Siedzimy w sali spotkań ośrodka leczenia uzależnień. Wokół mnie kobiety i mężczyźni, którzy mówią o sobie „trzeźwiejący alkoholicy”. Poza tą salą są właścicielami świetnie prosperujących firm, wykonują zawody wysoko lokowane społecznie, są mężami, ojcami, dziadkami. Łączy ich tylko jedna rzecz – kilkanaście lub kilka lat wolnych od nałogu. Odbudowują teraz swoje życie z gruzów albo ratują to, co z niego zostało. Pytam, co zabrała im wódka. Rodzinę? Majątek? Dobre imię? Odpowiadają – że kawał życia. Ich historie mają nas skłonić do zastanowienia się nad sobą, mogą się stać punktem zwrotnym... Przede wszystkim jednak zależy tym ludziom, byśmy dostrzegli, że Polska tonie dziś w alkoholu jak jeszcze nigdy dotąd. Że niebezpiecznie zmienia się styl picia. Przesada?
No to posłuchajcie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie jest dobrze
Reklama
Stanisław, emerytowany właściciel dużej firmy spedycyjnej, ma wśród zebranych najdłuższy staż w byciu trzeźwiejącym alkoholikiem: – Ludzie piją teraz znacznie więcej niż za komuny. Uważam, że to, co się mówi o skali nałogu, to zaledwie czubek góry lodowej. Wie pani, alkoholik alkoholika nie oszuka, my rzucimy okiem na człowieka i wiemy. Masa ludzi jest solidnie uzależniona, choć może nawet jeszcze nieświadoma swojego uzależnienia... Dużo się teraz pracuje, więc codzienna „niewinna” lampka wina na rozluźnienie albo drink traktowane są jak nagroda po ciężkim dniu. Niezauważalnie taka lampka przeradza się w kilka, a drink – w trzy drinki. W pandemii przerażająco wzrosła liczba wypijanych małpek. Opowiadał mi pracownik huty szkła, że pracują u nich non stop cztery taśmy – na dwóch robi się słoiki na ogórki, soki, musztardę i co tam jeszcze, a na dwóch następnych – wyłącznie butelki na małpki...
Andrzej, ekonomista, bankowiec, trzeźwy od dekady: – Zauważcie, że już dzieci wychowuje się na nałogowców. Bo niby czemu służą bezalkoholowe szampany, serwowane maluchom na urodzinach w kieliszkach dla dorosłych? Po co te gigantyczne kampanie reklamowe: „piwa zero procent”? To oczywiste – mają za zadanie wyrobić w młodych nawyk sięgania po napoje wyskokowe. Z czasem przerzucą się na procenty, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. W ten sposób kolejne pokolenia podprowadza się nad przepaść...
Ewa, nauczycielka chemii w szkołach średnich, w AA od 5 lat: – Mamy bożka w postaci dochodów z akcyzy od alkoholu i tak naprawdę niewielu obchodzi, co się dzieje z narodem. Nie wiem, ile budżet państwa na tym zarabia, ale czy ktoś policzył wydatki na łagodzenie monstrualnych skutków chlania? Wszędzie sklepy alkoholowe pracują na pełnych obrotach, są miejsca zbiorowego upijania się, w których nie brak rodzin z dziećmi, ale brakuje kogoś, kto by tym cuchnącym alkoholem ludziom powiedział o mityngach AA, o terapiach, o możliwościach leczenia. Czy w szkołach prowadzona jest poważna edukacja antyalkoholowa? Kto ma tę młódź nauczyć radzenia sobie z emocjami, odwagi mówienia „nie”?
Nie idźcie tą drogą
Reklama
Andrzej często powtarza: „Kochałem alkohol jak kot mleko”. Łagodził wszystkie lęki, uciszał demony, pozwalał zapomnieć o trudnej codzienności. – To alkohol odmienił mi życie i powoli odbierał wszystko, co kochałem, na czym mi zależało – mówi dziś. – To alkohol zaprowadził mnie pod most, do mojego prywatnego piekła – do koczowiska ludzi podobnych do mnie. Chciałem zapić się na śmierć, prosiłem Boga, żeby to się wreszcie skończyło. Ale On miał względem mnie inny plan...
Są różne modele picia. Stanisław np. pił samotnie. Zależało mu, żeby broń Boże nikt w pracy nie widział zataczającego się poważnego pana prezesa. Gdy odwieźli go na pierwsze odtrucie, okazało się, że pracownicy zapisywali dni, kiedy zjawiał się w pracy trzeźwy. Ojciec Arka pił tzw. cugami – np. nie tknął kieliszka przez 40 dni Wielkiego Postu, a w Wielkanoc jak się uruchomił, to rodzina musiała brać nogi za pas. Dziadek Jacka prowadził dobrze prosperującą wiejską melinę. – U nas spirytus był na wszystko! Jacuś kaszle? Niech se dziabnie kielonek. Coś w płucach rzęzi – kieliszeczek nie zaszkodzi – wspomina po latach. Jako dobry wnuczek regularnie dowoził dziadkowy alkohol sąsiadom i prawie zawsze dostawał „malucha” za fatygę. – W szkole zawodowej byłem już tak uzależniony, że śmieszyli mnie rówieśnicy pijący po krzakach wino. Potem równia pochyła. W zasadzie nie pamiętam swojego życia...
Reklama
Arek opowiada, że w branży budowlanej – a prowadził dużą firmę deweloperską – odmawianie alkoholu w zasadzie kasowało możliwość zawarcia poważnej transakcji. – W Polsce niepijący staje się z miejsca podejrzany – mówi. – Alkohol nigdy mi nie smakował, więc uważałem się za bezpiecznego. Nie potrafię dziś wskazać czasu, gdy zaczęło mi się to wymykać spod kontroli – straciłem poczucie rzeczywistości, bagatelizowałem sygnały ostrzegawcze, uwagi najbliższych. Miałem budowy w całym kraju i regularnie je objeżdżałem. Gdy żona dzwoniła wieczorami, pokazywałem jej, że na nocnym stoliku mam zdjęcie jej i dzieci. Gdybym zrobił większy kadr, zobaczyłaby butelkę. Zaliczyłem alkoholowe zapalenie trzustki, potem zapalenie wątroby... Jak na sylwestra zacząłem pić, to do domu wróciłem 12 marca. Na pierwszy detoks dowlokłem się kompletnie zalany. W sumie przepiłem całą, budowaną latami, firmę...
Bez reguł
Stanisław – przypomnijmy: w tym towarzystwie z najdłuższym czasem trzeźwienia – wylicza: – Picie ma trzy etapy. Najpierw pije się towarzysko, co jest powszechnie akceptowane, czyli od czasu do czasu, np. na spotkaniach rodzinnych. Drugi etap to tzw. picie niebezpieczne – zaczynamy wodzić rej na imprezach, namawiamy innych do picia, pijemy częściej. Trzeci etap to już nałóg. Z picia niebezpiecznego zawsze można wrócić do picia okazjonalnego, ale z uzależnienia już nie. Z tego nie wychodzi się o własnych siłach, wpadamy w ciemność – w alkoholizm, w chorobę.
Ewa jest przekonana, że jeśli ktoś pije nałogowo, ale ciągle dobrze funkcjonuje zawodowo, to nie zgłosi się na leczenie. – Alkoholik musi upaść, zaliczyć dno. Trzeba się upodlić, poniżyć, coś się musi w środku złamać. To są naprawdę straszne przeżycia, graniczne, ale tylko wtedy jest szansa na powrót do normalności. Trzeba się zakochać w trzeźwości. Sporo prawdy jest też w tym, że choć terapeuci mówią, iż trzeźwieje się dla siebie, to tak naprawdę zawsze obok jest ten ktoś, lub ktosie, dla kogo podejmujesz tę strasznie trudną walkę...
Reklama
Reszta kiwa potakująco głową. Andrzej np. zaczął leczenie, gdy żona zagroziła, że nie zobaczy więcej syna. – A ja to dziecko kochałem jak chyba nic w życiu – wspomina i nagle oczy mu wilgotnieją. – Poszedłem na leczenie ze strachu, że kobieta dotrzyma słowa. Latami trwało to szarpanie się z nałogiem. U niektórych szczęściarzy leczenie działa od pierwszego strzału, niestety u mnie nie...
Jacek zdecydował się na leczenie, bo szkoda mu było matki. – Położyli mnie na detoksie i to była najlepsza rzecz, jaka mogła się zdarzyć – wspomina. – Przeraziło mnie nie na żarty to, co tam zobaczyłem. Przywozili gości z takimi życiorysami, że bałem się przy nich zasnąć... Zepsuli mi komfort picia, bo zobaczyłem koniec drogi, na której początku stałem.
Zamiast puenty
– Zwróćcie uwagę na jedną rzecz – mówi Stanisław. – W Polsce alkohol jest legalny, nielegalne są natomiast wszystkie inne środki zmieniające nastrój, czyli uzależniające. Nie kupisz w spożywczym narkotyków, nie dostaniesz leków, które dają kopa, czyli psychotropu, bez recepty. Ale alkohol jest w każdych ilościach i wszędzie. Nie ma w narodzie świadomości, jak łatwo się uzależnić – że dwie identyczne ilości alkoholu wypite przez dwie osoby jedną uzależnią, a drugą nie, i nie ma sposobu, żeby zgadnąć, która to będzie. Nie mówi się też, że alkoholizm jest chorobą śmiertelną! – I nieuleczalną! – dodają chórem inni.
Marek, który od lat zajmuje się terapią osób uzależnionych, jest ostry w ocenach: – Walka z alkoholizmem trwa w Polsce od dekad, tylko co z tego? Mówi się o nałogach wyniszczających naród, ale nic z tego gadania nie wynika. Co roku wypija się więcej litrów spirytusu na głowę i nadal brak poważnych programów antyalkoholowych. Nie ma też dobrze zrobionych, przemawiających zwłaszcza do młodych, kampanii społecznych lansujących niepicie. Tak szczerze, to obok ludzi ze środowiska ruchu AA, terapeutów itd. jakby nikomu nie zależało. Nad tym dramatem rozpitego polskiego społeczeństwa panuje dziwna cisza…
Materiał powstał dzięki życzliwości Ośrodka Leczenia Uzależnień „Wyspa SOZO” i jego gości (www.wyspasozo.pl)