Jest 2.00 w nocy. Rodzą się bliźnięta. Kilkanaście tygodni za wcześnie. Ich rodzice są świadomi powagi sytuacji, i choć w środku nocy dzwonić nie wypada, decydują się na telefon.
Kilkadziesiąt minut później uczestniczą w sakramencie chrztu noworodków. Z pomocą kapłana zdążą obdarować swoje maleństwa najpiękniejszym darem – Bożym dziedzictwem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Chłopiec odchodzi pierwszy, dziewczynka kilka godzin walczy o życie u boku czułych rodziców. Ale niewielkie siły niedużego człowieka kończą się szybko. Od poczęcia kochane, wyczekiwane dzieci umierają. Rodzice nie zostają sami – kapłan wciąż im towarzyszy.
– Moja praca polega na roztaczaniu opieki duchowej nad szpitalem, czyli dbam o to, żeby każdy miał dostęp do sakramentów świętych. Modlę się za pacjentów, ich rodziny, za personel szpitala – wyjaśnia o. Ezechiel Adamski OFM, kapelan w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu, i dodaje: – Ludzie, może zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, jaką jest pobyt w szpitalu, potrzebują być wysłuchani. Chcą rozmawiać, zadać nurtujące ich pytania...
Reklama
Bywa, że chory opowiada o swojej chorobie lub o rodzinie, ale bywają rozmowy o życiu i śmierci. Szczególnie delikatnym jest temat „terminacji” ciąży, który w świetle prawa, w konkretnych okolicznościach, jest dozwolony do 24 tygodnia obecności dziecka pod sercem mamy. W szpitalu działa hospicjum perinatalne, którego zadaniem jest służyć fachowym wsparciem i informacją rodzicom oczekującym na dzieci chore. – Rozmawiamy z rodzicami o możliwościach zaopiekowania się chorym dzieciątkiem po jego urodzeniu. Oferujemy im wsparcie psychologa.
A jeśli rodzice czekają na narodzenie dziecka martwego, zachęcamy ich, żeby nadali maluszkowi imię i pochowali je. Wielu młodych rodziców nie ma świadomości, jak ważne jest pożegnanie i żałoba po życiu, które zaistniało – wyjaśnia kapelan.
Oddać czas
Popołudnia w szpitalu są długie i leniwe. Toczą się telefoniczne rozmowy, trwają salowe narady kuracjuszy, przychodzą goście w odwiedziny. Pacjenci z lekka przysypiają, albo wymykają się cichaczem na korytarz, do baru, kiosku, odważniejsi na spacer.
Korytarze przemierza również kapelan z Panem Jezusem w bursie. Puka do każdych drzwi, pytając chorych o chęć przyjęcia Komunii św. – Niektórzy są zaskoczeni, dlaczego przychodzę na oddziały położnicze. Ale Pan Jezus też błogosławił tam, gdzie niekoniecznie Go oczekiwano. Każda osoba ma prawo do sakramentów, a moim zadaniem jest dotrzeć do każdego, bez wyjątku. Obojętnie, czy przyszedł jedynie na badania, czy jest terminalnie chory; czy dba o higienę, czy z jakichś powodów nie jest w stanie o siebie zadbać – opowiada o. Ezechiel – Mam też obowiązek skontaktowania osoby innej wiary z jego duchowym opiekunem.
Reklama
Potrzeba czasu, żeby przyzwyczaić ludzi do obecności kapelana i do jego otwartości na rozmowę z każdym, kto tego potrzebuje. To działa jak podawanie lekarstw: pierwszego dnia nie widać efektów, ale trzeciego owszem. Warunkiem jest systematyczność. Po kilku, kilkunastu dniach przychodzenia na oddział chorzy proszą o sakrament pojednania, zaczynają przyjmować Komunię. Często są to spowiedzi po kilkudziesięciu latach nieobecności w kościele.
Czas potrzebny jest również personelowi szpitala, żeby w sytuacjach zagrożenia życia nie wahał się dzwonić po kapelana. O każdej porze dnia i nocy. – Niczym nie różnię się od karetki – od strony duchowej ja też ratuję czyjeś życie! – porównuje kapłan.
Zdążyć
Są miejsca, w których nikt nie jest mile widziany. To oddziały aseptyczne. Tu trwa walka na śmierć i życie. Odziany w jałowy fartuch kapelan niesie w wydezynfekowanych dłoniach Jezusa i błogosławi: noworodki w inkubatorach, ludzi po operacjach podłączonych do pomp infuzyjnych, cewników i respiratorów. Nie każdemu się to podoba, ale kapelan pojawia się tu niestrudzenie. Właśnie na tych oddziałach najczęściej chrzci dzieci czy udziela sakramentu chorych. Najtrudniejsze są sytuacje, kiedy rodzina zwleka z prośbą o przyjście do chorego. A kiedy się decydują, okazuje się, że on już umarł... Modlę się wtedy z nimi Koronką do Bożego Miłosierdzia, ale prośby o łaskę sakramentu spełnić nie mogę... Na co dzień towarzyszy mi obawa, że kogoś pominę albo nie zdążę przyjść do niego w porę, zanim odejdzie...
Kaplica
Niewielką, zawsze otwartą kaplicę pw. Podwyższenia Krzyża Świętego znajdziemy w jednym z głównych korytarzy szpitala. To ciąg komunikacyjny, który (pozornie) przeszkadza w skupieniu, ale może sprzyja liczniejszym odwiedzinom u Pana Jezusa? Każdego dnia w kaplicy odprawiana jest Msza św., a o 15.00 chętni zbierają się, by odmówić Koronkę. We wtorki, czwartki i piątki po Mszy trwa godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu. Prócz pacjentów, ich bliskich, w kaplicy modlą się pracownicy szpitala. – Z inicjatywy personelu powstała u nas Wspólnota Żywego Różańca. Jej członkowie podejmują roczne zobowiązania. Modlą się o dobre relacje w szpitalu, za chorych pracowników, za pacjentów – wylicza kapelan i dodaje: – Towarzyszą im święci w relikwiach: bł. Hanna Chrzanowska – patronka pielęgniarek, św. Jan Paweł II, św. Ojciec Pio, św. Charbel – wotum od pacjenta, św. Szymon z Lipnicy, który zmarł niosąc Chrystusa chorym, św. Paweł Pustelnik i św. Kazimierz Królewicz – znalezieni na strychu i przyniesieni w miejsce godne, św. Jan XXIII i św. Franciszek. Mamy również relikwie Krzyża Świętego oraz Dzieci Fatimskie – takie wsparcie jest potrzebne, bo dzieci najlepiej się modlą za dzieci – przekonuje wzruszony kapłan. Życie trwa od poczęcia już na wieki. Szpital jest miejscem, do którego przychodzimy po pomoc, by wyzdrowieć. Jest także miejscem przechodzenia do „nowego etapu” – podczas gdy jedni przychodzą na świat, inni rodzą się do wieczności. Tu potrzeba człowieka, który poprowadzi drugiego ku Bogu. O każdej porze dnia i nocy.