Reklama

Wiara

Beatyfikacja

Tylko miłość zwycięża

Choć kard. Stefan Wyszyński nie żyje od 40 lat, to nadal aktualne jest jego nauczanie. Sprawdziliśmy to, konfrontując wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia z pytaniami, które najbardziej nurtują dzisiaj wierzących w Polsce.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Łukasz Krzysztofka: Współczesne badania pokazują, że Polacy są narodem mocno podzielonym. Jest to skutek m.in. faktu, że trudno nam dzisiaj kochać nieprzyjaciół. Tymczasem Ksiądz Prymas mimo ataków i prześladowań ze strony komunistów nigdy nie powiedział pod ich adresem złego słowa. Co robić, aby nie ulec pokusie nienawiści i jednocześnie bronić własnych przekonań?

Kard. Stefan Wyszyński: Brońcie własne serca, myśli i uczucia przeciwko nienawiści i kłamstwu, mając odwagę bronić swego prawa do prawdy, miłości, szacunku wzajemnego i sprawiedliwości. Ratujcie swą miłość, która jest ratowaniem własnego człowieczeństwa.

Coraz częściej słyszymy na ulicach język nienawiści i jesteśmy świadkami agresji. Trudno odpowiadać na to językiem miłości...

Trzeba się koniecznie wyzwolić z tego przerażającego wrażenia, jakoby na świecie nie było już żadnej innej mowy, tylko słowa grozy. W twardych czasach może najbardziej potrzeba światu dziecięcego języka i odczucia, że w niebie jest nasz Ojciec.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dlaczego agresja słowna stała się tak powszechna i już nie przeraża ?

Mowa nienawiści już nikogo nie przestrasza, bo my jesteśmy takim pokoleniem, do którego przemawiały wszystkie przerażające moce. Jesteśmy z nimi oswojeni. To nas za serce nie weźmie.

Kto więc weźmie nas za serce?

Tylko Ojciec – najlepszy Ojciec!

Czy dlatego na swoje zawołanie biskupie wybrał Ksiądz Prymas słowa Soli Deo, czyli „samemu Bogu”?

Soli Deo nie jest ozdobą pieczęci biskupiej. Dla mnie jest programem, który został ukształtowany w obliczu potężnego najazdu nienawiści i niewiary na naszą Ojczyznę i na Kościół święty w Polsce.

Boże ojcostwo wymaga wiary silnej, a ona nie zawsze taka jest. Jak mamy pokonywać trudności w wierze?

Mamy nie tyle opędzać się przed wichrami, ile trwać w wielkiej cierpliwości i wszczepiając się w twarde łono granitu – przetrwać. Taka wiara jest zjawiskiem najczęstszym, jest znamieniem ludzi dojrzałych. Wtedy trzeba trwać, spokojnie trwać, pomimo wszystko – trwać i cierpliwie czekać, aż Bóg ukryty da się kiedyś odczuć.

Reklama

A ci, którzy Boga nie czują, od jakiego praktycznego ćwiczenia mają zacząć?

Na razie rozglądajmy się pilnie wokół siebie. Im mniej odczuwamy Go w sobie, tym bardziej upatrujmy Go w naszych braciach. To jest ostatnia deska ratunku! Kiedy zdaje się nam, że nie mamy kontaktu z Bogiem, odczucia i doznania Boga, że nie mamy osobistego doświadczenia religijnego – wydaje nam się to klęską.

Klęska to koniec. Nie ma już żadnej nadziei?

Jeszcze coś pozostało. Już nic się nie wie, tylko się wierzy – przez łzy, cierpienia, mękę i upór, niemal przez „nałóg”. Jest to wiara trudna, doświadczana, smagana wichrami jak limba nad Morskim Okiem odzierana z igliwia, którą jednak bardziej podziwiamy aniżeli bujne drzewo rosnące nad brzegami wód. Trudno jej utrzymać się na gołym głazie, trudno wytrzymać wichry i zimna. A jednak ona trwa...

Jak więc pogłębiać naszą relację z Bogiem?

Mówcie mało, żyjcie bez hałasu. Czyńcie wiele, lecz bez gorączki, spokojnie. Pracujcie systematycznie. Unikajcie marzycielstwa – nie myślcie o przyszłości, to rzecz Boga. Nie traćcie czasu, gdyż on do was nie należy. Życie jest celowe – a więc i każda w nim chwila. We wszystkim wzbudzajcie dobre intencje. Módlcie się często wśród pracy. Szanujcie każdego, gdyż Bóg pysznym się sprzeciwia. Wszelką mocą strzeżcie waszych serc, ponieważ z nich wypływa życie, i wychwalajcie zawsze Boże Miłosierdzie.

Coraz mniej młodych ludzi decyduje się na sakramentalne małżeństwo, argumentując to tym, że ślub nie jest im potrzebny do szczęścia. Wierzący z kolei coraz częściej się rozwodzą. Dlaczego?

Małżeństwo i rodzina nie są dla tych, którzy wybrali przeciętność i nie chcą się przemęczać w służbie Bożej. Małżeństwo wymaga ciągłego wysiłku – inaczej się zresztą nie uda. Nie jest to bowiem coś gotowego i zamkniętego. Stale może być lepiej dziś, niż było wczoraj, a jutro powinno być lepiej niż dziś.

Reklama

Taki program życiowy nie jest na ludzkie siły...

Małżonkowie dobrze o tym wiedzą. Ale mają też prawo wiedzieć, że są obdarzeni Bożą mocą i że zawsze Bóg gotów jest im pomagać. Właśnie dlatego Chrystus Pan wyniósł małżeństwo do godności sakramentu. Nie na darmo stan małżeński jest sakramentem. Wiernie wypełniając swoje obowiązki i budując własne szczęście, mocą sakramentu małżeństwa zbliżają się do Boga i zdobywają życie wieczne.

Małżeństwo, zanim zostało podniesione do godności sakramentu w Chrystusie i w Kościele, było i nadal jest bardzo ważną wartością ogólnoludzką. Co charakteryzuje miłość małżeńską?

Miłość kieruje ludzi nieodparcie ku wspólnocie. Prawdy te najwymowniej potwierdzają się w małżeńskiej wspólnocie życia i miłości: małżonkowie pragną oddać się sobie i przyjąć wzajemnie na zawsze przez serce, duszę i ciało. U podstaw miłości małżeńskiej, jeszcze bardziej niż w życiu społecznym, leży uznanie osoby ludzkiej, zdolnej do głębokich przeżyć i odpowiedzialnych działań. To wzajemne uznanie jest równocześnie obopólnym dopełnieniem i warunkiem trwałości małżeńskiej miłości. Mężczyzna i kobieta potrzebują wzajemnej współpracy do osiągnięcia pełni rozwoju.

Konieczna jest więc harmonia?

Tak, natura ludzka otrzymuje swoje znaczenie i harmonię wtedy, kiedy dwie osoby płci odmiennej stają się w małżeństwie „jednym ciałem”. Małżeństwo jest oddaniem się wzajemnym bez zagubienia siebie, jest zjednoczeniem bez wchłonięcia; „być jednym” bez utraty zdolności bycia sobą. Powstała w ten sposób harmonia uczuć i miłości tworzy pełną i równą wspólnotę życia, w której wszystkie postaci istnienia ludzkiego znajdują fundament dalszego rozwoju i doskonalenia. Miłość małżeńska jest więc szczęśliwą możliwością rozwoju człowieczeństwa obydwu stron.

Reklama

Jakie są przyczyny rozpadu sakramentalnych małżeństw?

Musimy przyczyn tych upatrywać m.in. w ogólnym kryzysie wiary i moralności. Życie moralne osobiste i rodzinne wspiera się na fundamencie przekonań. Wprawdzie ogromna większość naszego narodu zachowuje wiarę w Boga i przywiązanie do Kościoła, ale są liczne znaki, że wiara ta u wielu przechodzi kryzys – jest chwiejna, powierzchowna lub deklaratywna. Zbyt wielu wierzących w Boga nie bierze poważnie Jego praw i nakazów, a przede wszystkim nie dba o Jego codzienną obecność w duszy przez łaskę uświęcającą.

Co więc robić, aby łaska uświęcająca stawała się naszą codziennością?

Przede wszystkim pogłębiajmy i ożywiajmy naszą wiarę. Bóg musi być w naszym życiu naczelną wartością – „nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Jego prawo, nigdy nieprzedawnione i najdoskonalsze, zasługuje na pełne nasze zaufanie, bez żadnych ograniczeń i usprawiedliwień; wszelkie ludzkie dążenia i prawa niezgodne z prawem Bożym nie mogą być normą postępowania. Otwarcie Bogu swego serca, by zamieszkał w nim przez swą łaskę, jest powinnością człowieka stworzonego i odkupionego, ale jest zarazem ludzkim dostojeństwem i szczęściem.

W Polsce pojawiają się krzykliwe głosy osób, które domagają się legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych. Czy to wynik ataku na rodzinę?

Rodzina dziś ma wielu nieprzyjaciół. Chociaż jest powołana do budzenia życia, zaczyna się dziś, niestety, mówić o jakiejś rodzinie, która ma już życia nie dawać. Zapomina się, że były takie chwile, gdy opiekę i moc całemu narodowi dawały rodzina i Kościół. Gdy wszyscy życzyli narodowi śmierci, rodzina żyła dzięki naszym chrześcijańskim matkom i pracowitym ojcom. Nie umierała! I dzięki niej – nie umierał naród. Żył w rodzinie!

Reklama

Chociaż matka jest powołana do tego, aby wydać życie na świat, często mówi się dzisiaj o jej „prawie” do godzenia w życie...

Musimy to uznać za obłęd! Ktokolwiek by głosił, czy to w prasie, czy w książce, że na ziemi polskiej istnieje prawo zabijania, niech wie, że godzi we własną matkę i w życie narodu, że uśmierca własny naród! Rodzina jest miejscem, gdzie życie się rodzi, a nie zamiera. Chrońcie się wszyscy od wszelkich pokus i szeptów, które by z matek życia czyniły matki śmierci.

Księże Prymasie, dla wielu katolików niedziela przestaje być dniem poświęconym Bogu. Dlaczego tak ważne jest święcenie dnia świętego?

Doświadczenie uczy, że w rodzinie, która umie w całym tego słowa znaczeniu „święcić” niedzielę, wszyscy złączeni są mocną więzią miłości. Kochają się wzajemnie, bo wszyscy Boga się boją i Go miłują. Dzisiejsze życie, zwłaszcza w miastach, rozrywa wspólnotę rodzinną. Trzeba, aby przynajmniej niedziela gromadziła wszystkich pod strzechą rodzinną. W domu katolickim jest wtedy czas na głośne czytanie uczciwej książki, zajmującej powieści, a przede wszystkim urywków z Ewangelii lub z żywotów świętych. Dzięki temu rodzina, w ciągu mozolnych dni tygodnia jak gdyby rozerwana, spaja się w święty wieczór niedzielny w jedną, nierozerwalną wspólnotę.

Jaka więc powinna być nasza niedziela?

Inna niż pozostałe dni tygodnia. Bo dni powszednie przeminą i jak wszystko, co przemija, zatoną w oceanie przeszłości i zapomnienia. Są one tylko drogą, a droga zawsze musi się gdzieś skończyć. Niedziela zaś nie jest drogą. Jest celem. Dni powszednie dane nam były, abyśmy pracowali, zarabiali sobie na zdobycie wiekuistej niedzieli, która już nie zazna wieczoru.

Reklama

W dyskusjach o wierze zarzuca się nam, Polakom, że jesteśmy zbyt maryjni. Czy powinniśmy rozdzielić w naszej pobożności Chrystusa od Maryi?

Kościół jest Chrystusowy i Maryjny. Był taki od początku. Byłoby wielkim błędem, gdybyśmy chcieli dokonać „rozwodu” – w Kościele zostaje tylko Chrystus, a Maryja odchodzi do historii. Nie, Ona jest zawsze; jest i dzisiaj. Dzisiejsza maryjność prowadzi za Maryją do Kościoła. Mamy więc nie tylko oddawać cześć Matce Najświętszej, głosić Jej chwałę, ale stanąć przy Niej i pomagać Jej w wypełnianiu zadania, które wyznaczył Jej Chrystus. Miłość i cześć do Matki Bożej, oddanie się Jej, uciekanie się do Niej – to cecha Polaków najbardziej Chrystusowa. Naśladujemy Chrystusa w Jego najgłębszym, najserdeczniejszym związku, który Go łączył na ziemi: w więzi z Maryją, w stosunku synowskim do matki.

Czyli nie możemy być mniej maryjni?

Przeciwnie. Musimy być więcej maryjni, głębiej maryjni, dojrzalej maryjni. Nie wolno umniejszać naszego kultu maryjnego, należy go tylko poprawić, pogłębić i ożywić, to znaczy – wprowadzić w życie. Jest on najbardziej twórczą potęgą duszy polskiej. Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa. Ona jest po to, aby do Niego prowadzić. Tę maryjną potęgę polskiej pobożności trzeba dostrzec i pogłębić szczególnie dziś, wobec zadań, które stoją przed Kościołem w ojczyźnie naszej. Trzeba ją wykorzystać w pracy nad duchowym odrodzeniem narodu.

Reklama

Co trzeba najpierw odrzucić, aby wejść na ścieżkę duchowego odrodzenia?

Zbyt małe, drobne, bez znaczenia są dzisiejsze spory i targi polityczne. A prawdziwa walka toczy się o wymazanie imienia Pańskiego z ziemi żyjących. Przeciwieństwa partyjne, wszystkie te dymne zasłony w postaci gry słów są bez znaczenia, podobnie jak bez znaczenia jest żonglowanie postępem, pokojem, sprawiedliwością itp. Są to biedne, nadużyte słowa, którymi osłania się prawdziwe cele walki.

A co jest tym głównym celem?

Odwieczny wróg Boga na ziemi ukazał się dziś w szacie anioła światłości i chce poprawiać Boga samego, Ewangelię świętą, odwieczny Kościół. Już nie wierzy on w potęgę miłości chrześcijańskiej, zaleca natomiast walkę.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ nie ufa Ewangelii, a zawierzył czczym manifestom. Już nie uznaje światopoglądu i kultury chrześcijańskiej, bo dąży do ery materialistycznej. A jest tak przebiegły w swym doświadczeniu na drogach zła, że często przeprowadza w duszach niewinnych ohydną walkę z Bogiem w przedszkolach i szkołach, na wyższych uczelniach, w anarchizujących organizacjach młodzieżowych, w ich pismach, gazetach i książkach, zarówno naukowych, jak i literackich. Uważając za godziwy każdy środek służący do celu, kłamie, szkaluje, bluźni, ośmiesza, kpi, nie cofając się przed nadużyciem najdostojniejszych nawet instytucji dla swych niecnych celów.

Coraz częściej słyszymy o aktach apostazji. Jaki powinien być nasz stosunek do osób, które się ich dopuściły?

Jeżeli apostazja ma źródło w sferze grzechu i sama jest jednym z największych grzechów, to nasz stosunek do niej musi mierzyć się wagą tego grzechu. Z określeniem zasad w odniesieniu do samych apostatów nie ma większych trudności. Zasady postępowania wynikają jasno z naczelnych nakazów Chrystusa Pana: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 5, 43). „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (Mt 7, 1). „Miłujcie nieprzyjacioły wasze” (Mt 5, 44).

Reklama

Nawet wiary nie wolno nam bronić kosztem miłości bliźniego...

Potępiając grzech, nie tolerując zła, jednocześnie powinniśmy tolerować konkretnych grzeszników. Nie mamy prawa sądzić i potępiać konkretnego człowieka. Owszem – powinniśmy i w apostacie uszanować człowieczeństwo przez Boga stworzone, a krwią Chrystusa odkupione, a w razie potrzeby – okazać mu pomoc. Powinniśmy się powstrzymać od obrażających epitetów i potępiających sądów, a posłużyć się językiem troski i ubolewania. Nawet wtedy, gdy kłamstwami, oszczerstwami atakują Kościół, Ojca Świętego, biskupów i kapłanów, nie wolno nam używać podobnej broni, pamiętając o Pawłowej dewizie: „Zwyciężaj zło dobrem” . Owszem, trzeba okazywać im dużo cierpliwości i widzieć w nich potencjalnych pokutników, którzy podejmą kiedyś ekspiację i dostąpią miłosierdzia. Przede wszystkim zaś trzeba się wiele za nich modlić.

Księże Prymasie, co powinniśmy robić w pełnej zamętu sytuacji współczesnego świata?

Potrzeba nam dziś spokoju, trzeźwości, roztropności, męstwa, by nie stracić orientacji pośród zagorzałej walki. Także nadprzyrodzonej wiary i mądrości, która nie zapomina, że „Pańska jest ziemia i napełnienie jej”. Potrzeba również zaufania do Boga, do Kościoła świętego, wielkiego ducha karności, posłuszeństwa, poszanowania władzy, ochotnego współdziałania z biskupem i ze współbraćmi, by w czasie zaćmienia i zadymki nie utracić drogi i przytomności.

Dzisiaj mamy do czynienia nie tyle z walką z Bogiem wprost, ile z walką bardziej podstępną, przez środki społecznego przekazu. Jak mamy się bronić?

Trudno dziś być wiernym Bogu i Kościołowi. Ileż męstwa, bohaterstwa, niemal męczeństwa trzeba okazać i podjąć, by nie wypaść z łodzi Piotrowej, miotanej bałwanami wzburzonego morza przemian dziejowych. Tym dobitniej słowem i czynem mamy głosić: „wierzę w Boga”, „my chcemy Boga”, „króluj nam, Chryste, zawsze i wszędzie”, „Chrystus zwycięża, Chrystus króluje, Chrystus rozkazuje”. Gorliwiej wzbudzajmy w sobie akty wiary, zaszczepiajmy Chrystusa w duszach dzieci, czytajmy w domach razem Pismo Święte i książki religijne. Chrystus nie buntuje nas przeciwko możnym tego świata, nie wkłada nam żelaza do ręki, lecz każe stać, przepasawszy biodra prawdą, oblókłszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi w gotowość głoszenia Ewangelii pokoju, we wszystkim podnosząc tarczę wiary.

2021-09-07 11:14

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O błogosławionym kapelanie Armii Krajowej

Wojenne losy ks. porucznika Stefana Wyszyńskiego i jego udział w Powstaniu Warszawskim przedstawia nowy film pt.: „WYSZYŃSKI - zemsta czy przebaczenie”.

Produkcja opowiada historię księdza porucznika Stefana Wyszyńskiego - kapelana Armii Krajowej, działającego w okresie Powstania Warszawskiego pod pseudonimem „Radwan III".

CZYTAJ DALEJ

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę, silny moralny kręgosłup i niezależność myśli

2024-03-24 08:43

[ TEMATY ]

Ulmowie

Zbiory krewnych rodziny Ulmów

Wiktoria i Józef Ulmowie

Wiktoria i Józef Ulmowie

Bratanek błogosławionego Józefa Ulmy, Jerzy Ulma, opisał swojego wujka jako mężczyznę głębokiej wiary, którego cechował mocny kręgosłup moralny i niezależność myśli. O ciotce, Wiktorii Ulmie powiedział, że była kobietą niezwykle energiczną i pełną pasji.

W niedzielę przypada 80. rocznica śmierci Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich dzieci. Zostali oni zamordowani przez Niemców 24 marca 1944 r. za ratowanie Żydów, których Niemcy zabili jako pierwszych.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga

2024-03-29 07:59

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

flickr.com/episkopatnews

Bp Adrian Galbas

Bp Adrian Galbas

Mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga. Wiara bywa ciężka i męcząca, ale gdy słyszę o czyjejś śmierci, wówczas właśnie wiara jest pociechą - powiedział PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas.

W rozmowie z PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas wyjaśnił, że cierpienie samo w sobie nie jest człowiekowi potrzebne, ponieważ niszczy i degraduje. Jednak w momentach, gdy przeżywamy cierpienie, męka Chrystusa może być pociechą i wzmocnieniem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję