Módlmy się o zdrowie i łaski dla Marii i Józefa w ich 60. rocznicę ślubu – mówił ks. Jan Dziubek, proboszcz parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Krzczonowie, rozpoczynając Mszę św. w intencji diamentowych jubilatów.
Jedność i odpowiedzialność
Wzruszająca uroczystość zgromadziła w kościele rodzinę. Zebrani z uwagą wsłuchiwali się w homilię, w której proboszcz zauważył: – W ostatnich latach, święty sakrament małżeństwa jest przez różne środowiska podważany. Dlatego jest potrzeba, abyśmy jako ludzie wierzący, jako chrześcijanie pamiętali o nierozerwalności małżeństwa, o wierności i miłości rodzinnej, pojętej według myśli Bożej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ksiądz proboszcz przypomniał słowa papieża Franciszka, wypowiedziane w 2016 r. w Krakowie, iż małżeństwo jest czymś tak pięknym, tak cudownym, że musimy o nie dbać, bo jest ono na zawsze. – Odpowiadając na apel Ojca Świętego, chcemy dbać o święte małżeństwa, chcemy dbać o ich nierozerwalność, wierność, o tę szczególną wspólnotę życia i miłości, kiedy to w czasie ślubu Pan Jezus Bożą mocą uczynił małżonków jednością – nauczał ks. Dziubek i dodał, że świętowany jubileusz stanowi okazję do wyrażania wdzięczności Panu Bogu za lata wspólnego życia, a dla innych może pomóc w nieustannym odkrywaniu wielkości małżeństwa.
Reklama
Diamentowi jubilaci, zaproszeni przed ołtarz, odnowili przysięgę małżeńską, przypominając sobie, jak to było 60 lat temu... Gdy po Mszy św. zapytałam o ich sposób na długie życie małżeńskie, pani Maria stwierdziła: – Nie ma jednej recepty. Najważniejsza jest odpowiedzialność i świadomość, że wybraną drogę trzeba przejść wspólnie. Państwo Kmiecikowie przyznali, że łatwo nie było. Wyjaśniali, że w małżeństwie raz mąż, a innym razem żona jest ważniejsza. I stwierdzili: – W tym wszystkim nie jest najważniejsze, kto decyduje, ale na pierwszym miejscu musi być zaufanie, jakim się małżonkowie obdarzają. I wzajemny szacunek. Po chwili stwierdzili: – Chociaż to nie jest tak, że w małżeństwie zawsze jest „cacy” i najlepiej. Czasem jest gorzej, żeby potem było lepiej. A pani Maria podsumowała: – Jakby się nie kochało drugiego człowieka, to by się nie dało rady tyle lat razem przeżyć.
Rodzice i dziadkowie
Jubilaci są rodzicami córki i trzech synów, z których najstarszy zginął w wypadku. Są też dziadkami dziesięciorga wnucząt i czworga prawnucząt. Pan Józef przez 63 lata pracował jako kierowca ciężarówki, a pani Maria realizowała się jako żona, matka, gospodyni. Przez długie lata małżonkowie, jak większość mieszkańców Krzczonowa, prowadzili też gospodarstwo rolne. Dziś nadal są samodzielni. Starają się być przydatni. Bardzo kochają wnuki i prawnuki. – Najstarsza wnuczka mieszka w Hiszpanii – informuje synowa Irena Kmiecik, wspominając, że od urodzenia jej córka Kasia była ulubienicą zwłaszcza dziadka, który bardzo się martwił, jak ona sobie w tej Hiszpanii radzi. – Kasia odwzajemnia uczucia dziadziusiów – zapewnia pani Irena i wspomina: – W zeszłym roku zaprosiła ich do Hiszpanii. W sierpniu odwiedziliśmy Kasię i jej rodzinę i dziadziuś mógł się przekonać, że tam też można żyć (śmiech). Teraz się martwi, jak też dojedziemy na chrzest bliźniaków, które Kasia urodziła.
Reklama
– Mama zawsze się nami opiekowała i dbała o ciepłą, domową atmosferę, a tata zajmował się pracą zawodową i dbaniem, aby dzieciom niczego nie brakowało – wspomina Zofia Juszczak, córka jubilatów. A gdy pojawiły się wnuki, pani Maria miała nowe zajęcie. Irena Kmiecik podkreśla, że w rodzinie męża od początku była traktowana jak córka. Wspomina: – Zanim wybudowaliśmy dom, mieszkaliśmy z rodzicami przez osiem lat. I różnie bywało, ale starałyśmy się z mamą szukać kompromisów. Podkreśla: – Gdy wróciłam do pracy, mama zajmowała się dziećmi. Zaprowadzała je do przedszkola, a gdy były starsze, czekała na wracające ze szkoły wnuki z obiadem.
Druga synowa, Małgorzata Kmiecik przyznaje, że gdy po ślubie zamieszkała we wspólnym domu z rodzicami, niejednokrotnie podporządkowywała się mamie. Jak było trzeba, to pracowała w gospodarstwie. – Takie były realia – wspomina z uśmiechem i zauważa: – Ale to ja tu przyszłam, więc nie mogłam narzucać swoich zasad, musiałam się dostosować. Syn pani Małgorzaty, Przemek – student historii na UJ – wspomina: – Kiedy byłem mały, to bardzo chorowałem. I wtedy babcia pomagała mamie w opiece przy mnie. To bardzo nas do siebie zbliżyło. Małgorzata Kmiecik dodaje: – Mama, razem z Zosią, która wtedy jeszcze tu mieszkała, bardzo nas wspierały. Przemek nie spał nocami, więc byłam wykończona. Mama i Zosia na zmianę przychodziły i się nim opiekowały. Bardzo nam wtedy pomogły i nadal możemy na nie liczyć.
Małżonkowie
Reklama
– W związku rodziców stroną dominującą była mama – stwierdza pani Zofia, która zaznacza, że to efekt pracy zawodowej taty. Uśmiechając się, dodaje: – Nie wiem, jakby to wyglądało, gdyby tato był w domu, bo jak rodzice byli razem, to czasami się ścierali. Teraz, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że osobą pozytywnie mobilizującą w małżeństwie rodziców była mama. Wnuk Przemek zauważa: – Generalnie wydaje się, że rządzi babcia, ale jeśli dziadek coś sobie wymyśli, to i tak swój plan zrealizuje. A Małgorzata Kmiecik puentuje: – W małżeństwie naszych jubilatów jest tradycyjnie; tata jest głową, a mama – szyją, która tą głową kręci na prawo i na lewo (śmiech).
Gdy dopytuję, co miało wpływ na tyle lat wspólnie przeżytych, moi rozmówcy zgodnie odpowiadają, że wiara małżonków. – W życiu dziadków kwestie religijne są ważne – stwierdza Przemek Kmiecik. Podkreśla, że oni starają się żyć zgodnie z Ewangelią. I zauważa: – W ich małżeństwie wiara miała duży wpływ na podejście do wierności małżeńskiej, do zrozumienia siebie i bycia ze sobą na dobre i na złe. Zofia Juszczak z uśmiechem stwierdza, że mama ma tam u góry szczególne chody. – Nieraz, zwłaszcza gdy się coś złego dzieje, mówimy, aby się pomodliła – opowiada córka pani Marii. I dodaje: – Mama od zawsze powierzała Panu Bogu wszelkie sprawy i małżeńskie, i rodzinne, a nie brakowało im kłopotów. Jestem przekonana, że gdyby w ich wspólnym życiu nie było wiary, wtedy ich małżeństwo i nasza rodzina mogłyby inaczej wyglądać. Może nawet takiego jubileuszu by nie było...
Jubileusz świętowano rodzinnie. – To była dla rodziców niespodzianka – przyznaje Małgorzata Kmiecik. I opowiada: – Nasi jubilaci bardzo nam dziękowali. Cieszyli się ze spotkania, zwłaszcza że przyjechało rodzeństwo mamy i taty. Mieli więc okazję, aby porozmawiać, powspominać. Widać było, że są szczęśliwi.