Proszę wybaczyć, ale tym razem będzie nieco o polityce. W kontekście ostatnich wydarzeń w parlamencie warto zadać sobie najbardziej proste, podstawowe pytanie: Czy w Polsce o sprawach ważnych decydują Polacy? Czyż można zadać bardziej banalne pytanie? Toć kto ma decydować o Polsce jak nie właśnie Polacy?! Zastanówmy się nad tym jednak głębiej. Jeszcze niedawno przecież polski minister spraw zagranicznych pan Radosław Sikorski ze wstrętem mówił, że „robimy Amerykanom łaskę” i wzywał Niemcy do bardziej aktywnego przywództwa w Europie. Nie kto inny jak przecież polski premier Donald Tusk niemalże w biegu porzucił stanowisko polskiego premiera, aby dostać urzędniczy stołek w Brukseli. Czy takie fakty świadczą o tym, że w Polsce rządzili Polacy?
Dziś jeszcze wielu prominentnych polityków lamentuje nad tym, że kierowanie do Polaków pieniędzy (program „Rodzina 500+”) jest działaniem niezgodnym z interesem państwa. Jakiego państwa? Można przecież zrobić prosty rachunek i zauważyć, że w czasie ośmioletniego okresu rządów koalicji PO-PSL budżet państwa ledwo dyszał, na nic nie starczało pieniędzy, a „500+” przecież nie funkcjonowało. Teraz budżet państwa miewa się o wiele lepiej, pieniądze szeroką strugą płyną do najbiedniejszych. Czyżbyśmy stali się świadkami gospodarczego cudu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
A może wyjaśnienie tego fenomenu jest o wiele mniej skomplikowane i nie potrzeba do wytłumaczenia tego faktu zjawisk nadprzyrodzonych. Po prostu okazało się, że ograniczenie zjawiska korupcji, szarej strefy i niekontrolowanego wypływu pieniędzy z kraju powoduje, iż polska gospodarka odżywa. Mówiąc najprościej, to właśnie skala programu „Rodzina 500+” i zmniejszenie deficytu budżetowego pokazują, jak wielka była skala złodziejstwa w Polsce. Jak bardzo Polskę okradali obcy. Przecież rząd PiS nie wprowadził żadnych radykalnych zmian w naszej ekonomii – ot po prostu wziął się za przestępstwa gospodarcze i strach padł na rozbestwionych malwersantów wspólnego mienia. Szkoda, że system „500+” nie został domknięty w postaci uruchomienia projektu zbudowania wielkiej polskiej sieci tanich sklepów, które mogłyby konkurować z sieciami niemieckimi, francuskimi i portugalskimi.
Wobec takich działań rządu rośnie bezwzględna opozycja. Nie mogąc zyskać poklasku ulicy, nie mogąc zorganizować wielotysięcznych manifestacji sprzeciwu, szukają poparcia na zewnątrz. Skarżą na Polskę, gdzie tylko mogą. Sprowadzają na pomoc pana Timmermansa. Czy zatem ci politycy reprezentują polskie poglądy?
„Gazeta Wyborcza” i sieć przychylnych jej komentatorów zagranicznych szczują na nowe polskie władze, gdzie tylko mogą. Mobilizują hufce zagranicznych polityków i gdy tylko którykolwiek z nich zechce wystąpić przeciwko dzisiejszej Polsce, to natychmiast jest nagradzany przez środowisko Adama Michnika. Czy zatem największy polski dziennik opinii jest polską gazetą? Czy wyraża polskie poglądy?
W Brukseli pani komisarz Bieńkowska zapowiada działania przeciwko polskim władzom. Ta pani była ministrem w polskim rządzie. Czy reprezentuje dziś polskie interesy?
Polscy celebryci, aktorzy, piosenkarze... korzystając ze swoich rozpoznawalnych wizerunków, nawołują do rewolty, a jednocześnie głośno wołają o wprowadzenie przeciwko Polsce sankcji gospodarczych. Czy zatem ludzie ci należą do polskiej elity, do grona opiniotwórczych gwiazd, które chcą, aby Polska była niepodległa i dobrze się rozwijała?
Reklama
Nie twierdzę, że Prawo i Sprawiedliwość ma monopol na reprezentowanie polskiego społeczeństwa, ale proszę wymienić działania, inicjatywy nowych władz, które stałyby w jaskrawej sprzeczności z polskim interesem narodowym.
Czy pisanie o polskim nędznym, ciemnym ludzie, za który właściwie należałoby się wstydzić, jest działaniem na rzecz Polski? Czy oskarżanie Polaków o współudział w zbrodni Holokaustu to działanie polskie, służące naszemu krajowi? A przecież takie właśnie lektury były lansowane i nagradzane w czasie ostatnich dwudziestu lat. Czy wykreślanie z katalogu szkolnych lektur dzieł Henryka Sienkiewicza, Adama Mickiewicza lub Juliusza Słowackiego jest działaniem budującym polską tożsamość?
Ktoś może się zżymać, że zadaję retoryczne pytania, na które wszyscy znamy jednoznaczne odpowiedzi. Owszem, ale warto uświadomić sobie, że myślenie o Polsce jako o ubogiej krewnej Europy dominuje w wielu środowiskach. Absurdalność tych niewolniczych kompleksów doszła już do takich rozmiarów, że każdy przejaw samodzielnego myślenia, każde żądanie, aby Polska zdobyła się na własną politykę w różnych dziedzinach – przez ostatnie dwudziestolecie – były wypalane gorącym żelazem zmasowanego ataku mediów, drwiną i szyderstwem. Chciano nam wmówić, że nie tylko nie potrafimy się rządzić sami, ale też że nie jesteśmy w stanie – jako naród – wymyślić niczego pożytecznego i wszelkie wzorce musimy kopiować z zagranicy.
Reklama
Przestaliśmy mieć media, których właścicielem byłby polski kapitał, powiedziano nam bowiem, że tylko tak możemy zbudować normalne państwo. Przestaliśmy mieć polskie banki, polskie stocznie doprowadzono do upadku, a ich majątek rozdano każdemu, kto chciał zapłacić za niego choćby złamany grosz. Dziś rząd stara się odbudować polski sektor finansów, kreuje działania, które mogą przywrócić do życia stocznie w Szczecinie i w Gdańsku, rozbudowuje możliwość niezależnego od Rosji importu gazu. I za to urządza mu się w polskim parlamencie pręgierz.
Świadomie, przez chuligańskie i knajackie zachowania, niszczy się powagę parlamentu. Na ulice wyciąga się ludzi pod pretekstem obrony demokracji, tak jakby ta swoiście pojmowana demokracja była istotniejsza niż odbudowywanie podstaw istnienia polskiego państwa.
Kiedy polska armia stara się być poważnym członkiem sojuszu NATO, kiedy rozbudowuje się jej potencjał, to w nagrodę ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza publicznie oskarża się o to, że jest... rosyjskim agentem. Tak, tak... jest taki autor „Gazety Wyborczej” i „Polityki”, który takie oskarżenia sformułował i jest obecnie intensywnie lansowany przez niemieckie media w Polsce. Media publiczne, w których wreszcie zaczęły się pokazywać treści bliskie wielu Polakom, natychmiast zostały okrzyknięte – przez mainstream – tubami propagandowymi. Przywracanie Polsce prawdziwej historii, nakłanianie do myślenia po polsku oceniane są jako „propaganda PiS”.
Opozycja nawet się nie spostrzegła, jak każde działanie, które bliskie jest zwykłym Polakom, zaczęła tępić i nazywać PiS-owskim. Tym sposobem coraz jaśniej klaruje się sytuacja, w której nie ma wątpliwości, kto jest bliżej naszych ukrytych marzeń i aspiracji.