Reklama

Wiara

Czy wystarczy być dobrym człowiekiem...

...żeby dostać się do nieba? – pyta czytelnik.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje się prosta. Jezus po swoim zmartwychwstaniu powiedział Apostołom: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16). Z kolei autor Listu do Hebrajczyków dodał, że „bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11, 6). Nie ma tutaj ani słowa o dobroci, uczciwości i sumienności: o tym, czy ktoś pójdzie do nieba czy nie, decyduje jego wiara lub niewiara. Ponieważ zaś wiara to nie tylko osobiste przekonanie, ale wspólnotowa praktyka, której fundamentem są sakramenty, kolejne pokolenia chrześcijan sformułowały aksjomat: „Poza Kościołem nie ma zbawienia”.

Dobroludzizm

Reklama

Podejrzewam, że większość księży, a pewnie też duża część świeckich katolików, spotkała się z opiniami typu: „nieważne, w co kto wierzy, ważne, by był dobrym człowiekiem”, czy też: „lepiej być niewierzącym, ale uczciwym i szczerym niż zawistnym hipokrytą, który klepie pacierze i chodzi do kościoła”. Czasami takie opinie nazywa się prześmiewczo „religią dobroludzizmu”. Im częściej je słyszymy, tym większą mamy ochotę przypomnieć, jakie warunki zbawienia przedstawił ludziom sam Jezus. I dobrze – bo również wśród ludzi wierzących i praktykujących panuje tu nieraz niemałe zamieszanie. Trzeba tylko pamiętać, że w takim przypominaniu nie chodzi o wchodzenie w słowne potyczki. Celem ma być nie tylko wyrażenie naszej racji, ma to być też próba przybliżenia drugiej osobie zapomnianej prawdy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dziś może to być znacznie łatwiejsze niż dawniej, bo wspomniany „dobroludzizm” staje się w ostatnim czasie coraz mniej wiarygodny. Zmniejsza się bowiem zakres tego, co przez wszystkich – niezależnie od wyznawanej religii bądź jej braku – rozumiane jest jako dobro bądź zło. Przykłady można mnożyć. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu trwałość rodziny była powszechnie uznawana za dobro, nawet jeśli niektórzy to dobro świadomie naruszali. Dziś wielu uznaje taką trwałość jedynie za funkcję osobistego szczęścia każdej z tworzących rodzinę osób. Inny przykład: jeszcze kilka lat temu istniał konsensus co do tego, że pornografia stanowi zło. Dziś wielu uznaje ją za pełnoprawną część kultury, o czym przekonałem się niedawno, gdy czytałem, ze zdziwieniem, program festiwalu filmowego organizowanego w jednym z szacownych warszawskich kin. Działa to też w drugą stronę: wiele z tych przekonań, które nieodłącznie wiążą się z wiarą chrześcijańską (np. prawda o nadrzędnym względem innych istot statusie rodzaju ludzkiego czy też sprzeciw wobec majstrowania przy definicji małżeństwa), coraz częściej jest w świecie traktowanych jako zło, przejaw okrucieństwa, nietolerancji i braku empatii. Okazuje się więc, że to, co rozumiemy przez bycie „dobrym człowiekiem”, nie jest jakąś racjonalną oczywistością, ale zależy od naszych podstawowych przekonań, które można by nazwać „metafizycznymi”. Albo, jak to zwięźle ujął niedawno zmarły papież Benedykt XVI, „kiedy nie możemy rozpoznać prawdy o Bogu, to również prawda o tym, co jest dobre, a co złe, pozostaje dla nas niedostępna”.

A zatem jeśli pytanie o wystarczalność bycia „dobrym, uczciwym i sumiennym” zostaje postawione przez wierzącego katolika, który zastanawia się nad własnymi życiowymi priorytetami albo nad koniecznością dzielenia się swoją wiarą, odpowiedź jest zdecydowanie negatywna. Czasem jednak to samo pytanie zadawane jest w innym kontekście: może się za nim kryć zaniepokojenie losem tych, którzy nie mieli szans usłyszeć Ewangelii, poznać Chrystusa czy przyjąć chrztu. Wiemy bowiem, że bez wiary nie można się podobać Bogu, a zbawienie nie bierze się z samych dobrych uczynków.

Szansa na zbawienie

Pytamy jednak za św. Pawłem: „Jakże mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10, 14). Ktoś mógłby odpowiedzieć: trudno, część ludzi miała mniej szczęścia, nie mieli szans się zbawić; zamiast rozpaczać nad tym faktem postarajmy się sami nie zmarnować możliwości, która akurat nam została ofiarowana. Czy jednak w takiej sytuacji bylibyśmy jeszcze w stanie zachować wiarę w Boga, który jest nie tylko absolutną Wszechmocą, ale także Miłością i Mądrością? Czy powołanie do życia milionów ludzi, którzy – ze względu na brak dostępu do środków zbawczych – z góry byliby skazani na potępienie, nie zakrawa na jakiś ponury żart?

Minęło trochę czasu, zanim Kościół wprost wyraził naukę o możliwości zbawienia tych, którzy żyją poza jego widzialnymi granicami. Warto jednak podkreślić, że od początku było w nim obecne przekonanie, iż Bóg, którego tradycja wschodnia nazywa „Miłośnikiem ludzi” (grec. Filanthropos), nie może działać tak, jakby los Jego stworzeń wcale Go nie obchodził. Stąd już na drugim synodzie w Orange (529 r.), a następnie na synodzie w Walencji (855 r.) zgromadzeni biskupi podkreślili, że Bóg nie skazuje na potępienie nikogo, kto wcześniej z własnej winy nie odrzucił Jego pomocy bądź łaski. Co zatem z tymi, którzy łaski nie odrzucili, ale też nie spełnili podanych w Ewangelii warunków zbawienia? W soborowej Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium czytamy, że Opatrzność Boża nie odmawia koniecznej do zbawienia pomocy tym ludziom, którzy, choć nie doszli do wyraźnego poznania Boga, usiłują żyć uczciwie. „Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie” (nr 16). W tym sensie – z perspektywy tych, którzy pozostają w niezawinionej niewiedzy odnośnie do Ewangelii – bycie „dobrym, uczciwym i sumiennym” wystarcza do tego, by znaleźć się w niebie. Trzeba tu jednak wysunąć dwa bardzo ważne zastrzeżenia. Po pierwsze – choć nie mogą oni o tym wiedzieć, tym, co ich zbawia, jest nie ich własna „dobroć, uczciwość i sumienność”, ale tajemniczo działająca w ich życiu łaska: miłosierdzie Boże, które do nas dociera przez wiarę i sakramenty, a do nich inną, znaną jedynie Bogu, drogą. Po drugie – trudno sobie wyobrazić, że samo prawe i uczciwe życie (które w pewnych szczegółach może się znacząco różnić od życia prawdziwie świętego) ukształtuje ich tak, iż po śmierci będą od razu gotowi oglądać Boga twarzą w twarz. Potrzebne jest jeszcze jakieś przygotowanie, oczyszczenie analogiczne do czyśćca, ale z nim nietożsame. Niektórzy teologowie postulują, by w tym kontekście wrócić do nieco zapominanej, choć obecnej w Wyznaniu wiary prawdy o zstąpieniu Chrystusa do piekieł. Wbrew pierwszemu skojarzeniu mówi ona nie o tym, że Chrystus odwiedził piekło, ale o tym, że przyniósł zbawienie ludziom sprawiedliwym, którym nie dane było doczekać Jego przyjścia. Być może podobnie należałoby potraktować sytuację sprawiedliwych niechrześcijan, którzy żyją już „po Chrystusie”, ale bez własnej winy nie mogli Go poznać.

Autor jest teologiem fundamentalnym, wykładowcą Akademii Katolickiej w Warszawie.

2023-02-14 13:47

Ocena: +12 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara – sprawa osobista czy kościelna?

Nikt nie staje się wierzący sam z siebie. Nikt nie może też wytrwać w wierze o własnych siłach. Wiara, jeśli ma przenikać wszystkie dziedziny życia, potrzebuje spotkania – najpierw Boga z człowiekiem, potem człowieka z Bogiem.

Wielu ludzi wierzących uważa, że wiara jest jedynie osobistym aktem zaufania, ufnością pokładaną w Bogu. Gdy pytamy: czym jest dla ciebie wiara? – często słyszymy odpowiedzi w stylu: „wiara jest dla mnie czymś bardzo osobistym; każdy ma swoją wiarę, to jego prywatna sprawa”. Gdy jednak wiara zostaje wystawiona na próbę, wtedy dopiero następuje jej sprawdzian, pojawia się jej prawdziwe oblicze. To tak jak w tej zabawnej, trochę przerysowanej, choć bardzo wymownej historii, opisanej przez autorów popularnej Filozofii w żartach. Pewien mężczyzna wpadł do głębokiej jaskini i przeleciał przynajmniej kilkanaście metrów, zanim udało mu się złapać jakiś korzeń. Trzymając się go mocno, kiwając się na boki i czując, że zaczyna mu brakować sił, krzyczy: „czy jest tam kto?!”. Patrzy do góry, ale widzi tylko niebo. Woła rozpaczliwie, szukając ratunku: „pomocy, niech mi ktoś pomoże!”. A tu wciąż cisza. Nagle chmury się rozstępują i promień słońca spływa wprost do jaskini. I słychać potężny głos z nieba: „to ja, Bóg, puść korzeń, a ocalę cię”. Mężczyzna przerażony zastanawia się przez chwilę, a potem wrzeszczy: „czy jest tam ktoś jeszcze?!”. Kiedy nasze życie wisi na włosku – lub na korzeniu – zwykle mamy tendencję do odwoływania się do rozumu, własnych racji, własnego ja.
CZYTAJ DALEJ

UE/ KE o wirusie w Chinach: nie ma potrzeby przygotowywać się na nową pandemię

2025-01-08 15:05

[ TEMATY ]

Chiny

wirus

Adobe Stock

Rzeczniczka Komisji Europejskiej Eva Hrnczirzova poinformowała na konferencji w Brukseli, że obecnie KE nie widzi konieczności przygotowywania się na nową pandemię w związku z doniesieniami o gwałtownym wzroście zakażeń metapneumowirusem w Chinach.

"Mogę zapewnić, że obecnie nie ma potrzeby przygotowywania się na nową pandemię. Oczywiście jesteśmy świadomi doniesień medialnych i sytuacji w Chinach. Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) bardzo uważnie monitoruje sytuację” – powiedziała Hrnczirzova.
CZYTAJ DALEJ

Minister finansów Andrzej Domański opublikował oświadczenie

2025-01-08 18:39

[ TEMATY ]

finanse

PAP/Marcin Obara

Zwróciłem się do Państwowej Komisji Wyborczej o dokonanie wykładni uchwały dotyczącej wypłaty środków dla PiS, czyli wyjaśnienie wątpliwości co do jej treści – napisał w oświadczeniu opublikowanym w środę minister finansów Andrzej Domański.

„Jestem zobowiązany do wyjaśnienia wszystkich wątpliwości prawnych przed wykonaniem uchwały PKW. W Ministerstwie Finansów przeprowadzone zostały szczegółowe analizy prawne, zmierzające do określenia obowiązków Ministra Finansów, wynikających z rzeczonej uchwały PKW i pozwalających na ich niezwłoczne wykonanie” – napisał Domański w oświadczeniu.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję