Reklama

Wiadomości

Patrzyliśmy jak zahipnotyzowani na opustoszały dziedziniec

Kiedy usłyszał wyrok śmierci, nawet go to nie zdziwiło. Miał 27 lat. Ów brak zdziwienia zaniepokoił natomiast przewodniczącego komunistycznego sądu Edwarda Hollera, który zapytał skazanego, czy zrozumiał wyrok. Ten ze spokojem odpowiedział: Tak

Niedziela Ogólnopolska 10/2019, str. 38-39

[ TEMATY ]

niezłomni

Mateusz Wyrwich

Mieczysław Chojnacki „Młodzik”

Mieczysław Chojnacki „Młodzik”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W marcu kapitan Mieczysław Chojnacki ps. Młodzik kończy 95 lat i nieco narzeka na swoją pamięć. Kiedy więc czegoś nie jest pewien, każe sięgnąć do wydanej przed 16 laty swojej książki „Opowiadanie «Młodzika»”, w której, jak mówi, „na gorąco” zawarł swoje wrażenia z lat 40. i 50. ubiegłego wieku.

Walka z okupantem niemieckim

Gdy wybuchła wojna, Mieczysław Chojnacki mieszkał z rodzicami i bratem w podwarszawskim Radzyminie. Jako 16-latek został łącznikiem Korpusu Ochrony Polski, później Związku Walki Zbrojnej, który z czasem przemianowano na Armię Krajową. Kiedy skończył 16 lat, został słuchaczem konspiracyjnej szkoły podchorążych. Pierwszą akcją, w której uczestniczył, był udany atak na pociąg wiozący niemieckich żołnierzy z frontu wschodniego w kwietniu 1943 r. Niedługo po tym Chojnacki został dowódcą 2. drużyny strzelców II plutonu 5. placówki obwodu „Rajski ptak”. Brał udział m.in. w akcji „Burza”, która miała na celu wyzwolenie od Niemców pobliskiej miejscowości Tłuszcz. Następnie został wraz z kilkudziesięcioma młodymi ludźmi aresztowany i wywieziony przez Niemców do obozu w Eichen. W kwietniu 1945 r. wyzwolili ich Amerykanie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nowa okupacja i aresztowania

„Młodzik” wrócił do rodzinnego Sierpca, gdzie mieszkali rodzice. Miał wówczas 21 lat i przekonanie, że jakkolwiek zakończy się jego walka, musi się przeciwstawić nowej okupacji. Wkrótce nawiązał kontakt ze swoim dowódcą z partyzantki Józefem Marcinkowskim ps. Wybój. Ten zaprzysiągł go w Ruchu Oporu Armii Krajowej. Na początku było ich kilku, później kilkunastu. Pracowali na co dzień w różnych zawodach, a co kilka dni zbierali się z bronią w ręku i uczestniczyli w akcjach zlecanych przez dowództwo ROAK, m.in. likwidowali posterunki UB i MO, wykonywali wyroki na sowieckich kolaborantach czy wyjątkowo okrutnych ubekach. Po kilku potyczkach już w lipcu 1946 r. nastąpiło pierwsze aresztowanie jednego z członków oddziału. Zaczął sypać, więc 15-osobowy oddział musiał zejść do lasu. Od tego czasu przez blisko 3 lata ukrywali się po lasach bądź wsiach, nadal jednak zbrojnie walczyli z komunistami. Wreszcie, w 1948 r., Marcinkowski rozwiązał oddział.

Reklama

– Pojechałem z kolegą do Szczecina, jego wuj był tam inspektorem w Inspektoracie Szkolnym. Obaj mieliśmy matury, więc skierował nas do pracy w szkołach podstawowych – opowiada Chojnacki.

– Dostałem jednak sygnał od rodziny, że UB mnie poszukuje. Postanowiłem więc zgubić ślad i pojechałem na Śląsk. Tam przez jakiś czas pracowałem jako geodeta. Aż 11 marca 1950 r. zostałem zatrzymany przez Informację Wojskową. Wcześniej aresztowano mojego brata, który studiował w oficerskiej szkole artylerii.

Mieczysława Chojnackiego zawieziono do budynku Informacji Wojskowej we Wrocławiu. Pytano przede wszystkim o to, gdzie ukrył broń. Kiedy odpowiedział, że wyrzucił, funkcjonariusze zaczęli go katować. Już pierwszego dnia przesłuchania kilkakrotnie stracił przytomność.

– Kiedy pytali o naszą działalność, odpowiadałem, że nie pamiętam. No to mnie katowali. Traciłem przytomność, odzyskiwałem... i tak przez kilka dni i nocy. Niestety, wiedzieli niemal wszystko o naszych akcjach. Znaczyło to, że mieliśmy w naszym oddziale kapusia albo że ktoś „pękł” w trakcie przesłuchania – wspomina „Młodzik”. – Po kilkunastu dniach tego katowania wywieźli mnie do Informacji Wojskowej w Warszawie. Później na rozprawę do Sierpca.

Wyrok

Proces odbył się 20 grudnia 1950 r. Mieczysławowi Chojnackiemu postawiono 9 zarzutów, wśród nich posiadanie broni i zastrzelenie kilku milicjantów. Prokurator żądał trzykrotnej kary śmierci, obrońca z urzędu starał się bronić „młodego człowieka, który miał przed sobą długie życie, ale zbłądził, występując przeciwko prawowitej władzy ludowej”. Sąd „przychylił się” i wymierzył oskarżonemu jedną karę śmierci.

Reklama

– Wyrok nie zrobił na mnie wrażenia. Może poczułem lekki chłód, ale to wszystko – mówi Chojnacki. – Kiedy po odczytaniu wyroku zapytano mnie, czy mam coś do powiedzenia, wstałem i powiedziałem, że od 16. roku życia walczyłem z okupantem o wolną Polskę, o to, by była wolna i sprawiedliwa dla wszystkich obywateli. Tak się jednak nie stało, bo przyszedł nowy okupant, więc walczyłem nadal. Po czym usiadłem i usłyszałem jakieś okrzyki przeciwko mnie ze strony ubeków czy ormowców. Ale nie interesowało mnie to.

Po co wam ślub...

Następnego dnia Mieczysław Chojnacki został przewieziony do warszawskiego więzienia na Rakowieckiej. Trafił do stuosobowej celi, w której siedzieli zarówno polscy patrioci, jak i niemieccy zbrodniarze wojenni. Pocieszono go, że z jednym wyrokiem śmierci najpewniej przeżyje, bo są wśród nich skazani na... dwudziestokrotną karę śmierci. Kiedy jednak po napisaniu odwołania od wyroku przez jednego z kolegów współwięźniów kary nie zamieniono na inną, „Młodzik” poczuł się nieswojo. Tym bardziej że już w lutym wyprowadzono z jego celi na wykonanie wyroku kary śmierci bohaterów polskiego podziemia. Jednakże starał się nie popaść w otępienie. Czas spędzał na grze w szachy, czytał, co było do czytania, słuchał opowieści starszych żołnierzy, oficerów – legend polskiego podziemia, m.in. słynnego pilota Stanisława Skalskiego, a także legendarnych oficerów: Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” czy Łukasza Cieplińskiego.

– Wtedy rządzili na Rakowieckiej nieludzcy kaci. Znęcali się nad więźniami z wyraźną przyjemnością, np. wchodzili z nagła z eskortą, tak jakby mieli wyprowadzić na wykonanie wyroku – mówi Mieczysław Chojnacki. – Podobnie było w moim przypadku. Któregoś dnia w celi pojawił się naczelnik więzienia Alojzy Grabicki ze strażą. Powiedział, że mój wyrok śmierci został zatwierdzony, i – tu zawiesił głos gdzieś na pół minuty – dodał: „Towarzysz Bierut udzielił wam prawa łaski, obniżając wam wyrok na 15 lat”. To było okrutne, podobnie jak odmówienie ślubu „Łupaszce” z siedzącą w tym samym więzieniu narzeczoną Lidią Lwow. Grabicki odpowiedział mu przy nas: „A po co wam ślub, przecież za kilka dni zostaniecie rozstrzelani?”. I rzeczywiście, upłynął tydzień, może dwa... 8 lutego 1951 r., kilka minut po 19, najpierw wezwali na korytarz ppłk. Antoniego Olechnowicza z WiN, a zaraz potem „Łupaszkę”, który powiedział do nas głośno i dobitnie: „Z Bogiem, panowie”. Następnie zabrali Henryka Borowskiego i Lucjana Minkiewicza. Przez szparę w oknie niektórzy z nas widzieli na dziedzińcu Grabickiego i słyszeli strzały. Po latach dowiedziałem się, że strzelał do nich pijany kat Aleksander Drej. Jeden z naszych kolegów, Maciej Jeleń, dla oddania im honorów rzucił komendę: Baczność! I w ten sposób minutą ciszy oddaliśmy im hołd.

Reklama

Mordują! Mordują! Mordują!

Bodaj tydzień później wyprowadzili ludzi z IV Komendy WiN, m.in. Łukasza Cieplińskiego, Adama Lazarowicza, Józefa Batorego, Franciszka Błażeja, Józefa Rzepkę i Karola Chmiela. Ten wyrwał im się na dziedzińcu i kilkakrotnie zakrzyknął: Mordują! Mordują! Mordują! Do końca życia będzie mi to tkwić w uszach. Te „wykonania” trwały ok. godziny. Patrzyliśmy jak zahipnotyzowani na opustoszały dziedziniec... – opowiada Chojnacki. Inny przykład perfidnego okrucieństwa: Też w lutym, może w marcu wyprowadzono kolejnych ośmiu na wykonanie „kaesa”. Już nie pamiętam, kogo wtedy rozstrzelano. Wykonywano wyroki na pięciu, a trzech trzymano w prowizorycznej celi. Po wykonaniu wyroków na tamtych kat przyszedł z plutonem egzekucyjnym do celi, gdzie siedzieli ci trzej. Wyczytał struchlałym ich nazwiska i byli przekonani, że zaraz ich rozstrzelają... po czym powiedział im: „Dobranoc, możecie spać spokojnie”.

Po zamianie wyroku z kary śmierci na 15 lat więzienia Mieczysław Chojnacki trafił do okrutnych więzień w Rawiczu, we Wronkach, w Strzelcach Opolskich. Wyszedł na wolność nie w 1956 czy 1957, jak utrzymywała propaganda komunistyczna, która zapewniała, że z więzień zostali zwolnieni wszyscy skazani za działalność polityczną, ale dopiero w lutym 1960 r. Skończył technikum geodezyjne, ożenił się. W latach 70. ubiegłego wieku opublikował kilka książek opowiadających o czasach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Dziś, jeśli pozwala mu na to zdrowie, przybliża młodzieży czas walki o wolną Polskę.

2019-03-06 10:18

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niezłomna wiara Żołnierzy Niezłomnych

Żołnierze Wyklęci walczyli o wolność, byli więc rycerzami najsłuszniejszej sprawy. Gdy brakowało nadziei, ich jedynym orężem była wiara... a ta wiara była z najszlachetniejszej stali

„O Mario, Królowo Polskiej Korony, błogosław pracy naszej i naszemu orężowi. O spraw, Miłościwa Pani, Patronko naszych rycerzy, by wkrótce u stóp Jasnej Góry i Ostrej Bramy zatrzepotały polskie sztandary z Orłem Białym i Twym wizerunkiem” – te słowa modlitwy Narodowych Sił Zbrojnych najlepiej pokazują, czym była wiara dla bohaterów podziemia antykomunistycznego.

CZYTAJ DALEJ

Gorzkie Żale to od ponad trzech wieków jedno z najpopularniejszych nabożeństw pasyjnych w Polsce

2024-03-28 20:27

[ TEMATY ]

Gorzkie żale

Grób Pański

Karol Porwich/Niedziela

Adoracja przy Ciemnicy czy Grobie Pańskim to ostatnie szanse na wyśpiewanie Gorzkich Żali. To polskie nabożeństwo powstałe w 1707 r. wciąż cieszy się dużą popularnością. Tekst i melodia Gorzkich Żali pomagają wiernym kontemplować mękę Jezusa i towarzyszyć Mu, jak Maryja.

Autorem tekstu i struktury Gorzkich Żali jest ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia księży misjonarzy świętego Wincentego à Paulo. Pierwszy raz to pasyjne nabożeństwo wyśpiewało Bractwo Świętego Rocha w 13 marca 1707 r. w warszawskim kościele Świętego Krzyża i w szybkim tempie zyskało popularność w Warszawie, a potem w całej Polsce.

CZYTAJ DALEJ

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję