W dniu 19 maja 1939 r. w Paryżu została podpisana tajna umowa wojskowa. Parafowana przez francuskiego i polskiego ministra obrony przewidywała, że w przypadku agresji niemieckiej na Polskę lub zagrożenia jej „żywotnych interesów w Gdańsku” Francja zobowiązuje się do: przeprowadzenia natychmiastowej akcji lotniczej, ataku w ciągu trzech dni „z ograniczonymi celami” i ofensywy na dużą skalę „od piętnastego dnia”. Rząd polski, zyskawszy takie zapewnienia sojusznika, był więc przekonany, że w razie konfliktu otwarcie zachodniego frontu sprawi, iż Polacy nie będą musieli stawić czoła wszystkim siłom Wehrmachtu.
Było to uzasadnione, gdyż w owym czasie armia francuska była uważana za najsilniejszą w Europie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jednego wszak polscy przywódcy nie przewidzieli: że Francuzi nie mają zamiaru atakować niemieckich fortyfikacji, a jedynie będą czekać na Linii Maginota. Generał Maurice Gamelin, francuski minister wojny, miał nawet przygotowane trzy różne „dyplomatyczne” odpowiedzi na wypadek wojny polsko-niemieckiej, aby wyjaśnić bezczynność Paryża. Tak naprawdę nikt we Francji nie chciał „umierać za Gdańsk”, jak napisał Marcel Déat w paryskiej gazecie „L’Oeuvre”. Ten punkt widzenia podzielali zarówno francuscy politycy, jak i – niestety – francuska opinia publiczna.
Reklama
Nie lepiej było w Wielkiej Brytanii. Kiedy w Europie ogłoszono pakt Ribbentrop-Mołotow, już następnego dnia brytyjska Rada Ministrów zwołała w trybie pilnym parlament. Premier Neville Chamberlain skrytykował gest Stalina, zaś minister spraw zagranicznych Edward Wood otwarcie mówił o potrzebie przygotowania się do wojny. Wieczorem obie izby zatwierdziły Emergency Powers Act 447 głosami za i 4 przeciw. 25 sierpnia Halifax i ambasador RP w Londynie Edward Raczyński podpisali uzgodnione wcześniej przez min. Józefa Becka zobowiązania dyplomatyczno-wojskowe.
Pięcioletni traktat brytyjsko-polski zapewniał natychmiastowe wzajemne wsparcie w przypadku, gdy jeden z dwóch narodów zostanie zaatakowany lub zostanie zagrożona jego niezależność, wykluczono zawieszenie broni lub traktat pokojowy bez wzajemnego porozumienia. Najważniejszy był tajny protokół, w którym podano dokładną interpretację każdego artykułu.
Szef sztabu Wehrmachtu gen. Franz Halder zanotował w swym dzienniku pod datą 29 sierpnia: „30.08 Polacy w Berlinie, 31.08 zrywamy rozmowy, 1.09 – uderzenie zbrojne”. 31 sierpnia włoski minister spraw zagranicznych Galeazzo Ciano zapisał, że następnego dnia ruszy atak na Polskę. 1 września bombowce i myśliwce Luftwaffe wystartowały o godz. 4.15 rano, aby osiągnąć wyznaczone cele na czas, o 4.45 działa starego pancernika „Schleswig-Holstein” rozpoczęły ostrzał Gdańska. Jedynym zaskoczeniem w Europie był fakt, że stało się to bez oficjalnego wypowiedzenia wojny.
Anglia, a potem Francja ogłosiły mobilizację, a Polska zaczęła się domagać wypełnienia sojuszniczych zobowiązań. Opracowany w marcu przez polskie wojsko plan przewidywał starcia z Wehrmachtem i błyskawiczne kontrataki, aby zachować ważne obszary kraju do czasu interwencji francusko-brytyjskiej.
Reklama
Francja i Wielka Brytania wysłały do Hitlera apel o natychmiastowe zawieszenie broni i wycofanie się z Polski. Oczywiście, odpowiedź nie nadeszła, a armia niemiecka posuwała się do przodu. 3 września o 11.15 Chamberlain ogłosił w BBC, że Wielka Brytania jest w związku z tym w stanie wojny z Niemcami. Ambasador Robert Coulondre o 17.00 powiedział, że Francja wypełni swoje zobowiązania wobec Polski. Ribbentrop, nic sobie z tego nie robiąc, wysłał o 18.50 do Moskwy telegram, w którym wezwał Stalina do realizacji postanowień tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow i zajęcia części Rzeczypospolitej.
Czwarty rozbiór Polski rozpoczął się 17 września wraz z inwazją Armii Czerwonej na Polskę ze wschodu, również bez oficjalnego wypowiedzenia wojny. Francja nie przeprowadziła ataku w ciągu trzech dni „z ograniczonymi celami” czy ofensywy na dużą skalę „od piętnastego dnia”: na wschodzie był Blitzkrieg, na zachodzie – Sitzkrieg. Polacy, choć pokonani i przytłoczeni na polu bitwy, nie podpisali nigdy rozejmu i walczyli do ostatniego dnia II wojny światowej na wszystkich frontach.
Gdy w Londynie 8 czerwca 1946 r. obchodzony był Dzień Zwycięstwa, paradowały wszystkie narody, które pokonały Hitlera, ale Polakom nie pozwolono na udział w tej uroczystości. Nie było polskich flag ani polskich żołnierzy. Stalin, który w 1939 r. dzięki sojuszowi z Hitlerem miał swój udział w łupie, nigdy nie zwrócił zabranej sporej części terytorium Rzeczypospolitej. W 1945 r. cały ten kraj, Polska, cynicznie poświęcony na ołtarzu Realpolitik, trafił pod sowiecką okupację. W nowym, powojennym ładzie nie było miejsca dla walczących na froncie zachodnim o wolność całego świata żołnierzy gen. Władysława Andersa ani dla dzielnych patriotów z Armii Krajowej, armii Polskiego Państwa Podziemnego.
Polska została zdradzona, porozumienia nie zostały wypełnione. To czarna karta naszej wspólnej europejskiej historii. A mimo to pasja Polaków i ich umiłowanie wolności – pasja odbudowy i solidarności – godne są najwyższej pochwały.
* * *
Prof. Marco Patricelli
włoski historyk specjalizujący się w II wojnie światowej, wykładowca, autor licznych książek historycznych. Kawaler Orderu Merito Republiki Włoskiej, odznaki Bene Merito i Orderu Zasługi Rzeczypospoliteja