Reklama

Wiadomości

Świeczkę palili Panu Bogu, diabłu oddawali ogarek

Z Błażejem Torańskim – dziennikarzem, autorem m.in. wydanej ostatnio książki „Knebel. Cenzura w PRL-u” – rozmawia Lidia Dudkiewicz

Niedziela Ogólnopolska 22/2017, str. 38-39

Cristina bernazzani/Fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

LIDIA DUDKIEWICZ: – Jaki charakter miała cenzura przed wojną i po wojnie? A może dzisiaj także możemy się doszukać jej przejawów? Do kiedy oficjalnie działała cenzura?

Reklama

BŁAŻEJ TORAŃSKI: – W II Rzeczypospolitej konstytucja z 1921 r. gwarantowała wolność słowa i prasy, wykluczała cenzurę. Taka była litera prawa, co nie znaczy, że władza zrezygnowała z restrykcji w stosunku do wydawców, redaktorów i autorów treści antypaństwowych, anarchistycznych, szerzących propagandę komunistyczną, podważających sens istnienia niepodległej Polski, naruszających ład społeczny czy dobre obyczaje. Po przewrocie majowym ograniczenia wolności prasy opozycyjnej były większe. Konfiskowano gazety i czasopisma, ulotki, plakaty, a nawet klepsydry, jeśli ich treść uderzała w politykę państwa. To była cenzura represyjna, polegająca na wycofaniu opublikowanych już materiałów z obiegu wydawniczego. Zdarzały się też napady na redakcje i drukarnie, demolowanie ich, a nawet pobicia dziennikarzy. W Berezie Kartuskiej na 18 miesięcy osadzono Stanisława Cata-Mackiewicza, wuja Kazimierza Orłosia, jednego z bohaterów mojej książki. Mimo wszystko w II Rzeczypospolitej dominował szeroki pluralizm – wielość niezależnych środowisk opiniotwórczych, gazet i czasopism o wszelkich odcieniach politycznych.
W PRL-u cenzura była prewencyjna. Nic nie mogło ujrzeć światła dziennego i być rozpowszechnione bez jej zgody, podwójnego stempla. Była wszechobecna i niemal tajna, a miliony Polaków nie miały pojęcia, jak głęboko wnika w rzeczywistość. Cenzurowano wszystko: od gazet i książek, przez filmy, spektakle, kabarety, po obrazy olejne i grafiki, nekrologi, korespondencję przychodzącą z zagranicy, mapy, utwory muzyczne, a nawet instrukcje obsługi maszyn i etykiety na słoikach z dżemem. Instytucja cenzury istniała w Polsce od 1944 do 1990 r. Odgrywała ona – jak mówi Tomasz Strzyżewski, człowiek, który zdemaskował komunistyczną cenzurę – rolę komórki kontroli jakości w fabryce kłamstwa tworzonej przez media. PRL-owska cenzura była niczym wielogłowa hydra lernejska. Występowała na wielu poziomach, ale głównie w głowach autorów (autocenzura), w wydawnictwach i redakcjach.

– Czy komunistyczni cenzorzy byli „wierzący”? To znaczy – czy z przekonania wykonywali swe obowiązki, czy może traktowali je jako sposób zarabiania na życie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Do pracy w cenzurze szli przeważnie ludzie cyniczni, koniunkturaliści. Dla przywilejów, mieszkań, talonów na samochody, dla pieniędzy. Za Bieruta i Gomułki wywodzili się z awansu społecznego, wierzyli w marksizm, przeważnie byli robotnikami z wyrobioną świadomością klasową, zdarzało się, że zasiadali za biurkiem prosto z budowy. W czasach stalinowskich nie mieli większych kwalifikacji umysłowych. W 1949 r. kierownik Głównego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk z Katowic żalił się: „Aparat nasz jest słaby”. „Cenzor musi doskonale orientować się w sytuacji politycznej kraju, jak i międzynarodowej (...). A tymczasem kogo my mamy? Tych, którzy łaskawie chcą do nas przyjść, a przychodzą głupi”.
Za Gierka mieli już przeważnie wyższe wykształcenie. Byli humanistami: polonistami, historykami, filozofami. Jan Krzysztof Kelus, odznaczony niedawno przez Prezydenta RP Orderem Orła Białego, napisał piosenkę „Pytania, których nie zadam”: „Powiedz, co robi naprawdę filozof w cenzurze?/ Życie jest, bracie, życie,/ a tam – czysta nie czysta/ zamiast cztery osiemset na rękę osiem czterysta”. Byli kastą wybraną i bezkarną. Jeśli popełniali przestępstwa, np. prowadzili po pijanemu auto, uchodziło im to na sucho. Legitymacja chroniła ich przed odpowiedzialnością, jak dzisiaj immunitet poselski.

– Jak informacje o cenzurze w PRL-u przedostawały się na Zachód? Czy wśród cenzorów byli ludzie zbuntowani, wewnętrzni „zdrajcy”?

– Tajemnice komunistycznej cenzury ujawnił Tomasz Strzyżewski. Przez 18 miesięcy pracował w krakowskiej delegaturze cenzury. W drukarni prasowej konspiracyjnie przepisywał Księgę zaleceń i zapisów cenzorskich. Nikogo nie wtajemniczał w swe plany. Notatki ukrywał w domu, w szafie na ubrania, w skrytce za dyktą. W marcu 1977 r. wsiadł na prom ze Świnoujścia do Ystad. Dokumenty ukrył pod koszulą, marynarką i płaszczem. Niczym James Bond przemycił je do Szwecji, gdzie zaczął udzielać wywiadów. Z łamów polonijnych „Wiadomości Polskich”, szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter”, francuskiego wydania „Reader’s Digest”, ale przede wszystkim z wywiadów w Radiu Wolna Europa (od marca 1978 r.) świat dowiadywał się o zbrodniach, jakich dokonywali polscy cenzorzy na słowie, obrazie i dźwięku. Nie znam innego „antycenzora” poza Tomaszem Strzyżewskim. Jego historia nadaje się na scenariusz filmu sensacyjnego. Ryzykował życiem i w wolnej Polsce powinien dostać Order Orła Białego.

– Czy zna Pan jakieś zabawne anegdoty związane z cenzurą?

Reklama

– Najzabawniejsze historie zdarzały się w latach 50. ubiegłego wieku Jeden z cenzorów zażądał od wydawcy z Częstochowy praw autorskich do dzieł św. Tomasza z Akwinu. Inny nie dopuścił do druku wiersza Mikołaja Reja, bo nie zrozumiał staropolszczyzny. Uznał, że nie jest to język polski. Ale za Gierka nie brakowało równie groteskowych sytuacji. W połowie lat 70. cenzor wstrzymał druk książki naukowej prof. Stanisława Byliny, byłego dyrektora Instytutu Historii PAN, o ruchach heretyckich w średniowieczu, o paleniu czarownic na stosach, bo skojarzyły mu się z procesami prześladowanych robotników i KOR-em. Analogii z rzeczywistością społeczno-polityczną cenzorzy dopatrywali się także w książkach o zwyczajach ludów afrykańskich czy o prehistorycznych gadach, jakby to były alegorie systemu totalitarnego na miarę „Folwarku zwierzęcego” Orwella.
Jan Pietrzak opowiadał mi, jak przepychał się z cenzorami nawet na słowa. Kiedy w Rzeszowskiem panowały zaraza i pomór krów, cenzura zdjęła mu tekst o czarnej krowie w kropki bordo, która kręci mordą. Pietrzak nie znał przyczyny tej ingerencji i zrobił cenzorowi awanturę: „Proszę pana, co to za bzdury? Co pan, krowy nie widział? O co chodzi?” – pytał. W odpowiedzi słyszał tylko: „Nie wolno, nie wolno”. Stefan Kisielewski z kolei – któremu cenzura zniszczyła niemal 90 proc. twórczości – był tak załamany, że postanowił dla „Tygodnika Powszechnego” napisać felieton obojętny politycznie, aby mu tylko wydrukowali. Opisał swój spacer po lesie. Cenzor zabronił publikacji. Odczytał to jako wezwanie do walki partyzanckiej! Nic dziwnego, że „Kisiel” nazywał rządy cenzorów dyktaturą ciemniaków.

– Do jakich sztuczek uciekali się redaktorzy, by wywieść w pole cenzorów?

Reklama

– Twórcy na różne sposoby próbowali wykiwać cenzurę. Marcin Wolski twierdzi, że w urzędzie cenzury istniały pewne reguły gry i dawało się jakoś to rozgrywać. Zapewnia, że udawało mu się przepychać kolejne programy, ale trzeba było mieć cenzora życzliwego, nie wroga. Dlatego starał się z nimi zaprzyjaźnić. Z jednym chodził nawet na wódkę i dwa razy u niego nocował. Cenzor ten ciągle podkreślał, że ma żonę i dzieci, więc trzeba było wynegocjować z nim taki kompromis, przy którym mógł udawać idiotę. Kogoś, kto nie zrozumiał aluzji i metafory. Tak opowiadał mi Wolski, ale ja w jego wizję cenzury nie wierzę. To nie był doskonały system, jak w Związku Sowieckim, ale dosyć szczelny. Mam dowody na to, że to nie twórcy robili w konia cenzorów, tylko odwrotnie. Tak było z obecnym profesorem warszawskiej ASP Lechem Majewskim. Zaprojektował on okładkę do płyty Tadeusza Nalepy „Sen szaleńca”. Wymyślił rozchylone na kształt litery V (symbolu zwycięstwa nad „komuną”) stopy leżącego bluesmana. Między palcami jednej z nich płonęła kartka na mięso, symbol stanu wojennego. Cenzura zabroniła druku okładki, więc Majewski zwinął karton i poszedł z Nalepą na Mysią 3, do dyrektora Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Przyjął go zastępca, Witold Gawdzik, z wykształcenia nauczyciel, autor słynnej „Ortografii na wesoło i na serio”, podpisywanej pseudonimem Profesor Przecinek. Majewski szczęśliwy wrócił do dyrektora Polskich Nagrań, ale ten, ku jego zaskoczeniu, powiedział: „Ja tego nie wydam. Dali wam zgodę na druk, ale nie na rozpowszechnianie”. Tak „na wesoło” cenzor wykiwał artystów.

– Czy w dzisiejszych czasach zdarzają się spektakularne przeprosiny ze strony ludzi dawnego reżymu?

– Przeprosiny? Cenzorzy nigdy nie ponieśli konsekwencji za zbrodnie, jakich dokonywali na słowie, obrazie czy dźwięku. Mieszkają w Polsce albo na emigracji i szczęśliwie dożywają ostatnich lat, jak byli naziści w Ameryce Południowej. Gdy pisałem książkę „Knebel. Cenzura w PRL-u”, najtrudniej było mi dotrzeć właśnie do byłych cenzorów. Nie chcieli rozmawiać. Zasłaniali się brakiem pamięci. Niektórzy byli bezczelni, jak Andrzej Hampel, w stanie wojennym sekretarz propagandy KW PZPR w Łodzi, działacz PRON i redaktor naczelny komunistycznego „Głosu Robotniczego”, a także łódzkiej telewizji. Przed laty wyemigrował do Szwecji. Kiedy zadałem mu drogą mejlową kilka pytań, w odpowiedzi odesłał mnie do gminy żydowskiej i napisał, że g... kogokolwiek obchodzi, co w życiu robił. Niektórzy byli cenzorzy nadal mają wpływ na politykę medialną w Polsce, co jest skandalem! Mój znajomy, dziennikarz z Łodzi – przez lata nie wiedziałem, że był cenzorem – pracuje w Biurze Prasowym Urzędu Marszałkowskiego.

– Jak zachowują się pracownicy dawnej cenzury w rozmowie na temat np. wolności słowa w dzisiejszych czasach?

– Nie chcą o tym rozmawiać. Mam tylko naiwną nadzieję, że z powodu wstydu za zbrodnie, których dokonali.

Reklama

– Na koniec proszę o kilka słów na temat cenzury stanowiącej knebel dla „Niedzieli”. Przeprowadził Pan przecież wywiady i z redaktorem, i z cenzorem „Niedzieli”.

– Zapoznałem się z dokumentacją ingerencji cenzorskich, którą ks. Ireneusz Skubiś przechowuje w czterech pękatych teczkach. To jest materiał porażający, anatomia zbrodni. Po 1981 r., kiedy władze komunistyczne po 28 latach (sic!) ponownie zgodziły się na wydawanie „Niedzieli”, tygodnik miał permanentne kłopoty z cenzurą. W opolskiej delegaturze Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk wycinano całe artykuły, akapity, zdania. Ks. Skubiś kieruje się chrześcijańskim miłosierdziem i powiada, że cenzorzy „nie byli tacy źli”, ale „służyli wiernie reżimowi kłamstwa”. Ja nie mam wątpliwości, że byli oni zbudowani z bardzo lichego materiału, typowo rozdwojeni „homo sovieticus”. Potajemnie chrzcili dzieci – zapalali świeczkę Panu Bogu, ale służąc królestwu kłamstwa, diabłu przeznaczali ogarek.

* * *

Błażej Torański
Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego, przy którym działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Dziennikarz, publicysta, autor książek. Pracował m.in. we „Wprost”, w „Prawie i Życiu”, w „Rzeczpospolitej”. Obecnie związany z tygodnikiem „Do Rzeczy”. Stale publikuje na portalu sdp.pl, w „Forum Dziennikarzy”. Pasjonują go literatura i wędrówki po świecie, zabytki i galerie malarstwa.

2017-05-24 09:58

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Radość z obecności Boga

2024-12-10 12:35

Niedziela Ogólnopolska 50/2024, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Adobe Stock

To już trzecia niedziela Adwentu. Liturgia codziennych czytań będzie nas teraz wprowadzać bezpośrednio w czas świąt Narodzenia Pańskiego. Wszystko dokoła przypomina nam o świętach, ale niekoniecznie o Bożym Narodzeniu. Przygotowujemy dekoracje, stroimy domy, szykujemy potrawy świąteczne – ale co z Solenizantem, którego urodziny tuż-tuż? Codzienne Roraty, w których być może uczestniczymy, przygotowują nas na to wyjątkowe wyczekiwanie: najpierw na powtórne przyjście Chrystusa, a teraz także na święta Bożego Narodzenia. Dzisiejsze czytania i liturgia, a właściwie cała niedziela uwrażliwiają nas na potrzebę radości. Radości nie wymuszonej, ale płynącej z głębi naszego serca. Radości uobecniającej przychodzącego i jednocześnie będącego wśród nas Pana. Boga, który napełnia nas swoim miłosierdziem, płynącym z przebaczenia grzechów, co pozwala nam jednocześnie odnieść triumf nad naszym nieprzyjacielem, którym jest szatan. Radość płynie z obecności Boga i naszego dzięki Niemu zwycięstwa. Radość ta zabiera lęk i strach. Człowiek radosny w Panu nie ma w sobie niepewności. Bóg napełnia jego serce pokojem. Taki człowiek z podniesionym czołem staje do duchowej walki, wiedząc, Kto za nim stoi. Walka ta nie jest mozołem czy jakimkolwiek utrudzeniem. Do tego zmagania stajemy z radością, a nawet – jak pisze prorok Sofoniasz – z weselem. Bóg mnie kocha. To nie jest pusty slogan, ale rzeczywistość każdego dnia, zwłaszcza czasu adwentowego, pełnego pokoju i wyczekiwania. Wyczekiwania w miłości i na Miłość. Z sercem otwartym i radosnym. „Każdy święty chodzi uśmiechnięty” – to nie jest gołosłowny tekst dziecięcego zespołu religijnego, ale to uzewnętrznienie Boga w moim sercu. Boża radość ma rozpierać nie tylko mój umysł czy moje serce, ale całego mnie, także w wymiarze cielesnym. Nasze przebywanie wśród bliźnich musi promieniować obecnością Chrystusa. Do radości, o której czytamy w dzisiejszych pierwszym i drugim czytaniu, św. Paweł dodaje jeszcze „wyrozumiałą łagodność”. Nasze „promieniowanie Chrystusem” ma i tę cechę. Idziemy w obecności Boga Miłosierdzia, doświadczywszy łaski przebaczenia przez sakrament pokuty i pojednania, i czynimy podobnie. Święty Paweł zapewnia nas, że gdy będziemy mieli takie usposobienie, Chrystus będzie strzegł naszego serca i umysłu, by zapanował w nas jakże upragniony pokój. Pokój, o którym śpiewają aniołowie w grocie betlejemskiej i który przynosi przerażonym Apostołom w Wieczerniku Chrystus Zmartwychwstały.
CZYTAJ DALEJ

Papież zaprosił bezdomnych na cappuccino i rogalika

Papież zaprosił bezdomnych do swego domu na cappuccino i rogalika. Spotkanie miało miejsce dziś rano, przed podróżą na Korsykę. Bezdomnych przyprowadził kard. Konrad Krajewski „To jest właśnie Niedziela Radości, którą obchodzimy dziś w Kościele” – powiedział serwisowi Vatican News kard. Krajewski.

„Ubodzy i bezdomni przed wyjazdem w podróże apostolskie żegnają Ojca Świętego. Tak jest od 12 lat. Dziś o 6.30 byli to nasi przyjaciele spod kolumnady Placu św. Piotra, którzy tam śpią ze swego wyboru, ponieważ nie chcą iść do noclegowni. Zostali zaproszeni do Domu Papieża. Ojciec Święty z każdym porozmawiał przez chwilę i zaprosił ich na dobre cappuccino papieskie i rogaliki, które Ojciec Święty im ofiarował z radością” – zrelacjonował spotkanie dla Vatican News kard. Krajewski.
CZYTAJ DALEJ

Archidiecezja katowicka ma nowego administratora

2024-12-16 10:26

[ TEMATY ]

archidiecezja katowicka

Ojciec Święty

administrator

bp Marek Szkudło

Biuro Prasowe Archidiecezji Katowickiej

Bp Marek Szkudło

Bp Marek Szkudło

W poniedziałek 16 grudnia kolegium konsultorów wybrało bp. Marka Szkudło administratorem archidiecezji katowickiej. Urząd będzie pełnił do czasu kanonicznego objęcia archidiecezji przez nowego arcybiskupa katowickiego, którego mianuje Ojciec Święty.

Biskup Marek Szkudło przyjął sakrę biskupią w 2015 roku. W latach 1994-2012 pełnił urząd proboszcza parafii NMP Matki Kościoła w Jastrzębiu-Zdroju, a następnie, od 2012 do 2015 był wikariuszem biskupim ds. stałej formacji kapłanów w archidiecezji katowickiej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję