Reklama

Rodzina

Małżeństwo najcięższy zakon?

Jak poradzić sobie z monotonią codziennych obowiązków? Jak zaakceptować wady drugiej połówki? Jak zapanować nad własnymi słabościami? I co mają z tym wspólnego stare zakonne reguły?

Niedziela Ogólnopolska 45/2021, str. 50-51

[ TEMATY ]

małżeństwo

Artur Stelmasiak/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zacznę od dwóch anegdot, które doskonale ilustrują tezę, że udane małżeństwo to kwestia nie przypadku, lecz świadomej systematycznej pracy. Pierwsza ma charakter kulinarny.

Rozmawiają dwaj mężowie z długim stażem małżeńskim.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– A ty? Nigdy nie zdradziłeś?

– Ani razu przez wszystkie lata małżeństwa.

– Ja bym się zanudził na śmierć. To tak, jakbyś jadł codziennie to samo ciasto. Można dostać mdłości. Moje „ciasto” już dawno mi się znudziło...

– No to się mylisz, jest zupełnie odwrotnie. Mdłości dostajesz dlatego, że się przejadasz i mieszasz różne gatunki „ciasta”. Uwierz, gwarancją najlepszego smaku jest swojski, domowy wypiek, a nie masowe, taśmowe „podróbki”. A poza tym pamiętaj: smak ciasta najbardziej zależy od tego, kto je urabia. Widocznie kiepski z ciebie piekarz...

Druga anegdota ujmuje tę samą kwestię z perspektywy poradni małżeńskiej. Przychodząca do niej po pomoc kobieta opowiada ze wzburzeniem dyżurującej pani psycholog:

– Proszę pani, ja już chyba nie wytrzymam z tym moim mężem! Ciągle tylko praca, koledzy, piwko, sport, internet; tylko swoje męskie sprawy... W ogóle nie interesuje się mną, dziećmi ani domem – chociaż tyle, że swoją pensję oddaje w całości. A kiedy mu zwracam uwagę, to się złości i wychodzi, trzaskając drzwiami. No po prostu diabeł nie mąż!

– Jak długo są państwo małżeństwem? – pyta psycholog.

– 12 lat.

– I zawsze taki był? Jak to wyglądało na początku?

– No nie, na początku był jak anioł. Zgadywał wszystkie moje życzenia, zanim je wypowiedziałam! Był taki czuły, romantyczny, opiekuńczy...

– W takim razie gratuluję pani!

– Nie rozumiem… czego?

– W ciągu 12 lat zrobić z anioła diabła – ooo, do tego trzeba wybitnych zdolności...

Tu nic nie ma „raz na zawsze”

Jedno z największych nieporozumień dotyczących małżeństwa to przekonanie, że wszystko ułoży się „samo”. Nic z tego. Dzień ślubu nie jest chwilą, kiedy można głęboko odetchnąć: „uff – mam go!”; „no wreszcie – zdobyłem ją!”. Nic bardziej mylnego. Owszem, jakiś etap został zamknięty i przez chwilę można poczuć coś w rodzaju spełnienia, zwłaszcza gdy przygotowanie do małżeństwa było solidne. Nie zmienia to jednak faktu, że najważniejsze dopiero przed małżonkami, a okazji, by się wywrócić, upaść, poślizgnąć się, runąć, ewentualnie przywyknąć, znudzić się, przyzwyczaić, obrosnąć w rutynę i przewidywalność – będzie aż nadto.

Reklama

Co zatem zrobić, aby małżeńska rzeczywistość w miarę upływu lat nie szarzała, a wręcz przeciwnie – nabierała coraz piękniejszych barw? Jak poradzić sobie z monotonią codziennych obowiązków, trosk? Jak zaakceptować wady drugiej połówki, które w warunkach „24/7/365” nieuchronnie ujawnią się w całej swojej wątpliwej krasie? Jak zapanować nad własnymi humorami, nieuporządkowanym wnętrzem, popędliwością, kłopotliwymi dla otoczenia nawykami, skłonnością do zła?

Niemodne rozwiązanie: asceza

Przysłowia to mądrość narodów, a dwa z nich mówią, że bez pracy nie ma kołaczy i że każdy jest kowalem swego losu. Jak ulał pasuje to do dobrego małżeństwa. Odpowiedź jest zatem krótka: trzeba ogromnej, systematycznej, świadomej pracy nad sobą; stanięcia w prawdzie przed Panem Bogiem (podczas codziennej modlitwy, a nie „klepanego” pacierza!) i przed samym sobą; nazwania po imieniu swoich mocnych stron i słabości; oparcia się na łasce Bożej (trwanie w łasce uświęcającej, czyli regularna spowiedź, jak najczęstsze przyjmowanie Komunii św.), a także „zakasania rękawów” i wzięcia się do pracy nad tym wszystkim, co jest we mnie nieuporządkowane i może zagrażać naszej jedności małżeńskiej. Potrzeba zatem – nie bójmy się tego jakże niemodnego dziś słowa – ascezy. O zgrozo!

To nie dla mnie?

Dlaczego: „o zgrozo!”? Bo wielu asceza źle się kojarzy. W jej rozumieniu zatrzymali się na praktykach rodem z minionych wieków: na noszeniu włosiennicy, samobiczowaniu się, odmawianiu sobie jedzenia, rezygnacji z życia seksualnego, wyrzekaniu się posiadania dóbr materialnych. Widzą w niej „sztukę dla sztuki”, bezsensowne robienie sobie „na złość”, pozbawianie się przyjemności, uroków życia, a w najlepszym przypadku – coś odpowiedniego dla zakonnika lub zakonnicy, ale nie dla ludzi świeckich.

Reklama

Częściowo mają rację: skupianie się w praktykach ascetycznych na umartwianiu ciała bez powiązania ich z przemianą duchową ma niewiele wspólnego z prawdziwą ascezą. Jeśli jednak pojmiemy ją jako umartwianie się i wyrzekanie dobrych rzeczy w celu osiągnięcia jeszcze większego dobra duchowego, to wówczas nabiera ona zupełnie nowego znaczenia – staje się szansą rozwoju. Również dla małżonków.

Najcięższy zakon

Pewien narzeczony krótko przed ślubem otrzymał od przyszłego teścia taką radę: „tylko pamiętaj, że małżeństwo to najcięższy zakon”. Padła ona w kontekście żartobliwych damsko-męskich przekomarzań i nie wynikała bynajmniej z własnych złych doświadczeń; mimo to zapadła głęboko w serce owego młodego mężczyzny. Wówczas za bardzo jej nie rozumiał. Po latach przyznał, że „coś” w niej jest.

Odkrył np., że małżeństwo, aby było owocne, należałoby przeżywać po jezuicku: Ad maiorem Dei gloriam, czyli „na większą chwałę Bożą”; nie we dwoje, lecz we troje – jako sakrament, w którym Tym Trzecim, gwarantem jego rozwoju, jest sam Bóg. To On daje siły żonie i mężowi, by trwali we wzajemnej miłości. Można też iść tropem zawołania przyświecającego siostrom urszulankom: Soli Deo gloria („samemu Bogu chwała”); ci bowiem, którzy postawili Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu małżeńskim, mówią, że wszystko inne (relacja ze współmałżonkiem, wychowanie dzieci, praca zawodowa, a nawet relacje z teściami) „wskoczyło” na swoje miejsce i przestało ze sobą kolidować. Warto przyswoić sobie wezwanie benedyktynów: Ora et labora („módl się i pracuj”). Przestrzeganie go gwarantuje równowagę między życiem duchowym i troską o materialne utrzymanie rodziny (leczy np. z pokusy niepohamowanego „dorabiania się”), a jednocześnie stanowi znakomitą podpowiedź, jaki kierunek obrać w wychowywaniu dzieci. Franciszkańskie hasło Pax et bonum („pokój i dobro”) to natomiast wspaniały program, według którego można ułożyć codzienne życie małżeńskie i rodzinne – powinno się ono opierać na wzajemnej służbie, poświęceniu, łagodności obyczajów, powściąganiu się od wszelkiej gwałtowności. No i jeszcze zawołanie kamedulskie: Memento mori („pamiętaj o śmierci”). Dla tych, których horyzont kończy się na złożeniu ciała do grobu – ponura groźba, wzmagająca poczucie bezsensowności życia; dla wierzących w Chrystusa natomiast – zachęta, by trwali przy Tym, który zmartwychwstał, bo to otwiera perspektywy (i to oszałamiające!) na wieczność i tym samym nadaje zupełnie inny sens małżeńskim trudom i krzyżom.

Reklama

Ktoś powie, że powyższa kompilacja niektórych zakonnych reguł bardziej przypomina zabawę niż poważną analizę duchowości małżeńskiej. Ja jednak, po 30 latach małżeństwa, nie potrafię się oprzeć przekonaniu, że – wbrew pozorom – życie zakonne i życie w małżeństwie mają wiele wspólnego; przede wszystkim obie drogi stawiają chrześcijaninowi wysokie wymagania. W którym przypadku większe? Nie mnie sądzić – nigdy nie byłem zakonnikiem.

***

PS Praktyki ascetyczne nie muszą być skomplikowane. Jedno z najbardziej owocnych ćwiczeń w ramach małżeńskiej ascezy to... ugryźć się w język w trakcie sprzeczki.

2021-11-02 13:06

Ocena: +8 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Spotkanie autorskie z prof. UKSW Grzegorzem Łęcickim

Jaka jest recepta na szczęśliwe małżeństwo? Jaką rolę odgrywa Pan Bóg w życiu rodzinnym? Po co małżonkom wspólna modlitwa? Jak przetrwać kryzys? Dlaczego młodzi decydują się na narzeczeństwo często po trzydziestce? Na te i inne pytania odpowiedzą 14 listopada o godz. 18.00 zaproszeni goście wraz z autorem książki „Miłość i szczęście w nietrwałym świecie”

CZYTAJ DALEJ

Św. Bernadetta Soubirous

[ TEMATY ]

święta

źródło: wikipedia.pl

św. Maria Bernadetta Soubirous

św. Maria Bernadetta Soubirous

Bernadetta urodziła się w Lourdes 7 stycznia 1844 roku. W wieku czternastu lat przy grocie Massabielle objawiła się jej Matka Boża, która przedstawiła się jako Niepokalane Poczęcie.

W wieku dwudziestu dwóch lat Bernadetta postanowiła zamknąć się w klasztorze w Saint-Gildard, domu macierzystym zgromadzenia sióstr miłosierdzia z Nevers, gdzie pozostała aż do śmierci w 1879 roku.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Gdy kardynał bramki strzela...

2024-04-15 14:11

[ TEMATY ]

sport

Kard. Grzegorz Ryś

kardynał Ryś

Archidiecezja Łódzka

W niedzielny wieczór - 14 kwietnia br. - w hali sportowej Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbył się towarzyski mecz piłki halowej księża – klerycy.

W drużynie duchownych – których kapitanem był kardynał Grzegorz Ryś znaleźli się dwaj rektorzy – diecezjalnego WSD oraz Seminarium Redemptoris Mater, a także proboszczowie i wikariusze łódzkich parafii. W drużynie kleryckiej znaleźli się alumnie seminarium diecezjalnego oraz seminarium 35+.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję