Jakoś tak się dzieje, że nasi pianiści, bez względu na gatunki muzyczne, brylują na świecie. I nie chodzi o naszą specjalizację w chopinowskiej materii (co wydaje się naturalne), ale o fakt, że specjaliści od czarnych i białych klawiszy brylują w dziedzinie, która jest najbardziej krystalicznym wykwitem kultury amerykańskiej. O czym mowa? O jazzie. Jak sięgnąć pamięcią, właśnie polscy pianiści jazzowi, często również natchnieni kompozytorzy, odnotowywali spektakularne sukcesy nawet w jaskini lwa. Dość wspomnieć Krzysztofa Komedę, który gdyby nie przedwczesna śmierć, ze swoją pozycją za Atlantykiem – jako pianisty, ale przede wszystkim kompozytora filmowego – zapewne stałby ramię w ramię z największymi postaciami Hollywood. Nomen omen, pierwsze jazzowe Grammy w polskich barwach zdobył pianista Włodek Pawlik.
Człowiekiem, który poszedł śladem Komedy, ot zaczął dzielić czas między Nowy Jork a Polskę, jest Adam Makowicz. Postać w zasadzie trudna do zdefiniowania w kontekście jazzowej sztuki pianistycznej, w swej wybitnej specjalizacji solowego wykonawstwa i nieukrywanej niechęci do grania z sekcją rytmiczną stworzył bowiem swój intymny świat wirtuozowski, nieskrępowany skazaniem na kontrabas i perkusję (jak choćby w klasycznym jazz combo). Występował na najważniejszych festiwalach naszej planety, ale na solowy polski krążek kazał nam czekać blisko 40 lat. I wreszcie jest! „Swinging Ivories” to szesnaście kompozycji: od George’a Gershwina, przez Errolla Garnera, Cole’a Portera, Duke’a Ellingtona i Harolda Arlena po – oczywiście – samego Makowicza. Koncertowa rejestracja z radiowego Studia im. Witolda Lutosławskiego, na – jak sam solista zauważył – znakomitym instrumencie, porywa nie tylko szaleństwem fortepianowej ekwilibrystyki, ale – co chyba najważniejsze – pięknem muzykalności naszego rodaka. Na płytowej liśce tematów nie brak słynnych „Summertime”, „Don’t Get Around Much Any More” i „Misty”, a interpretacyjnie to absolutny światowy format. Ale to akurat chyba nie dziwi. Brawa za jakość nagrania – iście światowy album ze znakiem jakości Made in Poland!
Równie znakomitym nowym krążkiem jest „Human Things” Piotra Wyleżoła, album wydany jako 79. w legendarnej fonograficznej serii Polish Jazz – Polskich Nagrań (dzisiaj część firmy Warner Music). Ma on swoją wersję CD, ale i – co wydaje się również swoistym znakiem czasu – winylową (niestety, o jeden utwór uboższą). Do realizacji intrygującej brzmieniowo wizji lider, zjawiskowy pianista, zaprosił znakomitych muzyków: trębacza Roberta Majewskiego, puzonistę i speca od nieczęsto już używanego instrumentu dętego – euphonium – Grzegorza Nagórskiego, wybitnego kontrabasistę Michała Barańskiego i perkusistę Michała Miśkiewicza. Album otwiera kompozycja tytułowa z gościnnym udziałem śpiewających: Agi Zaryan oraz młodego, utalentowanego Grzegorza Dowgiałły. Już ten płytowy fragment unosi nas na jazzowe wyżyny. A jeśli dodać, że całość dopełnia amerykański saksofonista Dayna Stephens, to zaręczam – wszystko czyni album obowiązkowym w kolekcji melomana. Pięknie rozpoczął się nam ten jazzowy rok.
Pomóż w rozwoju naszego portalu