– Ona jest dobrym duchem naszej grupy. W poprzednich latach wielokrotnie wspomagała nas swoim pięknym śpiewem, swoją radością i optymizmem. Jestem pewna, że będzie patronką niejednej pielgrzymki – tłumaczy przyjaciółka Heleny Paulina Plucińska. Słowo „przyjaciółka” przewija się bardzo często wśród jej znajomych. Wiele osób, które miały okazję poznać tę wyjątkową libiążankę, podkreśla jednogłośnie, że jej sposób bycia, traktowania ludzi i otwartości powodował, iż człowiek miał wrażenie, że zna ją „od zawsze”. Często przychodzili do niej po radę, wskazówkę. Opowiadali jej o swoich dylematach, problemach, nawet tych najbardziej osobistych, wiedzieli bowiem, że ona zawsze coś podpowie i doradzi. Przy niej życie wydawało się prostsze. Miała niesamowite zaufanie do Pana Boga. Z nią nawet wiara była łatwiejsza. – Była osobą bardzo energiczną, pozytywną, uśmiechniętą, a zarazem bardzo inteligentną i przede wszystkim skromną. I to nas w niej po prostu urzekało, że miała naprawdę dużo do zaoferowania innym, ale nigdy się z tym nie narzucała – mówi Nikola Frączek, która z Heleną zapoznała się w Ruchu Światło-Życie. I nie chodzi tu o piękne laurki i pienia na jej cześć, ale o konkrety. Ks. Paweł Król z parafii pw. św. Barbary, którego irytują sytuacje, kiedy próbuje się koloryzować pewne zachowania Heleny czy jej cechy, podkreśla, że ona nie była chodzącym ideałem, ale człowiekiem, który w swojej normalności pokazywał współczesną świętość. – My w Libiążu nie mamy wątpliwości, że ona jest już w niebie. Czekamy jedynie w posłuszeństwie Kościoła, żeby można było oficjalnie rozpocząć jej proces. Zdradza także przed nami, że za przyczyną Heleny dzieją się już dzisiaj rzeczy, które trudno wytłumaczyć po ludzku. Podczas tegorocznej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, kiedy ks. Paweł i siostra Heleny – Teresa opowiadali o życiu młodej misjonarki, słyszeli m.in. o cudownych nawróceniach, o tym, że ludzie pod wpływem jej historii decydowali się na radykalne zmiany w swoim życiu. Kapłan z Libiąża wspomina także o wielu historiach, które słyszał od znajomych i najbliższych. One pokazują, że Helenka nie była, jak to określa jej siostra, „predestynowana do świętości i wcale nie chodziła 3 metry ponad ziemią, tylko zwyczajnie żyła i pokazywała swoją postawą, że warto wierzyć w Jezusa”. Z tego czerpała siłę do codziennej walki z tym, co trudne. A tego nie brakowało. Potrafiła jednak ćwiczyć swój charakter i przez to w sprawach wyborów była bardzo jednoznaczna. Niejako przypadkiem jej najbliżsi dowiedzieli się, że jedną z takich sytuacji był temat czystości przedmałżeńskiej. By w niej wytrwać, podjęła post, że w ciągu tygodnia nie będzie spożywać słodyczy. Jak jednak tłumaczy ks. Król, i w tym było widać jej cichość i pokorę. – Kiedy była w towarzystwie, na weselu czy urodzinach, i wiedziała, że w jakiś sposób zasmuciłaby gospodarzy albo zwróciłaby na siebie całą uwagę i oceny, jaka to jest niesamowita, to wówczas jadła to, co jej proponowano.
Chociaż Libiąż ma oficjalnie nieco ponad 17 tys. ludności, to trudno znaleźć w tym mieście osobę, która nie słyszała nigdy wcześniej o Helence. Jej zaangażowanie w ŚDM czy ewangelizacja miasta powodowały, że miało się wrażenie, iż ona jest wszędzie. Jednak chociaż tak było, chociaż potrafiła zapalać ludzi do podejmowania kolejnych wyzwań, to trudno szukać gdziekolwiek Heleny, która grałaby przysłowiowe pierwsze skrzypce. Ks. Król tłumaczy: – Kiedy po jej śmierci szukałem zdjęć do galerii parafialnej, to miałem duży problem, by znaleźć ją na pierwszym planie. Zawsze z tyłu, zawsze w cieniu – to była cała Helenka. Kapłan mógłby przywoływać wiele historii związanych z życiem swojej parafianki. A to przez to, że kościół w rodzinnej miejscowości był niejako jej drugim domem. To tam założyła scholkę dziecięcą, współtworzyła ważne wydarzenia religijne czy w końcu z nimi wędrowała do Częstochowy. – Nam było w tym roku „helenkowo” – wiele miejsc kojarzyło nam się z Helenką, wiele pieśni, które ona napisała, a które były śpiewane u nas w grupie, wiele sytuacji – wyjaśnia opiekun duchowy grupy. Jak dodaje, tak samo było już prawie na finiszu pielgrzymki: – Kiedy kilka lat temu czekaliśmy w Alejach Najświętszej Maryi Panny na naszą kolej wejścia na Jasną Górę, ona potrafiła śpiewać, grać na gitarze, tańczyć i jeszcze pokazywać niektóre z piosenek religijnych. To był człowiek orkiestra. I takie rzeczy przypominają się właśnie w poszczególnych miejscach. A że na pielgrzymkę ją ciągnęło, to widać chociażby przez to, że kiedy obowiązki nie pozwalały jej wędrować przez całą trasę, to przyjeżdżała chociaż na jej pewien etap. Pątnicy zapamiętali szczególnie tę sprzed dwóch lat. Ksiądz dostał od Heleny SMS-a, że w południe ląduje w Katowicach i od razu dołączy do pielgrzymki, więc powiedział przez mikrofon: „Czekamy, aż Helenka będzie z nami, na razie możemy jej pomachać w kierunku nieba”. Teraz nabrało to zupełnie innego wymiaru. Tegoroczni pątnicy czuli to niejako namacalnie. Kiedy w grupie idzie jej siostra, kiedy idzie wielu przyjaciół, kiedy tak samoistnie ludzie ją wspominają, trudno nie zapytać o to, jak to się stało, że dziewczyna, która chodziła do tej samej szkoły co wiele innych osób, która robiła zakupy w tych samych sklepach, która chodziła po tych samych ulicach, potrafiła tak zapisać się w pamięci wielu, że nie potrafią mówić o niej inaczej jak tylko „święta”. I to nie taka wyjęta z ram średniowiecznego obrazu, ale mądra, wykształcona, kochająca taniec i aktywnie uprawiająca sport, a zarazem podejmująca się zupełnie bezinteresownie tak wielu rozmaitych dzieł, że nie sposób tego wymienić. Człowiek, dla którego czas i jego ograniczenia wydawało się, że nie istnieją. Na pytanie: „Czy ty kiedykolwiek śpisz?”, zawsze odpowiadała: „Wyśpię się po śmierci, a tu, na ziemi, szkoda każdej minuty, żeby ją marnować”. I gdy słucha się wielu świadectw, ma się poczucie, że Helena żadnej z tych minut nie zmarnowała, że w pełni przeżyła swoje życie. Nawet na chwilę nie rozsiadła się na wygodnej kanapie, z założonymi rękami, gdyż w uszach nieustannie brzmiało jej motto Wolontariatu Misyjnego Salvator, z którym tak często wyjeżdżała na misje: „Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa, nie wolno ci spocząć”. I ona nie spoczęła. Najpierw, przez 26 lat, tutaj, na ziemi, a teraz tam, z nieba, pomaga tym, którzy pozostali tutaj.
Pomóż w rozwoju naszego portalu