W rodzinie wielodzietnej, opuszczonej przed kilku laty przez ojca, poważnie zachorowało najmłodsze dziecko – groziła mu utrata wzroku. Potrzebna była natychmiastowa operacja za granicą. Matka była zrozpaczona, gdyż brakowało nawet na jedzenie dla dzieci, a cóż dopiero na kosztowną, w obcej walucie, operację. Ksiądz proboszcz dowiedział się o dramacie tej rodziny i postanowił przyjść jej z pomocą. Ale nie udało mu się pozyskać sponsorów, odzew ze strony społeczeństwa był bowiem wyjątkowo znikomy. Gdy matka dowiedziała się o mizernych rezultatach kwesty, rozpłakała się, brakowało bowiem jeszcze sporo pieniędzy. Ksiądz proboszcz pocieszał ją, ale nie był w stanie powstrzymać jej żalu.
Po paru dniach, gdy przepadła już wszelka nadzieja na zebranie wymaganej do operacji kwoty, po Mszy św. ksiądz poinformował zrozpaczoną matkę, że znalazł sponsora, ale nie może podać jego nazwiska. Nakazał jej przygotować się wraz z chorym dzieckiem do wyjazdu za granicę. Poinformował ją, że szpital za granicą oczekuje już na ich przybycie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jednocześnie parafianie zauważyli, że ksiądz proboszcz nie jeździ już swoim samochodem, lecz wszędzie udaje się na rowerze. Zdziwiła ich ta nagła zmiana. Nie trzeba było długo czekać na reakcje. W obieg puszczona została plotka, która padła na podatny grunt, że ksiądz proboszcz... przegrał samochód, grając w karty. Inni z kolei twierdzili, że jechał po pijanemu i „skasował” samochód. Powstało między nimi rozdwojenie. Obie frakcje upierały się przy swoich rzekomo niepodważalnych racjach, za które – jak powiadali – byliby gotowi „głowę dać”, a nawet... przysiąc na samego Boga, trzymając krzyż w ręku. Ksiądz proboszcz bardzo się przejął tymi oszczerstwami. Po pierwsze dlatego, że w całym swoim życiu nie miał kart w rękach, zawsze brzydził się hazardem, a po drugie – problem alkoholowy też nie wchodził w grę, ponieważ jako abstynent nie pił alkoholu.
Tymczasem kobieta powróciła z dzieckiem ze szpitala. Operacja całkowicie się udała i dziecko w pełni odzyskało zdrowie. W szpitalu natomiast znalazł się ksiądz proboszcz, który poważnie zachorował na serce. Ksiądz wikariusz nie miał wątpliwości, co było przyczyną nagłego pogorszenia się zdrowia proboszcza: bardzo się przejął rozgłaszanym oszczerstwem. Wikariusz, świadom powagi sytuacji, zdawał sobie sprawę, że trzeba działać natychmiast i skutecznie. Chciał uciąć wszelkie spekulacje, gdyż zdrowie księdza proboszcza do tego stopnia coraz bardziej się pogarszało, że zaczęto realnie obawiać się o jego życie. Dlatego ujawnił kobiecie prawdę, skąd się wzięły pieniądze na operację – choć wszystko miało pozostać w tajemnicy – i poprosił ją, aby na głównej Mszy św., zwanej Sumą, poinformowała o tym innych wiernych. W niedzielę, po zakończeniu ogłoszeń, przed przyjęciem błogosławieństwa, na wezwanie księdza wikariusza podeszła ona do mikrofonu i – nie mogąc ukryć wzruszenia – powiedziała z wielkim trudem:
– Ksiądz proboszcz sprzedał samochód, aby zdobyć pieniądze na operację dla mojego ciężko chorego dziecka.
I natychmiast wybuchła strasznym płaczem. Już nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Kto słyszał ten płacz, nigdy go nie zapomni. Dla obecnych na Mszy św. było to przerażające, traumatyczne przeżycie.
Reklama
Gdy wierni usłyszeli słowa kobiety, jedni powoli zaczęli wychodzić – nie poczekali nawet na końcowe błogosławieństwo – począwszy od tych, którzy dali posłuch oszczerstwom na temat proboszcza. Inni stali jak wmurowani, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszeli. Jeszcze inni zaczęli płakać... Nie było osoby, u której słowa kobiety nie wywołały silnego przeżycia.
Jak się później okazało, źródło oszczerstwa pochodziło od osób niepraktykujących, których od wielu lat nie widziano w kościele. Na ogół jednak tacy ludzie mają zawsze najwięcej do powiedzenia w sprawach wiary, Kościoła, parafii, księży i uważają się za najwybitniejszych znawców, wręcz ekspertów, w sprawach Kościoła, a w istocie są ignorantami i potwarcami.
Wierni świeccy, związani bliżej z parafią, sugerowali księdzu proboszczowi, który znał personalia oszczerców, żeby skierował sprawę do sądu z powodu oczywistego, łatwego do udowodnienia oszczerstwa, które doprowadziło do podupadnięcia na zdrowiu i utraty dobrego imienia. Ale on nie przystał na tę sugestię, powiedział tylko, że sąd pozostawia Panu Bogu, a ludziom daje czas na opamiętanie i nawrócenie się.
Ks. Sebastian Kępa
Doktor teologii z zakresu teologii pastoralnej, redaktor radiowy, zajmuje się ewangelizacją katolików niepraktykujących