Jarosław Ciszek: Na czym polega Księdza praca w diecezji?
Ks. dr Karol Nędza: Odpowiadam przede wszystkim za przygotowanie do małżeństwa: nową formułę pre--kan, nowe katechezy dla narzeczonych. W naszym seminarium wykładam przedmiot, który niedawno został wprowadzony do programu: duszpasterstwo rodzin. Posługuję też w parafii Najświętszej Maryi Panny w Dąbrowie Górniczej-Łęknicach oraz obecnie jestem jednym z kustoszy peregrynującego po diecezji krzyża i relikwii św. Jana Pawła II.
Do pracy w naszej diecezji powrócił Ksiądz po studiach w USA. Proszę powiedzieć o nich coś więcej.
Odbyłem studia licencjackie i doktoranckie w Instytucie Studiów nad Małżeństwem i Rodziną św. Jana Pawła II w Waszyngtonie. Ksiądz biskup, który widział szczególną potrzebę duszpasterstwa rodzin w naszej diecezji wobec ataków na rodzinę i wielu innych zagrożeń, chciał mieć specjalistę w tym kierunku, który mógłby pracować w kurii i Diecezjalnym Centrum Służby Rodzinie i Życiu. Święty Jan Paweł II powiedział, że: „przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę” – musimy sobie to przypominać i coraz bardziej uświadamiać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Studia to nie był Księdza pierwszy kontakt z Ameryką?
Do USA jeździłem już jako kleryk na praktyki, które spędzałem w parafii, szkole, więzieniu, szpitalu. Dało mi to szerokie doświadczenie, które studia znakomicie uzupełniły.
Jaką wiedzę wyniósł Ksiądz z uczelni?
Instytut, w którym studiowałem, stawia w centrum nauczanie św. Jana Pawła II; kładzie nacisk szczególnie na teologię ciała. Podkreśla relację kobiety i mężczyzny jako równoczesne ofiarowanie i przyjmowanie drugiej osoby. Studia nauczyły mnie też ważnej umiejętności stawiania pytań, poszukiwania, ale były też okazją do zawarcia cennych przyjaźni i doświadczenia amerykańskiego modelu duszpasterstwa.
Czym się ono różni w odniesieniu do rodziny?
Zacznijmy od podstaw. W Polsce mówimy o liczbie parafian. Liczymy osoby obecne w kościele i te, które przystępują do sakramentów. W USA liczy się liczbę rodzin w parafii. Księża mogą nie wiedzieć, ilu jest parafian, ale zawsze wiedzą, ile jest rodzin.
Reklama
Jak mówić o świętości rodziny, jeśli 1/3 małżeństw się rozpada?
Amerykańskie powiedzenie głosi, że ostanie się rodzina, która się wspólnie modli. Kluczem jest modlitwa i życie sakramentalne, ale też domowa celebracja swojego małżeństwa, radość z niego. Gdy pomagałem w waszyngtońskiej parafii św. Rity i sanktuarium św. Jana Pawła II, miałem możliwość obserwowania życia katolickich rodzin w USA, które zdecydowanie różni się od polskiego. Tam rodziny katolickie są niemal zawsze wielodzietne – wszak to znak Bożego błogosławieństwa. Ludzie mocno celebrują rocznice małżeństwa, świętują je wraz z dziećmi. Jest też piękny i nieznany w Polsce obrzęd błogosławieństwa pierścionka zaręczynowego, zresztą same zaręczyny często odbywają się w kościele. Pięknym symbolem jest moment, kiedy w liturgii ślubnej Mszy św. narzeczeni podchodzą do ołtarza i zapalają dwie świece, które ich symbolizują, a po złożeniu przysięgi gaszą je, a zapalają jedną, wspólną, bo od tego momentu stanowią jedność.
Takie symbole, pozornie drobne, są ważne? Mogą zmieniać nasze myślenie?
Oczywiście. To ważne, że możemy mówić do drugiego człowieka przez znak. Księdzu profesorowi Tischnerowi zarzucano, że mówił wiele o Bogu, bez przywoływania Jego imienia. To wielka mądrość – tak można trafiać nie tylko do gorliwych katolików, ale też do tych, którzy mają mniej wspólnego z Kościołem. Tak działa symbol, jeśli ma znaczenie, wartość, jest jasny i klarowny. Przez niego możemy nawiązać dialog.
Czego jeszcze w duszpasterstwie możemy się uczyć od Amerykanów?
Otwarcia na ludzi świeckich. Trzeba otworzyć serca, wczuć się w sytuację człowieka obok nas. Można odwiedzić ludzi w domach poza kolędą, można zadzwonić do parafianina, który stracił najbliższą osobę, i zapytać, jak się czuje. Tego typu symboliczne gesty mają wielkie znaczenie. My, księża, musimy zrozumieć, że trzeba wyjść z bezpiecznych plebani, spotkać się, porozmawiać przez telefon, przełamywać bariery. Ważny jest przykład życia, obecność kapłana w życiu społecznym, nie tylko w parafii. To będzie procentować i przyciągać.
Reklama
Ksiądz ma się stać częścią każdej rodziny w parafii?
Tak się tam czułem. Nie ma jednej, zawsze słusznej drogi duszpasterskiej. Ale może pustki w kościele i salach lekcyjnych będą impulsem, by szukać tych nowych rozwiązań. Może warto popatrzeć na USA. W parafii, gdzie posługiwałem, podczas pandemii COVID-19 liczba uczęszczających na nabożeństwa wzrosła o 30%. W każdą niedzielę sprawowaliśmy dwie dodatkowe Msze św.
A czy Amerykanie mogą się czegoś nauczyć od nas? Próbował Ksiądz coś z naszego doświadczenia przenieść na ich grunt?
Mogą się nauczyć np. liturgicznej celebracji świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Tak bardzo wpisane w naszą tradycję: opłatek, szopka, grób w kościele czy poświęcenie pokarmów.
Jak w USA jest postrzegany św. Jan Paweł II?
Bardzo często patrzy się na niego pomnikowo. To święty z obrazka. A jednak instytucja, w której studiowałem, jest dobrym przykładem podejścia, którego w Polsce wciąż za mało. Trzeba papieskie nauczanie studiować i zgłębiać. To nieco zawstydzające, że jako krajan świętego papieża uczę się od Amerykanów, jak dogłębnie czytać jego teksty, jak odnajdować w nich to, co aktualne i uniwersalne. Dziś bardzo potrzeba nam takich osób, jak Jan Paweł II. Kogoś, kto miał wspaniale rozwinięte oba skrzydła, które unoszą człowieka: fides et ratio, wiarę i rozum.
Dla przeciętnego człowieka lektura tekstów św. Jana Pawła II może być wymagająca. Od czego zacząć, co mógłby Ksiądz polecić?
Środowe katechezy z cyklu Mężczyzną i niewiastą stworzył ich – to piękne i ważne przedstawienie tematu, napisane językiem miłości.
Ks. dr Karol Nędza wicedyrektor Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu