywiste, jak oczywisty jest podziw dla o. Kolbego, który wyżej postawił życie pewnego męża i ojca niż swoje własne. Nikt jednak z przeciwników aborcji nie zmusza kobiet do takiego heroizmu.
Więzienie za poronienie
To kolejny absurd, którym straszą zwolennicy aborcji. Poronienie jest procesem samoczynnym, a nie efektem świadomego i dobrowolnego działania. Żadne prawo nie ukarze kogoś za działania niezależne od jego woli. Karanie za samoistne poronienie dziecka nie wchodzi w grę, podobnie jak nie wchodzi w grę karanie kogoś za niepłodność. Zupełnie natomiast czymś innym byłoby świadome podejmowanie takich działań, które prowadzą do wyrządzania poważnej krzywdy poczętemu dziecku, do prowokowania poronienia włącznie. Takie działania byłyby formą przestępstwa, które podlega odpowiedzialności karnej.
Zakaz badań prenatalnych
Nikt z obrońców życia nie postuluje zakazu badań prenatalnych! Zakaz zabijania dzieci nienarodzonych nie jest w żaden sposób zależny od tego, czy ktoś przeprowadza badania prenatalne, czy też nie. Takie badania – jak każde badania – są cenne, gdyż wczesne wykrycie chorób u poczętych dzieci stwarza szansę na ich leczenie. Obecnie można już operować dzieci we wnętrzu matki. Chodzi natomiast o to, by nie wykorzystywać badań prenatalnych w patologiczny sposób, czyli po to, by dokonywać eutanazji dzieci chorych zamiast po to, by je leczyć.
Klauzula sumienia – lekarz nie ma prawa ingerować w decyzje kobiety
Korzystanie z klauzuli sumienia nie jest ingerowaniem w życiowe wybory czy decyzje kobiety. Jest jedynie wyrazem wierności powołaniu lekarza. Jest też elementarnym prawem każdego obywatela do respektowania własnego sumienia. Kobieta, która chce zabić swoje dziecko, nie ma prawa wymagać, by pomagał jej w tym lekarz. Zadaniem lekarzy jest bowiem ratowanie życia, a nie zabijanie. Specjaliści od zabijania to zupełnie inna kategoria ludzi. Podobnie odmowa przepisywania tabletki „dzień po” nie jest przejawem ingerowania w decyzje kobiety, lecz respektowaniem standardów medycznych. Żaden kierujący się sumieniem i wiedzą medyczną lekarz nie będzie przepisywał kobiecie substancji, które nie są lekiem, lecz szkodzą, gdyż są dawką zbędnych dla organizmu hormonów. Współżycie seksualne czy poczęcie dziecka nie jest chorobą. Nie sprawia, że kobieta staje się pacjentką i że w takiej sytuacji potrzebuje pomocy lekarza. Jeśli ma ona obawy co do przyjęcia potomstwa, to może zgłosić się o pomoc do psychologów, duchownych czy odpowiednich instytucji. Ma też prawo po porodzie oddać dziecko do adopcji. Nie może natomiast wymagać od lekarza, by ten przestał być lekarzem, czyli by płodność traktował jak chorobę czy stał się wspólnikiem w zabiciu niewinnego człowieka.