Kto z nas nie pamięta z dzieciństwa czasu beztroskich zabaw na podwórku... Nasza pomysłowość nie miała granic, a grono rówieśników, z którymi skrzykiwaliśmy się do wyjścia na dwór z jednego tylko bloku, liczyło często kilkanaścioro dzieciaków. Dziś, jeśli w ogóle się widzi kilkoro wspólnie bawiących się na podwórku dzieci, to są to zwykle dzieci uchodźców z Ukrainy, którzy znaleźli w Polsce czasowe schronienie. I nie jest to jedynie wynik tego, że mali Polacy wolą spędzać czas w domu przed komputerem albo jeżdżą z jednych zajęć dodatkowych na drugie. W moim liczącym blisko czterdzieści mieszkań bloku, w którym żyje zdecydowana większość ludzi w wieku prokreacyjnym, mieszkają jedna nastolatka i dwoje dzieci w wieku szkolnym. W domach obok jest podobnie albo jeszcze gorzej.
Reklama
Demografowie biją na alarm – w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w listopadzie 2022 r. na świat przyszło zaledwie 23 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia II wojny światowej. Obniża się także współczynnik dzietności w Polsce. Szansa na to, że będzie lepiej, też jest niewielka, bo Polki coraz rzadziej i coraz później decydują się na posiadanie potomstwa. Niedawne badania przeprowadzone przez CBOS wykazały, że jedynie 32% kobiet w wieku 18-45 lat planuje dzieci w bliższej lub dalszej perspektywie, a 68% nie ma takich planów ani bliższych, ani dalszych. Nie ma już zastępowalności pokoleń, a jak wieszczą najbardziej pesymistyczne prognozy – w dłuższej perspektywie zagrożone jest nawet istnienie naszego narodu (w ubiegłym roku liczba ludności Polski zmniejszyła się o ponad 140 tys. obywateli).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„W latach 2002-03 urodziła się – pomijam lata pandemii COVID-19 – najniższa liczba dzieci: nieco ponad 350 tys.” – dzieli się w rozmowie z Niedzielą dr hab. Piotr Szukalski, demograf i socjolog, członek Rządowej Rady Ludnościowej i Rady ds. Polityki Senioralnej. „Tamte dzieci (...) za 10 lat będą mieć około trzydziestki – najlepszy czas, charakteryzujący się największą gotowością do posiadania potomstwa. Po prostu w nadchodzących latach będziemy widzieć coraz mniejszą liczbę kobiet w wieku 25-35 lat – najlepszym dziś w Polsce do rodzenia dzieci. Już chociażby to pokazuje, że dzieci będzie mniej niż 20 czy 50 lat temu” – prognozuje dalej (str. 8-11).
Te niepokojące tendencje miał odwrócić rządowy program „Rodzina 500 plus”, jednak tak się nie stało. Nastąpił wprawdzie chwilowy wzrost liczby urodzin, ale wiązał się on jedynie z przyspieszeniem decyzji o urodzeniu drugiego czy trzeciego zaplanowanego wcześniej dziecka z obawy o to, czy następne władze nie zrezygnują z płacenia tego świadczenia.
Fatalne skutki dla dzietności Polaków miała pandemia COVID-19, a kiedy wydawało się, że w końcu możemy zapomnieć o niej i o lękach z nią związanych i wrócić do normalności, na horyzoncie pojawił się kolejny kryzys społeczny – wojna w Ukrainie, która przyniosła lęk o bezpieczeństwo i kryzys gospodarczy, które również negatywnie wpłynęły na decyzje dotyczące posiadania dzieci. Poza tymi obiektywnymi czynnikami są jeszcze kolejne, które wpływają na nasze wybory, a których nie chcemy zauważyć – zmiany mentalne zachodzące w społeczeństwie i coraz powszechniej panujący egocentryzm. Coraz częściej zamiast dziecka wybieramy karierę i wygodne, poukładane misternie życie – dzieci to przecież nieprzespane noce, obowiązki i finansowe obciążenie na długie lata. Tymczasem Jan Paweł II napisał w Autobiografii: „Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta”. Czy naprawdę chcemy pozbawić się nadziei i przyszłości?