Władysław Anders przyszedł na świat 11 sierpnia 1892 r. w Błoniu k. Kutna. Od dzieciństwa marzył o karierze wojskowej, co zaowocowało służbą w elitarnym Pułku Dragonów w Kownie, a później w 7. Dywizji Strzelców. Służba w carskiej armii nauczyła go nie tylko wojennego rzemiosła, lecz przede wszystkim nieufności do Rosjan. Po latach okazało się to lekcją zbawienną nie tylko dla niego.
Urodzony w siodle
Gdy Polska odzyskiwała niepodległość, Anders współtworzył jej siłę zbrojną. Jako szef sztabu Armii Wielkopolskiej walnie przyczynił się do powrotu kolebki państwa polskiego do Rzeczypospolitej. Później brawurowo dowodził 15. pułkiem ułanów w walkach z bolszewicką nawałą. Już wtedy mówiono o nim, że jest „urodzony w siodle”. Był z krwi i kości kawalerzystą, co objawiało się nie tylko jego niezwykłą wręcz umiejętnością jazdy konnej, ale przede wszystkim sposobem myślenia. Potrafił „serce przerzucać za przeszkodę”. Nie opuszczały go nigdy wiara i nadzieja. Potrafił nimi zarażać swoich podkomendnych. Jego talenty doceniał marszałek Piłsudski, mimo że w czasie przewrotu majowego Anders stał po przeciwnej stronie barykady. Objął dowodzenie Nowogródzką Brygadą Kawalerii, a po jednej z tzw. gier wojennych w 1934 r. otok jego czapki został ozdobiony wężykiem generalskim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W kampanii wrześniowej 1939 r. gen. Anders walczył w bitwach pod Mławą, Mińskiem Mazowieckim i Tomaszowem Lubelskim. Podczas przebijania się na tzw. przedmoście rumuńskie wpadł w ręce sowieckie. Trafił na Łubiankę. Jako byłego oficera rosyjskiej armii próbowano go namówić do współpracy, kuszono objęciem wysokich stanowisk w Armii Czerwonej. On jednak kategorycznie odmawiał, co wywoływało wściekłość enkawudzistów. Gdy nie poskutkowały rozmowy, sowieccy oprawcy posunęli się do tortur. Ale i te nie przyniosły efektów. Jak wspominał, przetrwał tylko dzięki wierze w Boga. Kiedy podczas jednego z przesłuchań zerwano mu medalik z Matką Boską, obiecał, że jeśli Opatrzność pozwoli mu przeżyć, dokona konwersji na wiarę rzymskokatolicką. Pochodził bowiem z rodziny ewangelickiej. Słowa dotrzymał, przechodząc na katolicyzm w Ziemi Świętej w 1943 r.
Wyjście z domu niewoli
Więzienie opuszczał w momencie szczególnym. Dotychczasowi sojusznicy odpowiedzialni za wybuch wojny, czyli niemiecka III Rzesza i sowiecka Rosja, stali się wrogami. Hitler zdecydował się na wojnę ze Stalinem, a nieprzygotowana do tego zupełnie Rosja odnosiła klęskę za klęską. Przerażeni Sowieci przyjęli propozycje brytyjskie: uwolnili z łagrów ponad 150 tys. Polaków, aby ci utworzyli sojuszniczą armię do walki z Niemcami. Rozkazem gen. Władysława Sikorskiego gen. Anders objął nad nią dowodzenie. Do punktów werbunkowych w Buzułuku i Tockoje zgłaszały się każdego dnia tysiące Polaków. Przemierzali setki kilometrów w koszmarnych warunkach, bo tworzące się wojsko polskie traktowali jak wybawienie. Byli – tak jak ich dowódca – „cieniami ludzkimi”, a ich jedyną siłą była wiara w powrót z bronią w ręku do Polski.
Reklama
Znawcy duszy rosyjskiej jeszcze w XIX wieku dowodzili, że Rosja jest gotowa do wszelkich ustępstw, póki jest słaba. Gdy jednak poczuje siłę, wzmacnia się w niej niszczycielskie uczucie wobec ludzi, którzy chcą być wolni. Diagnozę taką stawiał m.in. Józef Piłsudski, a podzielał ją gen. Anders. Kiedy Sowieci w walkach z Niemcami okrzepli, gdy udało im się obronić w końcu 1941 r. Moskwę, wtedy w stosunku do Polaków zaczęli na nowo pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Stalin zakomunikował dowództwu polskiemu, że do armii nie będą mogli wstępować obywatele polscy białoruskiego, ukraińskiego i żydowskiego pochodzenia, bo są obywatelami ZSRS i jeśli chcą walczyć, mogą to czynić jedynie w szeregach Armii Czerwonej. Co więcej, racje żywieniowe dla żołnierzy obcięto o dwie trzecie, co pozwało wyżywić zaledwie 25 tys. ludzi, przy stanie osobowym blisko 80-tysięcznym. Dodatkowo Sowieci zażyczyli sobie, aby armia polska nie walczyła na froncie jako zwarta jednostka, ale by jej poszczególne dywizje były wcielane pod komendę sowieckich związków taktycznych, co niszczyło całą istotę Armii Polskiej w ZSRS. W tej sytuacji gen. Anders podjął jedną z najważniejszych decyzji w życiu: wyprowadził swe wojsko na Bliski Wschód. „Nieludzką ziemię” opuściło 76 tys. żołnierzy i blisko 40 tys. kobiet, dzieci, starców.
W drodze do ziemi obiecanej
Na Bliskim Wschodzie w duszach żołnierzy odżyła na nowo wiara w zwycięstwo. Jak wspominają, szczególnie mocno doświadczali tego podczas pobytu w Palestynie – ziemskiej ojczyźnie Chrystusa. Gdy w 1943 r. stacjonowali w Betlejem, Nazarecie, Jerozolimie czy Tyberiadzie, nabierali przekonania, że w życiu Polski po krzyżu na Golgocie przyjdzie świt zmartwychwstania. Świadectwa tego odnajdujemy po dziś dzień w pozostawionych przez „andersiaków” w Ziemi Świętej malowidłach, mozaikach, tablicach zdobiących ziemię, po której chodził Jezus z Nazaretu. To tu ostatecznie przestali być „armią niewolników”, a stali się „armią zwycięzców”. Na przełomie 1943 i 1944 r. znaleźli się na Półwyspie Apenińskim.
Wiara w zmartwychwstanie Polski była główną siłą sprawczą, gdy żołnierze 2. Korpusu Polskiego skutecznie przełamywali w maju 1944 r. opór niemiecki na tzw. linii Gustawa, zdobywając ruiny opactwa benedyktyńskiego na Monte Cassino. „Niech lew mieszka w Waszych sercach!” – napisał w rozkazie przed bitwą gen. Anders. Wraz ze zdobyciem Monte Cassino droga na Rzym stała przed aliantami otworem, a zwycięska bitwa, okupiona życiem blisko tysiąca żołnierzy, rozsławiła imię Polski na świecie. Polacy byli na ustach całego wolnego świata. Podobnie jak po wyzwoleniu Ankony i Bolonii. Niestety, wdzięczność naszych sojuszników nie trwała długo. Zdrada jałtańska skutkowała oddaniem powojennej Polski i państw Europy Środkowo-Wschodniej w sowiecką strefę wpływów. Generał Anders, który wyrzucał to przywódcy Wielkiej Brytanii Winstonowi Churchillowi, usłyszał: „Pan generał może już sobie swoje wojsko zabrać. Nie jest nam do niczego potrzebne”.
Generał Anders, tak jak biblijny Mojżesz, nie doszedł do wolnej ojczyzny. Podobnie jak wielu jego podkomendnych pozostał na emigracji. Długo wierzył, że po pokonaniu III Rzeszy przyjdzie czas na rozprawę wolnego świata z imperializmem sowieckiej Rosji. Ale wolnemu światu zabrakło na to odwagi. Generał nie tracił jednak wiary w to, że kiedyś przyjdzie dla ojczyzny wymarzona wolność. Wskazywał, że aby tak się stało, nie może zginąć duch narodu. Pisał o tym w swoich wspomnieniach, którym nadał tytuł Bez ostatniego rozdziału. Wierzył, że kiedyś ten rozdział dopisze historia. Zmarł w Londynie 12 maja 1970 r., dokładnie w 26. rocznicę rozpoczęcia zwycięskiej bitwy o Monte Cassino. „Ostatni rozdział” do jego książki dopisuje teraz każdy z nas, tworzących Polskę jego marzeń – Polskę niepodległą.
Autor jest historykiem, szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych