Dominika Szymańska: – Na stronie fundacji można przeczytać, że waszym celem jest wspieranie młodych ludzi, aby mogli wykorzystać swój potencjał, rozwijać możliwości, kształtować pewność siebie i chęć do życia. A tak w praktyce?
Dobromir Makowski: –Kiedy jeszcze działaliśmy przy jednej z pabianickich parafii, zastanawiałem się, jak najlepiej uczyć dzieciaki Ewangelii. Mieliśmy takie spotkania z Ewangelią, ale dzieciaki przysypiały. Bóg podsunął mi pomysł: niech zaczną gotować obiady, zacznijcie gotować dzieciakom, zacznijcie gotować bezdomnym. Po 100 osób nam nagle zaczęło przychodzić. Gotowali zupy, kąpali bezdomnych, przebierali ich. Zrobiliśmy boisko. Ludzie zaczęli się schodzić z osiedli i kopać piłę na parafii. Okazało się, że w tym jest życie.
– Teraz macie nowe centrum. Widziałam zdjęcia tego budynku przed i po, i jestem w szoku. Wcześniej to była niemal ruina. Teraz jest przestrzeń, światło, białe ściany, szare wykładziny. Musieliście w to włożyć mnóstwo pracy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Latami to miejsce stało bezużytecznie i niszczało. Jedna z urzędniczek, gdy dopinaliśmy kwestie formalne, stwierdziła, że trzeba być albo głupim albo milionerem, żeby się porywać na coś takiego.
– Czyli to było takie porywanie się z motyką na słońce?
Reklama
– To zrobiły ręce ludzi bezdomnych i dzieciaki. Takie cuda, jakie Bóg nam dał. Nie mieliśmy nawet złotówki w kieszeni, gdy tu przyszliśmy. Modliłem się: „Proszę Cię, Panie Jezu, o dobre warunki umowy”. Dostaliśmy to miejsce w dzierżawę na 30 lat na rewelacyjnych warunkach. 1200 metrów. „Boże, super! Ok, co dalej?”. I Bóg nam pokazywał.
– Ale co konkretnie?
Reklama
– No, tak np. „Idź teraz do PSB, porozmawiaj z dyrektorem tej firmy”. Pojechaliśmy do pana Wojtka, a on przyjechał, posłuchał historii naszych chłopaków i mówi: „Macie wszystkie materiały za darmo”. Jakaś hurtownia też nam pomogła, pani Ania ze sklepu tutaj niedaleko – również. Okazało się, że rodzina tego pana Wojtka produkuje okna, więc stwierdziłem, że ich też po prostu o to zapytam. Jadę do tego człowieka i mówię: „Bardziej niż na tych oknach zależy mi, żeby pan poznał historię ludzi, z którymi tu pracujemy. Czy dostaniemy te okna od pana, czy dostaniemy je od kogoś innego, Pan Bóg i tak nam je da. Ale chciałbym, żeby pan poznał naszą wspólnotę”. I właściciel firmy przyjechał tutaj, oprowadzałem go po całym budynku. Na końcu myślałem sobie: „Panie Boże, żeby on nam dał chociaż dwa okna. No, cztery może”. A on stwierdził: „Ok, daję wam wszystkie okna. Na całe pierwsze piętro”. 28 okien. „Wow, Boże, dziękuję Ci”.
Później przyjechała firma „Vrata”. Mamy taką lokalną gazetę „PabiaNice” i dziennikarka zadzwoniła do nich, mówiąc: „Słuchajcie chłopaki, Dobromir robi fajny projekt, spróbujcie z nim pogadać”. Przyjechali tutaj, zobaczyli i zaproponowali: „Jak oni dali wszystko, to my też damy wszystkie drzwi”. I dali nam wszystkie drzwi. A reszta, to już ciężka praca.
Później pojechałem na rekolekcje do USA i tam spotkałem Polaków, którym opowiedziałem o wszystkim, co robimy i jak to wygląda. W ciągu kilku miesięcy Polonia amerykańska wspomogła nas na tyle, że kupiliśmy piec, opłaciliśmy poszczególnych fachowców, kupiliśmy wykładzinę, sprzęt do nagłośnienia, hydraulikę, krzesła i… ekogroszek. Idealnie się to rozłożyło. Akurat mieliśmy na start. Bardzo pomogli nam też urzędnicy. To jest niesamowite, bo ja jestem ekspertem w pracy, o której oni nie mają zielonego pojęcia. Ale oni z kolei są ekspertami w dziedzinie, o której ja nie mam pojęcia. Gdy to się zazębia, można zdziałać naprawdę fajne rzeczy.
– Ile czasu potrzebowaliście na remont?
–Zajęło nam to dokładnie 5 miesięcy. Pracował na to cały szwadron ludzi. To nie jest zrobione na tip top jak w hotelu 5-gwiazdkowym. Ale też nie o to chodzi. Już działamy. W niedziele mamy spotkania. Przychodzą ludzie, jemy zupę, posiedzimy, pomodlimy, pogadamy itd. Najprostsza forma Ewangelii. Taka jak Pan Jezus praktykował. Spotykał się z ludźmi, dawał im jeść, mówił im słowo, modlił się za nich, przemieniał ich, szli dalej. Ci, którzy chcieli korzystali, ci, którzy nie chcieli, szli swoją drogą. Mamy ten sam cykl.
– Jakie są wasze plany na przyszłość?
Reklama
– W czerwcu robimy już siódmą edycję „Chillout-u na Starówce” – to taki piknik dla dzieciaków i rodziców w centrum Pabianic. Mamy dmuchańce trampolinę, darmowego grilla. Z kolei tutaj, w naszym centrum, na górze robimy teraz siłownię. Na to czekam bardzo. Na wakacje przygotowaliśmy fajny projekt: „Zapytaj tatę czy bierze stówkę na klatę”? Wymyśliłem to całkiem przypadkiem razem z Sebastianem, z którym razem tu działamy. Chłopaki pojechali po sprzęt do siłowni do Nowego Tomyśla.
Wygraliśmy też projekt z miasta i kupiliśmy za 20 tys. sprzętu sportowego. To i tak jest jeszcze mało, kropla w morzu. Ale będziemy pisać kolejne projekty i dokupimy następne rzeczy. Karnety w tym mieście kosztują minimum 120 zł. Przeciętny chłopak czy dziewczyna, gdzie oni pójdą na siłownię? Nie ma szans. A tu zrobimy wejściówki po 20-30 zł, opiekę instruktorską, zajęcia od tej do tej godziny. Mamy dwie fajne dziewczyny, które chcą prowadzić zajęcia fitness. Dokoła tej siłowni planujemy zrobić plac zabaw, żeby mamy mogły przyjść z dziećmi. Jeszcze dużo tu poprawimy, wyczyścimy teren. W piątki będziemy robić wydarzenie „Happy Friday”. Stworzyć klub młodzieżowy. Jak będzie ring, chcemy zrobić taki projekt nokaut drag, żeby chłopaki pod okiem trenera mogli sobie tam poboksować, posłuchać muzyki, pograć w bilard itd.
– Twoim celem jest działanie społeczne?
– W Biblii jest taki fajny werset: „Aby ludzie, widząc wasze dobre uczynki, chwalili Ojca w niebie” (por. Mt 5,16). Ja kocham głosić Ewangelię. Ale dla niektórych ludzi jedyną Ewangelią, jaką przeczytają, jest nasze życie. Wiesz, żyjemy w czasach, gdy ludzie nie umieją czytać. Oni w ogóle nie słyszą słów Ewangelii, które się do nich mówi. Diabeł otumanił ludzi gadżetami. Batalia o umysły ludzi toczy się w niewiarygodny sposób.
Dlatego pytałem: „Boże, jak mam do nich docierać?”. I wiesz co usłyszałem?”Tak jak Samarytanin, Dobromir”. Ludzie mają tak poturbowane serca, że to jest miejsce, przez które możemy dzisiaj do nich docierać. Potrzebujemy dotykać ich dobrym czynem. Na nowo. Ludzie są tak pocięci wewnątrz, że tylko właśnie spokój, wspólny czas, relacje, dialog, sprawiają, że oni mogą na nowo usłyszeć, zobaczyć. Ja płakałem po nocach, chciałem żeby ludzie doszli do tego miejsca, w którym ja byłem i jestem dzisiaj.
– A jak to było w Twoim życiu?
Reklama
– Ja naprawdę przegrałem życie. Wszystko, co mam, zawdzięczam Bożej miłości, Bożej obecności w moim życiu. I temu fragmentowi, w którym Paweł mówi: „Odmieńcie się przez odnowienie swojego umysłu”. I my to właśnie chcemy powiedzieć ludziom, że nawrócić się to jest jedno – kiedy stwierdzasz: „To, co się stało w moim życiu, jest niewłaściwe. Boże, przepraszam Cię”. Ale potem zaczynasz iść inną drogą, zaczynasz działać.
To, co dzisiaj widzisz, to owoc 15 lat mojej pracy nad sobą, tego, że przyjąłem Bożą samodyscyplinę w moim życiu. Klękałem przed Panem Bogiem, do dzisiaj klękam i mówię: „Boże, z tym jest mi ciężko, z tym sobie nie radzę. Proszę Cię, pomóż mi”. Dzisiaj jestem tatą trójki dzieci, mężem Gusi mojej kochanej, jednym z usługujących tej fundacji (Młodzi dla Młodych – przyp. red.), pracujemy, karmimy ludzi, prowadzimy ośrodek, działamy.
Projekt RapPedagogia (autorski program profilaktyczny przeciw uzależnieniom – przyp. red.) w ciągu tych 7 lat odwiedził ponad 700 szkół, kryminałów, domów dziecka, pojechaliśmy też do polskich szkół w USA, spełniło się moje marzenie. Bóg naprawdę spełnia marzenia tych, którzy trzymają Go za rękę. To są owoce. To jest Boże błogosławieństwo. I Bóg obiecuje to każdemu z tych ludzi. To nie tak, że ja jestem jakimś ewenementem. Inna sprawa, że ludzie słuchają mnie na Youtubie i chcą zrobić to samo w 15 min. Piszą do mnie, że zrobili to samo, co ja mówiłem na świadectwie i nie działa. A ja mówię wyraźnie, że ten proces trwa od 15 lat. I nie skończył się. Jest mnóstwo schematów, z których Pan Bóg ciągle mnie leczy.
– W Kościele są ludzie, którzy oddają się na służbę drugiemu człowiekowi.
Reklama
– Bo to jest funkcją Kościoła, ale my to zgubiliśmy. Parafia w XXI wieku powinna działać z bezdomnymi, z uzależnionymi, z prostytutkami itd. To nie jest tak, że wystarczy s. Chmielewska czy Matka Teresa. To jest chore, że stawiamy takie osoby na piedestale i usprawiedliwiamy się ich czynami. Każda parafia to powinna robić w takich czasach, w jakich żyjemy. Służba wśród bezdomnych bardzo szybko sprowadza mnie na ziemię. A wielu ludzi w Kościele nigdy nie przyjęło żadnej służby. To jest coś, co uczy nas pokory.
Za to kocham Matkę Teresę z Kalkuty. Ona była tak prosta w tym, co robiła. Lubię tę historię, gdy przyszedł do niej dziennikarz, a ona akurat trzymała na rękach dziecko bez nosa i ten dziennikarz stwierdził: „Nie mógłbym tak, obrzydza mnie to”. A Matka Teresa odpowiedziała: „Ja też bym tak nie mogła. Też mnie to obrzydza. Mnie tak. Ale pozwalam, żeby Jezus we mnie działał w tych ludziach”. To jest sedno chrześcijaństwa. Pozwolić, żeby przez nasze ręce, przez nasze nogi działał Pan Bóg. Tak – jak nas stworzył, tak – jak nas powołał.
Mnie powołał do takiej służby w muzyce, robię rap, to otwiera serca młodych ludzi, skłania ich do refleksji. Powołał mnie do charyzmatycznej służby w taki sposób, że potrafimy udźwignąć ten projekt. Dał mi mądrość, przez wiele lat mnie prowadził, nabierałem doświadczenia, obserwowałem innych posługujących. Jestem też wykładowcą na uczelni, jeżdżę z rekolekcjami. Mówię to najprostsze słowo – to, co mnie dotyka w pracy z tymi ludźmi. Nie głoszę wielkich kazań.
– To w jaki sposób ci młodzi do was trafiają?
– Głównie przez pocztę pantoflową. Ktoś usłyszy od drugiego i przyjdzie. Ludzie w Pabianicach znają nas już trochę. Ale też wychodzimy na osiedla, na rowery, spotykamy małolatów, zapraszamy ich na spotkania. Robimy objazdówki po mieście, wpadamy na meliny – tam, gdzie piją starsi ludzie, zawozimy zupę, ściągamy ludzi, zawozimy na detoks. Często w okolicy są inni ludzie, którzy to widzą, Młodzi pytają: „Co wy robicie, skąd jesteście itd.? Wiesz, Kościół naturalnie szuka jakiś sposobów ewangelizacji. A ja mówię: „Idźcie na ulicę, zacznijcie działać, zróbcie kanapkę, pomóżcie temu, tamtemu wytrzepcie dywan”.
– A czy to nie jest tak, że ludzi hamuje to, że jeśli zrobisz jeden krok, to za nim idą kolejne? Nie wystarczy zrobić kanapki.
Reklama
– Dokładnie tak jest. Ludzie nie chcą płacić ceny. Chcą szybkiego, taniego chrześcijaństwa. I tak jak mówisz, pomożesz wytrzepać dywan, więc ci ludzie przychodzą i proszą o pomoc dalej. Dlatego otworzyliśmy ten hostel (dla bezdomnych – przyp. red.), gdzie ci, co stanęli na nogi, pomagają tym, którzy dopiero przyszli. To jest niesamowity sukces i wielka radość naszej pracy – tego, co my tu robimy.
Kinga, którą widzisz, mało co nie została zjedzona przez wszy, przyszła do nas do ośrodka, skończyła terapię. Gosia, którą widzisz, sprzedawała wódkę na melinie. Nawrócił nam się chłopak, remontuje nam teraz ściany w środku, który był takim lokalnym pijaczkiem, wszyscy go znali. Jak Gosia się dowiedziała, że on u nas działa, że się nawrócił, zamknęła melinę, przestała wódką handlować.
To są hardzi ludzi, oni sobie nie dadzą na głowę wejść. Ale trzeba ich pokierować, zmotywować. Ja często robię jakiś obiad u mnie w domu, spotykamy się, rozmawiamy, dziękuję im za ich służbę. Gosia od 4 miesięcy gotuje nam zupę dla wszystkich. Za darmo. Maciek to też jest gość, który do nas przychodzi, wraca, non stop na dopalaczach. Szósty chyba raz już. I Gosia go cały czas tutaj ściąga. Matka już mu odpuściła, a Gosia cały czas mu „truje”, cały czas mu serce poświęca. Sebastian, o którym mówiłem wcześniej, trafił do nas z ulicy, narkoman, ojciec zapił się, gdy chłopiec miał 11 lat. Do nas przyszedł w wieku 16 lat. Myślał, co by nam ukraść. Ale został. Teraz jest instruktorem na naszej siłowni.
– A gdybyś miał powiedzieć, czego ci ludzie potrzebują najbardziej to, co to jest?
– Praca, dyscyplina i relacje. Oni potrzebują słyszeć, że są ważni, potrzebni, wartościowi. My nie potrzebujemy żadnych pieniędzy. Pan Bóg sobie poradzi. My potrzebujemy rekolekcjonistów, którzy przyjadą, poświęcą czas, pobędą z nimi. Nie takich, którzy przyjadą, nałożą ręce i pojadą dalej, ale takich, którzy będą przyjeżdżali. Takich kapłanów potrzebujemy, którzy ich wysłuchają, pomodlą się z nimi.
W najbliższym czasie, 22 czerwca, zaprosiliśmy ks. Marka Dziewieckiego, który będzie mówił o Bogu – przyjacielu. Ci ludzie nawracają się tak jak ja. To są przypadki, które nawracają się latami. My dzisiaj potrzebujemy zrozumieć, że Kościół naszych czasów to Kościół, który jest szpitalem. Jednych uzdrawia od razu, a innych uzdrawia długoterminowo w procesie profilaktyki i terapii.
– Czasem to wszystko wcale nie jest takie proste. Czy Ty nie masz czasami dość?
– No, nie, to nie jest proste. To jest bardzo trudne. Ja przepłakałem wiele godzin po nocach. Tak jak Pan Jezus w ogrodzie. Pamiętam taki moment, gdy mieliśmy półkolonie któregoś lata. Byłem zmęczony, zespół się kłócił, wszystko było do bani, wszystko zwaliło mi się na głowę. Uklęknąłem za budynkiem i zacząłem się modlić. „Jezu, mam dość. Daj już spokój”. Taka Boża obecność zstąpiła. Czułem, że jest tak, jak to jest napisane w Liście do Hebrajczyków, że obłok świadków nam kibicuje (por. Hbr 12,1). Pan Bóg mówi: „Spójrz w niebo”. Spojrzałem do góry, zaczęły mi płynąć łzy. I czułem, że Szczepan patrzy na mnie. Noe, Abraham, Mojżesz. I Bóg mówi: „Nie przejmuj się tym, co jest na ziemi. My w niebie ciągle wam kibicujemy, ciągle czekamy na was, widzimy waszą pracę, przechodziliśmy ten trud. Zobacz, jak Noe budował 120 lat statek. Nigdy nie było wody, ludzie ciągle się z niego śmiali, ciągle były kłótnie, awantury. Naprawdę wiem. Spójrz na Mojżesza, jak wyprowadzał lud z Egiptu, poprowadził ich w najbardziej beznadziejnym kierunku, w kierunku wody”.
Strategicznie musieli się z niego śmiać. Bo tam byli też mądrzy ludzie. To nie tak, że tylko on pokończył szkołę. Zresztą Mojżesz był zakompleksiony, miał ciągle lęki itd. Oni mieli go za głupka. I Bóg mówi: „Dobromir, Ja to naprawdę rozumiem, kibicujemy ci. Nie łam się, jeszcze trochę przed tobą”. I przyszedł mi na myśl ten werset: „Nadejdzie dzień, że otrę z waszych oczu wszelką łzę” (Ap 21,4).