Reklama

Wiara

Nie bójmy się spowiedzi

Po co nam spowiedź? Dlaczego Kościół przywiązuje do tego sakramentu tak dużą wagę? Wreszcie – czy spowiedź może odmienić życie? Pytamy o. Bartłomieja Hućkę, jezuitę.

Niedziela Ogólnopolska 13/2023, str. 8-11

[ TEMATY ]

spowiedź

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Woynarowska: Część z nas unika konfesjonału, idzie do spowiedzi, jak musi – bo chrzest, ślub, pogrzeb, jakaś uroczystość rodzinna. Skąd się bierze ten lęk przed spowiedzią?

O. Bartłomiej Hućko: Myślę, że pochodzi z wielu źródeł. Jednym z najważniejszych jest brak życia duchowego, a prowadzenie życia raczej „pobożnego”.

To źle?

W życiu pobożnym bardziej odnosimy się do powinności, obowiązku, a nie do relacji osobowej z Panem Bogiem. Wtedy umyka nam moment spotkania z Bogiem żywym, który jest przebaczający, wyrozumiały, kochający – po prostu jest Rodzicem. Jeśli nie mamy takiego doświadczenia, wtedy pojawiają się trudności widoczne najbardziej właśnie w sakramencie pojednania. Pochodzą one z wykrzywionego w jakiś sposób obrazu Pana Boga...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Czyli pobożnościowe podejście do spowiedzi skutkuje tym, że spełniam nakazane przez Kościół formy, ale one nie są wypełnione głębszą treścią? Stąd ten stres?

Stres bierze się w tym przypadku z zapomnienia o tym, że wyznaję moje słabości Komuś, kto chce mnie ocalić, uratować mi życie. Staję przecież przed Kimś, kto stoi po mojej stronie. Zamiast tego niektórzy wymieniają grzechy tak, jakby stali przed sądem, mieli się przed Bogiem usprawiedliwiać. Czyli nie Chrystus mnie usprawiedliwia, tylko ja muszę się przed Nim usprawiedliwiać i wybronić. Taka jest mentalność człowieka pobożnego. W takiej logice żył człowiek starotestamentalny – muszę wypełnić nakazy, muszę przynieść dar, muszę złożyć ofiarę i może wtedy Bóg stanie się bardziej przychylny.

Jak często powinno się chodzić do spowiedzi? Formalnie wiadomo: przynajmniej raz w roku, choć to raczej nisko zawieszona poprzeczka...

Nie nazwałbym tego nisko zawieszoną poprzeczką. W moim przekonaniu, jest odwrotnie. W dawnych wiekach sakrament pojednania odbywano raz w życiu albo kilka razy w życiu, przy okazji największych uroczystości czy w związku z istotnymi przełomami na drodze życia. Sformułowaniem: „przynajmniej raz w roku”, Kościół wysyła nam dwa sygnały. Pierwszy – że praktyka sakramentu pojednania ma być praktyką głęboko duchową, czyli spowiadamy się nie dla liczby czy częstotliwości spowiedzi, ale dla jakości relacji z Panem Bogiem. Drugi sygnał – ta podpowiedź, by przynajmniej raz w roku przeżyć taki moment szczerości – pokazuje, że Kościół daje nam ogromną wolność: nie narzuca nam niczego, przeciwnie – daje nam limes, ten najdalej wysunięty punkt, którego przekraczanie jest już niebezpieczne. Gdy wyjdziemy poza te granice, to warto postawić sobie zasadnicze pytania: czy jeszcze jestem w Kościele, we wspólnocie uczniów Pana, czy jeszcze jestem w relacji z Panem Bogiem? Kościół zawsze będzie w pierwszym rzędzie dbał o jakość tej relacji, a nie o to, by pomnażać pewne praktyki.

Reklama

Czyli jak często należy się spowiadać, żeby jakość tej relacji podtrzymać?

To kwestia osobistego rozeznania. Zostawmy tu wolność, jaką dają wielowiekowa mądrość i praktyka Kościoła katolickiego.

A jeśli u mnie z rozeznawaniem kiepsko, bo sumienie niewiele mi wyrzuca? Żyję szybko, pracuję dużo, mam rodzinę... A nikogo nie zabiłam, nie okradłam, nie oszukałam...

To jest życie, w którego centrum jestem ja i mój grzech. Życie chrześcijańskie natomiast z samej definicji stawia w środku Chrystusa. Bo Bogu nasze grzechy nie przeszkadzają...

Bogu nasze grzechy nie przeszkadzają...?

Popatrzmy na tę kwestię w prawdzie. Panu Bogu, żeby przez nas działał, nasze grzechy nie przeszkadzają. One ranią nas samych, innych ludzi – nawet tych, których przecież kochamy i szanujemy, niszczą relacje z otoczeniem. Sakrament pojednania służy głębokiemu spojrzeniu w siebie i za siebie, retrospekcji. Spowiedź nie może nas jednak koncentrować na grzechu. Chodzi nie o to, byśmy żyli skupieni na swoich słabościach, ale byśmy pilnowali relacji z Chrystusem.

Reklama

Spowiedź zakłada m.in. poprawę. A większość z nas przychodzi do konfesjonału z tym samym zestawem grzechów. Aż rodzi się refleksja: czy to nie kpina z sakramentu, z Pana Boga?

Takie podejście i spojrzenie może wskazywać na pewną niecierpliwość, odsłania raczej brak pokory, a także może świadczyć o perfekcjonizmie. Mam być idealny/idealna... Nie w takiej logice funkcjonuje człowiek duchowy, pozostający w relacji z Panem Bogiem. Święty Paweł napisał, że Bóg zostawił mu oścień – miejsce, w którym mierzył się z trudami codziennego życia; a z drugiej strony – było to miejsce, które nie pozwalało Apostołowi Narodów na „odklejenie się” od rzeczywistości. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i świat jest taki, jaki jest – to trzeba przyjąć jako punkt wyjścia. Wolność to życie w przestrzeni możliwości, a często także pokus. Co zrobić? Prosić Boga, by mnie wewnętrznie jednał. Sakrament pojednania, jak sama nazwa wskazuje, dotyczy pojednania. Chodzi w nim nie o to, by wyprostował wszystkie nasze wewnętrzne zagwozdki i zapętlenia, tylko o to, by znaleźć moment pojednania z Panem i ze sobą samym.

A co w sytuacji, gdy nie mogę się uwolnić od poczucia winy i nawet jeśli kolejny raz dostaję rozgrzeszenie, to jakoś nie mogę uwierzyć, że Bóg mi przebaczył? Sumienie stale wyrzuca mi tamtą sprawę...

Sakrament pojednania zamyka wszystko, co już za nami. Jeśli ktoś w to wątpi, to nosi w sobie nieprawdziwy obraz Pana Boga. Bo Bóg – powtarzam – nie ma problemu z moimi grzechami czy słabościami – to ja mam z nimi problem. A z każdej takiej wątpliwości natychmiast skorzysta nasz nieprzyjaciel. Pojawi się w momencie, gdy po pojednaniu z Bogiem chcemy zmienić nasze życie na lepsze. Pojawi się właśnie w wątpliwościach takiej natury. Będzie chciał wywołać w nas wewnętrzny chaos. Będzie wracał stale do tego, co za nami, żeby nas rozżalać i wprowadzać w lęki. Wewnętrzne skrupuły dają złemu duchowi możliwość bardzo szerokiej manipulacji nami – wracanie do zamkniętej już przeszłości, rozpamiętywanie błędnych decyzji, na które nie mamy już wpływu... Nie zapominajmy więc, że sakrament pojednania wprowadza nas w nowe rozdanie w relacji z Panem Jezusem i drugim człowiekiem, ale konsekwencje grzechu zostają, a więc rany, nieufności, trudy.

Reklama

Zarówno każde dobro, jak i każde zło mają swoje konsekwencje...

A o tym często zapominamy. Mamy nawet pretensje do Pana Boga, że konsekwencje naszych czynów nie znikają po spowiedzi. I nie znikną. Dlatego Kościół tak prosi, żebyśmy nie wybierali w życiu zła. Żebyśmy nie wchodzili świadomie w śmierć – zło – grzech. Grzech zawsze rzuca długi cień, to mogą być zranienia, które zostają z nami latami.

A wracając do pytania: osobie, która zmaga się z takim problem, radziłbym wybrać jednego spowiednika. Jeśli za każdym razem jest to inny kapłan, to ta sytuacja może trwać i trwać, a nawet zakończyć się większym cierpieniem. Myślę, że pozostanie przy jednym rozsądnym spowiedniku to szansa na spokojne wyprowadzenie tej osoby z dręczącego ją stanu ducha.

Bywa, że pojawiają się wstyd, trudność z mówieniem w konfesjonale o pewnych sprawach... Czy są sposoby na pokonanie tego paraliżującego uczucia?

To, co na pewno pomaga w takich sytuacjach, to postawa szafarza sakramentu. Bo to od szafarza zależy, jaką zbuduje przestrzeń, jaki klimat do tej pogłębionej rozmowy. I tu nie uciekniemy od kwestii wrażliwości szafarzy sakramentu, ich formacji, cierpliwości i wszystkich innych cech, które wspierają taką komunikację. Dlatego gdy stres, wstyd kogoś niemal paraliżują, radziłbym poszukać odpowiedniego spowiednika.

Reklama

A jak można go rozpoznać?

Proszę zwracać uwagę, jak kapłan sprawuje Eucharystię – czy z wyraźnym oddaniem, namaszczeniem, z dużym pochyleniem się nad sprawowaną Tajemnicą. Jak podchodzi do głoszenia słowa Bożego, co i w jakim kierunku przepowiada. I wreszcie, jak traktuje człowieka w bezpośrednich relacjach. Tylko tak rozpoznamy dobrego szafarza sakramentu. Dlatego Kościół zostawia penitentowi spore pole manewru – nie nakazuje: masz się spowiadać u tego czy innego kapłana. Szukaj, wybieraj roztropnie. Ludzie potrafią jechać spory szmat drogi do dobrego doradcy finansowego, prawnika, lekarza czy dentysty. A jeśli szukamy kogoś, kto miałby sensownie poprowadzić nas duchowo, to jakoś tak łatwo odpuszczamy temat i godzimy się na przeciętność...

Wrócę na chwilę do poprzedniego pytania. O co spowiednik może pytać, jeśli chodzi o kwestie intymne? Czy zainteresowanie powinno wynikać z tego, co mówię? Kiedy powinna się zapalić czerwona lampka, że jakaś granica jest przekraczana?

Uważam, że nadmierne wypytywanie ze strony spowiednika powinno lekko zaniepokoić. W takiej sytuacji warto zapytać, w jakim celu potrzebuje on takiego doprecyzowania. W sprawowaniu tego sakramentu praktykuje się raczej słuchanie. Odnosimy się do tego, co jest mówione – nie prowadzimy jakiejś formy przesłuchania. Czasem jednak są sytuacje, które wymagają kolejnych pytań. Wtedy dobrze, gdy spowiednik wyjaśni, że czegoś nie rozumie, że sformułowanie użyte przez penitenta jest zbyt ogólne, niejasne, i tak dalej... I penitent powinien odpowiedzieć, ale według swojej wrażliwości, na tyle, na ile chce pokazać ten problem. Tu chodzi nie o kwestie kłamstwa, ale o wrażliwość człowieka. Jeśli ktoś przychodzi do konfesjonału i odsłania trudne dla niego sprawy, to już wystarczająco dużo go to kosztuje. Pokazuje w ten sposób sporo dobrej woli. Czasem jednak może nie umieć albo nie być jeszcze gotowy, żeby o wszystkim szczegółowo mówić, zwłaszcza gdy ta sytuacja była dla niego trudna lub mocno go zraniła.

Reklama

Ksiądz Piotr Pawlukiewicz mawiał, że dobrą spowiedź poznaje się po tym, iż człowiek po odejściu od konfesjonału ma ochotę tańczyć ze szczęścia... To zapewne kwestia nie tylko mądrego spowiednika, ale także przygotowania penitenta. Jak się dobrze przygotować do spowiedzi? Pięć minut przed spowiedzią, gdy się już stoi w kolejce, pewnie nie wystarczy?

To pytanie jest kluczowe! Bo jakże często idziemy do spowiedzi wprost z ulicy, tak między zakupami a odebraniem dziecka ze szkoły. Taka spowiedź w przelocie może mieć niską jakość, wtedy mówi się w konfesjonale takie... wyświechtane ogólniki. Dobre przygotowanie do tego sakramentu znacznie tę jakość podwyższa, staje się doświadczeniem Boga żywego. Oczywiście, zachęcam przy tej okazji do sprawdzonych od wieków metod ignacjańskich: to stały, regularny kontakt ze słowem Bożym oraz kontakt z samym sobą. Święty Ignacy nazywał to badaniem swojego wnętrza (ignacjański rachunek sumienia). Czyńmy to regularnie, daj Boże codziennie – wtedy zobaczymy, że nie ma problemu z przygotowaniem się do spowiedzi i intuicje pokażą się same...

Mniej będzie też problemów w codziennym życiu.

Tak, gdyż miejsca, w których kocham, i sytuacje, w których po prostu nie kocham, widać jak na dłoni. Tu zachowałem się jak egoista, ale tu potrafiłem przekroczyć samego siebie – i od razu to widzę... Radzę natomiast unikać gotowych rachunków sumienia, dostępnych np. w internecie. One wiele rzeczy sugerują, wyszukują grzechy na siłę. To nigdy nas nie rozwinie, a bardzo często wprowadzi w ogromne skrupuły i lęki. I jest bardzo niebezpieczne, gdyż infantylizuje wiarę, zabija relację. Z kolei bardzo gorąco zachęcam do rachunku sumienia w oparciu o Pismo Święte. Otwórzmy jakiś psalm, listy apostolskie czy chociażby Pawłowy Hymn o miłości... Pogłębiony rachunek sumienia jest wspaniałym narzędziem w rozwoju naszej wrażliwości, nie spłycajmy go wyliczanką grzechów. A pytanie Chrystusa jest ciągle jedno: jak kochasz? Gdzie jest twoja miłość? Na jakim etapie rozwoju duchowego jesteś?

Na jakim etapie jestem... hmm. Pora na pytanie o spowiedź generalną. Czy ma ona sens dla osoby, która regularnie chodzi do spowiedzi? Bo to trochę tak, jakby ta zwyczajna spowiedź była nie dość dobra...

Spowiedź generalna jest niezwykle owocna i potrzebna w dwóch przypadkach: żeby zamknąć jakiś trudny etap życia – najczęściej chodzi o nawrócenia – albo gdy zaczynamy nowy czas w życiu: przyjęcie świeceń kapłańskich, wstąpienie do zakonu, chęć wejścia w związek małżeński, założenie rodziny itd. Ważnym powodem jest też rozwój duchowy – podczas takiej pogłębionej spowiedzi chcę zamknąć świadomie miniony czas i popatrzeć na niego całościowo i w szerszej perspektywie. Taka praktyka dobrze spina w całość dłuższe okresy życia. Widzę to często podczas rekolekcji – ludzie chcą w sakramencie pojednania zamknąć ostatni rok, 2 lata, 5 lat. Podkreślam jednak – taka potrzeba musi być wynikiem chęci rozwoju duchowego, a nie być oparta na lękach czy postawach nerwicowych, skrupulanckich.

Spowiedź leczy duszę, czyli ma działanie terapeutyczne.

Tak, sakrament pojednania ma również ten wymiar. Proszę jednak zauważyć, że sakrament pojednania służy nade wszystko jednej sprawie: otwiera nam drogę do pełnego uczestniczenia we Mszy św. To nie spowiedź jest w centrum życia chrześcijanina, ale Eucharystia. Żebyśmy tych kategorii nie mylili, bo wtedy łatwo pomylić życie, w którego centrum stają grzech, egoizmy, słabości i ja, z życiem, którego centrum jest sam Jezus Chrystus, Jego miłość i karmiąca łaska.

O. Barłomiej Hućko - jezuita, rekolekcjonista, duszpasterz małżeństw i młodzieży. Prowadzi projekty na bazie Ćwiczeń duchowych w Polsce i za granicą. Na co dzień pracuje w Centrum Duchowości Ignacjańskiej w Częstochowie.

2023-03-20 20:48

Oceń: +16 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Spowiedź czy psychoterapia

[ TEMATY ]

wiara

spowiedź

BOŻENA SZTAJNER

Coraz wyraźniej widoczne są dzisiaj tendencje do dłuższych i „głębszych” spowiedzi. To zresztą dzisiaj swego rodzaju moda. Ludzie wychodzą poza sztampę i chętnie spowiadają się poza Mszą św., co widać choćby po kolejkach, jakie ustawiają się do konfesjonałów w kościołach, w których są cało-dzienne dyżury. Ale nawet taka spowiedź nie jest formą ani namiastką terapii. Podobnie jak wyznawa-nie grzechów u stałego spowiednika.
Dzisiaj istnieje coraz większe zapotrzebowanie na łączenie duchowości i psychologii. Ale czym innym jest spowiedź, a czym innym psychoterapia.

Gdy trzydziestoletnia Anna zabiła swoje nienarodzone dziecko, za wszelką cenę starała się o tym nie myśleć, nie mówić, nie wspominać. Ale coraz częściej dręczyły ją nocne koszmary. Nie mogła jeść, śmiać się, normalnie funkcjonować. Aż w końcu trafiła do spowiedzi. Przez dwie godziny nie mogła wydusić z siebie ani jednego pełnego zdania. Wyznania przerywał szloch. Rozgrzeszenie otrzymała. Jednak problemy się nie skończyły. Psychosomatyka dawała o sobie znać, objawy syndromu poaborcyjnego nie ustępowały. Nie mogła się wyzwolić z poczucia winy. Doszło do tego, że co dwa tygodnie klękała przy kratkach konfesjonału. I za każdym razem na pierwszym miejscu powtarzała ten sam grzech: aborcję. Aż w końcu jeden ze spowiedników, dominikanin, zaproponował jej terapię. I tak naprawdę od wizyty w gabinecie terapeuty zaczęło się dla niej nowe życie. Psychoterapia przełamała barierę. Pozwoliła wniknąć w głąb siebie, zobaczyć, dlaczego doszło do takiej tragedii; pomogła przeżyć żałobę, nazwać swoje nienarodzone dziecko, symbolicznie je pochować i nauczyć się z tym wszystkim żyć dalej. – Trwało to wprawdzie dwa lata, ale było warto – mówi kobieta.
CZYTAJ DALEJ

1/3 Korsykanów wybiera się na spotkanie z papieżem

2024-12-14 12:09

[ TEMATY ]

tradycja

papież Franciszek

Korsyka

Adobe Stock

Korsyka

Korsyka

120 tys. Korsykanów, czyli co trzeci mieszkaniec wyspy wybiera się jutro na spotkanie z Ojcem Świętym. Specjalnie dla niego przygotowano Granitulę, czyli tradycyjną procesję organizowaną przez liczne na wyspie bractwa. Pobożność ludowa to bowiem główna siła napędowa korsykańskiego katolicyzmu. Bractwa przeżywają tam dynamiczny rozkwit. Garnie się do nich wielu młodych. W większości przychodzą jako niewierzący i to właśnie w tym środowisku, dzięki dawnym tradycjom odkrywają wiarę.

Dziesiątki mężczyzn ubranych w peleryny, niosących ciężkie krzyże, figurę swojego świętego lub sztandar bractwa. Tym właśnie jest Granitula, rozśpiewana i wijąca się w spirale korsykańska procesja urządzana zazwyczaj w Wielkim Tygodniu. Organizują je lokalne bractwa, niektóre bardzo stare, istniejące już od średniowiecza. W XX w. w społeczeństwie korsykańskim zaszły radykalne zmiany. Ludność została zdziesiątkowana przez dwie światowe wojny, Korsykanie porzucili wiejski styl życia. W konsekwencji zaczęły też zanikać wielowiekowe tradycje.
CZYTAJ DALEJ

List prezydenta Dudy do abp Galbasa. Jest zapewnienie o wsparciu

2024-12-14 15:40

[ TEMATY ]

Prezydent Andrzej Duda

Abp Adrian Galbas

metropolita warszawski

PAP

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent RP Andrzej Duda w liście do nowego metropolity warszawskiego odczytanym po liturgii zapewnił o swoim wsparciu "dla inicjatyw, które przyczynią się do wzajemnego zrozumienia ludzi i narodów".

Nawiązując do biskupiego zawołania abp. Galbasa "Pax Christi" (Pokój Chrystusa) prezydent Duda wskazał, że przybywa arcybiskup "do stolicy kraju, w której pokój jest na ustach wszystkich zatroskanych o losy naszego kraju, regionu, Europy i świata". "Mury tej świątyni noszą w sobie szczególny zapis wysiłków pokoleń spragnionych i bezpieczeństwa" - dodał.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję