Nie ma nic gorszego, jak życie na powierzchni – pozbawione kontaktu zarówno z tym, co w nas najwznioślejsze, jak i z tym, co... najniższe. Zbyt łatwo i bezrefleksyjnie dajemy się unosić strumieniowi oszałamiającej cywilizacji. To zmora i nieszczęście naszych czasów. Schodzenie na głębię, także tę mroczną, jest konieczne, by móc żarliwie zwracać swe oczy ku jasnej głębi serca i najwznioślejszym darom Boga.
Najwznioślejszy dar to sam Syn Boży, który daje nam Siebie na pokarm. Z każdym przyjęciem Go doświadczamy i oczyszczenia, i niejako przebóstwienia. Udzielający się Zbawiciel sposobi obdarowanych do uszczęśliwiającego zjednoczenia z Boskimi Osobami. „Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”. Dar Jezusa w Eucharystii jest bezcenny i niewymowny. Tak łatwo go przeoczyć, a nawet nim wzgardzić. Dlaczego?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przyczyny bywają różne. Tę może najważniejszą ukazuje nam św. Paweł: „Zaklinam się na Pana, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem”. Obecnie wierzący w Chrystusa doświadczają wzmagającej się presji „próżnego myślenia” pogan. Ideologie, które w swych założeniach mają zerwanie więzi ze Stwórcą, a nawet walkę z Nim, dysponują coraz liczniejszymi środkami nacisku (media, prawo, uczelnie, polityka, wielki biznes). Totalitaryzmy XX wieku dały się wierzącym mocno we znaki. Co jeszcze pokaże obecny wiek, poganiejący – zobaczymy.
Jeśli chcemy myśleć o rzeczywistości z klasą, realistycznie (nie według ateizujących ideologii); jeśli chcemy mieć poczucie sensu życia, radość i pokój w sercu, to winniśmy oburącz trzymać się Chrystusa i Jego Kościoła. On Sam, jako Najcenniejsze Dobro rodzaju ludzkiego, jest przez wieki przechowywany i przenoszony w kruchym naczyniu Kościoła. To swoiście słaby „punkt” i nierzadko kamień obrazy dla wielu. Możemy mieć zasadną nadzieję, że „Król królów” w wyznaczonym czasie (może już niedługo) wkroczy w nasze dzieje i przywróci Boży ład w Swoim świecie; ład, zda się niedający się już przywrócić ludzkimi siłami – Kościoła, pasterzy, topniejącej liczby wierzących.
Ale jest też inny „punkt”, jeszcze... słabszy, delikatniejszy – w nas samych, w dość mrocznej głębi, a pozostawiony jest osobistej odpowiedzialności każdego. Chodzi o „starego” czy „cielesnego człowieka” w nas – o jego podstępne dążenia. To ten Pawłowy imperatyw winien mocno dźwięczeć w naszych uszach, jeśli chcemy utrzymywać w dobrej kondycji więź z Bogiem: „trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości”.