Reklama

Niedziela Przemyska

Towarzyszenie jest sercem misji

Niedziela przemyska 30/2018, str. 6

[ TEMATY ]

wywiad

misje

misjonarka

Archiwum wolontariatu

Wolontariuszki nauczyły się trochę innego pomagania

Wolontariuszki nauczyły się trochę innego pomagania

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Zbigniew Suchy: – Nasze społeczeństwo jest bardzo zantagonizowane na różnych płaszczyznach. Czy w Hondurasie i w Peru także dochodzi do takich konfliktów, a jeżeli tak, to na jakim gruncie?

Magdalena Trudzik: – Dopiero pod koniec misji zrozumiałam, że w ich wzajemnej życzliwości jest jakaś powierzchowność, że gdzieś tam pod spodem jest brak zaufania i ukryta prawda o tych przyjaźniach i relacjach, którą widać dopiero po dłuższym czasie spędzonych wśród nich. Mieszkałam w bardzo niebezpiecznej dzielnicy Limy, w której nawet sąsiedzi okradają się nawzajem. Jedynym punktem zaufania w całej dzielnicy jest nasz dom. Ludzie czasami oddają nam duplikat swoich kluczy, bo nie ufają sąsiadom, a czasem nawet swojej rodzinie. Na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy. Rozmawialiśmy zawsze o prostych, codziennych sprawach albo o przeszłości, ale nie słyszeliśmy dużo o tym, co się dzieje dzisiaj. To też wynikało z braku zaufania i przekonania, że trzeba chronić pewne rzeczy, że o niektórych rzeczach się nie rozmawia, bo jak ktoś się dowie, to może to być niebezpieczne. Bardzo dużo było też ukrywanych tematów, których nie poznałam do końca misji..

Agata Michalska: – Mam podobne doświadczenie. Honduras jest krajem, w którym istnieje mafia i to się da odczuć, kiedy się tam żyje. W mojej dzielnicy także była mafia. Nasi sąsiedzi są naprawdę bardzo przyjaźni i życzliwi, nie tylko wobec nas, ale też wobec siebie nawzajem, ale są takie sprawy, o których się nie rozmawia, o których mówi się tylko w rodzinie. Mafia rządzi ich życiem i z tego względu ich zaufanie jest zawsze kontrolowane, bo nigdy nie wiadomo, kto jest z mafii i nie powinien czegoś wiedzieć. W każdej rodzinie jest ktoś taki. Tym bardziej jednak zadziwiało mnie to, że oni naprawdę żyją we wspólnocie. Pomimo tej ostrożności i lęku potrafią dbać o siebie nawzajem. Kiedy wiedzą, że jakaś babcia jest sama, to pamiętają, że trzeba ją odwiedzić. Mimo że funkcjonują w mafijnym świecie, zachowują swoje człowieczeństwo.

– Kiedy dowiedziałem się, że jedziecie na misje z Domami Serca, byłem trochę zbuntowany, bo nie rozumiałem do końca, na czym będzie to polegało. Wydawało mi się, że skoro nie przeszłyście żadnego szkolenia, które pozwoliłoby wam realnie pomóc tym ludziom, nie będziecie w stanie nic zrobić. Wiedziałem, że ma to być towarzyszenie w ich życiu, ale wydawało mi się to zupełnie niewystarczające i pozbawione sensu.

A. M.: – Miałam trochę podobne odczucia. Podczas formacji mówiono nam, że to specyficzna misja, że jedziemy tam, żeby się przyjaźnić z tymi ludźmi. Zastanawiałyśmy się, jak to będzie wyglądało. Po przyjeździe nie było łatwo. Na początku dużo ze sobą walczyłam. Rwałam się do tego, żeby coś zrobić, bo przecież przyjechałam pomagać, to był cel mojego wyjazdu. Tymczasem połowę mojego dnia spędzałam z moją wspólnotą na gotowaniu, praniu i sprzątaniu, a później szłam do jakiejś rodziny i siedziałam jak na tureckim kazaniu, bo nie rozumiałam jeszcze za dobrze hiszpańskiego. I tak dzień się kończył. Gdzie więc była ta pomoc? Miałam w sobie taki bunt i potrzebowałam sporo czasu, żeby to lepiej zrozumieć i wejść w charakter misji. Nie wiem, czy do końca wszystko zrozumiałam, ale wiem, że nauczyłam się trochę innego pomagania. Nauczyłam się tego, że mój pomysł na poprawę życia danego człowieka, który nie ma co jeść albo nie ma pracy, niekoniecznie musi być najlepszy. Doświadczyłam tego, że ci ludzi bardzo często nie potrzebowali nic więcej niż chwili czasu, który im poświęcaliśmy. Odkryłam, że ten czas podarowany drugiemu człowiekowi może być naprawdę najważniejszy.

M. T.: – Sprawdzianem tego, na ile weszłam w chryzmat Domów Serca, był moment, w którym poprosiłam o materialną pomoc swoich darczyńców z Polski. Okazali się bardzo wielkoduszni, dzięki czemu udało się zebrać dużą kwotą, większą niż miałam nadzieję. Pojawiły się nowe możliwości, więc starałam się ocenić, w jaki sposób możemy dzięki temu pomóc tym, którzy tego potrzebują, szczególnie dzieciom. Kupiliśmy m.in. przybory szkolne, zeszyty, książki, bo zaczął się rok szkolny. Zauważyłam po pewnym czasie, że w niektórych przypadkach przez tę pomoc materialną nasze przyjaźnie zaczęły się psuć, bo niektórzy oczekiwali więcej albo starali się wykorzystać to, że mamy pieniądze. Bardzo namacalnie zobaczyłam, że dbanie o to, żeby tylko być, to jest też dbanie o bezinteresowność naszych relacji i że na tym jest zbudowana nasza misja. Okazało się, że ludzie są nam najbardziej wdzięczni właśnie za to, że jesteśmy. Kiedy na końcu misji mówią nam „dziękuję”, to wracają myślami do tych chwil, kiedy byliśmy z nimi w momentach trudnych: na pogrzebie bliskiej osoby albo kiedy ktoś zachorował, albo kiedy kogoś opuściła rodzina. Nie myślą wtedy o tej materialnej pomocy, ale o naszej obecności i modlitwie. Dzięki temu upewniłam się, że towarzyszenie jest sercem misji, bo właśnie to zostaje w ludziach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2018-07-25 11:42

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mała Ola w wielkim Peru

Niedziela wrocławska 21/2019, str. 4-5

[ TEMATY ]

wywiad

misje

misjonarka

Prywatne archiwum Aleksandry Mróz

Pragnieniem misji żyła już od szkoły podstawowej. Na studiach zaangażowała się w Wolontariat Misyjny „Niniwa”, gdzie do pierwszego wyjazdu formowali ją Ojcowie Oblaci. O miłości do drugiego człowieka z Aleksandrą Mróz, która przygotowuje się dziś do kolejnej wyprawy na misje w Peru, rozmawia Agata Pieszko

AGATA PIESZKO: – Olu, co skłoniło Cię jako 22-letnią kobietę do wyjazdu na misje?

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję